O tym, jak wygląda życie „za murami Watykanu”, opowiada książka „Kobieta w Watykanie” Magdaleny Wolińskiej Redi, znanej dziennikarki i korespondentki telewizyjnej.
Jak wygląda Watykan „kobiecym okiem?
Samo stwierdzenie „Watykan kobiecym okiem” to swoisty paradoks, ponieważ jest to jedno z najbardziej zdominowanych przez mężczyzn miejsc na świecie. Mam na myśli hierarchów, najwyższych przedstawicieli władz Kościoła i pracowników świeckich, czyli służby bezpieczeństwa chroniące papieża, czy też pracowników różnych urzędów. Papież Franciszek otwiera się coraz bardziej na udział kobiet w pracy Watykanu. Widzimy to choćby na przykładzie jednej z jego ostatnich nominacji, kiedy do sekretariatu Synodu Biskupów Stolicy Apostolskiej dołączył cztery kobiety, w tym jedną świecką profesor socjologii i z uniwersytetu Roma Tre- Cecilia Costa.Ale kobiece spojrzenie na Watykan, które znajdujemy w mojej książce, to jest spojrzenie, które do dziś pozostawało zupełnie nieznane. Spojrzenie kobiety, która za spiżową bramą przeżyła właściwie cały swoje dotychczasowe dorosłe życie. Weszłam za Watykańskie mury, mając zaledwie 23 lata i opuściłam je, mając lat prawie 40. Przebywałam za nimi całe moje dojrzewanie, kształtowanie charakteru, sposobu myślenia. Moja formacja duchowa, osobowość, charakter, rozwijały się przez te wszystkie lata wewnątrz Watykanu, w tym niezwykłym otoczeniu. Dlatego też przez cały ten czas spoglądałam na codzienne życie trzech papieży i na wielką machinę kurii rzymskiej, dla której skrawek ziemi, jaką stanowi Państwo Watykańskie, jest tak naprawdę tylko podporą do jak najlepszego wykonywania swojej misji kierowania kościołem powszechnym – właśnie okiem kobiety. Może okiem łagodniejszym, subtelniejszym, takim, które dostrzega aspekty, jakich mężczyźni nie dostrzegają na co dzień. Trudno sobie wyobrazić, że za murami Watykanu unosi się we wrześniu zapach ciasta ze śliwkami, lub, że ktoś nie śpi całe noce, bo karmi, czy próbuje uspokoić swoje nowonarodzone dziecko. To są aspekty Watykanu, o których nie opowie żaden mężczyzna, ani kobieta, którzy pracują np. w muzeach watykańskich i o g. 18, po zamknięciu urzędu, opuszczają Watykan i wracają do Rzymu.
Jakie okoliczności sprawiły, że napisałaś książkę „Kobieta w Watykanie”
Ta książka jest odpowiedzią na pytania, które pojawiają się w spojrzeniu wszystkich osób, które stając przed Watykanem, przed majestatyczną Bazyliką Św. Piotra, zastanawiają się, co znajduje się w środku: widzą gwardzistów szwajcarskich w charakterystycznych strojach, stojących na bramach i rygorystycznie przestrzegający tego, aby nikt niepożądany nie dostał się do środka… Co jest za murami Watykanu, jakie zagadki i tajemnice?… Chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, że Watykan, to jedno z miejsc, które przyciąga rzeszę pielgrzymów i turystów, ale tak naprawdę ci, którzy tu przybywają, zatrzymują się „na progu” tego mikroskopijnego Państwa, na Placu Świętego Piotra. Wchodzą do niej, by się pomodlić przy grobie naszego Papieża, by pozwiedzać wnętrze bazyliki i Muzea Watykańskie i Kaplicę Sykstyńską. Jednak prawie nikt, a przekonałam się o tym na przestrzeni tych ponad 16 lat życia za Murami Watykanu, mając okazję oprowadzać po tym wyjątkowym i niedostępnym skrawku ziemi wiele osób: czy to znajomych, czy oficjalne delegacje, nie zdaje sobie sprawy, że za wysokim, dziewięciometrowym murem toczy się normalne życie. Żyją tu i funkcjonują zwyczajne rodziny: muszą czasem pójść do lekarza, robią codzienne zakupy, nabierają benzynę, przygotowują swoje dzieci do przedszkola czy szkoły, spotykają się razem, by czuć się mniej samotnie, bo swoista nuta refleksji i samotności mnie np. towarzyszyła w Watykanie przez całe życie. Watykan jest fascynującą, ale odseparowaną od reszty świata wyspą, na której garstka mieszkańców (świeckich, poza gwardzistami, jest około 60 osób) organizuje sobie, najlepiej jak potrafi, codzienność.
Jakie wydarzenia najbardziej Cię poruszyły, kiedy mieszkałaś „za murami Watykanu”?
Na pewno najbardziej niezwykłym aspektem mojego dotychczasowego życia, które przez tyle lat spędziłam właśnie za murami Watykanu, był sam fakt przeżywania codzienności aż z trzema papieżami. To jest sytuacja, która zdarza się rzadko w historii Kościoła, taka kumulacja pontyfikatów, by na przestrzeni zaledwie kilkunastu lat doświadczać misji i pracy trzech i to jakże różnych, charyzmatycznych zwierzchników Kościoła. Każdy z nich był dla mnie szczególny. Czy najbardziej Jan Paweł II? Często sobie zadawałam to pytanie. Myślę, że na pewno, bo to Święty Jan Paweł w niezwykły, niewidoczny sposób prowadził mnie przez te wszystkie lata za rękę, abym trafiła właśnie tutaj, w to niezwykłe miejsce. To on swoim apelem do młodych ludzi w 1995 r. w Loreto na Dniach Młodzieży Europy zachęcił mnie do przyjazdu, do Rzymu w 2000 r. na Wielki Jubileusz. Byłam na Tor Vergata jako wolontariuszka, i ostatniego dnia poznałam przyszłego męża. Ta znajomość, która przerodziła się w miłość, a później w decyzję założenia razem rodziny, zmieniła diametralnie całe moje dotychczasowe życie! Mieliśmy z mężem szczęście doświadczyć życzliwej znajomości z Kardynałem Ratzingerem, to on udzielał nam ślubu i chrzcił moje obie córeczki. Ta więź pozostała do dziś, więc lata jego pontyfikatu dla mnie były też bardzo niezwykłym czasem. Papieże byli przede wszystkim bardzo serdecznymi dla mnie i mojej rodziny osobami. Mogłam na nich liczyć, na ich dobre słowo, na ich wsparcie. Jeśli by się coś złego działo w moim życiu, mogłabym ich prosić o odrobinę otuchy, o jakąś poradę. Dla mnie stało się to normalne, bo mieszkaliśmy blisko siebie. Dla osób z zewnątrz, dla milionów katolików, może być to coś niewiarygodnego. A teraz mamy od ponad sześciu lat pontyfikat Franciszka, który zmienił zupełnie oblicze Watykanu. Postać papieża stała się jeszcze bardziej bliska zwyczajnym ludziom. Franciszek, który sam czeka w kolejce do lekarza, spaceruje bez eskorty, nie używając samochodu, bo po prostu chce się przejść. Mieszka w Domu Świętej Marty, a nie w Pałacu Apostolskim, który siłą rzeczy stanowi pewną barierę, bo jest bardzo wysoki, wyniesiony na trzecie piętro. To są niesamowite doświadczenia, które przez tyle lat były częścią mojej codzienności i które na zawsze będę głęboko w sercu i które, okraszając różnymi anegdotami, opisuję w książce.
Należysz do ścisłego grona dziennikarzy, które towarzyszy Papieżowi Franciszkowi w jego podróżach apostolskich. Jakie były dla ciebie najbardziej poruszające wizyty i spotkania?
Ostatnie pięć lat, to szczególny czas w Watykanie. Za pontyfikatu papieża Franciszka zostałam także korespondentką Telewizji Polskiej. Zaczęliśmy relacjonować Jego misję, a także podróże apostolskie Franciszka i wszystkie najważniejsze wydarzenia z życia Kościoła i Papieża dla moich rodaków w Polsce. Wielkie wyzwanie i zadanie! Moje życie nabrało dwutorowego wymiaru, bo nikt przede mną nie był za Spiżową Bramą korespondentem zagranicznym telewizji innego kraju, żyjąc na co dzień i na co dzień widząc, spotykając papieża. To zrodziło we mnie na pewno poczucie balansowania na cienkiej linii tego, co można powiedzieć, a czego się nie powinno. Ale dało mi też niepowtarzalne doświadczenia towarzyszenia papieżowi w jego pielgrzymowaniu po świecie: Meksyk, Kuba czy republiki Bałtyckie, Rumunia. Wielkim przeżyciem dla mnie osobiście były Światowe Dni Młodzieży w Krakowie z udziałem papieża Franciszka. Nigdy nie zapomnę czuwania, które zgromadziło 1,5 miliona młodych z całego świata. Teraz niezwykła podroż do Afryki: do Mozambiku, na Madagaskar i Mauritius. Poza towarzyszeniem samemu papieżowi w wielu podróżach, wielokrotnie realizowałam relacje dla Telewizji Polskiej z miejsc szczególnych. Choćby wyspa Lampedusa na środku Morza Śródziemnego: brałam udział w akcji wyławiania setek migrantów, którzy pontonami próbowali dopłynąć do Europy. Uczestniczyłam też w specjalnej ekspedycji Wspólnoty Saint Egidio (Św. Idziego) do obozu dla uchodźców w Libanie na granicy z Syrią. Przeprowadzałam rozmowy z Syryjczykami, którym udało się uciec z zbombardowanego Aleppo. Relacjonowałam „na żywo” tragiczne trzęsienia ziemi w 2016 i 2017 roku we Włoszech, gdzie pod gruzami zginęły setki osób. To pozostaje w sercu i pamięci, zwłaszcza, kiedy czujemy się bezradni wobec ludzkiej tragedii, jaką przynosi żywioł. W maju tego roku zostałam zaproszona przez Amerykanów na pokład lotniskowca „Abraham Lincoln”. To są niezwykle doświadczenia na całe życie.
Czy życie i pracę w Watykanie mogłabyś potraktować jako swoistą „misję specjalną”?
Każdy dzień, jaki przeżyłam w Watykanie i każda chwila, to był niezwykły i bezcenny czas… Czy można nazwać to misję specjalną? Wiele momentów było zupełnie prozaicznych, zwyczajny spacer z dziećmi, które uczyły się jeździć na rowerku, szykowanie polskich specjałów dla Gwardzistów szwajcarskich, którzy wpadli do naszego domu na kolację. Oczekiwanie na gości z Polski, by razem z najbliższymi za murami Watykanu spędzić Wigilię Bożego Narodzenia, czyli rzeczy zupełnie normalne. Ale samo codzienne życie, gdzie zerkając przez okna mojego mieszkania, widziałam okno papieża – okna Pałacu Apostolskiego – sprawiało, że codzienność była bardzo wyjątkowa. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że za Spiżową Bramą mieszka tylko 20 świeckich kobiet, które posługują się paszportem watykańskim. Otoczone są opieką, gdy tylko czegoś potrzeba i ze strony służby zdrowia, i ze strony służb bezpieczeństwa. Nawet straży pożarnej, kiedy coś się działo w mieszkaniu i była potrzeba natychmiastowej interwencji. To wszystko dawało mi przez te lata ogromne poczucie bezpieczeństwa: jako żonie i matce dwóch córek. Na pewno „misją specjalną” można określić moją pracę korespondenta, i pracę dziennikarki, która pracując w Mediach, jeszcze do niedawna mieszkała za murami Watykanu. Zawsze powtarzam, że miałam wielkie szczęście i honor mieszkać i uczestniczyć w życiu niezwykłego miejsca, jakim jest Watykan.