FelietonTajemnica portretów Chopina
Marek Kozubal
Marek Kozubal
dziennikarz „Rzeczpospolitej”, współautor powieści szpiegowskich, w tym roku ukazał się jego thriller pt. „Milusha”

Tajemnica portretów Chopina

Tuż przed wybuchem wojny 5 sierpnia 1939 r. skarb został zapakowany w dwa kufry i przewieziony do skarbca Banku Gospodarstwa Krajowego w Warszawie na rogu Al. Jerozolimskich i Nowego Światu. Dziś nie wiemy, w jakich okolicznościach zaginęły.

Do dzisiaj nikt nie rozwiązał zagadki tajemniczego zaginięcia pierwszych zdjęć Fryderyka Chopina. Zniknęły one pomiędzy Warszawą, Bukaresztem, Paryżem, Londynem a Kanadą. Chodzi między innymi o tzw. dagerotypy wykonane w 1846 i 1847 r. w paryskiej pracowni Lousina – Auguste’a Bissona tuż przed śmiercią mistrza. Zdjęcia nie były retuszowane. Jedno z nich przedstawiało siedzącego, schorowanego pianistę.

Na wizerunki Chopina natknął się w archiwum wydawnictwa muzycznego w Lipsku Tadeusz Brzeziński, wówczas konsul RP (jego synem był Zbigniew Brzeziński, późniejszy bliski współpracownik i doradca do spraw bezpieczeństwa prezydenta USA Jimmy Cartera). W 1937 r. wyjątkową pamiątkę wykupił Skarb Państwa za 100 tys. marek. W skład kolekcji wchodziły nie tylko trzy dagerotypy, ale także manuskrypty Chopina oraz kilkanaście listów. Po pokazaniu zbioru na wystawie w Paryżu został on przekazany do Biblioteki Narodowej w Warszawie. Zamknięto go w ogniotrwałym sejfie.

Ewakuacja skarbów – Rumunia, Francja, Wielka Brytania

Tuż przed wybuchem wojny 5 sierpnia 1939 r. skarb został zapakowany w dwa kufry i przewieziony do skarbca Banku Gospodarstwa Krajowego w Warszawie na rogu Al. Jerozolimskich i Nowego Światu. Już po wybuchu wojny zapadła decyzja o ewakuacji do ambasady w Bukareszcie.

Drogę tych waliz odtworzyła historyk sztuki dr Monika Kuhnke, która w Ministerstwie Spraw Zagranicznych przez wiele lat zajmowała się restytucją utraconych dzieł sztuki.

Z Rumunii chopinalia zostały przewiezione do Francji. 24 listopada 1939 r. złożono je w Bibliotece Polskiej w Paryżu. Gdy nad Sekwanę ruszyła niemiecka nawałnica – 21 maja 1940 r. historyk sztuki dr Karol Estreicher odebrał walizy, nie otwierając ich jednak, aby sprawdzić zawartość. Przewiózł je do Angers, gdzie urzędował rząd polski na uchodźstwie, i zdeponował w oddziale Banku Francji. Jednak już 13 czerwca, widząc postępy wojsk niemieckich, Estreicher zapakował je do kupionego samochodu i wywiózł do Aubusson. Przekazał je Józefowi Krzywdzie-Polskowskiemu, który przygotowywał ewakuację innych skarbów narodowych, w tym pochodzących z Wawelu. Ten miał przejąć depozyt, nie otwierając go, ale zwrócił uwagę, że walizki były opatrzone pieczęciami ambasady RP w Bukareszcie. Towarzyszył mu historyk sztuki, kustosz z Wawelu Stanisław Świerz-Zaleski.

Skarby zostały przewiezione do Bordeaux i załadowane na statek „Chorzów”, który dopłynął do Wielkiej Brytanii. Ładunek początkowo przewieziono do ambasady RP w Londynie, ale tam zapadła decyzja, że wraz z innymi dobrami narodowymi zostaną przetransportowane do Kanady, bo Londyn był narażony na niemieckie bombardowania.

Batory wiezie skarby do Kanady

Załadowano je na pokład liniowca s/s Batory. Już 12 lipca 1940 r. statek zacumował w porcie Halifax w Kanadzie, a cenny ładunek został przewieziony do konsulatu w Ottawie, a następnie do budynku Archiwum Państwowego w Kanadzie.

Już po zakończeniu wojny komunistyczne władze zaczęły się upominać o zwrot skarbów wywiezionych z Polski. Wśród przeciwników takiego kroku – polityków emigracyjnych zrodził się pomysł ich rozdzielenia i ukrycia w różnych miejscach. Walizy z chopinaliami złożono w skarbcu banku w Ottawie na nazwiska Świerz-Zaleski i prof. Politechniki Warszawskiej Franciszka Krzywdy-Polkowskiego. Tylko oni mogli odebrać cenny depozyt.

Dopiero pod koniec 1958 r. przybyła do Ottawy polska delegacja z pianistą Witoldem Małcużyńskim, który była akceptowany przez władze migracyjne. Kufry, które przed nimi ustawiono, były już jednak oznaczone pieczęciami komunistycznego poselstwa w Kanadzie, a nie było śladów po pieczęciach z Bukaresztu z 1939 r. Nowe oznaczenia mogły pojawić się w sierpniu 1945 r., gdy obydwa kufry zostały otworzone, aby dokonać inwentarzowego spisu znajdujących się w środku artefaktów.

Gdzie są dagerotypy z wizerunkiem Chopina?

Po otworzeniu kufrów w 1958 r. nie znaleziono w nich bezcennych dagerotypów, a ich brak ogłosił niebawem prof. Zbigniew Drzewiecki prezes Towarzystwa im. Fryderyka Chopina. Informacja taka pojawiła się w prasie kanadyjskiej. Jednak natychmiastowe dementi w tej sprawie wydali przedstawiciele polskiej władzy, twierdząc, że nigdy nie opuściły one Warszawy.

Wszystkie chopinalia kupione przed wojną w Lipsku, oprócz unikalnych wizerunków mistrza, wróciły do Warszawy 3 lutego 1959 r. przez Nowy Jork, Kopenhagę, Berlin.

Do dzisiaj nie ma jasności, na jakim etapie ewakuacji zaginęły, czy ktoś je wyjął z kufra w ambasadzie polskiej w Bukareszcie albo kilka lat później w siedzibie Banku of Montreal, gdy walizki otworzyli przedstawiciele komunistycznych władz. Może faktycznie nie opuściły gmachu Biblioteki Narodowej w Warszawie w sierpniu 1939 r. lub Banku Gospodarstwa Krajowego? Jednak to mogłoby oznaczać, że wpadły w ręce niemieckich okupantów.