Michał Probierz – selekcjoner reprezentacji Polski w piłce nożnej to dziś bez mała najważniejszy człowiek w Polsce. W niego wpatrzone są pełne nadziei oczy kibiców. Czy jest świadom tego napięcia i oczekiwania? Czy go to stresuje? Wojciechowi Zawiole z dużym dystansem opowiada, jak radzi sobie z hejtem i z odpowiedzialnością, która spoczywa na jego barkach, oraz o tym, jak nasza reprezentacja poradzi sobie na Euro. Golf, książki i metoda na pakowanie się – te tematy także pojawiły się w tej rozmowie, ale piłka nożna po raz kolejny okazała się tematem, który łączy wszystko i wszystkich.
Jest Pan obecnie jedną z najważniejszych postaci w kraju. Tak się mówi często o trenerach reprezentacji Polski. Ale jest Pan też na pierwszym planie, jeżeli chodzi o hejt. Jak się Pan z tym czuje?
Przygotował mnie do tego zawód, który od lat uprawiam. Dzięki niemu jest bardzo mało rzeczy, które są mnie w stanie poruszyć. Czasem, jak ktoś ma nie najlepszy nastrój, sugeruję na poprawę humoru lekturę tego, co o mnie piszą. Poza tym ludzie, którzy naprawdę dużo robią, nie mają czasu na hejtowanie. Nie ma więc się czym przejmować. Ponadto wiele razy w rozmowach mówiłem już, że trener ma tylko jednego przyjaciela, który nigdy go nie opuści, który jest zawsze cierpliwy, spokojny. To jest porażka. Ona zawsze przyjdzie. Nie ma trenera, który ma na swoim koncie tylko zwycięstwa.
Zawsze był Pan odporny na takie rzeczy?
Nie, nie, nie zawsze. Kiedyś niepotrzebnie polemizowałem. Wydawało mi się, że to jest dobry kierunek, że trzeba tłumaczyć, wyjaśniać. Koniec końców i tak musiałem udowadniać, że nie jestem osłem. Dziś mam dużo dystansu.
Czy będąc piłkarzem, zakładał Pan, że w przyszłości będzie trenerem?
Na pewnym etapie gry w Bundeslidze często siedziałem na ławce. To była moja pierwsza część przygotowania do obecnego zawodu. (śmiech) Podglądałem trenerów, podpatrywałem, jak reagują. Poważnie jednak, jak miałem 23 lata, zdałem sobie sprawę z tego, że jako piłkarz mogę być przeciętny. Nie byłem wystarczająco szybki, a to w piłce potrzebne. Zrobiłem więc pierwszy kurs trenera. Zacząłem prowadzić treningi dzieci – najpierw w Niemczech, później w Polsce. No i mam w tej profesji tradycje rodzinne – moim ojcem chrzestnym był
śp. Franciszek Tim.
Uczył się Pan trenerki w Niemczech?
Zależy, jaki kontekst pan chce do tego przyłożyć, jeśli dobra szkoła niemiecka, to tak. (śmiech) Kiedy zaczynałem się szkolić, dostęp do wiedzy był zupełnie inny niż dziś. Dziś w Internecie jest wszystko, więc nauka trenowania łatwiejsza już być nie może. W szkoleniu piłkarzy najtrudniejsze jest zarządzanie nimi i odpowiednie podejście do całego procesu. Dziś jest w Polsce wielu naprawdę wykształconych ludzi, dzięki którym trener może zbudować profesjonalny zespół. I to jest super. Pamiętajmy jednak, że trenera nie przygotowuje szkoła, tylko życie.
Wspomniał Pan o zarządzaniu piłkarzami, czyli osobami, które mają bardzo silne ego. To nie może być łatwe.
Skupmy się na reprezentacji, bo to zupełnie inna historia niż zarządzanie drużyną w klubie. Mogę się wypowiadać na temat tych sześciu spotkań, które poprowadziłem. To jest w mojej ocenie grupa zawodników, której bardzo zależy na reprezentacji. Mają swoje upadki i wzloty. Bardzo przeżywają. Do tego dochodzą ich relacje w klubach. Są podwójnie obciążeni. Niezwykle krzywdzące były moim zdaniem głosy, które wybrzmiewały, że im się nie chce, że im nie zależy. To było dla nich frustrujące. Na szczęście mogą liczyć na wsparcie w tego typu sytuacjach także. Uważam, że Polski Związek Piłki Nożnej jest najbardziej profesjonalnym związkiem sportowym w Polsce. Nie zgadzam się z opiniami, że PZPN to pijaństwo i imprezy, to jest bardzo krzywdzące.
Nie pytam o to, czy się piłkarzom chce, czy nie. Oni są gwiazdami w swoich ligach, w swoich drużynach i zastanawiam się, czy przenoszą to na grunt reprezentacji?
Środowisko piłkarskie bardzo się przez lata zmieniło. Wielu zawodników jest bardzo inteligentnych, wiedzą, jaki życiowy model chcą tworzyć. Znam piłkarzy, którzy czytają książki, pytają, co mogę im polecić. To są normalni ludzie i trzeba z nimi normalnie rozmawiać. Dla mnie najważniejsze jest, żeby im się chciało. Wtedy możemy zrobić wszystko.
Zawsze myślał Pan o prowadzeniu reprezentacji Polski?
Nie, wydawało mi się, że to nie jest praca dla mnie. Zanim prezes PZPN namówił mnie na trenowanie U21, przez 23 lata pracowałem w różnych klubach. Mieszkałem w jedenastu miastach. Z zewnątrz może się wydawać, że to fajne: zmiana miejsca, nowe środowisko, nowi ludzie. Generalnie nie mam z tym problemów, jestem raczej kontaktowy, ale to nie jest łatwa praca. W klubie pracuje się inaczej niż w reprezentacji.
Bardziej podoba się Panu praca reprezentacyjna czy klubowa? Gdzie jest intensywniej?
Jak powiedziałem wcześniej, to jest zupełnie co innego. Nie da się tego porównać. Trener przychodzący z klubu, nieznający realiów, niemający w sztabie ludzi, którzy pracowali w kadrze, jest na straconej pozycji od samego początku.
Kiedy obejmował Pan funkcję w reprezentacji Polski, miał Pan jakiś jej obraz? Jak wyglądała konfrontacja tych wyobrażeń z rzeczywistością? Był taki moment, że pomyślał Pan: O Boże, na co ja się dałem namówić?
Kiedy przyszła propozycja poprowadzenia reprezentacji Polski, od kilkunastu meczów współpracowałem z U-21. Widziałem już, jaki tam jest zespół, jak funkcjonuje, że mamy supergrupę. Jednak perspektywa awansu do Mistrzostwa Europy z pierwszą drużyną była kusząca. Nie było mi łatwo zrezygnować z U21, ale podjąłem wyzwanie. Baraże pokazały, że możemy stworzyć dobrą drużynę. Uważam, że scementowały zespół, a to była ekipa rozbita mentalnie. Wierzę, że na Euro osiągniemy dobry wynik. Jestem przekonany, że wierzą w to kibice. Po ostatnim meczu słyszałem, jak ludzie przeżywali rzuty karne. Jaka była w nich nadzieja. Kolejny raz uświadomiłem też sobie, jak cienka jest granica pomiędzy sukcesem a porażką.
Kiedy Pan przyszedł, drużyna była rozbita mentalnie?
Nie wypowiadam się na temat swoich poprzedników, bo jest to nie fair wobec kogoś, kto pracował w tej federacji.
Pytam o piłkarzy. W jakim stanie mentalnym, psychicznym byli po tym wszystkim, co się wydarzyło?
Pierwsze zgrupowanie było dla nas bardzo trudne. Nie znaliśmy się. Nie śledziłem losów piłkarzy z pierwszej reprezentacji, nie miałem wystarczającej bazy danych na ich temat. W drużynie młodzieżowej mieliśmy jeden z lepszych programów, jaki federacja ma, skauting wszystkich zawodników, którzy są w danych rocznikach i przełożyliśmy to na pierwszą reprezentację. To działa. Ktokolwiek przyjdzie dziś pracować do reprezentacji Polski, będzie miał bazę wszystkich grających piłkarzy z ich oceną i opisami. To ułatwi działanie każdemu następnemu trenerowi.
Jest Pan na szczycie swojej kariery trenerskiej?
Nie, nie. Szczyty to są u nas takie, że podrzucali, podrzucali, ale złapać zapomnieli. (śmiech) W życiu trenera nigdy nie wiadomo, co będzie za tydzień. Bo za ten tydzień masz kolejny mecz i kolejną konfrontację. Jesteś tak dobry jak ostatni mecz. Dzisiaj wiemy, że awansowaliśmy. Przed sobą mamy dwa towarzyskie mecze: z Ukrainą i z Turcją. Później musimy dobrze zagrać Euro.
Prowadzi Pan reprezentację Polski. Co może być fantastyczniejszego?
Mam bardzo duży dystans do wielu spraw. Robię to, co do mnie należy. Czy prowadzę dzieci, czy pierwszą reprezentację, to jest dla mnie to samo.
Prowadzenie drużyny, w której gra najlepszy piłkarz świata Robert Lewandowski. Czy to nie ma dla Pana znaczenia?
To zawodnik, który osiągnął bardzo dużo. Obyśmy doczekali następnego piłkarza, który będzie grał w Barcelonie. Niezrozumiały jest dla mnie hejt wobec niego. Doceniajmy to, że gra dobrze i w dobrym klubie, cieszmy się z tego. Brakuje mu niewiele, żeby osiągnąć tytuł króla strzelców. Wierzę, że to osiągnie i że na Euro pokaże się z dobrej strony.
Robert Lewandowski wykonuje Pana polecenia bez szemrania?
Mam dobry kontakt ze wszystkimi zawodnikami. To jest reprezentacja. Jest wielu zawodników, których nie powołuję, a którzy w oczach opinii publicznej powinni być w pierwszej drużynie. Nie obrażam się na te wszystkie programy, gdzie toczy się dyskusja, kto powinien pojechać, kto powinien być powołany, kogo Probierz nie lubi. Często dowiaduję się z nich, że kogoś nie lubię. Nie wiem, skąd się to bierze. Muszę podejmować personalne wybory, zawsze będą zawodnicy, którzy będą poszkodowani. Takie jest życie.
Jakie ma Pan podejście do piłkarzy ekstraklasy? Poziom ekstraklasy znacząco odbiega od poziomu lig zagranicznych, w których też mamy swoich przedstawicieli. Będzie Pan chętnie po nich sięgał?
Powołałem już wielu zawodników. Dla niektórych to jest odskocznia do kolejnego transferu. Chcę stworzyć drużynę, w której zawodnicy jeden za drugiego będą walczyć. Drużynę, która osiągnie sukces.
Jeśli chodzi natomiast o poziom ekstraklasy, poprawił się, jeżeli chodzi o pewne aspekty. Mamy młode, dobre pokolenie piłkarzy. Świetnych juniorów. Problem pojawia się później. Niektórzy nie potrafią się zaadaptować do warunków seniorskich. Staramy się znaleźć rozwiązanie. Z zawodnikami, którzy mają 16, 17, 18 lat wygrywamy nawet z topowymi zespołami. Później przychodzi kryzys.
Ma Pan jakąś diagnozę tego, dlaczego tak się dzieje, że reprezentacja Polski po awansie na duże turnieje piłkarskie nie wychodzi z grupy albo wychodzi w taki sposób jak ostatnio w Katarze? To znaczy, że tak się dzieje, że mamy ścianę, do której dochodzimy i nie potrafimy jej pokonać?
To ja panu zadam pytanie: oglądał pan mecz z Francją?
Tak
Cieszył się pan, że ten mecz jest?
Tak
To gdyby nie mecz z Argentyną, który był taki, jaki był, nie byłoby meczu z Francją. Tak samo jak w Walii przegralibyśmy pięknie 5:4, to dziś byśmy tu nie siedzieli i do tego nie wracali. Z perspektywy lat – gdy pracowałem w klubie i zaczynali pisać o tym, że styl gry jest zły, to znaczyło, że trzeba już pakować walizki.
Jeżeli teraz nie uda nam się wyjść z grupy, to co się właściwie stanie? To będzie kolejny dowód, że my nie jesteśmy w stanie przeskoczyć pewnego poziomu.
Wychodząc z tej bardzo silnej grupy, gwarantujemy sobie wyjazd na bardzo dobre Euro.
Jesteśmy w stanie pokonać Francję bądź Holandię? Bo jedną z tych drużyn musimy pokonać. Plus Austrię.
Piłka nożna ma to do siebie, że z każdym można wygrać.
Ale to będzie cholernie trudne zadanie.
Zdajemy sobie z tego sprawę. Te najtrudniejsze mecze trzeba wygrywać sposobem, mimo że to jest krytykowane. Michniewicz, który osiągnął z reprezentacją bardzo dobre wyniki, był za to krytykowany. A przecież znalazł sposób, żeby awansować. Znalezienie sposobu nie oznacza, że mówimy zawodnikom: Nie grajcie! W piłce zdarza się też, że zespół przeciwny cię przełamie i po prostu nie jesteś w stanie nic zrobić. Ktoś jest tak dobry piłkarsko, że musisz się bronić, nie masz innego wyjścia.
Zostawmy kwestie piłkarskie i sportowe. Porozmawiajmy o Panu. O co chodzi z tym czytaniem? Naprawdę tak dużo Pan czyta?
Tak. Choć teraz oczywiście nie mam czasu, głównie oglądam mecze. Nie da się tego ze sobą połączyć. Jednak na każdy wyjazd jakieś książki brałem i czytałem, i dalej lubię. Dzisiaj akurat przypominam sobie „Jacka Londona” Martina Edena. Kiedyś przeczytałem, że każdą książkę, którą uważamy za dobrą, powinniśmy przeczytać drugi raz po kilku latach, żeby znaleźć jej nowe aspekty. W różnym wieku inaczej patrzy się na pewne sprawy.
Skąd wzięło się czytanie w Pańskim życiu?
Miałem bardzo fajną polonistkę w szkole, która zachęcała nas do czytania. Grałem już wtedy w młodzieżowych reprezentacjach, często wyjeżdżałem i pani Daria mówiła: Jak już jeździsz na te mecze, to przynajmniej książki czytaj. Tak mi zostało. Dziś książki stanowią element mojej pracy z piłkarzami. Lubię z nimi o coś zagrać. W młodzieżowej reprezentacji, jak graliśmy w dośrodkowania czy w uderzenia, jak ktoś przegrał, kupował komuś książkę. Kilka tych książek od zawodników mam.
Jak Pan spędza wolny czas, poza tym że czyta książki?
Lubię grać w golfa. Jak jadę do mamy na Śląsk, zawsze gdzieś po drodze wstąpię. Jest kilka naprawdę przepięknych pól w Polsce. Jak tylko mam czas, gram. Praktycznie zostały mi trzy, na których jeszcze nie byłem. Po udanym Euro mam nadzieję na nich zagrać.
To chyba po finale.
Niczego nie obiecuję. Jedziemy na Euro po to, żeby zagrać i wygrać, a nie tylko po to, żeby pojechać. Musimy zrobić wszystko, żeby zagrać jak najlepsze spotkania i wygrywać mecze. A co życie pokaże, to już jest druga strona medalu.
Nie powinno się myśleć o tym, że się wygra turniej i z takim nastawieniem jechać?
Z takim jedziemy. Jedziemy zagrać jak najlepiej. Każde spotkanie wygrać. Na razie wszyscy mają 0 punktów, nikt jeszcze nie wygrał.
Jerzy Engel kiedyś powiedział, że jedzie z drużyną po Puchar Świata. Skończyło się to dosyć kiepsko.
Ja niczego nie obiecuję. Mówię, że jedziemy zagrać dobrze, najlepiej jak potrafimy.
Wracając do Pana pasji: czyta Pan, gra w golfa. Do tego pasowałoby mi jeszcze podróżowanie.
Jeśli chodzi o podróżowanie, to mogę się podzielić z czytelnikami sztuką pakowania. Zdarza mi się czasami, że jadę w cztery miejsca, wszędzie jest inna pogoda i nie wiem, jak się spakować. Powinniście w magazynie zrobić materiał o tym. Naprawdę uważam, że sprzeda się to bardzo dobrze. Wielu ludzi ma z tym problem. Często bierzemy rzeczy, które w ogóle nam są niepotrzebne, a nie bierzemy tych, które by się nam przydały.
Pan chyba się świetnie pakuje?
Szybko. A anegdotycznie: kiedyś pracowałem w Białymstoku, przyjechał do mnie mój syn. Gdzieś na mieście kupowałem mu walizkę i mnie podczas tych zakupów sfotografowali. Potem to zdjęcie zostało opublikowane z komentarzem: „Probierz kupował walizkę. Już się pakuje”.
Jak Pan przyjmował te momenty, kiedy Pana zwalniano?
Często odchodziłem sam, ale najtrudniejsze było pierwsze zwolnienie. Chyba zawsze tak jest, że jest najbardziej bolesne. To tak jak ze wszystkim w życiu pierwszym. Później już jest z górki. Jak zwalniają, to i zatrudniają. Zawsze tak było i będzie. Dlatego trzeba po prostu robić swoje. To jest bardzo ważne.
Wie Pan, co mnie zawsze interesowało w tych zmianach trenerów? To, że jednego trenera zwalniają i następnego dnia jest już następny. Czyli właściwie rozmowy toczyły się nieco wcześniej i trochę to było takie dybanie na posadę trenera, który jeszcze pracuje. Trochę nie fair wobec kolegi trenera.
Dobry prezes ma zawsze przygotowanego drugiego trenera. Jak byłem wiceprezesem Cracovii, zadzwonił do mnie pewien menedżer i polecił trenera. Powiedział mi, że już czas na zmianę u nas. Pociągnąłem temat i rozmawiałem z nim przez dwa tygodnie. W międzyczasie nie przegraliśmy kilku meczów, które przegrać mogliśmy, a my dalej byliśmy w rozmowach. W końcu zapytałem go, czy sprawdzał, kto jest trenerem w Cracovii, a on mówi, że nie. Zaproponowałem więc, żeby sprawdził. Oddzwonił do mnie i mówi, że przecież on wiedział, tylko myślał, że ja szukam kogoś na swoje miejsce.(śmiech)
Czeka Pan niecierpliwie na Euro? Z lekką obawą i stresem?
Nie mam ani stresu, ani obaw. Po prostu przygotowujemy się odpowiednio do tego turnieju. Najpierw mamy dwa mecze towarzyskie, później trzy, które zdecydują o wyjściu z grupy, później następne. Wierzę w to, że będą. Nie gotuje się we mnie w środku, nie jestem nerwowy. Jestem zupełnie spokojny i czekam na przyjazd piłkarzy.
Po wygranym barażu poczuł Pan ulgę, że jednak się udało?
Na pewno nie patrzyłem na to w tych kategoriach, że poczułem ulgę, że się udało. Byłem zadowolony, że zrobiliśmy dobrą robotę, wszyscy, że selekcja okazała się dobra. Tak samo przed rzutami karnymi byłem spokojny, bo wiedziałem, że Wojtek coś obroni. Trudno powiedzieć, jak będziemy strzelać, bo tego nikt nie przewidzi, ale że coś obroni, to można założyć. Uważam to za najważniejsze.
Mamy kilka takich solidnych elementów w reprezentacji. Bramkarz, napastnik, prawda?
Jest grupa piłkarzy, która dochodzi, zmiana pokoleniowa musi nastąpić. Czasami zmiana trenera zaburza pewną ciągłość. Łatwiej jest, jak się dłużej pracuje, dostrzec elementy, które trzeba wymienić. Życie pisze swoje scenariusze. Dlatego wszystkich czytelników „Gentlemana” zapraszam do kibicowania reprezentacji Polski.