FelietonTajemnica komunikacji

Tajemnica komunikacji

Sergiusz Ryczel
Sergiusz Ryczel
trener komunikacji i wystąpień publicznych, były dziennikarz i komentator sportowy

Emocje, chęć osiągnięcia celu – dobrego czy złego – to cała tajemnica komunikacji. Jeśli przekaz ma dotrzeć, muszą być w nim zakodowane emocje i determinacja, a przede wszystkim musi być chęć osiągnięcia celu i przekonanie, że to możliwe, a nawet właściwe.

Wszystkie cuda tego świata są teraz na wyciągnięcie ręki, a to, czy dokądś dotrzemy, czy nie, zależy tylko od naszej wyobraźni i… chęci. Świat nie stał się globalną wioską dlatego, że pociągi są coraz szybsze, samoloty ledwo mieszczą się na niebie, a informacja dociera w ułamku sekundy. Ludzie przede wszystkim pragną wiedzieć, poznawać i rozumieć to, czego nie rozumieli do tej pory. Jeśli ktoś chce coś przekazać, a ktoś inny bardzo chce to przyjąć, dogadają się, mówiąc nawet bardzo łamanym angielskim. Bo ludziom tylko wtedy zależy na tym, co mówisz, gdy widzą, że i Tobie zależy. To właśnie cała prawda o komunikacji. Tej międzyludzkiej komunikacji, którą żądzą i napędzają emocje.

Jechaliśmy kiedyś z byłą żoną, moją Mamą i kumplem na górę Wutai Shan na północy Chin. Celem nie był trekking, a zwiedzenie buddyjskich świątyń rozsianych w tamtym regionie. Mieszkałem wtedy w CHRL już niemal rok i porozumiewałem się jako tako miejscowym językiem, choć zdecydowanie lepiej wychodziło to mojemu przyjacielowi (po tamtych przygodach tak zaczęliśmy o sobie mówić). Busik, w który wsiedliśmy po kilku kilometrach, ledwo zipał, ewidentnie czuć było zapach palonych hamulców, sprzęgła i czegoś innego, czego nazwać nie potrafię. W pewnym momencie kierowca zatrzymał się na jakimś placyku przy drodze, a jego kompan oświadczył, że jesteśmy już na miejscu, trzeba tylko kawałek podejść, za zakrętem znajdziemy to, po co przyjechaliśmy, a busik dalej jechać nie może.

To powiedział jeszcze łamanym angielskim, ale jako że odpowiedzi w tym języku nie chciał już zrozumieć, to i my przeszliśmy na chiński, którego… też początkowo nie chwytał. Nie zdziwiło nas to zbytnio, bo brak chęci porozumienia skutecznie odcina wszelkie umiejętności komunikacyjne u tych, którzy tej woli nie mają i spotkaliśmy się z tym wiele razy. Jako że tym razem nie chodziło jednak o wytargowanie ceny za pomelo czy baozi (taka ich nadziewana kluska na parze), byliśmy w swoim postanowieniu nieopuszczania busika konsekwentni do bólu i zrobiło się niemiło. Nasi przewoźnicy ostatecznie zrozumieli, że nie trafili na jeleni, jeden z nich wysiadł z samochodu (prawdopodobnie, by go odciążyć), a drugi, mrucząc pod nosem coś, czego już nie rozumieliśmy, zawiózł nas kilka kilometrów dalej w górę krętej drogi. Na pożegnanie nic już nie powiedział.

Emocje, które towarzyszyły temu wydarzeniu, były zrozumiałe dla każdego z nich i nas, łącznie z moją Mamą, która o chińskim nie miała pojęcia, a angielski… wiadomo, że w szkole uczyła się rosyjskiego. Nie potrzeba było słów, by wytłumaczyć, że początkowo zamierzali nas tylko skubnąć na kasę, zaczynając kurs z dobrymi intencjami, potem chcieli już oszukać i zostawić w trudnej sytuacji, aż w końcu było im głupio i wstyd. Opinii w Google się nie bali, bo internet raczkował, ale gdyby zwieźli nas na dół, moglibyśmy popsuć im na jakiś czas interes.

Emocje, chęć osiągnięcia celu – dobrego czy złego – to cała tajemnica komunikacji. Jeśli przekaz ma dotrzeć, muszą być w nim zakodowane emocje i determinacja, a przede wszystkim musi być chęć osiągnięcia celu i przekonanie, że to możliwe, a nawet właściwe. Ta historia sprzed niemal dokładnie 24 lat jest idealnym tego potwierdzeniem. Oczywiście nie chodzi tylko o to, by w konferencyjnej sali podczas prezentacji, na scenie podczas przemowy czy w gabinecie prezesa firmy, z którą chcemy zrobić biznes, przykuć się łańcuchem do kaloryfera i odmówić wyjścia, jeśli nie zostaną spełnione nasze postulaty. Rzecz w tym, by zanim zaczniemy przekonywać do czegoś innych, najpierw samemu być do tego głęboko przekonanym i wiedzieć, jakich narzędzi i technik użyć, by w danych okolicznościach osiągnąć cel. Najlepiej, gdy ten cel wykracza daleko poza wykonanie jakiejś usługi czy sprzedanie produktu. To właśnie opisanie uczuć i sytuacji, niejako wymalowanie obrazu w głowach tych, do których swoje słowa kierujemy, sprawi, że nas zrozumieją i przyjmą naszą wiedzę. Jeśli tylko będą tego chcieli i będzie im to potrzebne.

Zatem nic na siłę, ale z głową. W myśl zasady: People don’t care what you know, until they know that you care.