Marta Waluk to stylistka, która od 12 lat zajmuje się profesjonalną stylizacją ubioru. Pracuje nad wizerunkiem pań i panów. W rozmowie z Michałem Zielińskim opowiada o tym, kiedy mężczyźni uświadamiają sobie potrzebę stylizacji, jak dokonują zakupów odzieżowych i czym różnią się od kobiet, gdy oddają się w ręce stylistki.
Czy mężczyźni w Polsce mają swój własny, specyficzny styl?
Nie da się jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. Polacy czasem boją się w czymś wyjść, w czymś się pokazać, w obawie przed opinią innych ludzi. Często to nas blokuje przed tym, żeby modą się trochę pobawić, żeby pokazać siebie poprzez modę, bo przecież dzięki pracy nad własnym stylem możemy pokazać w części siebie.
Poza tym mężczyźni nieco trywializują modę. Patrzą na nią od strony praktycznej i często kupują ubrania tylko wtedy, kiedy już skarpetka zrobi się dziurawa albo spodnie przetrą się w kroku. Mówi się, że nie ocenia się książki po okładce, ale też mówi się: jak cię widzą, tak cię piszą. Jesteśmy wzrokowcami i oceniamy po okładce. Uważam, że zewnętrzny wizerunek jest ważny, bo pozwala przejść przez wewnętrzne blokady, ale też otworzyć się na nowe. Dzięki wizerunkowi, takiemu, jaki chcielibyśmy mieć, możemy dużo osiągnąć.
Twoja praca polega na pomocy w znalezieniu własnego stylu Twoich klientów? Może raczej narzucasz im pewien styl uniwersalny?
Stylista to nie jest osoba tylko od ubrań. To nie jest tylko tak, że stylista idzie do galerii handlowej, wybiera ubrania i mówi do widzenia. To jest trochę psycholog od ubrań. Zanim zacznę pracę z klientem, muszę go najpierw poznać: jego życie, zainteresowania, dowiedzieć się, jak lubi spędzać czas, jak pracuje, ile ma czasu wolnego i czy lubi podróżować. Muszę też dać się bardzo szybko polubić, żeby klient mi szybko zaufał. Każdy klient jest pierwszym, nowym klientem. Za każdym razem, mimo że mam już duże doświadczenie, towarzyszy mi stres, bo nie wiem do końca, czego się mogę spodziewać i czy sprostam oczekiwaniom.
Od czego się zaczyna?
Gdy buduję szafę dla pani czy dla pana, zaczynam od uniwersalnych elementów garderoby, ale później pracuję nad tak zwanym wyróżnikiem stylu. Czyli jeżeli dowiem się, że klient lubi konkretne akcenty typu poszetka, kamizelka albo kratka, staram się je konsekwentnie wprowadzać.
Uważasz, że dobry styl to jest coś, co musi być zauważalne, musi osobę, która się ubiera, wyróżniać? Czy raczej powinniśmy dążyć do tego, by dobrze wyglądać, bez ekstrawagancji?
To jest bardzo indywidualna kwestia i zależy od klienta. Są tacy, którzy nie lubią się wyróżniać, chcą wyglądać profesjonalnie. Można pójść w jakość, w minimalizm, w stonowane kolory i niekoniecznie trzeba zakładać takiemu klientowi przysłowiowego kalosza na głowę, żeby był zauważalny. Zawsze towarzyszy mi hasło, żeby ubierać, a nie przebierać. Zawsze słucham swoich klientów właśnie, żeby nie zrobić takiego głupstwa, czyli żeby nie przebrać kogoś w w osobę, którą nie jest.
Czy stylista narzuca swój styl?
Myślę, że nieświadomie trochę narzucamy styl, ale też klienci, którzy nas wybierają, oglądają nasze portfolio, czyli w dzisiejszych czasach konto na Instagramie. Nie chcę jednak kopiować swojego stylu na kimś innym. Trochę nieświadomie pewnie narzucam pewne przyzwyczajenia i pewne upodobania.
Jakie są różnice między pracą z mężczyzną, którego trzeba przygotować, któremu trzeba zbudować szafę, a pracą z kobietą?
Mężczyzna bardzo często jest przymuszony do pracy ze stylistką przez swoją partnerkę, która była wcześniej u mnie albo współpracuje ze mną i która mobilizuje go do działania. Są też mężczyźni, którzy sami stwierdzają, że nie wyglądają tak, jakby chcieli, albo nie ubierają się odpowiednio do swojego wieku czy do swojej profesji. Wtedy też decydują się na współpracę. Nie miałam chyba nigdy klienta, który nie był gotowy na zmiany.
Są wyjątki i to najczęściej vouchery i mam wtedy do czynienia z dwoma typami: jedni się cieszą z voucherów, drudzy nie. Czasem mogą taki prezent uznać za obrazę. Wtedy uważam, że to nie jest dobry prezent, bo tę usługę człowiek musi być bardzo gotowy.
Mężczyzna, jak już się zdecyduje na współpracę, jest szybki w działaniu i zdecydowany. Z mężczyznami robię zakupy o połowę krócej niż z kobietami. Przeglądy szaf są też szybsze, dlatego że mężczyzna nie musi, kolokwialnie mówiąc, przytulać swojej sukienki czy marynarki przed jej oddaniem, tylko podejmuje szybkie decyzje. Jak już oddaje się w ręce profesjonalisty, to się go słucha. Kobieta działania profesjonalisty próbuje podważać, czyli zadaje 15 pytań. Czy na pewno chcesz mi to wyrzucić? Czy na pewno chcesz się pozbyć tej pięknej sukienki z mojej szafy? Nieważne, że jest za mała, że źle leży, już nie pasuje do jej obecnego stylu czy do takiego stylu, który chcemy osiągnąć. Gdy idzie się na zakupy z kobietą, to ona dłużej się zastanawia nad wyborem. Oczywiście są też wyjątki.
Gdybyś mogła nauczyć facetów jednej rzeczy w budowaniu własnego stylu, co by to było?
Żeby zaczęli iść w jakość, nie ilość, chociaż mężczyźni i tak wolą kupić trochę mniej i lepszych jakościowo rzeczy. Powinni zacząć od podstawowych elementów garderoby. Powinni pójść w klasykę, czyli wybrać klasyczny biały T-shirt, a nie chodzić z T-shirtami z wielkimi nadrukami w kolorze pomarańczowym. Pomocą w budowaniu szafy są bazowe elementy, które często wydają się bardzo nudne, ale to one budują i ratują stylizację. Tej bazy często nie doceniamy, bo nam się wydaje, że biały T-shirt jest nudny, nijaki, a tymczasem kiedy zakładamy fajną marynarkę w kratę z superposzetką, jakościowy biały T-shirt będzie doskonale pasował.
Własny styl to tylko kwestia ubrań?
Styl to nie są tylko ubrania, ale też zachowanie, upodobania, prezencja całości.
W takim razie gdzie się kończy praca stylisty?
Praca ze mną bardzo ludzi otwiera i zachęca do eksperymentów. Mam wiele klientek, które nie wyobrażają sobie życia bez współpracy ze mną i najbardziej by chciały, żebym codziennie rano wyskakiwała im z szafy i mówiła, w co się ubrać. Mam też takie klientki, z których jestem też bardzo dumna, które były u mnie na zakupach raz, dwa czy trzy razy, a później mijam je na ulicy i świetnie wyglądają. Wtedy czuję, że zakończyłam misję. Praca ze stylistą to jak nauka jazdy na rowerze. Pokażę, jak jechać rowerem, odczepię dodatkowe kółka i dalej jedzie się samodzielnie.
Czy stylu naprawdę można się nauczyć?
Myślę, że nad stylem można pracować i go rozwijać. Dobry stylista także stale pracuje nad swoim stylem, bo on się zmienia, klasyka też się zmienia. Mogę powiedzieć teraz, w czasie, w którym jestem, że czuję się na 100 procent dobrze ze sobą taką, jaką jestem i ze swoją szafą. Nie mam dużej szafy, ale mam takie rzeczy, po które sięgam za każdym razem i je lubię. Zawsze też tłumaczę klientom, żebyśmy zostawiali w szafie takie elementy garderoby, które lubią nosić. Nie powinno być tam sentymentów np. spodni, które kiedyś polubię albo spodni, do których kiedyś schudnę albo przytyję. Zostawiamy w szafie tylko te rzeczy i tylko te elementy, które lubimy i w których czujemy się na 100 proc. dobrze. Reszta out!
Często obserwowałem u klientów klasyczną zasadę Pareto, czyli 20 proc. szafy jest w ciągłej rotacji, a 80 proc. właściwie czeka na zbawienie, bo jest za mała, za duża, nie pasująca do trendów, nie pasująca do stylu i tak dalej.
Często to 80 proc. zakłóca równowagę w szafie. Zamiast wybierać ubrania, które lubimy, mamy w szafie przeszkadzacze, które powodują, że panuje w niej duży chaos i lepiej jest mieć mniej wszystko ładnie poukładane, żebyśmy widzieli, co w niej jest i wtedy będzie się też łatwiej stylizować. Z tego wynika klasyczne powiedzenie: nie mam się w co ubrać.
Co myślisz o mężczyznach, których szafa wygląda tak: 20 białych T-shirtów, 5 par jeansów tego samego modelu w tym samym kolorze i 10 par białych sneakersów?
Myślę, że są bardzo praktyczni i zadowoleni. Mężczyzna, gdy znajdzie idealne jeansy, potrafi kupić trzy pary. Nie chce tracić czasu na szukanie kolejnych par, więc kiedy znajdzie parę idealną, kupuje trzy i ma spokój.
Mężczyźni mają też de facto łatwiej w kwestii stylizacji, bo mają mniej elementów garderoby, które trzeba stylizować. Kobiety wciąż są kuszone falbanką, kwiatkiem, złotym guziczkiem, asymetrią – wieloma elementami. Dlatego często są zagubione. Gdy wchodzi się do sieciówki, to 70 proc. zajmuje dział damski, a 30 proc. powierzchni dział męski. Mężczyźni mają mniej elementów garderoby.
Jaki jest elementu męskiej garderoby, który kojarzy Ci się z byciem gentlemanem?
Marynarka. To jest taki element garderoby, który każdy mężczyzna powinien mieć w swojej szafie. Wielu mężczyzn nie ma w szafie dobrej marynarki. Najczęściej są to programiści. Mam bardzo dużo klientów programistów. Oni czują potrzebę kupna marynarki dopiero między 30-40 rokiem życia.
Marynarka sprawdza się w wielu sytuacjach: wyjście na kolację, na randkę, do teatru – to jest must have. Przyznam, że kocham marynarki też jako kobieta i uważam, że niesamowicie podkreślają linię ramion. Marynarka to power suit, czyli ubranie mocy. Kiedy zakładamy marynarkę, dzieje się coś magicznego. Nagle plecy nam się prostują, nasza sylwetka inaczej wygląda. To jest magiczne ubranie.

