Z Joanną Lazer, wokalistką zespołu Red Lips, rozmawiała Katarzyna Paskuda.
Jesteś piękną kobietą przyciągającą uwagę. Przygotowując się do wywiadu przeglądałam Twoje media społecznościowe i widziałam, ze sporo w nich propozycji od mężczyzn. Jak sobie z tym radzisz?
Kiedy poznałam mojego męża, zakochałam się, przestałam zwracać uwagę na innych mężczyzn. Zamknęłam się nawet na kontakt wzrokowy z nimi gdzieś w przypadkowych miejscach. Nie wysyłam sygnałów, nie komunikuję: jestem do wzięcia.
Jednak jakoś odpowiadasz na te propozycje?
Przede wszystkim mnie dziwią. Ja sama nie odważyłabym się zaczepić nikogo obcego w Internecie. Jeśli chodzi o sposób odpowiadania, jestem grzeczna i miła, taka kumpela, dziewczyna z sąsiedztwa.
Widziałam Cię w Tańcu z Gwiazdami, nie powiedziałabym, że jesteś dziewczyną z sąsiedztwa, która nie wysyła sygnałów.
Bo Taniec z Gwiazdami bardzo dużo zmienił w moim postrzeganiu kobiecości. Przede wszystkim przypomniał mi, że jestem kobietą. Dzięki udziałowi w nim odnalazłam w sobie wdzięk, miękkość, których mi dotychczas brakowało. Myślę też, że fakt, że od wielu lat jestem z jednym mężczyzną, na nim skoncentrowana, trochę mnie uśpił. Taniec z Gwiazdami mnie obudził. Nagle obok mnie, bardzo blisko, fizycznie, był obcy mężczyzna, wokół mnóstwo pięknych kobiet, każda chciała być lepsza, piękniejsza. To stymulujące bodźce.
Co na tę fizyczną bliskość mówił Twój mąż?
Nie był zachwycony, ale sobie poradził. (śmiech) Zresztą mój udział w programie to był jego pomysł, nie mógł więc robić awantur. (śmiech)
Właśnie, słyszałam, że Ty się przed udziałem w Tańcu z Gwiazdami broniłaś. Dlaczego?
Pierwszą propozycję dostałam w 2014 r. i powiedziałam, że absolutnie nie. Formuła tańca towarzyskiego, te wszystkie pióra, cekiny, to mi zupełnie nie leżało.
Dlaczego nie lubisz cekinów?
Już lubię. (śmiech) Właśnie kupiłam cekinowy garnitur. Serio dzięki temu programowi wchodzę w nową fazę i to chyba dobrze, bo człowiek musi się zmieniać, ewoluować. Nie chciałabym mówić, że dojrzewam, ale na pewno się zmieniam i jako artystka i jako kobieta. Odkrywam w sobie nowe obszary. Tę zmianę widać też w mojej muzyce.
Właśnie, muzyka, jaki ona ma związek z udziałem w Tańcu z Gwiazdami? Po co Ci te telewizyjne projekty?
Wszystko co robię, ma służyć promocji mojej muzyki, jest zaplanowane, nie ma tu żadnego przypadku. Udział w Tańcu z Gwiazdami na przykład był związany z ukazaniem się nowej płyty. A że przy okazji mnie wzbogacił, otworzył, to super. Jednak zawsze na początku i na końcu jest muzyka.
Czyli to są działania czysto komercyjne?
Nie czysto, ale także. Żyjemy z muzyki, musimy więc na niej także zarabiać. Ponieważ sami się finansujemy, musimy łączyć przyjemne z przyziemnym. W każdym razie konsekwentnie robię swoje, tak żeby w bilansie to muzyka była po stronie zysków.
Mówisz, że żyjecie z muzyki. Ta liczba mnoga wynika faktu, że pracujesz z mężem. Nie macie siebie dość czasem?
No mamy, jesteśmy tylko ludźmi, ale każde z nas ma miejsca, w których bywa sam i jakoś sobie z tym radzimy. Mamy swoich przyjaciół, ludzi z którymi spotykamy się sam na sam. Poza tym ja bardzo lubię sport, więc chodzę na siłownię i daję upust wszystkim złym emocjom. Wracam szczęśliwsza.
Co było u Was pierwsze: praca potem miłość, czy odwrotnie?
Najpierw była praca, później romans w pracy. Romans z szefem. (śmiech) Taki klasyk.
Z romansu z szefem wyszedł niezły muzyczny projekt.
No całkiem. (śmiech)
Jak w ogóle zaczęła się Twoja muzyczna ścieżka?
Przyjechałam po maturze do Warszawy, nie miałam pieniędzy, a jedyne co umiałam dobrze robić, to śpiewać. Trafiłam do domu kultury, w którym z koleżankami założyłyśmy zespół i grałyśmy covery. Jeździłyśmy ze swoim repertuarem po festynach za 200 zł i byłyśmy szczęśliwe. Później dostałam propozycję śpiewania w Delfinie. To nie trwało długo, bo to kompletnie nie była moja muzyka. Ktoś mi obiecał, że będziemy robić polską Madonnę (śmiech), a ja uwierzyłam. Ale coś nie poszło. Bliższy jest mi jednak rock’n’roll niż granie po dyskotekach.
Przeszłaś dość długą drogę do miejsca, w którym dziś jesteś na polskiej scenie muzycznej.
Fakt, przez kilka lat grałam w piwnicy gdzieś na warszawskiej Pradze. Moje dochodzenie na scenę, tę w dzisiejszym kształcie, to był cały proces, jadłam ten tort małymi łyżeczkami. Dzięki temu, tak dziś na to parzę, poznałam lepiej siebie, swoje muzyczne możliwości, poszerzyłam horyzonty. Widać tak musiało być.
Mimo tych dzisiejszych spostrzeżeń, nie za długo to jednak trwało?
Najważniejsze, że „zażarło” w odpowiednim momencie, bo byłam już zrezygnowana. Jeździłam z konkursu na konkurs, chodziliśmy od wytwórni do wytwórni, od agencji do agencji. Za każdym razem było coś na nie: nie ta muzyka, nie ten koncept, za mało dojrzała. Poszłam do normalnej pracy, do Dziennika Gazety Prawnej, żeby z czegoś żyć. Od 9.00 do 17.00 byłam trybikiem w korporacji, a po godzinach grałam. Aż dostaliśmy telefon, że coś gdzieś zaskoczyło. Utwór pojawił się w Internecie i radio i stał się hitem. Jako pierwsze zagrało nasz utwór „To co nam było” radio RMF. To było 24 maja, w moje imieniny. I nagle wszyscy chcieli z nami pracować. To był numer z potencjałem i ktoś w niego uwierzył. Zaczęły się koncerty, festiwale, skończył mi się urlop w pracy. Nie wiedziałam, co zrobić, nie wiedziałam, czy granie da mi pieniądze na życie, nie byliśmy małżeństwem, nie mieliśmy mega doprecyzowanych planów co do wspólnego życia. Byłam trochę w kropce. Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Czułaś, pisząc „To co nam było”, że to będzie hit?
Tak, ten numer miał coś w sobie.
W sobie ma też coś Twój głos. Może Ty po prostu dużo pijesz, że tak chrypisz?
Nie ukrywam, że lubię, jak każda rock’n’rollowa dziewczyna dobrze się zabawić. Lubię dobre towarzystwo i imprezy do białego rana. Moja barwa jednak wynika głównie z defektu na strunie głosowej. Mam polip, który powoduje niedomykalność strun głosowych, czyli ten tzw. piasek w głosie.
Zatem nie możesz go usunąć, bo stracisz swoje charakterystyczne brzmienie…
Powinnam, ale nie robię tego, bo brzmienie barwy jest bardzo charakterystyczne dla każdego wokalisty. Operacja może spowodować zmianę. Jednak jestem pod opieką lekarza, żeby nie było. Poza tym musiałam zadbać o właściwą higienę pracy głosem: rozśpiewanie, wprawki wokalne, odpowiednie nawilżanie, płukanki itd. Do wszystkiego można się przyzwyczaić (śmiech).
Fot.: Katarzyna Paskuda, PaskudaPhotography.com
Makijaż: Maja Adamiak / Urszula Heba
Fryzura: Katarzyna Rudnik
Stylizacje: Kamil Moszczyński / marynarka własność stylisty, beżowe body- Justunique, płaszcz-Sfera, buty-Kazar, czarne body-Bola, lateksowy płaszcz-Rozi Store, biżuteria Zozo Design, okulary Dolce&Gabbana
Miejsce: Mercure Warszawa Grand, Apartament Prezydencki, Warszawa, ul. Krucza 28