– Odniesiesz sukces, „jeżeli skupisz się nie na sobie, tylko na widzach” – mówi Tomasz Kammel, opowiadając, jak wygląda jego życie zawodowe po rozstaniu z TVP. Annie Soporek zdradza, jak radzi sobie ze stresem i zapewnia, że metoda ta działa, nawet gdy rozmawia się z Angeliną Jolie. Mówi też o tym, jak kalibruje głowę, dba o ciało i czy zdarza mu się chodzić po bułki w zwykłym dresie.
Zastanawiam się, czy jest ktoś w Polsce, kto nie zna Tomasza Kammela. Chyba nie ma takiej osoby. Czy popularność na tym poziomie jest udręką?
Nigdy tego tak nie odbierałem. Uważam, że ci, którzy pracują w moim fachu i twierdzą, że jest to jakakolwiek forma udręki, są obłudni. Z mojej perspektywy ta praca wiąże się z milionem różnych przywilejów i przyjemności oraz dosłownie dającymi się zliczyć na palcach jednej ręki wadami.
Jednak cały czas jesteś na świeczniku, 24 godziny na dobę. Musisz być miły, dobrze wyglądać, stąd po bułki do sklepu czy po wodę trudno wyjść na przykład w dresie. Czyż nie?
Nie, nie, nie. Czasy się zmieniły. Kiedyś ludzi pracujących w telewizji traktowano jak gwiazdy z postumentu. Dziś w dobie Instagrama na konta wrzuca się treści, które są totalnie prywatne, ów dystans się zmniejszył, dlatego absolutnie nie mam problemu, by śmigać po bułki w dresie.
Temat, który ciekawi wiele osób od kilku miesięcy, to Telewizja Polska. Rozwiązałeś umowę z Pytaniem na śniadanie, jednak nadal jesteś związany z z TVP. Jak wygląda ta współpraca? My możemy Cię jeszcze zobaczyć w odcinkach The Voice Kids?
Tak, łączy mnie kontrakt z Telewizją Polską, od kilkudziesięciu lat, zresztą odnawiany co parę lat, i pracujemy, realizując różne projekty. Teraz rzeczywiście jest czas zmian. Nie chodzi tylko o zmiany związane z wpływem układu politycznego w Polsce na telewizję publiczną, ale przede wszystkim chodzi o to, że w ogóle zmienia się pomysł na media na świecie. Dziś coraz większą rolę odgrywają Internet i streaming, stąd telewizja, mam wrażenie, definiuje się na nowo. Obserwuję ten czas zmian z wielką ciekawością.
Piętnaście lat byłeś związany z Pytaniem na śniadanie. Długa podróż… strata tym bardziej trudna?
Myśmy wszyscy tam stanowili pewnego rodzaju zawodową rodzinę, bo skoro w tym samym gronie realizuje się przez lata program, odnosi się sukcesy, czasami wspólnie pociesza w razie porażek – to się człowiek zżywa ze sobą. W parach uczymy się siebie, nasi wydawcy potrafią z nami pracować, budują scenariusze pod kątem naszych możliwości… Gdy dochodzi do takiej synergii jak w dobrze zestrojonej orkiestrze i coś takiego się kończy kompletnie z zaskoczenia, to trochę szkoda.
Natomiast trzeba też z drugiej strony bardzo uważnie słuchać siebie – bo i ciało często wysyła sygnały, że być może w pewnych obszarach trzeba coś zrewidować. W moim przypadku trochę się to z sobą zsynchronizowało, choć decyzji o rozstaniu nie podjąłem ja. Fakt, wcześniej trochę zredukowałem liczbę wystąpień w Pytaniu na śniadanie, z ośmiu do czterech w miesiącu. Nadszedł taki moment, gdy moja głowa uwielbiała Pytanie na śniadanie, ale ciało szczerze miało dość. To pod wieloma względami trudna praca. Wchodzisz rano na antenę i musisz być w znakomitym nastroju. Po czterech godzinach skoków adrenalinowych jest się po prostu totalnie wyczerpanym, zarówno intelektualnie, jak i fizycznie, a za dnia ciężko jest się przespać. Na zawołanie ostudzić tę adrenalinę to raczej niemożliwe. Bywa, że cały dzień jest trochę z głowy, ale z drugiej strony nagrodą jest satysfakcja w programie. Jednak jak powiedziałem, po wielu latach ciało zameldowało: „Gościu, chyba jesteś już trochę zmęczony, może byśmy coś zmienili?”.
Przeprowadziłeś kilkaset wywiadów, m.in. z Angeliną Jolie, Quentinem Tarantino i Whitney Houston. To był stres?
Przed niektórymi rozmowami bardzo duży. Ale pamiętam też specyficzną ekscytację i kompletny brak wiary, że to się za chwilę wydarzy, przed niektórymi.
Bardzo dobrze pamiętałem, gdzie byłem jeszcze rok czy dwa lata temu, że mieszkałem w Jeleniej Górze, pracowałem tam jako DJ w małej lokalnej rozgłośni o 500 km stąd, a tutaj nagle ktoś sadza mnie na równie wygodnym fotelu i wprowadza Whitney Houston. Ja ani nie mówię dobrze po angielsku, ani nie wiem, jak się zachować w obliczu kogoś takiego, ani nie wiem, jak radzić sobie z jej napięciem i stresem (a tak się złożyło, że była dość zestresowana z różnych powodów). Powiedziałem sobie wtedy, że albo się teraz rozsypię, albo wykorzystam tę szansę. Bez względu na to, jak zrobisz wywiad, całe życie będziesz tym, który z nią rozmawiał. I tak się stało.
Jak radzić sobie ze stresem podczas takiej rozmowy?
W każdej rozmowie, nawet biznesowej, kiedy budujesz relację z potencjalnym partnerem albo kiedy rozpoczynasz negocjacje, dobrze jest, zanim ta oficjalna część się rozpocznie, spróbować zbudować relację zakulisową. Nie mówię, że trzeba rozmawiać o pogodzie, bo to dość wyświechtane. Ale czasem jest jakaś obserwacja, jakiś wniosek, jakieś stwierdzenie, które wiesz na sto procent, że trafi na podatny grunt, bo być może rano słyszeliście tę samą wiadomość i to spowoduje, że dojdzie do wymiany zdań. Ta wymiana nie jest po to, żeby się przed sobą pokazać: „o, ja wiem i pan wie”. Nie. Tylko żeby posłuchać barwy głosu, żeby zeskanować to, w jaki sposób ciało pracuje, czy ten ktoś czuje się z tobą bezpiecznie, czy ja się czuję z nim bezpiecznie, żeby poprzez tych kilka chwil wysłać sygnał tej drugiej stronie, że właśnie ze mną możesz czuć się bezpiecznie. Gdy to uczucie się pojawia, to tym samym idealna jest płaszczyzna, żeby zbudować relację. To niweluje większy stres.
Czym jest dla Ciebie w życiu dążenie do celu ?
Jestem człowiekiem celu, bez niego się miotam jak wąż strażacki pod dużym ciśnieniem bez strażaka.
Jaki jest Twój aktualny cel?
Trendy na ten i na następny rok dotyczą edukacji. Ludzie potrzebują wiedzy, potrzebują informacji, jak rozwiązywać swoje problemy w bardzo różnych obszarach życia. Poza telewizją od wielu lat uczę ludzi. Jestem nauczycielem z wykształcenia, więc tak offline’owo, stacjonarnie, prowadząc różne kursy i szkolenia, zebrałem całkiem spory bank wiedzy. Przełożyłem to na moje social media. Jest fenomenem, że dostajesz narzędzia na różnych platformach, które pozwalają ci samemu robić rzeczy, za które w telewizji odpowiadają kilkudziesięcioosobowe teamy.
Jak odnieść sukces w sieci?
Dokładnie tak samo jak w telewizji. Trzeba mieć pomysł, który chwyci. Trzeba poskromić w sobie chęć bycia sławnym. To ma być nagroda, która jest wynikiem tego, co robisz. Będziesz to robić z gwarancją sukcesu, jeżeli skupisz się nie na sobie, tylko na widzach. Wielu ludzi uważa to za pusty frazes, złotouste gadanie, ale sprawdziłem to wielokrotnie. Myślenie, że to, co się robi, robi się dla widzów, buduje sukces.
Jak sobie radzisz z hejterami?
Amerykańskie gwiazdy filmowe i nie tylko, w ogóle amerykański show biznes, zatrudnia całe zespoły ludzi, którzy są zobligowani do tego, żeby hejterów wyłapywać, blokować i nie dopuszczać do tego typu treści. Świetna sprawa! Bo tam, gdzie ma się wpływ na budowanie swojego środowiska, to ja jestem architektem. Ludzie mają się u mnie dobrze czuć. Be nice or go home.
Należysz do Polskiego Stowarzyszenia Trenerów Biznesu. Na czym polega ta praca?
Uczę prezesów spółek, dyrektorów firm, jak informować swoich pracowników o kluczowych sprawach, takich jak zwolnienia, podwyżki, wszelkie inne zmiany. Cały czas mam nadzieję, że ci, z którymi pracuję, podchodzą do takich spraw etycznie, bo najgorsza jest w takich sytuacjach manipulacja.
Kim w Twojej opinii jest współczesny gentleman?
Wartości, które uosabia taki człowiek, są ponadczasowe. Ten współczesny pod wieloma względami jest takim samym człowiekiem jak ten z przeszłości. Ze wszech miar uczciwy, prawy człowiek, który umie budować relacje.
Jesteś po pięćdziesiątce, wyglądasz na trzydzieści kilka lat. Co temu sprzyja?
Na pewno mam dystans do swojego wieku. Łatwiej jest go nabrać, gdy człowiek po prostu o siebie w jakimś podstawowym stopniu dba. Gdy nie traktuje ciała jako transportera dla głowy, tylko patrzy na nie również przez pryzmat wizytówki, okazywania szacunku dla świata. Mam jeden przykład, który bardzo lubię i zawsze go powtarzam: nie mam nic przeciwko, jeśli ktoś idzie do teatru w dresie – tylko to musi być najbardziej elegancki dres, jaki ma. Dres na specjalne okazje. Nawet jeśli to będzie dres, to ja będę widział, że to jest dres odświętny, a nie po prostu przypadkowy, wyciągnięty ciuch.
Korzystasz z medycyny estetycznej?
Nie. Ale uważam – i to też dzięki Pytaniu na śniadanie – że nieprawdopodobnie dużo mogą wnieść w życie człowieka najróżniejszego rodzaju ćwiczenia. Fascynujące jest to, co można dzięki nim osiągnąć w pracy nad ciałem. Nie chodzi tylko o podnoszenie ciężarów i siłownię czy bieganie, bo w moim programie jest to na bieżąco. Mam na myśli choćby jogę twarzy.
A jeśli chodzi o aktywność fizyczną?
Zrobiłem sobie w domu własny siłowniany zakątek i rzeczywiście z niego korzystam. Praca w telewizji to dzikie tempo. Nie wiadomo, kiedy mija rok czy 10 lub 15 lat. Fajnie jest przez ten cały czas być w dobrej formie. Można do późnego wieku być spoko, ale tylko pod warunkiem, że się będzie o to spoko dbało.
Liczysz kalorie? Masz rozpisaną dietę?
Nie mam rozpisanej diety, ale nauczyłem się przez lata łączyć kropki w tej kwestii. Staram się słuchać ciała i bardzo dobrze rozpoznaję te momenty, gdy zapuściłem się w jakieś zgubne odmęty słodyczowych otchłani.
Jesteś maniakiem motoryzacyjnym?
Od lat jestem wierny jednej marce. Do tego podoba mi się właśnie w tym obszarze, w motoryzacji, myśl techniczna. Tam bardzo fajnie widać, jak świat się rozwija, idzie do przodu. Nie jestem specjalnym fanem starych samochodów. Lubię bardziej być w teraźniejszości i w przyszłości, jeśli chodzi o nowoczesną motoryzację.
A sportowe, szybkie auta?
Tak, od 20 lat jeżdżę 911-stką, czyli Porsche Carrera, moim dziecięcym marzeniem, które się spełniło. To jeden z najnowocześniejszych samochodów na świecie, mimo że produkowany jest od 60 lat. Podejście konstruktorów do tej maszyny przypomina mi moje podejście do budowania kariery. Mówią o tym samochodzie, że 911 to ewolucja, a nie rewolucja. To podejście bardzo ze mną rezonuje.
Masz dobry samochód, widzę, że i dobry zegarek, dobre buty… Dla mężczyzny jest to ważne?
Nie wiem, z czego to wynika. Może to atawistyczna kwestia mocnego stania na nogach? Gdy człowiek ma na nogach dobre buty i czuje w świadomości ich cenę, w tym jak się noszą, ich jakość, to idzie dostojniej, spokojniej, adekwatniej.
Wakacje zbliżają się wielkimi krokami, czas pakować walizkę. Będą w niej garnitur i dobre buty?
Zauważyłem nowy trend: garnitury, które można nosić jak dres, i to mi się zawsze bardzo podobało, bo czujesz się w nich bardzo swobodnie, ale poprzez krój i rodzaj materiału, z którego są wykonane, masz fajnie układający się ciuch dający 1000 proc. wolności. Takie rzeczy zawsze ze sobą zabieram.
Napisałeś książkę pod tytułem „Dogadajmy się”. Przeprowadzasz czytelnika przez meandry wartościowej rozmowy. Czy uważasz, że komunikacja to sztuka?
Obrazkowa komunikacja mocno uwstecznia, chociaż czasami jest bardzo kreatywna i wesoła. Sztuka rozmowy uległa pewnej erozji i w związku z tym chcę mieć wkład w jej odrodzenie się.
Sztuki komunikacji można się nauczyć?
To są umiejętności. A skoro umiejętności, to znaczy, że można je nabyć. To nie są talenty, które się ma albo nie. Umiejętności komunikacyjne można w sobie wyrobić, tylko trzeba wiedzieć jak i z kim.
Zdarzają Ci się jeszcze wpadki komunikacyjne?
Pewnie! Regularnie, bo jak każdemu – mnie też często się wydaje, że pewne rzeczy są oczywiste. Oczywiste dla mnie, bo ja mam świadomości pewnego kontekstu, a druga strona nie zna tego kontekstu. Powiem dwa zdania, które zdają się być w punkt, a rozumiane są zupełnie inaczej.
Cały czas uczysz się, rozwijasz. W jakich jeszcze dziedzinach chciałbyś się doszkolić?
Wiem, że to nie dla każdego jest ważne i nigdy nie chciałbym nikomu robić z tego tytułu wyrzutów, ale dla mnie to jedyna możliwość. Ostatnio znowu coraz częściej (bo okazuje się, że to wielu ludzi interesuje) można znaleźć dużo dobrej literatury i dobrych materiałów związanych z tym, jak łatwiej przyswajać informacje, jak sprawić, żeby mózg był naszym sprzymierzeńcem w jeszcze większym stopniu niż do tej pory. To jest moje hobby.
Jak to osiągnąć?
Jest masa ćwiczeń, które pozwalają zrelaksować głowę, skalibrować półkule po to, żeby wrócić do formy podczas intensywnego spotkania. Jeśli poczujesz się kiedyś zmęczona albo będziesz chciała zwiększyć wydajność pracy głowy podczas pracy twórczej, warto zrobić sobie chwilę przerwy, wystawić dwa palce wskazujące przed siebie, potraktować niczym pędzle i synchronicznie przed sobą na wirtualnej tablicy namalować (jednocześnie) kwiat. Jego lewą i prawą stronę jednocześnie. Później możesz namalować słońce i odchodzące promienie. Zachodzi wówczas proces kalibracji półkul, który przynosi szybkie odprężenie i delikatną ulgę, pozwalającą pójść dalej i wrócić do formy.
Pomaga też jedzenie, np. orzechów.
Dieta jest ważna. Można jeść smacznie i wydajnie. W sklepach kupisz wszystko. Odrobina zdokumentowania tematu daje piękną listę pysznych rzeczy, które są superzdrowe. Orzechy też do nich należą.
Czytasz etykiety?
Mam takie hobby, które każdemu polecam: są aplikacje, które stanowią bank danych z analizą składu i jakości poszczególnych produktów. Jak masz ochotę na coś nowego, można zeskanować QR takiego produktu, a aplikacja zatroszczy się o to, żebyś dostała informację, czy to jest zdrowe i czy to w ogóle jest warte zachodu, czy może jednak nie bierz tego, bo choć dobrze opakowane i pięknie sfotografowane, jest bezwartościowe.
Złośliwi mogliby powiedzieć, że Tomasz Kammel był już wszędzie, poprowadził już wszystkie programy. Ale zapytam, gdzie widzisz się w telewizji? Masz projekt marzeń?
Jest taki program, wystartował niespełna rok temu. Nazywał się „Wiesz czy nie wiesz?”. Chciałbym, by był kontynuowany. Widzowie, czy to jest streaming, czy też klasyczna telewizja, lubią brać udział w różnych widowiskach, żeby partycypować na żywo.
Bardzo mi się marzy seria koncertów, które stają się tak naprawdę widowiskiem dla dużych i małych. Jestem teraz w trasie. Prowadzę serię koncertów poświęconych muzyce filmowej, gdzie na scenie występuje 120-osobowa orkiestra, kilkoro wokalistów, do tego ogromny chór i czasami show ogląda 6-7 tysięcy widzów na halach w całej Polsce. Gdy patrzę na nich ze sceny jako prowadzący, moderując to odpowiednio i przeplatając zabawną, ale i praktyczną wiedzą ze świata filmu, widzę ludzi w każdym wieku i o przeróżnych zapatrywaniach. Wydawać by się mogło, poważna i klasyczna forma, a jednak przyciąga każdego. To znaczy, że ludzie w różnym wieku i o różnych zainteresowaniach są na tego typu wartościowe treści otwarci. To bym chciał robić w telewizji.