WywiadyMistrzyni!

Mistrzyni!

Aida Bella
Aida Bella
była reprezentantka Polski w short-tracku, brązowa medalistka Mistrzostw Europy w sztafecie, ekspert ds. PR i komunikacji

Natalia Maliszewska – wielokrotna medalistka w short-tracku, opowiada Aidzie Belli o tym, jak podczas igrzysk w Pekinie kowidowe szaleństwo odebrało jej szansę na medal, jakie walory dla sportowca ma Kazachstan, oraz co czuje, gdy myśli o kolejnych igrzyskach.

W short tracku osiągnęłaś niemal wszystko – cztery medale mistrzostw świata, medale mistrzostw Europy i Pucharów Świata, rekordy Polski i kilkadziesiąt medali mistrzostw kraju. Do kompletu brakuje ci tylko medalu olimpijskiego. Po osobistych tragediach i izolacji podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie (2022) wróciłaś na lód silniejsza?

Wow, niesamowita historia, musi to być superbabka. Ten wstęp naprawdę mnie poruszył. Usłyszeć swoją historię w takiej formie to coś wyjątkowego. Czuję dumę i jednocześnie wzruszenie. To pierwszy raz, gdy tak oficjalnie mierzę się z tym, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach.

Jak igrzyska w Pekinie, organizowane w pandemii, wpłynęły na to, co się wydarzyło później w Twoim życiu?

Choć dziś się z tego śmieję, to był dla mnie niezwykle ważny i trudny moment – na szczęście zamknięty już grubą kreską. Wracałam właśnie z treningu do wioski olimpijskiej, gdy dostałam wiadomość od szefa misji Konrada: „Natalka, masz pozytywny test na covid. Wracaj jak najszybciej do hotelu”. Nie mogłam w to uwierzyć. To brzmiało jak jakiś ponury żart, zły sen. Tego dnia rano byłam w znakomitej formie – podczas symulacji biegu na 1000 metrów biłam nieoficjalny rekord świata.

W tę felerną sobotę wyjechałam z wioski olimpijskiej poszłam na izolację do miejsca, gdzie były przeszklone pokoje i ludzie stali pod drzwiami w kombinezonach – jak w filmie. Siedziałam tam całkiem sama. Po kilku dniach w zupełniej izolacji pojawiła się nadzieja – w środę miałam negatywny wynik testu, ale dzień później znów… pozytywny! Dni uciekały, a razem z nią moje marzenia o medalu olimpijskim. Po wielu rozmowach „na szczycie” i presji – bo jednak było wiadomo, że jestem gotowa do startu i że jestem potrzebna drużynie – udało się mnie wypuścić. W środku nocy, dzień przed planowanym startem. Ostatecznie zawieźli mnie w sobotę na lodowisko, zdążyłam zrobić rozgrzewkę, po czym nie dopuścili do startu, twierdząc, iż stanowię zagrożenie dla innych zawodników. Złamali mi serce.

Fotografie: Bartosz Maciejewski, Make-up/włosy: Karolina Yeghshatyan, Stylizacje: Ireneusz Korzeniewski @Styleman

Jak wyglądał moment, w którym niespodziewanie kazano Ci się spakować i opuścić izolację, mimo że nie miałaś jeszcze dwóch negatywnych testów?

Zdarzyło się to tuż przed planowanym startem na 500 m. Nagle, w środku nocy, ktoś mnie budzi i mówi: „Pakuj się, wychodzisz”. Po 15 minutach ten sam człowiek w białej masce wrócił i powiedział, że muszę jeszcze poczekać. Byłam w amoku, nie wiedziałam, co się dzieje. Po kolejnych 15 minutach znowu wrócił i powiedział, że wychodzę. Założyłam kurtkę i wybiegłam, bo nie chciałam znów usłyszeć, że jednak mam zostać. Wsadzili mnie do karetki i przewieźli do wioski olimpijskiej. Nigdy nikogo za rękę nie złapałam, więc nie mogę nikomu nic zarzucić, ale mogę mieć swoje domysły, mogę tylko łączyć kropki, bo wiele rzeczy po prostu tam nie pasowało. Najpierw był negatywny test, potem nagle pozytywny – i to z takimi wartościami, że według lekarza powinnam leżeć pod respiratorem, a ja czułam się całkiem dobrze.

Ostatecznie jednak nie wystartowałaś w swoim koronnym biegu na swoim koronnym dystansie 500 metrów… Jak do tego doszło?

W nocy poprzedzającej start przetransportowano mnie do wioski olimpijskiej. Miałam nadzieję, że wystartuję. Zapakowali mnie do oddzielnego transportu, bo osoby z pozytywnym wynikiem jeździły osobno. Dojechałam na lodowisko, chciałam się już rozgrzewać i wtedy zadzwonił do mnie Konrad i powiedział: „Natalka, wiedzą, że tam jesteś, ale nie dopuszczają cię do startu. Jesteś zagrożeniem dla zawodników”. Wtedy wszystko runęło. To była złość, która otworzyła jakąś część mnie, której wcześniej nie znałam.

Skąd czerpałaś siłę, żeby wrócić i spróbować walczyć dalej?

Po igrzyskach byłam pod opieką terapeuty. Myślałam, że to będzie jednorazowa pomoc, ale kontynuowałam terapię przez dłuższy czas. Naprawdę czułam się źle. Miałam po igrzyskach wyjść za mąż, ale musiałam to odwołać – nie czułam się jak kobieta, która ma świętować najpiękniejszy dzień swojego życia. Fizycznie też byłam w kiepskiej formie, przytyłam, czułam, że wszystko, na co pracowałam przez całe życie, zostało mi odebrane. Nie pracowałam na to cztery miesiące czy nawet cztery lata – to było całe życie. Powrót nie był łatwy. Terapia pomogła, ale czułam też, że muszę zmienić otoczenie. Postanowiłam pojechać do innego kraju, by trenować z innym zespołem. Wybrałam Kazachstan, bo zaprzyjaźniłam się tam z zawodnikami i wiedziałam, że to miejsce da mi spokój i dobre emocje.

Fotografie: Bartosz Maciejewski, Make-up/włosy: Karolina Yeghshatyan, Stylizacje: Ireneusz Korzeniewski @Styleman

Co ta intuicja dzisiaj Ci podpowiada?

Dzisiaj tyle razy słyszę o złocie olimpijskim, że ta myśl nieustannie krąży mi po głowie. Czuję ekscytację. To zupełnie inny moment i etap w moim życiu, niż kilka lat temu. Wcześniej podchodziłam do igrzysk z pewną rezerwą, mówiąc: „Spokojnie, igrzyska rządzą się swoimi prawami”. Teraz jest inaczej. Nie mogę się ich doczekać. Po raz pierwszy mam w sobie pragnienie, by tam pojechać i przeżyć swoje pierwsze „normalne” igrzyska.

Jest taki cytat: „Jeśli przechodzisz przez piekło, nie zatrzymuj się”. Myślę, że to doskonała puenta naszej rozmowy. Miałaś w swoim życiu wiele momentów, które można by nazwać piekłem. Potrafiłaś jednak z nich wyjść, a dziś jesteś inspiracją dla wielu. Czy zdajesz sobie sprawę, że młodzi sportowcy, którzy przechodzą trudne momenty i nie wiedzą, jak potoczy się ich kariera sportowa, patrzą na Ciebie i widzą nadzieję?

W ogóle nie postrzegam tego w ten sposób. Po prostu żyję, funkcjonuję, robię to, co czuję i idę przed siebie najlepiej, jak potrafię, ale jeśli choć jedna osoba, niezależnie od wieku czy doświadczenia, weźmie coś dla siebie z mojej historii, to jest to dla mnie bezcenne.

Fotografie: Bartosz Maciejewski, Make-up/włosy: Karolina Yeghshatyan, Stylizacje: Ireneusz Korzeniewski @Styleman

Powiedziałaś piękne zdanie, że dopóki będziesz miała czym, będziesz się dzieliła. Co masz na myśli?

Wychowałam się w środowisku, gdzie nie zawsze wszystko było dostępne. Wiem, jak to jest czegoś nie mieć. Dlatego dopóki będę miała możliwość, będę się dzieliła z innymi. Dla mnie najważniejsze są wartości i relacje międzyludzkie. Oczywiście, marzenia o mieszkaniu czy samochodzie są naturalne, ale nie są one na szczycie mojej listy priorytetów. Bardziej zależy mi na tym, by być wsparciem dla innych i dzielić się tym, co mam.

Fotografie: Bartosz Maciejewski, Make-up/włosy: Karolina Yeghshatyan, Stylizacje: Ireneusz Korzeniewski @Styleman