FelietonTelefon

Telefon

Karolina nie zamierzała zaakceptować kochanki swojego męża. To było w ich związku ciało obce, pojawiło się na chwilę i należało wyrwać je jak niechciany chwast, który rozplenił się w ogrodzie. Wiedziała, że im szybciej i skuteczniej to zrobi, tym będzie to z większym pożytkiem dla niej, a tym samym i dla jej męża.

Wychodziła z założenia, że im bardziej ona jest szczęśliwa, tym bardziej jej szczęście przechodzi na męża, a zatem, co było dobre dla niej, siłą rzeczy było dobre i dla niego. Jeśli kochanka nie była pożyteczna dla niego, to jej obowiązkiem jako żony było jak najszybsze się jej pozbycie. Przeczytała, że najlepszym sposobem pozbycia się kochanki męża jest zaprzyjaźnienie się z nią. Zaczęła sobie wyobrażać sytuacje, gdy nawiązuje z nią relację, nie ujawniając jej, że jest żoną Piotra, a następnie pod jakimś pozorem zaprasza ją do domu. Gdy rozmawiają w salonie, drzwi się otwierają i pojawia się w nich jej mąż.

Karolina oddałaby dużo za to, żeby móc zobaczyć jego minę, gdy wpatruje się przerażony w wybrankę swojego serca i zastanawia się, co ona, do diabła, tu robi. Na jego czole pojawiłyby się kropelki potu, ręce zaczęłyby mu drżeć, a głowę przeszywałoby pytanie, co zdążyła już opowiedzieć żonie. Musiałby sobie zadać pytanie, czy jego uczuciowy wybór rzeczywiście był tak doskonały, jak mu się to pierwotnie wydawało. Potem obserwowałaby jej reakcję, jak zaskoczona sytuacją zaczyna nerwowo wyłamywać sobie palce, najpierw zastanawiając się, czy nie jest w ukrytej kamerze, a potem analizując, czy to przypadek wynikający z nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności, czy też element jakiejś gry, której reguł nie rozumie.

Obserwowałaby ich oboje, udając pierwszą naiwną i śledząc ich, jak przekazują sobie rozpaczliwe znaki, za pomocą których próbują ustalić, co zaszło. Gdyby uznali, że ich spotkanie ma charakter przypadkowy, bawiłaby się ich niezdarnymi próbami ukrycia, że się znają. Potem ponownie mogłaby doprowadzać do trójstronnych spotkań, sprawiając, że ich miłość z owocu zakazanego zamieniłaby się w koszmar, z którego jak najszybciej pragnęliby się wydostać. To była wersja light, bo w wersji hard widziała męża łapiącego się za serce na widok ukochanej siedzącej w jego fotelu i padającego bez przytomności na podłogę. Po ocuceniu mogłaby tygodniami go torturować, trzymając w niepewności co do tego, czy wie, czy nie wie o ich związku.


Jeszcze lepszym pomysłem było uwieść jego kochankę. Poznać ją zupełnie przypadkowo i rozkochać w sobie namiętną, szaloną miłością. Oczami wyobraźni widziała, jak dochodzi do ich spotkania we trójkę, gdy mąż nic nie wiedząc o ich romansie, obawia się jedynie, by nie wydał się jego własny romans, kochanka męża zaś zaczyna się zastanawiać, czy wybrać namiętną żonę, czy przerażonego sytuacją męża. Bawiłaby ją jego porażka, kiedy Piotr nie miałby nawet możliwości wypłakać się przed którymś z przyjaciół, bo była pewna, że ten nie byłby w stanie wyznać nikomu, że kobietę, którą pokochał, uwiodła mu jego własna żona.


Ten scenariusz wydawał się Karolinie o niebo atrakcyjniejszy od poprzedniego. Był tylko jeden szkopuł – nie mogła uwieść kochanki męża, bo ta jej się po prostu nie podobała. Karolina zobaczyła ją i wiedziała, że nie byłaby w stanie szeptać słodkich słów do ucha tej kobiety o pospolitej twarzy i zbyt intensywnym, wyzywającym makijażu. Było jej nawet przykro, że mają z mężem różne gusta. Wydawało jej się, że mąż, szukając kogoś nowego, powinien próbować podwyższać standardy, a nie je tak drastycznie obniżać.

Starała się dowiedzieć o kochance męża jak najwięcej, bo było dla niej oczywiste, że powinna wiedzieć o wszystkim. W tym wypadku pomogła jej intuicja, mąż nagle zaczął zmieniać swoje zwyczaje, a ona szybko nie miała wątpliwości, co jest tego powodem. Pierwszym znakiem był telefon, który dotychczas rzucany w dostępnych dla nich obojga miejscach nieoczekiwanie z dnia na dzień stał się nieodłącznym towarzyszem męża. Nawet na sekundę się z nim nie rozstawał, strzegąc go czujniej niż ochroniarze samego Prezesa. Drugą zmianą było to, że mąż, którego uważała za stworzenie dość leniwe i gnuśne, nabrał nieoczekiwanego wigoru i pod wieczór zaczął wychodzić na spacery. Karolina nie wierzyła w jego nagłą potrzebę kontaktu z naturą i była gotowa na każdy zakład, że powodem wyjść zawsze o tej samej porze była rozmowa z inną kobietą. Potwierdziła to, proponując mu wspólny spacer, na którą to propozycje Piotr zareagował z entuzjazmem zbliżonym do tego, z jaką ochotą miłośnik pięciogwiazdkowych restauracji przyjąłby zaproszenie do zakładowej stołówki.

Kiedy telefon stał się najbardziej strzeżonym przedmiotem, Karolina uznała, że najprościej dzięki niemu dowie się czegoś o przyjaciółce męża. Nie było to proste zadanie, bo aparat zdawał się przyrośnięty jak huba do jej męża. Karolina była kobietą cierpliwą i spokojnie czekała na odpowiedni moment. Nastąpił on, gdy wraz z Piotrem, który był dyrektorem departamentu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, zostali zaproszeni na konferencję w zamku w Rynie. Piotr miał tego dnia wyjątkowo zabawowy nastrój i już po powrocie z popołudniowego spotkania z kolegami na kawie w barze nie był w stanie wymówić prawidłowo końcówki żadnego ze słów. Gdy przed podaniem zupy w trakcie uroczystej kolacji zdążył wypić trzy wódki, miała pewność, że to będzie właściwy dzień. Mąż wrócił do pokoju o drugiej w nocy, a w zasadzie został przyniesiony przez tych współbiesiadników, którym udało się zachować możliwość samodzielnego poruszania się, i rzucony na łóżko. Zasnął jak zabity mocnym, pijackim snem, a Karolinie udało się po raz pierwszy od kilku tygodni rozdzielić go od telefonu.

Miała pewność, że jej podejrzenia były słuszne, gdy zobaczyła, że zmienił kod zabezpieczający. Nie przejęła się tym. Znała leniwy charakter męża, więc była pewna, że nowe zabezpieczenie nie będzie zbyt skomplikowane, czyli będzie składało się z ciągu liczb, które łatwo mu zapamiętać. Z oczywistych względów wyeliminowała swoją datę urodzenia jak też datę ich ślubu. Trafiła za drugim razem, gdy po nieudanej próbie z jego rokiem urodzenia wpisała rok urodzenia jego matki, za którą wprawdzie mąż nie przepadał, ale który to ciąg cyfr był łatwy do zapamiętania, bo wystarczyło odjąć liczbę 25 od jego własnej daty urodzin. Była pewna, że nie zapisał kochanki pod prawdziwym nazwiskiem i ponownie okazało się, że znała go jak zły szeląg. Odnalazła ją na signalu podpisaną jako „asystentka ministra”. Uznała, że jeżeli mąż wprowadził taki stopień tajności, to ich relacja musiała być poważniejsza, niż zakładała. I tym razem się nie pomyliła, bo w korespondencji odkryła prawdziwy gejzer uczuć.

Nie mogła się nadziwić, że jej mąż, w domu posługujący się od dawna monosylabami, był w stanie wznieść się na takie wyżyny erudycji. Liczba używanych metafor oszołomiła ją, a gdy natknęła się na cytaty z wierszy, które mąż musiał pracowicie wyszukiwać w Internecie, wiedziała, że to nie jest problem, który sam szybko się rozwiąże. Z kolejnych wiadomości dowiedziała się, że Piotr i Justyna są dla siebie jak dwie brakujące połówki, którym po latach udało się w końcu spotkać. Oboje deklarowali, że są gotowi spędzić ze sobą resztę życia, a na przeszkodzie nie stali wcale ich współmałżonkowie, których gotowi byli porzucić w każdej chwili jak zniszczoną garderobę, a jedynie proste aspekty bytowe. Piotr zakładał, że gdyby się wyprowadził, musiałby zostawić mieszkanie Karolinie, Justyna zaś, mimo że miała bardzo bogatego męża, właściciela znanej spółki, zawarła z nim rozdzielność majątkową i w przypadku rozstania nie dysponowałaby także samodzielnym mieszkaniem. Karolina po nazwie spółki zidentyfikowała męża kochanki i szybko wygooglowała, że był to zamożny przedsiębiorca nie z pierwszej setki, ale ceniony na rynku i często cytowany przez pisma branżowe.

Stan romansu, który poznała, obligował ją do nowych przemyśleń. Przeglądała dalej wiadomości, zastanawiając się, czy kochankowie znaleźli sposób na rozwiązanie swoich problemów. Okazało się jednak, że żadnego złotego wyjścia nie znaleźli i w celu dalszych poszukiwań byli umówieni na kolacji w restauracji zaraz po powrocie z Rynu. Dowiedziała się również, że mąż Justyny, mimo pozorów ogłady, był zwykłym prostakiem, który nie potrafił zrozumieć jej skomplikowanej duszy i nie był w stanie zapewnić jej tego stopnia uczucia i miłości, którego ona potrzebowała, te zaś wszystkie standardy z nadwyżką spełniał Piotr. Karolina zdziwiła się, bo opisywanych przez Justynę cech od lat nie mogła w swoim mężu odnaleźć.

Zdecydowała, że musi zobaczyć swoją rywalkę. W pierwszym odruchu chciała pójść do tej restauracji wcześniej, usiąść gdzieś z boku w naciągniętym na głowę kapturze i niedostrzeżona ich obserwować ich. Zaniechała tego pomysłu, uznając, że mąż, nawet całkowicie zaślepiony nową miłością, po dwunastu latach wspólnego życia może ją rozpoznać. Drzwi do restauracji obserwowała z zaparkowanego samochodu, pożyczonego od koleżanki. Piotr przyszedł na pięć minut przed dziewiętnastą, a w kilka minut później do restauracji weszła kobieta, która podeszła do stolika Piotra. Nie podobała jej się, miała przeciętną, niczym się niewyróżniającą twarz. Zastanawiała się, w jaki sposób zdołała rozgrzać emocje jej męża do takiej czerwoności. Wiedziała, że o gustach się nie dyskutuje i to w końcu nie był jej wybór, jednak mocno rozczarowana uważała, że od mężczyzny, którego przed laty sama wybrała, mogłaby oczekiwać czegoś więcej. Mottem Karoliny było, że jeśli jej się coś nie podoba, eliminowała to ze swojego życia. Justyna jej się nie podobała. Nie tylko nie miała ochoty rozpocząć z nią miłosnej gry, ale nawet się z nią zaprzyjaźnić. Musiała znaleźć inne rozwiązanie, by się jej pozbyć.

Na kolejny kontakt z telefonem męża musiała poczekać dwa tygodnie, bo nadal strzegł go z równą starannością jak marszałek Kuchciński sejmu przed demokracją. Sprzyjający czas nadszedł, gdy Piotr wrócił z firmowego przyjęcia lekko wstawiony. Nie był tak bardzo pijany jak na uroczystej kolacji w Rynie, tylko podpity, więc obawiała się, że nie zaśnie mocno. Rozpuściła mu w herbacie środek usypiający. Lekarstwo było mocne i więc miała przed sobą kilka bezpiecznych godzin. Wiedziała, co ma robić, bo ostatnie dni poświęciła na przygotowanie planu.

Najważniejsze było zerwanie kontaktu pomiędzy kochankami. Z telefonu Piotra wysłała wiadomości do Justyny. Udając Piotra, poinformowała ją, że dla bezpieczeństwa zmienia numer telefonu i podała jej nowy, zagraniczny, anonimowy numer. Następnie po skasowaniu tej wiadomości z nowego już numeru napisała, również podając się za Piotra, że w nagłej sprawie rodzinnej musi wyjechać na kilka dni z żoną, co jest dla niego porównywalne z antyczną tragedią, bo przez ten czas ukochanej nie tylko nie będzie widział, ale nawet nie będzie mógł z nią rozmawiać, bo przez cały czas obok będzie przebywała żona i dlatego prosi, by Justyna przez ten czas ograniczyła się do kontaktów sms. Podkreśliła stopnień uczuciowej rozpaczy, w jakiej się znajduje i wysłała kilka rymowanych wersów o niewyobrażalnej tęsknocie i miłości. Kolejnym krokiem była zmiana numeru telefonu pod zaszyfrowanym hasłem „asystentka ministra” w telefonie męża, gdzie w miejsce numeru Justyny wpisała anonimowy numer. Na wszelki wypadek numer kochanki zablokowała na wszystkich komunikatorach męża, by tamta, gdyby pomyliła numery, nie mogła się do niego dodzwonić. 

Następnie, podając się za Justynę, napisała do męża z anonimowego numeru telefonu, a ta wiadomość wyświetliła się w jego telefonie jako wiadomość od Justyny. Z rozpaczą przekazała, że nieoczekiwanie wyjeżdża z mężem z powodu śmierci kogoś z rodziny i prosi, by do niej nie dzwonił i kontaktował się z nią tylko wiadomościami tekstowymi. Zapewniła, jak bardzo go kocha, przekonując, że tydzień bez niego będzie najgorszy w jej życiu. W ten prosty sposób przejęła całkowicie kontrolę nad kontaktami kochanków, bo zarówno ona, jak i on, będą pisali teraz do niej, a ona będzie decydować, jakie wiadomości do nich wyśle.

Zasnęła o trzeciej nad ranem, a gdy obudziła się przed ósmą, mąż był już na nogach. Nie wyglądał na zadowolonego, a ona wiedziała dlaczego. Kochał Justynę, tak jak zapewniał, miłością prawdziwą i był wściekły, że nie zobaczą się przez tydzień. Spytała, co jest przyczyną jego smutku, a on zbył ją zdawkową odpowiedzią. W swoim telefonie z anonimowym numerem odnalazła wiadomości od męża przepełnione smutkiem i zapowiedzią paraliżującej zmysły tęsknoty. Jego smutek był tak szczery, że zrobiło jej się go prawie żal. Podobne udręki przeżywała Justyna, gdy dowiedziała się o nagłym wyjeździe Piotra. By ich oboje uspokoić, zapewniła ich o wzajemnym głębokim uczuciu, pocieszając, że czas tej okrutnej rozłąki szybko minie.

Teraz mogła przejść do drugiej części planu i przy śniadaniu przypomniała mężowi o przypadającej jutro dwunastej rocznicy ślubu,  oznajmiając mu, że przygotowała niespodziankę, wykupując im tygodniowy urlop w najmodniejszym SPA. Piotr wzdrygnął się, jakby proponowała mu wizytę u dentysty, któremu skończyły się środki znieczulające. O mało nie zadławił się jajecznicą, po czym zaczął tłumaczyć, że to wprawdzie cudowny pomysł, jednak jest nie do zrealizowania z powodu obowiązków zawodowych. Aktualnie jest tak potrzebny ministrowi, że ten nie pozwoli mu oddalić się od siebie ani na milimetr. Karolina przewidziała takie tłumaczenie i pokazała Piotrowi mail z kadr, w którym wyrażano zgodę na jego urlop, o który poprosiła w jego imieniu, tłumacząc, że zamierza mężowi zrobić niespodziankę. Chciał nadal protestować, gdy przypomniał sobie, że ukochana wyjechała i niezależnie od tego, czy pojedzie z żoną, czy nie i tak jej nie zobaczy, więc skapitulował.

Hotel w Dylewskich Wzgórzach kusił atrakcjami i Karolina szczerze żałowała, że kiedy jej mąż zachłannie korzystał z basenu, ona musiała zrezygnować z oferty salonu SPA. Nie miała jednak wyjścia, teraz ona odpowiadała za korespondencję męża z Justyną i chciała się z tego zadania wywiązać jak najlepiej. Jeśli mąż pisał do swojej ukochanej, że na drodze do ich szczęścia stoi tylko okrutna rzeczywistość ekonomiczna, postanowiła w imieniu męża znaleźć sposób na jej polepszenie. Doszła do wniosku, że narzędziem do tego może być dobrze zainwestowany kapitał. W przypadku Piotra nie było to jednak możliwe, bo jego urzędnicza pensja, pozwalająca na w miarę bezpieczne życie, nie dawała możliwości odłożenia rezerw, które mógł zainwestować. Dużo lepiej wyglądała sytuacja Justyny, która miała nieograniczone możliwości finansowe, a pech kochanków polegał tylko na tym, że jeśli Justyna zasygnalizowałaby chęć rozstania z mężem, to on w ramach zachowania symetrii doprowadziłby do rozstania Justyny z jego pieniędzmi.

Karolina próbowała rozplątać ten węzeł gordyjski i wpadła na pomysł, że jeżeli z kapitału męża Justyny udałoby się osiągnąć zysk, nim dojdzie do rozstania małżonków, zarobione w ten sposób pieniądze mogłyby przypaść Justynie i stanowić fundament dla jej miłości. Karolinie nie pozostawało nic innego, jak przekonać do tego pomysłu w imieniu męża Justynę. Sugerowała, że szybkie i dobre pieniądze mogą zarobić na informacjach niedostępnych dla innych, a tak się szczęśliwie składało, że takie posiadał je Piotr.

Gdy jej mąż korzystał z dobrodziejstw basenu, ona przekonywała Justynę, że doprowadzenie do szczęśliwego końca ich romansu jest możliwe. Otóż pewna spółka kupiła tereny, na których geolodzy znaleźli złoże gazu, a jego eksplantacja mogła przynieść spore zyski. Kłopot polegał na tym, że inwestycja pochłaniała olbrzymie pieniądze i spółce kończyły się środki. Żeby odzyskać płynność, wyemitowała obligacje, jednak rynek nie wierzył, że spółka otrzyma koncesję na wydobycie gazu i nikt nie chciał ich kupować. W przypadku otrzymania koncesji wartość spółki wzrosłaby kilkakrotnie, co spowodowałoby wzrost wartości wypuszczonych przez nią obligacji, które z dnia na dzień stałyby się najbardziej rozchwytywanym instrumentem finansowym na rynku. Przewaga Piotra nad innymi inwestorami polegała na tym, że on wiedział, jaka będzie decyzja w sprawie koncesji. Decyzje o jej przyznaniu podejmował minister Klimatu i Środowiska, a on jako dyrektor departamentu w tym ministerstwie doskonale wiedział, że minister podpisał już decyzję pozytywną, która do wiadomości publicznej miała zostać podana we wtorek. Piotr był przekonany, że już w środę będzie możliwe sprzedanie na rynku wtórnym obligacji spółki z co najmniej pięciokrotnym przebiciem. Im więcej udałoby się im kupić obligacji do wtorku, tym zysk osiągnięty z tej transakcji byłby większym. Karolina przekonywała ukochaną męża, że wystarczyłoby, żeby w poniedziałek kupiła w biurze maklerskim obligacje, by w środę za pomocą tego samego biura je odsprzedać. Wypożyczone pieniądze męża Justyny trafiłyby z powrotem na jego konto, a uzyskana nadwyżka pozwoliłaby im na realne myślenie o wspólnej przyszłości.

Justyna zapaliła się do tej propozycji i odpisała, że zorientuje się, jakie środki męża byłaby w stanie zainwestować. Karolinie nie pozostawało tylko czekać. Odpowiedź od Justyny przyszła w trakcie obiadu, który Karolina jadła z mężem. Kochanka męża informowała, że jej mąż wyjechał na kilka dni w interesach, a ona, sprawdzając posiadane przez nich wolne środki, ustaliła, że na te kilka dni jest w stanie wykupić obligacje na kwotę trzydziestu milionów złotych. Pytała, czy inwestycja jest w stu procentach pewna. Karolina w imieniu Piotra uspokoiła ją, twierdząc, że jest najpewniejsza ze wszystkich, o jakich słyszał, po czym zamówiła do obiadu najlepszą butelkę czerwonego winna z karty.

W poniedziałek dosłała potwierdzenie od Justyny, że kupiła obligacje spółki „Nowy projekt” za trzydzieści jeden milionów złotych, bo jeszcze dodatkowy milion udało się jej zorganizować. Reszta wyjazdu upłynęła Karolinie niczym niezakłóconej miłej atmosferze. Korzystanie z uroków SPA musiała sobie przerywać jedynie na prowadzenie korespondencji pomiędzy mężem a jego kochanką. Podczas ostatniej kolacji podała Piotrowi środek nasenny, a gdy mąż zasnął w pokoju, ponownie dokonała zmian w jego telefonie, wpisując pod wpisem „asystentki ministra” właściwy numer telefonu, a następnie wykasowała korespondencję, którą wysłała z anonimowego telefonu. Zlikwidowała blokadę połączeń od Justyny, a następnie telefon z anonimowym numerem ukryła w walizce męża. W środę, gdy wracali do domu, zauważyła, że mąż, który z każdego postoju wysyłał esemesy, stawał się coraz bardziej zdenerwowany.

Przeglądając informacje w Onecie, natrafiła na artykuł, że żona znanego biznesmena została przez niego pobita i w ciężkim stanie trafia do szpitala, a jej mąż został zatrzymany przez prokuraturę, która zamierza postawić mu zarzuty karne. Z informacji zdobytych przez reportera wynikało, że powodem incydentu były sprawy finansowe, bowiem żona biznesmena bez jego zgody zainwestowała całe ich pieniądze w zupełnie bezwartościową spółkę. Podobno zrobiła to, licząc, że spółka otrzyma koncesję z Ministerstwa Klimatu i Środowiska, co miało wpłynąć na zwyżkę jej wartości, jednak koncesji takiej spółce nie przyznano, co spowodowało, że obligacje stały się praktycznie bezwartościowe. Dodatkowo nie można było żądać ich wykupu przez spółkę, bowiem zostały wyemitowane na pięć lat.

Karolina zdała sobie sprawę, że wytłumaczeniem złego humor Piotra była niemożliwość nawiązania kontaktu z ukochaną. Karolina śledziła w mediach informacje o stanie zdrowia Justyny i z ulgą przyjęła wiadomość, że wieczorem odzyskała przytomność. W czwartek rano obudził ich dzwonek do drzwi. To była policja, która po przeszukaniu mieszkania zatrzymała Piotra. Więcej szczegółów Karolinie dostarczył Internet. Powód zatrzymania nie był do końca jasny. Policja z początku twierdziła, że zatrzymuje Piotra z powodu ujawnienia tajemnicy służbowej, czego miał dokonać w celu uzyskania korzyści majątkowej, jednak po kilku godzinach narracja ta zaczęła się zmieniać i policja zaczęła twierdzić, że mogło dojść do oszustwa poprzez wprowadzenie w błąd żony znanego biznesmena, co doprowadziło ją do niekorzystnego rozporządzenia mieniem na kwotę trzydziestu jeden milionów złotych.

Karolina nie chciała w to wnikać, uznając, że zagadnienia prawne ją przerastają i jako kochająca żona postanowiła zatrudnić dla męża adwokata, bo przecież adwokaci są po to, żeby pomagać w takich sytuacjach. Prawnik tym razem nie pomógł i sąd orzekł wobec Piotra areszt tymczasowy na okres trzech miesięcy. Karolina zgodnie z poleceniem adwokata wpłaciła na konto męża w Areszcie Śledczym Warszawa Białołęka kwotę tysiąca złotych na wypiskę, po czym z zainteresowaniem śledziła dalsze doniesienia medialne. Z zadowoleniem przyjęła informacje, że stan zdrowia Justyny się poprawia i wkrótce miała opuścić szpital. Niepokoiły ją natomiast informacje o złej sytuacji finansowej firmy jej męża, która, pozbawiona kapitału inwestycyjnego, zaczęła tracić płynność i istniało niebezpieczeństwo, że wobec braku możliwości zakupu surowców będzie musiała wstrzymać produkcję.

Kilka dni później poleciała do Madrytu, gdzie spotkała się ze swoim starym znajomym Michelem Velaskezem, właścicielem i prezesem spółki „Nowy Projekt”. W trakcie wspólnego lanczu sprawiał wrażenie człowieka szczęśliwego. Nie udało mu się wprawdzie uzyskać koncesji na wydobycie gazu, o którą zabiegał, ale skuteczne dokapitalizowanie firmy pozwoliło ją uratować. Miał już podpisaną umowę przedwstępną na sprzedaż feralnej działki, a pieniądze uzyskane z udanej emisji obligacji dawały mu możliwość zaangażowania się w nową inwestycję. Oczywiście dotrzymał danego Karolinie słowa i jej prowizja za pozyskanie kapitału, wynosząca osiem procent, została wpłacona na anonimowe konto w banku poza Europą.

Wracając samolotem do kraju, Karolina zastanawiała się, co dalej. Udało jej się zrealizować marzenie Piotra z tą tylko zmianą, że to nie on stał się niezależny finansowo, tylko ona. Mając pieniądze, dające jej pełne zabezpieczenie, zastanawiała się, z kim spędzi resztę swojego życia. Jedno wiedziała na pewno – nie będzie to Piotr. Była przekonana, że wszyscy znajomi ją zrozumieją, że nie mogła dalej być z człowiekiem, który nie tylko dopuścił się działań kryminalnych, co jeszcze można było wybaczyć, ale dodatkowo oszukał kobietę. Oczywiście Karolina zdawała sobie sprawę, że w ocenie jej i Justyny to samo stwierdzenie znaczyło diametralnie co innego, ale fakt nadal był faktem, a mężczyzna, który oszukiwał kobietę, nie zasługiwał na miłość.