Chłopak nie wyglądał na swoje dwadzieścia jeden lat, był bardzo chudy, sama skóra i kości, z widocznymi na przedramionach żyłami. Miał długie, jasne, kręcone włosy i niebieskie oczy. Sędzia obserwował chłopaka, gdy strażnik prowadził go, trzymając za przedramię, do ławy oskarżonych i ocenił, że jest bardzo zdenerwowany. Ciekawe dlaczego, zastanawiał się. W aktach przeczytał, że chłopak przyznał się do zarzucanego mu czynu, a to oznaczało, że największy procesowy dylemat miał już za sobą, bo na ogół najbardziej zdenerwowani byli ci, którzy nie wiedzieli, jaką decyzję podjąć przed sądem: czy przyznać się i wyrazić skruchę, czy zaprzeczać wszystkiemu, licząc, że w jakiś cudowny sposób uda im się uniknąć skazania.
Chłopak wyglądał sympatycznie, miał szczere, bystre oczy. Uczył się, nie był nigdy karany, miał świetną opinię i studiował na trzecim roku. Z takim życiorysem, dlaczego on to zrobił, zastanawiał się sędzia. Miał nawet pracę na pół etatu. Co go podkusiło, żeby dokonać kradzieży?
– Proszę rozkuć oskarżonego – polecił strażnikowi.
Teraz, gdy chłopcu uwolniono ręce, widać było, jak się trzęsie. Przez moment sędziemu aż zrobił się go żal. Po chwili wróciła jednak zawodowa czujność. Jeśli był tak przerażony, to być może miał coś więcej na sumieniu niż tylko tę kradzież. Jednak nic takiego nie wynikało z zebranych dowodów. Sędzia postanowił, że będzie go uważnie obserwował przez całą rozprawę. Była punktualnie dziewiąta, a więc mógł zaczynać.
– Witam państwa, rozpoczynamy dzisiejszą sesję sądu. Zostanie rozpoznana sprawa oskarżonego Andrzeja Rysińskiego. Panie prokuratorze, proszę o odczytanie zarzutów.
– Oskarżam Andrzeja Rysińskiego o to, że w dniu 16 lipca 2023 r. w Warszawie – oskarżyciel mówił niskim, donośnym głosem – po wybiciu szyby w sklepie odzieżowym przy ul. Jasnej 1 skradł z wystawy dwie pary jeansów marki Esprit, bluzę jeansową oraz kurtkę marki Polo o łącznej wartości 2230 zł, a następnie zbiegł z miejsca zdarzenia. To jest o kradzież z włamaniem.
– Dziękuję, panie prokuraturze. Oskarżony, proszę wstać. Czy przyznaje się pan do winy? – teraz zwracał się do chłopaka.
Chłopak zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie zapanować nad drżeniem rąk. By je uspokoić, próbował je oprzeć na drewnianej ławie, a gdy to nie pomogło, niezdarnie schował je za siebie.
– Tak, przyznaję się. – Kilkakrotnie kiwnął głową, jakby w ten sposób chciał podkreślić wagę tych słów.
– Oskarżony może składać wyjaśnienia lub odmówić ich składania – poinstruował go sędzia.
– Będę składał.
– Słucham pana.
– Przyznaję się. To był jakiś impuls, coś zupełnie nieprzemyślanego, to przyszło tak nagle, nie wiem, jak to się stało, to wydarzyło się jakby poza mną. Jest mi tak bardzo głupio i przykro, nigdy w życiu niczego nie ukradłem, ja nawet nie zrobiłem w życiu nic niedozwolonego. Bardzo przepraszam i obiecuję, że nic takiego już nigdy nie zrobię. Oczywiście zwrócę równowartość tych wszystkich rzeczy i zapłacę za szyby. – Po złożeniu tego oświadczenia chłopak zamilkł. Przez te krótkie chwile, gdy oskarżony mówił, sędzia bacznie go obserwował. Przygotowując się do swojego zawodu, czytał różnego rodzaju poradniki i znał kilkanaście charakterystycznych zachowań ludzkiego ciała, po których można było poznać, że ktoś kłamie. U chłopca zaobserwował dziewięćdziesiąt sześć procent znanych sobie cech. Do tego chłopak miał przyśpieszone tętno, oddychał ciężko, a na jego skórze pojawiły się kropelki potu. Dla sędziego było jasne, że chłopak kłamie. To jednak odbiegało od znanego sędziemu z doświadczenia schematu. Zawsze kłamali ci, którzy byli winni, ale zdecydowali nie przyznawać się do winy. W tym przypadku chłopak się przyznawał, a to by oznaczało, że jeśli kłamał, to był niewinny. W takim razie, po co by się przyznawał? To nie miało żadnego sensu. Sędzia poczuł zdenerwowanie, zawsze je czuł, gdy czegoś nie rozumiał. Postanowił wziąć chłopaka w krzyżowy ogień pytań, jednak zgodnie z procedurą prawo do zadawania pytań przysługiwało najpierw stronom.
– Czy oskarżony będzie odpowiadał na pytania? – upewnił się.
– Tak, proszę sądu.
– Pan pierwszy, panie prokuratorze.
Oskarżyciel sięgnął do podręcznych akt, z których wyjął duże zdjęcie zrobione kamerą monitorującą ulice, dzięki któremu to nagraniu udało się zidentyfikować sprawcę kradzieży.
– Czy rozpoznaje pan mężczyznę na zdjęciu?
– Tak, to ja chwilę po wybiciu szyby.
– Czy identyfikuje pan rzeczy na wystawie?
– Tak, to są te ubrania opisane w zarzucie, które ukradłem.
– Dziękuję, proszę sądu, to wszystko. Myślę, że po tych wyjaśnieniach nie ma wątpliwości co do winy oskarżonego – zakończył prokurator.
– Pani mecenas, czy ma pani jakieś pytania? – sędzia zwrócił się do obrończyni oskarżonego. Sędzia kontem oka obserwował panią mecenas i ocenił, że przypominała sprintera w blokach startowych, niecierpliwie czekającego na sygnał do startu.
– Tak, wysoki sądzie, mam kilka. Proszę powiedzieć, czym zbił pan szybę?
– Nie pamiętam, coś leżało na chodniku, więc to podniosłem i rzuciłem.
– Która była wtedy godzina?
– Nie pamiętam.
– A jak był pan wtedy ubrany?
– Jakoś normalnie: w spodnie, buty, koszulę.
– Ale jakie?
– Nie pamiętam.
Sędzia widział, że jego lista pytań się skraca, bo planował zadać większość tych, które zadawała w tej chwili obrończyni oskarżonego.
– Dlaczego pan chce zapłacić za ukradzione rzeczy, zamiast oddać to, co pan ukradł?
– Bo wydaje mi się, że tak będzie uczciwiej.
– A co pan zrobił z ukradzionymi rzeczami?
– Nie wiem, zapomniałem, co się z nimi stało.
– Czy pan wie, w jaki sposób pan został zatrzymany?
– Wiem – potwierdził chłopak. – Moja twarz nagrała się na monitoringu, ze zdjęcia rozpoznał mnie dzielnicowy i zostałem zatrzymany. Jak pokazano mi zdjęcie, od razu przyznałem się do winy.
– To wszystko, wysoki sądzie – oświadczyła pani mecenas.
Sędzia zadał oskarżonemu kilka pytań, które pozostały z jego listy. Na żadne z nich oskarżony również nie potrafił odpowiedzieć, zasłaniając się niepamięcią. Następnie przesłuchano świadków, którzy niewiele wnosili do sprawy: właściciela sklepu, który potwierdził wartość skradzionych towarów oraz dzielnicowego, który rozpoznał chłopaka na zdjęciu i który wobec niego od razu po zatrzymaniu przyznał się do popełnienia kradzieży.
– Czy są jakieś inne wnioski dowodowe?
– Tak – odezwała się obrończyni, która w czasie przesłuchiwania świadków czegoś usilnie poszukiwała w Internecie, dokonując wydruków. – Chciałam zgłosić dowód z dokumentów w postaci kopii z akt stanu cywilnego oraz kilku zdjęć.
– Na jaką okoliczność? – zainteresował się sędzia.
– Jeżeli sąd pozwoli, wyjaśnię to w przemówieniu końcowym.
– Nie mogę się doczekać, pani mecenas. Wobec wyczerpania materiału dowodowego przedstawionego przez prokuraturę i braku innych wniosków, zamykam rozprawę. Panie prokuratorze, ma pan głos.
Przemówienie oskarżyciela było krótkie. Oświadczył, że wina oskarżonego nie może budzić żadnych wątpliwości, bo całe zdarzenie zostało utrwalone przez kamerę i nagranie nie pozostawia wątpliwości, że to oskarżony dopuścił się tego czynu. Co najważniejsze, nie budzi to wątpliwości samego oskarżonego, który się przyznał. Oskarżyciel zakończył swoje przemówienie stwierdzeniem, że jeszcze nigdy nie miał tak udokumentowanej dowodowo sprawy i wskazując na niskie pobudki działania oskarżonego, zażądał dla niego roku pozbawienia wolności. Nadszedł czas na ripostę obrony.
– Pan prokurator w swojej mowie oskarżycielskiej powołuje się jako na główny dowód na przyznanie się oskarżonego do winy. Zapomniał tylko o jednym: że już od bardzo dawna przyznanie się oskarżonego nie jest traktowane jako korona dowodów. Oskarżony może mieć bardzo różne powody, by kłamać i obciążać się samemu winą. W swoim wystąpieniu będę starała się przekonać sąd, że taka sytuacja miała w tym przypadku miejsce.
Obrończyni rozpoczęła od omówienia dotychczasowej postawy życiowej oskarżonego, wskazując, że była ona nienaganna i w żaden sposób niekorespondująca z przypisywanym oskarżonemu w zarzucie zachowaniem. Dalej przeszła do niespotykanej z punktu widzenia psychologicznego sytuacji. Oskarżony niczego nie pamięta z przypisywanego mu czynu, czego powodem, jak oceniła, nie może być pamięć oskarżonego, gdyż jako student miał same najlepsze oceny, lecz to, że nie brał udziału w tym zdarzeniu. Dlatego nie zna odpowiedzi na wiele z zadawanych pytań. Po tym wstępie obrończyni ze swadą przeszła do wyjaśniania, dlaczego oskarżony przyznał się do czegoś, czego nie zrobił, a obraz z kamery monitoringowej wskazuje, że on jest sprawcą, mimo że nie jest to prawdą.
– Jak sąd zauważył w złożonych dokumentach stanu cywilnego, o cel złożenia których sąd wcześniej mnie pytał, oskarżony ma brata. Obaj urodzili się tego samego dnia i jako bliźniacy jednojajowi są identyczni. Na dowód tego składam fotografie Jana Rysińskiego wydrukowane z jego Facebooka. Mężczyźni są nie do odróżnienia. Różni ich jednak to, że brat oskarżonego był trzykrotnie karany i gdyby został uznany za winnego, przy recydywie groziłaby mu wieloletnia kara pozbawienia wolności. Z tego powodu oskarżony, zdając sobie sprawę, że sam dostanie karę w zawieszeniu, zdecydował się wziąć winę na siebie. Ponieważ nie jest sprawcą, nie potrafił odpowiedzieć na żadne pytanie obrony. Nie potrafi, bo jego tam nie było. Co więcej, ze zdjęć brata oskarżonego na Facebooku wynika, że miał on identyczne ubranie jak to, które widać na monitoringu, zaś takiego ubrania nie znaleziono w czasie przeszukania u oskarżonego. Z tego powodu wnoszę o uniewinnienie oskarżonego od zarzucanego mu czynu.
Sędzia z uznaniem patrzył na panią mecenas. Jej słowa były powieleniem jego przemyśleń, do których doszedł w trakcie rozprawy.
– Co oskarżony ma do powiedzenia w ostatnim słowie? – zwrócił się do chłopca.
– To nieprawda, co ona powiedziała. Nie chcę takiego obrońcy i to ja ukradłem te rzeczy.
Sędzia z satysfakcją stwierdził, że zespół charakterystycznych cech dla osoby kłamiącej wzrósł w zachowaniu oskarżonego do dziewięćdziesięciu ośmiu procent.
Narada zajęła sędziemu kilka minut. Uzasadniając wyrok uniewinniający, przytoczył w większości argumenty użyte przez obrończynię, a następnie w ostrych słowach powiedział oskarżonemu, co myśli o próbach oszukiwania sądu i oznajmił mu, że w tym sądzie takie numery się nie udadzą, co kazał mu zapamiętać na przyszłość, nakazując opuścić salę rozpraw.
– Ciężki dzień sesyjny – zwrócił się sędzia do kolegów, gdy zostali sami.
– Tak – westchnął prokurator. – Dostałem zupełnie nieprzygotowaną sprawę, a nie mogąc obciążać honoru prokuratury, nie mogłem wycofać się z oskarżenia.
– Albo się nie zorientowałeś – zachichotała obrończyni.
– No co ty, od razu wiedziałem, że to nie on.
– Świetna mowa – pochwalił panią mecenas sędzia.
– Dziękuję, wysoki sądzie.
Na salę sądową wszedł woźny.
– O której jutro zaczynamy sesję? – spytał go sędzia.
– Jak zwykle o dziewiątej, panie sędzio, dziś chyba już czas na odpoczynek.
– Tak, to dobry pomysł – potwierdził sędzia.
Woźny podszedł do sędziego i wciskając guzik off, odłączył go od zasilania. Po chwili odłączył również komputer ze sztuczną inteligencją prokuratora i obrońcy. Do jutra mieli pozostać w uśpieniu, by poza sesją nie rozmawiali o sprawie, którą mieli rozstrzygnąć.
Woźny wrócił do pokoju socjalnego, gdzie przy kawie siedzieli strażnik i sprzątaczka.
– Ciekawa sprawa – ocenił strażnik.
– Tak, niecodzienna – potwierdził woźny.
– Ty byś go skazał jako sędzia? – zainteresował się strażnik.
– Jeśliby obrończyni nie złożyła tych dowodów, to chyba tak – przyznał woźny.
– Są lepsi od nas – westchnęła ze smutkiem sprzątaczka. – Pamiętam, że po audycie stwierdzono u ciebie piętnaście koma dwa procenta nieprawidłowych orzeczeń, a ten komputer nigdy nie popełnił żadnego błędu, dlatego zastąpiono cię maszyną.
– To prawda – przyznał woźny. – Ale on był jeszcze gorszy – wskazał na strażnika. – Audyt wykazał, że w trzydziestu dwóch procentach złożył w sądzie nietrafne akty oskarżenia.
– Miałem naciski przełożonych – przypomniał woźnemu strażnik. – A ty byłeś sędzią niezawisłym, mogłeś robić, co chciałeś.
– Ty utrzymałaś się najdłużej – woźny przypomniał sprzątaczce.
Po minie dziewczyny widać było, że trafił w jej czuły punkt, a na jej policzkach pokazały się łzy.
– Jeden raz nie doczytałam akt – zaszlochała. – Byłam wtedy piekielnie zmęczona, miałam gorączkę. Jeden raz nie dostrzegłam dowodu i audyt sztucznej inteligencji to wykrył. Odwoływałam się, ale Rada Adwokacka uznała, że popełniając błędy, nie daję stuprocentowej gwarancji obrony. Od kiedy Radę opanowały komputery, są bezlitosne.
Woźny ze strażnikiem pamiętali tę sprawę. Sprzątaczka była gwiazdą adwokatury. Na liście sukcesów miała liczne uniewinnienia w najgłośniejszych sprawach i tę jedną wpadkę. Maszyny były bezlitosne i eliminowały ich wszystkich. Były sędzia był z nich najstarszy i z jego roku z aplikacji nikt się już nie ostał, maszyny odstrzeliły wszystkich. Z aplikacji prokuratora oskarżał tylko jeden prokurator, ale tylko dlatego, że od dwóch lat był na zwolnieniu lekarskim. Sprzątaczka swój egzamin zdała z pierwszą lokatą i nie dała rady. Uprawnienia obrończe miała tylko jedna koleżanka na urlopie macierzyńskim. Żeby zachować uprawnienia, trzeba było mieć skuteczność dziewięćdziesiąt osiem i pół procenta. Jeden i pół procenta był granicą błędu i żadnemu z nich się nie udało. Woźnemu, kiedy dostrzegł, że sprzątaczka nadal płacze, zrobiło się jej żal.
– Miałaś po prostu pecha, ale pamiętam cię z sal sądowych, przemawiałaś dużo lepiej od swojej następczyni.
– Naprawdę tak myślisz? – uśmiechnęła się do niego.
– Naprawdę, byłaś fantastyczna i walczyłaś z takim sercem.
– One wcale nie są od nas lepsze – westchnęła dziewczyna. – To co, że mają kilka tysięcy razy większą pamięć od nas i zaprogramowane szybsze procesy myślowe. My za to mieliśmy serce. Zresztą, my cały czas panujemy nad nimi – próbowała się pocieszyć. – Bo to my je na koniec dnia włączamy i włączamy rano. To my panujemy nad nimi. My wprowadzamy do nich nowe dane. Bez nas by nic nie mogły zrobić. Bez nas wymiar sprawiedliwości nie mógłby istnieć.
– I do tego mają nasze głosy – przypomniał jej strażnik. – Mówią naszymi głosami, a to znaczy, że z nas, ludzi, jeszcze coś w wymiarze sprawiedliwości pozostało.