NewsyGranice przyjaźni/nieprzyjaźni

Granice przyjaźni/nieprzyjaźni

Marcin Faliński
Marcin Faliński
Emerytowany oficer wywiadu, pisarz

Czy współcześnie wyciągamy wnioski z historii działań na granicach?

Studiując różne dokumenty, rozmawiając z historykami czy dziennikarzami w Polsce i zagranicą o czasach zimnej wojny w kontekście działania służb specjalnych, wielokrotnie trafiałem na tematykę związaną z przekraczaniem granic w tym okresie. Była ta tematyka związana zwykle z traktowaniem uciekinierów z krajów tak zwanej demokracji ludowej w lepszym, zachodnim świecie.

Znana jest sprawa ucieczek z NRD przez mur berliński. Słyszeliśmy o przerzucie do Berlina Zachodniego do słynnej 70 350 Air Base Group na lotnisku Tempelhof w wykorzystaniem samochodów zachodnich przedstawicielstw dyplomatycznych w PRL. Znane są słynne ucieczki samolotem czy na różnych kutrach i promach z Polski przez Bałtyk do Szwecji lub Danii. Jak wyglądała sytuacja na innych granicach, na mniej znanych w naszym kraju kierunkach ucieczki?


Największe wrażenie zrobiły na mnie opisy granicy czechosłowacko-austriackiej w latach 60. Znajdowały się tam dwa ogrodzenia elektryczne i trzeci rząd zabezpieczający. W odkrytych przewodach płynął prąd o napięciu kilku tysięcy woltów. W niektórych miejscach między tymi ogrodzeniami znajdowały się miny przeciwpiechotne, oczywiście produkcji radzieckiej. Wiedząc o tych zabezpieczeniach, uciekinierzy próbowali stosować różne rozwiązania, jak na przykład tyczki, których używali do przeskakiwania elektrycznych zapór. Niestety, wielu uciekinierom się nie udało. Jak szacuje się, na tych ogrodzeniach zginęło kilkunastu Polaków.

Co czekało tych szczęśliwców, którym udało się przedrzeć przez zapory lub w inny sposób dotrzeć do Austrii, na przykład w schowkach w pociągu pasażerskim, kursującym z dworca Warszawa Gdańska do Wiednia? Trafiali m.in. do ośrodka w Trais-kirchen – Federalnego Centrum Pomocy, mieszczącego się w dawnej cesarsko-królewskiej szkole kadetów, w której do 1955 r. stacjonowały jednostki Armii Radzieckiej. Ośrodek ten w istocie był bardziej podobny do lekkiego więzienia niż do domu pomocy społecznej dla strudzonych uciekinierów zza żelaznej kurtyny. Korytarze w budynku poprzedzielane były kratami, przy których rozstawieni byli strażnicy. W zbiorowych salach stały wysokie, żelazne prycze. Pensjonariusze pod strażą byli dokładnie przeszukiwani. Przesłuchania prowadzili funkcjonariusze Gruppe C Policji Państwowej i Centralnej Dyrekcji ds. Operacyjnych. W ich trakcie oficerowie zachodnich służb specjalnych, głównie CIA, „wyławiali” szczególnie interesujące osoby pod kątem pozyskania informacji lub zwerbowania do współpracy.

Osoby ubiegające się o azyl polityczny z Polski (zagraniczny blok wschodnioeuropejski) protestują przed parlamentem Danis Christiansborg przeciwko ich deportacji, Kopenhaga, czerwiec 1988 r. fot.: PAP/Newscom

Granica bułgarsko-jugosłowiańska dzieliła dwa socjalistyczne państwa, jednak były one politycznie wrogie. Na mocy porozumienia cara Bułgarii i króla Jugosławii zgodzono się jeszcze przed II wojną światową na coroczne spotkania transgraniczne. Tradycję tę przywrócono pod koniec lat 50. W kilku miejscowościach nadgranicznych, po obu stronach parę razy w roku organizowano spotkania, które z czasem z rodzinnych i towarzyskich przekształciły się w handlowe. Stały się miejscem nielegalnego handlu walutą i zakupów deficytowych towarów. Bardzo to przypominało wyjazdy handlowe w czasie PRL naszych rodaków do NRD, Czechosłowacji czy na Węgry. Jednak tutaj chodziło o Jugosławię, nieco bliższą Zachodowi. Oczywiście, w czasie owych imprez sporo było nieumundurowanych funkcjonariuszy Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego, czyli bułgarskiej służby specjalnej. Możemy sobie wyobrazić, jakie to dawało możliwości działania, zwłaszcza w zakresie przerzucania własnej agentury, w obu kierunkach rzecz jasna.

Jak było na granicy z Grecją? Poza jednym przejściem drogowym oba kraje dzieliła granica, która przebiegała przez tereny górzyste. Kontroli granicznej dokonywali żołnierze GV – Graniczny Vojski, ale mieli oni i inne zadania. W górach, na granicy mieli wolną rękę w oddawaniu strzałów z broni maszynowej do próbujących uciec na Zachód. Jeśli delikwentowi udało się przedrzeć do Grecji, to i tam czekały na nich obozy, w których podobnie jak we wspomnianej Austrii prowadzano selekcję, próbując znaleźć kandydatów do pracy wywiadowczej lub współpracowników albo funkcjonariuszy PGU – bułgarskiego wywiadu.

Do mniej drastycznych scen i, można powiedzieć, bardziej pokojowego nielegalnego przekraczania granicy dochodziło między Jugosławią a Włochami. Jednak i tutaj, zwłaszcza w mieście Gorizia, między uliczkami i domami przerzucano agentów różnych wywiadów. Także w tym przypadku uciekinierzy po stronie włoskiej trafiali w ręce funkcjonariuszy Głównej Kwestury regionu. Przewożono ich do campos di profugi we wsi Padriciano pod Triestem.

Jakie wnioski płyną współcześnie dla Polski z tej trudnej historii Europy? Mianowicie takie, że nawet w tak oczywistych sytuacjach jak emigracja do lepszego i bezpieczniejszego świata, służby specjalne i decydenci polityczni powinny zachowywać zimną ocenę sytuacji. Warto zdawać sobie sprawę z tego, że wszelki ruch migracyjny jest wykorzystywany przez wrogie nam kraje i jego służby specjalne. Trzeba być przygotowany na takie sytuacje logistycznie, niezależnie od naszych sympatii strategicznych do krajów, z których uciekinierzy pochodzą. Selekcję i rejestrację powinna przechodzić każda osoba przekraczająca polską granicę… naturalnie w różnym wymiarze. 