FelietonFajbus – 997 przypadków z życia: Michał Hochman Wspomnienie „Konika na biegunach”

Fajbus – 997 przypadków z życia: Michał Hochman Wspomnienie „Konika na biegunach”

Choć z wykształcenia jest geografem, specjalizującym się w ochronie środowiska, to naprawdę pochłania go piosenka. Choć nie jest zawodowym piosenkarzem, śpiewa i nagrywa od 65 lat. Choć mieszka od 1968 r. w USA, nie czuje się do końca jankesem. Jak mówi, bez Polski żyć nie może. Nie wyobraża sobie też życia bez śpiewania.

Michała poznałem w 1996 r. w Nowym Jorku, kiedy realizowałem dzieło mojego życia – film dokumentalny o słynnym kurierze, naszym narodowym bohaterze, profesorze Janie Karskim. Michał pomagał nam w czasie sesji zdjęciowych w Waszyngtonie. Przeuroczy, empatyczny, elegancki mężczyzna. Szybko złapaliśmy tak zwaną chemię i przyjaźnimy się od prawie 40 lat.

Michał pochodzi z polskiej rodziny o żydowskich korzeniach. Dziadkowie mieli okazały młyn w Piaskach pod Lublinem. Rodzice uratowali się przed Holokaustem, uciekając do ZSRR. Michał urodził się w Omsku na Syberii. Rodzice po II wojnie światowej prowadzili mały sklepik z częściami samochodowymi w Lublinie. On w tym mieście studiował geografię na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Na estradzie debiutował mając 15 lat. Był pierwszym polskim wykonawcą słynnego przeboju Paula Anki „Diana”, co zyskało mu przydomek „Polskiego Paula Anki”. Pierwsze kroki stawiał w Domu Kultury Kolejarza w Lublinie. Zdobywał liczne nagrody i wyróżnienia w konkursach, plebiscytach i giełdach piosenkarskich (m.in. II nagroda na Ogólnopolskim Konkursie Muzyki, Pieśni i Tańca Wrocław 1961 r., I miejsce na giełdzie Piosenki Polskiej, Warszawa 1966; Ogólnopolska Studencka Piosenka Roku, „32 grudnia” 1966, III nagroda Festiwalu Artystycznej młodzieży Akademickiej FAMA, 1967 r., Świnoujście; finalista Konkursu Piosenki Studenckiej w Krakowie.

Popularność i sławę przyniósł mu przebój „Konik na biegunach”. Utwór ten na estrady ogólnopolskie Michał Hochman „wyprowadził” z kabaretu „Cyrulik”. Jego twórcami byli krakowscy autorzy Jacek Dybek i Franciszek Serwatka. Po raz pierwszy wykonał „Konika” w audycji radiowej „Mikrofon dla wszystkich” w 1962 r., a później nagrał go dla III Programu Polskiego Radia z warszawskim zespołem „Kawalerowie” w 1965 r. W 1965 r. zakwalifikował się do grupy Pagartu z tym utworem na Festiwal w Opolu, ale organizatorzy festiwalu stwierdzili, że piosenka jest zbyt plebejska i prymitywna, więc dali w zamian piosenkę „Buzi od Rózi”, którą Michał odrzucił i odmówił udziału. W 1966 r. wystąpił w Opolu. Jednak to, co zaskakujące, nie zaśpiewał tam popularnego już wtedy przeboju. Zaśpiewał tam wtedy poetycki utwór „32 grudnia” oraz „Złoty uśmiech”.

32 GRUDNIA
Trzydziestego pierwszego grudnia
Jesteś chmurna od popołudnia
Trzydziestego pierwszego najdroższa
Każda rzecz jest u ciebie gorsza
Gorsze imię i gorsza zima
Gorszy teatr, gorsza ozimina
Gorsze fusy w jak najgorszej kawie
Serpentyny gorsze na zabawie.
Gorsze światło w sieni i przedsionku
Gorsze środy od pięknych wtorków
Gorsza pensja, z morza dorsze gorsze
Perspektywy jakby coraz gorsze.
32 grudnia jesteś inna od popołudnia
32 drugiego kochanie
same dobre rzeczy masz w planie
dobre imię i dobrą minę
Dobre nuty na dobrym pianinie
Dobry dekolt w dobrych pereł blasku
Nawet dobrą duszę masz w żelazku.
Dobry zamek u starej torebki
Dobry ocet do galaretki
Dobry wieczór od samego rana
Taka dobra jesteś ukochana
32 grudnia jestem inny od popołudnia
tak czasami w życiu się zdarza
dodatkowe dni są w kalendarzach.
A więc może, choć rzecz to trudna
32 grudnia, 32 grudnia
kocham ciebie jak dziś.


Piosenka ta została w 1966 r. uhonorowana tytułem Studenckiej Piosenki Roku. Śpiewał ją również na Festiwalu Piosenki „Opole 1966” w ramach Maratonu Kabaretowego, w czasie finału Piosenki Studenckiej w Krakowie w 1965 r. oraz dwa lata później na FAMIE w Świnoujściu. Janusz Piwko, doskonały muzyk i kompozytor był autorem tej piosenki.

Przyszedł 1968 r. i antyżydowska nagonka – rodzina Hochmanów postanowiła emigrować do USA. Michał czekał w Wiedniu na wizę, a potem na swą dziewczynę z Warszawy, która nigdy do niego nie dojechała. Początkowo w nowej ojczyźnie imał się różnych prac, głównie fizycznych. Po paru latach przypadkowo został zatrudniony w Metropolitan Muzeum of Art, skąd otrzymał wspaniałe rekomendacje, dzięki którym dostał się do prestiżowej University of Pennsylvania w Filadelfii. Tam też otrzymał tytuł magistra regionalnego planowania. W połowie lat 70. osiadł w niewielkim miasteczku Roosevelt, w pobliżu uniwersyteckiego miasta Princeton (stan New Jersey). Wybudował tu własnymi rękami swój dom marzeń. Choć jest drewniany, jak większość wybudowanych tu „kanadyjczyków”, to wyróżnia się niezwykłą architekturą. Dominuje w nim przeszklony na wysokość 5 metrów salon, który jednocześnie stanowi studio nagrań i minisalę koncertową.


Choć do niedawna jeszcze pracował jako urzędnik do spraw ochrony środowiska (wydawał m.in. zezwolenia na budowy w słynnej mekce hazardu Atlantic City), to w każdej wolnej chwili chwytał gitarę i grał. W zasadzie nie było miesiąca, aby w jego domu nie zjawiło się 80‑100 osób na koncercie, którego królem wieczoru był Michał. To był bardzo gościnny dom, szczególnie dla Polonusów. Częstymi gośćmi byli tu jego przyjaciele z Lublina, członkowie zespołu Budka Suflera, ale też wiele innych kapel i wykonawców, których Michał znał z lat 60. z Polski i tych, którzy przyjeżdżali na występy do Stanów latach 80.-90. Marzył jednak, aby występować w Polsce. Coraz częściej pojawiał się w ojczyźnie, która go wyrzuciła w ‘68. Sentymentalne powroty łączył z działalnością artystyczną. Zwykle zaczynał w legendarnym lubelskim klubie Hades, miejscowej rozgłośni radiowej. Ale miejsce, gdzie czuje się najlepiej, to Kazimierz, tam też koncertował na festiwalu filmowym „Dwa brzegi”.


W czasie pobytów w Polsce nagrał m.in. dla TVP program muzyczny pt. „Wspomnienia Konika na biegunach”. Zarejestrowano także jego koncert telewizyjny pt. „Tych miasteczek nie na już”. Często bierze udział w koncertach organizowanych dla Polonii w USA. Kiedyś miałem przyjemność prowadzić jeden z nich w konsulacie RP w Nowym Jorku. Nagrał kilka płyt. Pierwsza – „The Best of Michał Hochman” to zbiór piosenek lat 60., których nie zdążył nagrać w Polsce. Na drugiej płycie pt. „To była miłość” autorami tekstów są: Jerzy Księski, Agata Tuszyńska, Franciszek Serwatka, Jolanta Naklicka, Jim Groce, kompozytorami zaś M. Hochman, Romuald Lipko, Franciszek Serwatka, Eric Clapton.


Według nieżyjącego lidera Budki Suflera Romualda Lipki „przyniósł… zaskakująco-fascynujący performance, łączący romantyczność przeszłości ze świeżością nowych aranżacji i jestem pewny, że ta płyta zdobędzie nowych entuzjastów jego twórczości”. Poeta i przyjaciel Hochmana mówił, że „charakter ekspresji Michała to naturalność, prostota, skromność. Towarzyszy temu ogromna sympatia do spraw zwyczajnych i codziennych, uczuć ludzkich, o których śpiewa, poetycka świeżość marzenia i swoboda poruszania się w krainie marzeń i rzeczywistości. Potrafi on nawiązać z nimi bezpośredni kontakt, który zaprasza nas do wspomnień i marzeń…”.


Przez lata śpiewał po polsku. Przyjaciele, wśród nich i ja, namawialiśmy go, aby w swej twórczości sięgnął do swych rodzinnych korzeni, czyli repertuaru żydowskiego. Choć słabo zna jidisz, znamienicie śpiewa w tym języku piosenki jeszcze sprzed wojny oraz te późniejsze, o tragicznym wydźwięku. To było jego nowe otwarcie, utrwalone w ostatnim albumie „Tych miasteczek nie ma już”. Odbył dziesiątki występów, w tym najważniejszy na warszawskim Festiwalu Singera. Często miewa koncerty w warszawskim klubie „Kalinowe serce” oraz w Polskim Radiu Lublin. Z okazji Święta Niepodległości dał koncerty w Nowym Jorku i Krakowie przed sześciotysięczną publicznością. Obecnie przygotowuje się do wydania następnej płyty, składającej się z nowych kompozycji Adama Abramka, Romualda Lipki, Igora Jaszczuka, do słów Andrzeja Sikorowskiego, Igora Jaszczuka, Juliana Tuwima, Remigiusza Grzeli.


Z okazji 50. rocznicy Marca ‘68 powstał film dokumentalny Agnieszki Arnold „U siebie” o Michale i jego rodzinie.


Michał przez wiele lat próbował ułożyć sobie prywatne życie. Po kilku nieudanych doświadczeniach małżeńskich od lat jest w szczęśliwym związku z emigrantką o żydowsko-polskich korzeniach Larissą Baldovin, kobietą o niezwykłej ekspresji i artystycznych pasjach. Larissa mieszka w Nowym Jorku, w tajemniczym, ponad stuletnim domu, leżącym w przepięknej dzielnicy Brooklynu nad brzegiem Atlantyku. Wnętrze domu i jego kilkudziesięciometrowy salon oddają duszę właścicielki. Larissa, jeśli chodzi o charakter, to zupełne przeciwieństwo Michała. On romantyk, cichy, opiekuńczy, wręcz spolegliwy. Ona – wulkan tysięcy pomysłów i przedsięwzięć, nie tylko artystycznych.


To artystka używająca fotografii jako formy swojej ekspresji. Tworzy od lat w Nowym Jorku i w Warszawie. Stworzyła ponad 40 intrygujących, wielowątkowych tematycznie albumów, każdy zawierający przeciętnie od 700 do 800 fotosów. Konceptualną inspiracją tego, jak mówi, „była chęć zatrzymania w pamięci momentów, zanotowanie istniejących ułamków sekundy czegoś efemerycznego z człowieka emocji – chęć podzielenia się z widzem wyjątkowością tej chwili”. Niektóre z albumów tworzą formę dokumentu, pamiętnika – kapsuły czasu. Jej intencją jest podzielenie się prywatną refleksją z przyjaciółmi bliskimi artystce jako formą poetyckiego dialogu. Wiele lat poświęciła przygotowaniu książki – albumu, poświęconemu losom polskich Żydów, którzy w latach 50. i 60. przed przymusową emigracją mieszkali w Gliwicach.


Od wielu lat artystka bardzo blisko współpracuje w dziedzinie fotografii artystycznej oraz komputerowego opracowania ze znanym nowojorskim artystą malarzem, rzeźbiarzem polskiego pochodzenia Tadeuszem Mysłowskim. Jedno z ich dzieł znajduje się obecnie na wystawie plakatu w Narodowym Muzeum w Lublinie. Larissa posiada studio fotograficzne w Warszawie, gdzie obecnie pracuje nad projektem fotografowania osób, które są dla niej inspiracją, jak i wielu innych. Niedawno w hotelu Westin w Warszawie odbył się wernisaż jej prac „Trzy miesiące w Nowym Jorku”.


Oboje od lat mają polskie paszporty. Tak mocno związali się na nowo z krajem, że kupili apartament w Warszawie na 25 pietrze, w jednym z najpiękniejszych wieżowców stolicy – Cosmopolitanie. Mieszkają na przemian w Nowym Jorku i Warszawie. Przez lata wtopili się w środowisko artystyczne naszego kraju.


Michał szykuje kolejną trasę koncertową po Polsce. Przecież niedługo skończy zaledwie 80 lat.