Elegancja wykracza daleko poza kwestię ubioru. Pamiętajmy o tym, kolejny raz zakładając koszulę czy marynarkę. Niech będzie to pretekst i początek bycia prawdziwie eleganckim.
Elegancja wyrażana przez ubiór – chociaż przyjmuje różne formy, zarówno dzisiaj, jak i kiedyś – jest wartością ponadczasową, z tym dyskutować nie będę. Pytanie jednak, czy bycie eleganckim zaczyna i kończy się na stroju, czy też sam wizerunek jest lub powinien być jedynie przedłużeniem zestawu cech i zachowań, które definiują mężczyznę?
Eleganckie ubranie takie, jakim znamy je dzisiaj, nie jest czymś nowym. Klasyczne stroje męskie mają swoje korzenie i początki w całkiem zwykłych, codziennych ubraniach naszych przodków. Koszule, marynarki, spodnie w kant – wszystko to, co dzisiaj uznajemy za odświętny, elegancki ubiór, było kiedyś domeną klasy średniej i arystokracji. Status społeczny najczęściej wiązał się z poziomem edukacji i dostępem do wiedzy, co implikowało takie a nie inne wybory ubraniowe (oczywiście, to niejedyne powody). Dzisiaj, gdy jesteśmy już dawno po demokratyzacji mody męskiej, grubość portfela definiuje raczej ilość wydanych pieniędzy na ten sam rodzaj ubioru, który można kupić również przy ograniczonym budżecie. W moim odczuciu pieniądze dają dostęp do jakości, a niekoniecznie stylu.
Tym trudniej w mojej ocenie odnaleźć dzisiaj prawdziwe znaczenie koncepcji bycia eleganckim. Czy każdy, kto założy na siebie garnitur, będzie elegancki? Czy poliestrowy zestaw z popularnej sieciówki, zestawiony ze schodzonymi butami to już elegancja? Czy kaszmirowy garnitur, uszyty na miarę za równowartość kilku najniższych krajowych pensji, daje wstęp do świata elegancji?
Od lat zajmuję się szyciem miarowym i pracą z wymagającymi klientami. Bardzo łatwo byłoby mi zrównać ze sobą duże pieniądze wydane na strój i ogółem wizerunek z byciem eleganckim. Sedno tej dysputy leży jednak w zupełnie innym miejscu. Bowiem elegancja to nie tylko ubiór, czyli coś, co można zobaczyć i ocenić patrząc na drugą osobę. Elegancja to suma wizerunku, sposobu wypowiadania się, kultury osobistej, elokwencji i wielu innych cech, których kupić nie można.

Przytaczając znane sformułowanie: „Z wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność”. Te słowa znajdują też swoją wartość w zakresie elegancji. W moim świecie założenie na siebie dobrze skrojonego garnituru czy zestawu składającego się z marynarki i spodni powinno nieść za sobą wewnętrzne wartości. Uwaga, jaką mężczyźni poświęcają na wybór dodatków, wypastowanie butów czy dobranie kolorów w formalnym stroju, powinna również oddawać uwagę, którą poświęcają na weryfikację swoich pozostałych obszarów elegancji. Czy jestem kulturalny? Czy jestem dobrym człowiekiem? Czy jestem życzliwy, miły, czy szanuję innych ludzi? Czy jestem autentyczny?
Gdy strój jest przedłużeniem charakteru i „eleganckiego zaplecza”, obcowanie z taką osobą jest czystą przyjemnością. Czuć, że za strojem na określonym poziomie idzie spójność, prawość, szczerość. Że zewnętrzny wizerunek jest odbiciem tego, co dana osoba ma w środku. Specjalnie nie dodaję do tego równania ceny – nie ma ona tutaj znaczenia, jeśli tylko ubrania są schludne, czyste i pasujące.
Drugą stronę tego medalu jest elegancja na zewnątrz połączona z brakiem manier i odpychającym usposobieniem. Nie mnie oceniać, z czego to wynika, niemniej marzy mi się powrót do przywiązywania wagi do tych wartości. Może kiedyś pierwszy garnitur w życiu młodego mężczyzny będzie przywilejem, nagrodą za to, że jest dobrym człowiekiem, że nauczył się pewnego zakresu zachowań, że posiadł umiejętność współistnienia z innymi ludźmi. Krawat mógłby być swojego rodzaju orderem, ozdobą, która świadczy o pogłębieniu tej wiedzy i praktyki. Jeśli miałbym syna – właśnie w ten sposób chciałbym, aby wszedł w posiadanie pierwszego prawdziwie eleganckiego stroju – jako ukoronowanie jego drogi nauki i mojej drogi przekazywania mu tej wiedzy i umiejętności.
Elegancja wykracza daleko poza kwestię ubioru. Pamiętajmy o tym, kolejny raz zakładając koszulę czy marynarkę. Niech będzie to pretekst i początek bycia prawdziwie eleganckim.
