Z Mikołajem Roznerskim, aktorem, rozmawiała Katarzyna Paskuda.
Mikołaj, powiedz mi, co sprawiło, że akurat Tobie w zawodzie, który uprawiasz, się udało?
Mam szczęście.
Szczęście to chyba trochę za mało…
W moim zawodzie potrzebne są talent i szczęście właśnie. Znam mnóstwo osób, które mają pierwsze, a nie mają drugiego. Są bardzo utalentowanymi aktorami, pracują w mniejszych teatrach, co, oczywiście, bardzo sobie chwalą, ale próbowali wypłynąć na szersze wody i nie wyszło. Zabrakło szczęścia. Ja je mam, co nie oznacza, że nie muszę ciężko pracować. Muszę.
Na swoją dzisiejszą pozycję pracujesz w zasadzie od najmłodszych lat.
Nie marzyłem od dziecka o tym, żeby być aktorem. Swoją edukację teatralną zacząłem, kiedy miałem 17 lat. To był sposób na wyprostowanie moich ówczesnych życiowych ścieżek. Dzięki teatrowi wyszedłem ze środowiska bad boy’ów, a wszedłem w środowisko artystów i ludzi wrażliwych. Dzięki nim zainteresowałem się teatrem i sztuką. Zacząłem odkrywać świat na nowo.
Czułeś wcześniej, że masz w sobie wrażliwość na sztukę?
Odkryłem ją w kółku teatralnym. Zapisałem się do niego, bo mój przyjaciel tam chodził, a ja nie miałem pomysłu na siebie. To był dla mnie czas szukania autorytetów.
A sport? Patrzę na Twoją sylwetkę i myślę, że gdybyś nie był aktorem, to z taką posturą mógłbyś chodzić po dyskotekach i szukać zaczepki. (śmiech)
Kiedyś faktycznie byłem zadziorny. Nie szukałem zaczepki dla rozrywki, ale wystarczyło mnie sprowokować, żebym użył siły. Wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Dziś mam trzydzieści parę lat i wiem, że warto rozmawiać (śmiech).
Nie zmienia to jednak faktu, że cały czas pracujesz nad swoją sylwetką.
Zawód, który uprawiam, wymaga sprawności fizycznej. Ponadto ćwiczenia są dla mnie sposobem na wyładowanie negatywnych emocji.
Może lubisz ładnie wyglądać, albo robić dobre wrażenie na kobietach?
Nie zastanawiam się nad tym, jakie robię wrażenie. Znalazłem kobietę, której chcę się podobać.
Skoro już jesteśmy przy ciele, jakie cechy dla Ciebie są ważne u kobiety?
Wszystkie ważne cechy znalazłem u mojej partnerki. A odpowiadając na Twoje pytanie – najważniejsze, żeby to był dobry, wrażliwy człowiek.
Wracając do Twojej pracy, co przyniosło Ci największą popularność?
Myślę, że rola w serialu.
Kiedy poczułeś, że ludzie Cię rozpoznają?
Właśnie kiedy zacząłem grać w „M jak miłość”. Jestem w obsadzie tego serialu od 6 lat, każdy odcinek średnio ogląda
7 mln. widzów. To ogromna publiczność. Potem przyszły role na dużym ekranie, między innymi w filmach „Supermarket”, „Karuzela”, „Fighter”, „Chce się żyć” czy „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” oraz inne seriale. Wcześniej przez 7 lat grałem w teatrze i byłem rozpoznawalny w hermetycznym środowisku.
Gdzie się lepiej czujesz? Przed kamerą czy na scenie?
I tu i tu. Teatr pozwala na bezpośredni kontakt z widzem. Na scenie może się zdarzyć wszystko; używa się tam innych środków aktorskich niż przed kamerą. Musi być mocniej, żeby przekaz przedostał się do publiczności. Mocniej jednak nie oznacza nieprawdziwie. Musi być prawdziwie. Natomiast na planie filmowym zbyt wyraziste granie działa na naszą niekorzyść. Kamera wychwytuje najmniejsze niuanse.
Lepiej się czujesz przed kamerą czy aparatem fotograficznym?
Zdecydowanie przed kamerą, ale tylko gdy mam do wykonania jakieś zadanie aktorskie i wcielam się w różne postaci. Gorzej, jeśli mam być sobą, Mikołajem Roznerskim, bo wtedy się peszę. Za sesjami fotograficznymi, ujmując to delikatnie, nie przepadam. To dla mnie jeden z obowiązków nierozerwanie połączonych z moim zawodem. W głębi duszy jestem bardzo nieśmiałym człowiekiem.
Do kogo Ci bliżej: komika, amanta…
Kiedy rozmawiamy, masz przed sobą Mikołaja Roznerskiego. Człowieka, który nie jest doskonały. Mogę się przejęzyczyć, zająknąć, jak każdy. Na scenie, przed widownią, spinam się i wchodzę w rolę. Mogę być komikiem, amantem, prezenterem, prowadzącym.
Czyli wszędzie sobie poradzisz. Nie marzy Ci się kariera zagraniczna?
Marzy się, ale żyję tu i teraz, tym co jest ważne dziś. Co przyniesie mi życie, to przyniesie. Nie spalam się. Kiedyś miałem dalekosiężne plany, ale nieustanne myślenie o przyszłości zjadało mnie od środka. Teraz wyluzowałem. Już wiem, że nie samą pracą życie stoi.
Skoro nie samą pracą, to czym poza nią? Jak wygląda życie osobiste Mikołaja Roznerskiego?
Staram się nie przesadzać z publicznym epatowaniem swoim życiem osobistym. Mam 38 lat, wyszumiałem się, szukałem, a teraz jestem w takim momencie, że najbardziej potrzebuję stabilizacji i spokoju. Jest mi z tym bardzo dobrze. Doceniam ten stan.
Jakim jesteś tatą?
Mój syn powtarza, że jestem najlepszym tatą na świecie, więc, zgodnie z jego opinią, odpowiem, że – najlepszym. (śmiech) Mój synek ma 9 lat, jest uroczym, naprawdę mądrym, wrażliwym, młodym człowiekiem. Celebruję każdą chwilę, którą mogę z nim spędzić.
Interesuje się trochę tym, co Ty robisz zawodowo?
Zabieram go do pracy dość często i mam w tym swój cel. Mam nadzieję, że nie będzie aktorem. Na razie jest dobrze, bo uważa, że moja praca jest strasznie nudna. (śmiech) A poważnie, mój syn ma dopiero 9 lat, więc nie będę mu ustawiał życia.
Nie chcesz, żeby został aktorem, bo to ciężki zawód?
Ciężko to ma górnik, albo piekarz, który pracuje 16 godzin dziennie. Aktorstwo jest niepewnym i wymagającym zawodem. Ludziom się wydaje, że żeby być aktorem, wystarczy nauczyć się tekstu i gadać, gadać, gadać… Wierzcie mi, to tak nie wygląda. Nauka tekstu to pierwszy etap, potem trzeba połączyć go z emocjami, żeby efekt finalny był wiarygodny. Przez 12 godzin na planie na przykład płaczesz i potem wracasz do domu i musisz sobie jakoś wyregulować emocje. Ja, jak już wspominałem wcześniej, znalazłem sport, który jest moim sposobem na odreagowanie. Spotykam codziennie mnóstwo ludzi, wielu z nich ma wobec mnie jakieś oczekiwania, a ja jestem człowiekiem, raz mam lepszy nastrój, raz gorszy. Żeby być miłym, sympatycznym, empatycznym, muszę się odpowiednio nastroić, pozbyć napięć, więc rano trenuję. Dzięki temu na spotkanie czy do pracy idę pełen endorfin i potrafię z dystansem podchodzić do różnych osób i ich zachowań, które spotykam na swojej drodze.
Popularność sprawiła, że woda sodowa uderzyła Ci do głowy?
Że poczułem się wyjątkowy?
Tak.
Nie. Ale był taki moment, że mnóstwo ludzi ode mnie czegoś chciało, chciało mieć mnie dla siebie, a w szkole teatralnej nauczono mnie, że nie można odmawiać, bo to się zemści. Trudno mi było sobie z tym poradzić. Gdy komuś czegoś odmawiałem, żałowałem tego już w momencie, kiedy o tym pomyślałem. Zacząłem się zastanawiać, co mam z tym fantem zrobić. Od dłuższego czasu pracuję nad swoim podejściem do życia i mentalnością.
Ale przecież są role, których nie można przyjąć.
A ja miałem taki moment, że nie odmawiałem, po prostu brałem wszystko. I później nie wiedziałem, jak mam się z tego wywiązać. Nie miałem odwagi, żeby powiedzieć, że nie dam rady czegoś zrobić. To był taki moment, że w tej materii przegiąłem.
Nie wytrzymałeś fizycznie?
Fizycznie i emocjonalnie. Mój dzień wyglądał tak, że o 4.00 rano jechałem na plan, potem grałem spektakl w Bełchatowie, i dalej jechałem na nocny plan. Wracałem do domu po północy.
Teraz pracujesz mniej?
Mniej, kontroluję czas, znam jego wartość. I nauczyłem się wybierać projekty. Nadal jest tempo, ale przestałem się bać, że jeśli czegoś odmówię, to już nic więcej mnie nie spotka. Nie pochodzę z dobrze sytuowanej rodziny, co z pewnością rzutuje na moje podejście do życia. Traktuję mój zawód nie tylko jako artystyczną formę wyrazu, ale i sposób na zarabianie pieniędzy. Wiele lat ciężko pracowałem na swoją twarz, czemu jej nie wykorzystać?
Z czego jesteś najbardziej dumny w życiu?
Z tego, że pewne rzeczy sobie przewartościowałem i że ponad pracę cenię relacje z przyjaciółmi, partnerką, synem. Jestem dziś spokojniejszy niż dwa lata temu. Gdybyśmy rozmawiali wtedy, byłbym może bardziej wygadany, ale nieobecny. Teraz jestem i potrafię mówić o tym, co jest dla mnie ważne w życiu. A ważny jest spokój, relacje, a na końcu praca. Cały czas nad sobą pracuję i jestem z tego dumny.
Jest coś, czego żałujesz?
Tak, ale nie cofnę czasu. Po prostu staram się być lepszym człowiekiem.
Przygotowując się do naszej rozmowy przeczytałam, że Ty nie tylko grasz. Zajmujesz się także renowacją mebli i masz wypożyczalnię samochodów.
Meblami zajmuję się hobbystycznie, a wypożyczalnię prowadzę z kumplem.
Czyli poza aktorstwem zajmujesz się biznesem?
Tak. W Stanach w LA, jak ci zadają pytanie, czym się zajmujesz i odpowiadasz, że jesteś aktorem, to mówią: no fajnie, ale gdzie pracujesz, czym się zajmujesz tak naprawdę? Kręci mnie biznes, ale dopiero się go uczę. Teraz zakładam firmę, która będzie się zajmowała produkcją fotograficzno- filmową. W przyszłości chciałbym się tym zająć. Na razie tworzę filmy do moich social mediów.
Jaki masz stosunek do social mediów? Co Ci dają?
Kontakt z widzami i fanami. W social mediach niczego nie udaję, jestem tam sobą.
Aktorstwo to zawód w którym trzeba mieć świadomość, jak ważny jest widz, kontakt z nim, jego opinia.
Dokładnie. Social media są takim łącznikiem na linii aktor – widz. To dla mnie ich podstawowe zadanie. Staram się nie wykorzystywać ich do popularyzacji moich osobistych poglądów. Nie wchodzę z nikim w polemikę na forum, nie jestem aktywny politycznie. Natomiast chętnie wspieram różne akcje charytatywne i zachęcam swoich obserwatorów do aktywności na tym polu.
Odpowiedzialny, zaangażowany ojciec i partner, biznesmen, człowiek pełen dystansu do siebie, który udziela się charytatywnie – jesteś klasycznym gentlemanem.
Dziękuję, choć klasyczny gentleman kojarzy mi się z angielskim lordem, który podjeżdża na imprezę dobroczynną gustownym, 50-letnim Rolls-Roycem (śmiech). Staram się żyć w zgodzie ze sobą, a przy tym pamiętać o innych. Nie zapominam przy tym, że mamy XXI wiek i mnóstwo możliwość. Interesuję się innowacjami technologicznymi i gadżetami, bo ułatwiają codziennie funkcjonowanie; nie jestem więc taki klasyczny.
Rozumiem, że dlatego zostałeś ambasadorem marki TCL?
Bycie twarzą innowacyjnej marki, która buduje swoją pozycję w Polsce, jest inspirujące. TCL jest nowością na polskim rynku, co tylko dodatkowo mnie do tej współpracy przekonało, bo lubię wspierać nowe przedsięwzięcia. Oczywiście atutem przemawiającym za moją współpracą z TCL jest sprzęt, który oferują – ich telewizory i sprzęt audio są bardzo zaawansowane technologicznie. Pomyślałem, że jeśli mam być ambasadorem, to marki produkującej telewizory, bo przecież występuję w telewizji. (śmiech)
Jeśli Cię mają na czymś oglądać, to na czymś dobrym?
Dokładnie. (śmiech) Jak ta moja wielka głowa ma gdzieś dobrze wyglądać, to na ekranie 65 calowego telewizora! Marka TCL zaskakuje mnie nie tylko jakością sprzętu. Z podziwem patrzę na to, jak prężnie się rozwijają, w jaki sposób wchodzą na polski rynek. To firma z przyszłością.
Na czym polega Wasza współpraca?
Jako ambasador marki TCL uczestniczę w wielu spotkaniach, konferencjach i kampaniach. Dzięki naszej współpracy zacząłem jeździć na targi technologiczne. To, co zobaczyłem podczas targów IFA w Berlinie, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Marka zaprezentowała się tam z wielkim rozmachem. Z przyjemnością relacjonowałem to wydarzenie w social mediach.
Czym się różni sprzęt TCL od tego, który mamy od lat w domu?
Konkurencja na rynku technologicznym jest ogromna. Firmy prześcigają się w najróżniejszych rozwiązaniach, a TCL trzyma rękę na pulsie. Jako pierwsza na świecie wprowadziła na przykład innowacyjną technologię Mini LED. Ich telewizory są wykonane z bardzo dobrych materiałów, można je połączyć z wieloma urządzeniami i dzięki temu stworzyć swojego rodzaju inteligentny dom. Myślę, że to ważne w życiu współczesnego gentlemana, bo je usprawnia. Współczesny gentleman jest smart.
No właśnie, facet powinien być szarmancki, elegancki, dobrze ubrany, ale powinien też być otwarty na nowinki, ciekawy świata.
Zdecydowanie, warto korzystać z możliwości, jakie dają nam nowoczesne technologie. Ten świat, co widać na przykładzie produktów marki TCL, dla większość z nas jest na wyciągniecie ręki. Ich telewizory, które mają wiele zaawansowanych funkcji, można kupić w naprawdę konkurencyjnej cenie.
Fotografie: Katarzyna Paskuda, PaskudaPhotography.com
Makijaż&fryzura: Maciej Towarek/ HAIR TEAM
Stylizacje: SALON BALAMONTE, ul. Wiejska 11 lok 1, Warszawa, www.balamonte.com, Zegarki: POLTIME.EU
Miejsce: Specjalne podziękowanie dla TRAMWAJE WARSZAWSKIE Sp. z o. o. ZAKLAD NAPRAWY TRAMWAJÓW w Warszawie.