MotoWszyscy kochają Teslę

Wszyscy kochają Teslę

Producent aut elektrycznych założony w 2003 r. stał się najcenniejszym koncernem samochodowym świata.

Jan Kozerski

Tesla to amerykańska firma produkująca samochody elektryczne, którą założył słynny amerykański biznesmen Elon Musk. Ten przebojowy 49-latek odpowiada za sukces m.in. PayPala, a teraz jako SpaceX wysyła jako pierwsza prywatna firma rakiety w kosmos i opracowuje podbój Marsa. Jako dyrektor Tesli chce stworzyć ekologiczne auta XXI w. Gdy w czasie pandemii notowania koncernów samochodowych dołowały, to kurs akcji Tesli wzrósł z 361 do 1500 dolarów w połowie lipca. Kapitalizacja (czyli giełdowa wartość spółki) to dziś ok. 278 mld dolarów, czyli ponad 1,1 biliona złotych. Aby zrozumieć, jak duża jest to kwota, warto zestawić ją z budżetem Polski, który ma dochody na poziomie 387 mld zł. Innymi słowy Tesla jest dziś warta tyle, ile trzyletnie dochody naszego kraju. Najcenniejsza firma w Polsce – producent gier komputerowych CD Projekt wart jest „zaledwie” 35 mld zł. Tesla jest dziś warta więcej niż Volkswagen, Ford, Mercedes-Benz, BMW, Volvo, a nawet Toyota. Ta ostatnia do tej pory była niekwestionowanym liderem, osiągając wartość ponad 200 mld zł. Tesla pobiła (w trakcie pandemii) takich gigantów jak Coca-Cola (ponad 190 mld dolarów wartości), naftowy Exxon Mobile (ponad 180 mld dolarów) czy gigant rodzinnej rozrywki Disney (warty 214 mld dolarów). Powód jest prozaiczny: w czasie kryzysu ludzie szukali spółki, która ma produkt z przyszłością. Takim produktem bez wątpienia są elektryczne auta Elona Muska.

Mistrz autopromocji

Tesla to auta dla elit. Najtańszy model kosztuje 38 tys. dolarów, czyli ponad 150 tys. zł. Jego pojazdy nie wyglądają jednak jak ekologiczne nudziarstwa. To auta przypominają trochę pojazdy z filmów science-fiction. Tesla (a dokładniej zarządzający nią Elon Musk) w branży motoryzacyjnej wyznacza trendy tak jak kiedyś Steve Jobs w branży komputerowej. Dziś mało kto pamięta, że cyfrową muzykę na mp3, myszkę, czy tablet i dotykowe smartfony zawdzięczamy właśnie geniuszowi Jobsa (zmarł przedwcześnie w październiku 2011 r. na raka trzustki).
Co ciekawe, ledwie półtora roku temu, na początku 2019 r. analitycy z amerykańskich mediów wieścili niemal plajtę Tesli. Sprzedaż spadała i firma musiała zamykać salony, zwalniać pracowników i ograniczać inwestowanie w nowe modele.
Spółce nie pomaga też ekscentryczność Elona Muska, przypominająca trochę tę, z której słynął Steve Jobs. Musk potrafi pisać w Internecie takie komentarze, że amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (odpowiednik polskiej Komisji Nadzoru Finansowego) co i rusz zajmuje się podejrzeniem, iż złamał prawo lub wręcz celowo wpływał na kurs akcji firmy. Amerykańscy nadzorcy rynku w ramach kary nakazali mu ustąpienie z funkcji szefa rady nadzorczej spółki. Pozwolili mu jednak pozostać jej szefem.
Gdy wówczas inwestorzy krytykowali publicznie jego zachowanie, Musk polecił im, aby sprzedali akcje Tesli i kupili sobie udziały w Fordzie. Kpina była bolesna. Słynny amerykański gigant jest dziś cieniem własnej legendy i warty jest tylko nieco ponad 20 mld dolarów.
Trudno liczyć, aby Musk wygrzeczniał, skoro wzrost wartości Tesli sprawił, iż z majątkiem ok. 70 mld dolarów znajduje się obecnie na zapleczu pierwszej dziesiątki najbogatszych ludzi świata.

Elon Musk i Grimes, fot. YouTube/Pop Trigger

O charakterze Muska najwięcej chyba mówi historia, gdy 4 maja br. po raz szósty został ojcem. Matką dziecka jest kanadyjska piosenkarka Grimes, z którą spotyka się od 2018 r. Na Twitterze poinformował, że dziecko zostało nazwane… X Æ A-12. Nikt wciąż nie wie, czy żartował, czy naprawdę tak nazwał potomka. Internauci zabrali się za dekodowanie zagadki. Szybko ustalili, że Æ to litera skandynawskiego alfabetu. A-12 to z kolei symbol samolotu Lockheed A-12 „Archangel”, czyli Archanioł. USA używały go w latach 60. XX wieku. Sprawę wyjaśniła trochę matka dziecka. Dla niej X z imienia to symbol niewiadomej. Æ zaś to miłość albo sztuczna inteligencja, a A-12 to rzeczywiście nazwa samolotu. „To była świetna maszyna w walce, ale bez przemocy” – napisała Grimes. Ta zdolność przyciągnięcia do swojej osoby uwagi całego świata w tani i prosty sposób to właśnie znak rozpoznawczy Muska. Historia z imieniem syna (niezależnie, czy naprawdę nadanym, czy nie) sprawiła, iż wiele osób zwróciło uwagę na Teslę. I o to chodziło na pewno Muskowi.

Spółki przyszłości

Przypadek Tesli to klasyczna historia potwierdzająca taktykę inwestowania realizowaną przez Warrena Buffeta. Ten sędziwy guru giełdowych inwestorów (30 sierpnia 2009 r. skończy 90 lat) nigdy nie spekulował. Nie kupował akcji po to, aby za chwilę odsprzedać je z zyskiem. Starał się zrozumieć działalność firmy i ocenić jej szanse na rozwój w przyszłości. Skuteczność jego podejścia sprawiła, że nazwano go „Wyrocznią z Omaha”. Jako jedyny inwestor giełdowy w historii wygrywał z rynkiem. Czyli gdy rynek rósł, zarabiał więcej niż wzrastały indeksy giełdowe. Gdy spadał, to tracił mniej niż traciły indeksy lub… wciąż zarabiał.
W Polsce taką spółką przyszłości okazał się producent gier komputerowych CD Projekt. Ci, którzy uwierzyli w potencjał firmy
w 2009 r., gdy była na krawędzi bankructwa i jej akcje kosztowały złotówkę, dziś mają na każdej zakupionej akcji 379 zł zysku (37900 proc.!).
Na takim mechanizmie powstają bańki spekulacyjne. Taką była na przykład przecena spółek internetowych na przełomie XX i XXI w., nie każda firma okazała się bowiem Amazonem czy Googlem. Również dziś nie każdy producent gier będzie odnosił takie sukcesy, jak CD Projekt.
Ludzie uwierzyli nie w świetne wyniki Tesli (chociaż były imponujące), ale w geniusz Elona Muska. Człowiek, który odniósł takie sukcesy w biznesie, wielokrotnie dał dowód tego, że jego kreatywność nie zna granic.
Mimo to są tacy, którzy uważają, że Musk odwalił już swoją robotę, a dziś jest tylko szołmenem, wprowadzającym w działanie przedsiębiorstwa element chaosu. Doradzająca inwestorom amerykańska firma PIRC przekonuje, że we wrześniu, gdy będzie taka możliwość, powinni odsunąć Muska od zarządzania.
Taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. Inwestorzy dobrze pamiętają, jak ze świetnie prosperującego Apple’a wyrzucono w 1985 r. Steve’a Jobsa. Podobnie jak w wypadku Muska, powodów było aż nadto, chociaż w gruncie rzeczy wszystko sprowadzało się do sposobu bycia geniusza. W 1997 r. właściciele Apple’a niemal na kolanach błagali go, aby wrócił i ratował upadającą firmę. Jobs postawił twarde warunki, ale zgodził się. Jego powrót doprowadził nie tylko do odrodzenia się finansów Apple’a, ale do prawdziwej rewolucji technologicznej: powstania małych mp3, tabletów, telefonów z dotykowym ekranem i możliwościami komputerów.
Z tego powodu, dopóki Musk będzie kreatywny, inwestorzy będą znosić jego wybryki i humory. Tak naprawdę zamieszanie wokół niego wybuchło, gdy publicznie skrytykował zachowanie się władz w sprawie koronawirusa (jego zdaniem zagrożenie było wyolbrzymione). Był wściekły, że władze w Kalifornii zamknęły mu fabrykę. Groził, że w ogóle wyprowadzi się z tego stanu. Ponieważ jego głos był bardzo dobrze słyszalny, to wściekłość establishmentu była duża. Na razie wygrywa jednak Musk – inwestorzy kupują udziały nie w firmie, a w jego geniuszu. W tym roku Tesla świętowała dziesięciolecie debiutu na nowojorskiej giełdzie. Ci, którzy wówczas zainwestowali w akcje firmy, za każde 17 dolarów mają 1500 dolarów. Mając takie wyniki, Musk nie boi się więc o posadę…

fot.: Tesla, Model X