O strachu przed wojną, o marzeniach, walce, dojrzewaniu, asertywności i potrzebie nagradzania siebie oraz o tym jaki będzie kolejny sezon serialu Skazana z Michałem Czerneckim rozmawia Katarzyna Paskuda.
Czego boisz się najbardziej?
Wojny. Nie ma nic gorszego niż wojna. Wojna jest najgorszym, najstraszniejszym kataklizmem, jaki się może przydarzyć. Nigdy od czasu II wojny światowej nie była bliżej nasi i to lęk przed nią czasem mnie nawiedza.
Mija już kilka miesięcy odkąd się zaczęła. Czy ten lęk jest trochę mniejszy?
Mniejszy oczywiście. Mamy taką tendencję, że się męczymy własną ekscytacją. Nie można być ciągle na wysokim poziomie emocji, kiedy sobie uświadomisz, że niewiele od ciebie zależy. Kto inny podejmuje decyzje, a ty się musisz z tym zmierzyć i tyle. Poza gestami, drobnymi czy istotnymi, które każdy z nas wykonuje, niewiele możemy poradzić. Komuś jest na rękę, że wojna tak długo trwa.
Miałeś taką myśl, że “uciekasz z kraju”?
Cały czas ją mam, bo ta sytuacja może się rozwijać na milion sposobów, scenariuszy jest bardzo wiele, a nasze gwarancje, są mocno iluzoryczne, dotyczą partnerów, którzy są daleko i którzy w każdej chwili mogą zmienić zdanie i nas poświęcą. Nie zatruwam sobie tym głowy, ale skoro pytasz, to tak… miałem myśli o ucieczce, ewakuacji i o tym, żeby mieć jakąś sumę pieniędzy w domu, w gotówce, w dewizach, nie po to, żeby to wykorzystać, tylko po to, żeby czuć się bezpieczniej. Znam lęk, znam go skądinąd ze swojej przeszłości i nie chcę z tym żyć. Nie chcę, żeby mi te lęki plątały nogi i nie pozwalały normalnie funkcjonować. W Kijowie czy Doniecku ludzie też budowali swoją przyszłość z dnia na dzień i nikt nie przypuszczał, że to pójdzie w stronę katastrofy. Mam nadzieję, ktoś działa, żebyśmy się jakoś przygotowali na każdy scenariusz. Ale ja oczekuję najlepszego, a przygotowuję się na najgorsze.
Podziwiam cię za twoją odwagę i szczerość w mediach. Nie każdy ma odwagę, żeby o swoich problemach mówić wprost. Skąd ta cecha w tobie?
Dojrzewała powoli. Ćwiczyłem na początku na małych rzeczach, na relacjach w pracy. Długo nie mogłem się wykaraskać z relacji, które dla mnie były podwójnie kłopotliwe, bo to z reguły byli starsi ode mnie mężczyźni, więc przypominało relację z ojcem i bardzo mi się było trudno wyplątać z układu zależności i manipulacji. W końcu się postawiłem. Raz, drugi. Z każdym razem jest łatwiej. I poznaje się siebie w ekstremalnych sytuacjach. A gdy poznajesz siebie, to nabierasz jasności co do tego, co dla ciebie jest dobre, co jest do przyjęcia, co jest normą, a co nią nie jest.
Dojrzałeś.
Dojrzali ludzie potrafią mówić odważnie czego im brakuje, albo czego nie dostali w dzieciństwie i próbować to sobie w miarę możliwości rekompensować.
Jesteś dobrym ojcem?
Lepszym niż byłem. Miłość mnie zmieniła chyba. Miłość do żony. Wniosła w moje życie światło, jakąś jasność, jakiś rodzaj klarowności, wszystko przy niej wydaje się prostować i nawet jeżeli się nie prostuje, to masz ochotę nad tym pracować. Od naszego poznania zaczął się mój proces naprawczy, uczucie było motorem zmian. To nie jest łatwy związek i my nie jesteśmy łatwymi partnerami, ale myślę, że jesteśmy dla siebie partnerami właściwymi.
Długo ze sobą jesteście?
Dwadzieścia lat.
To nie jest łatwe być w długim związku i nadal się lubić, kochać, pożądać…
Trzeba mieć mądrą żonę. Mam na lodówce magnes ze zdaniem: „ Jeżeli za pierwszym razem ci nie wyjdzie, zrób tak jak radziła żona”. I naprawdę tak jest. Wszyscy faceci są maminsynkami. Nie wszyscy sobie zdają z tego sprawę ale większość później czy szybciej do tego dochodzi. Radzę szybciej, bo to zaoszczędzi wysiłku. W niektórych sprawach nasze panie naprawdę mają więcej kompetencji od nas. A wracając do nas -wiadomo, że przez dwadzieścia lat wydarzyło się między nami mnóstwo rzeczy, kryzysów, wiesz… mamy inne podejście do życia.
A było tak, że się rozstaliście, ale wróciliście do siebie?
Aż tak nie, ale byliśmy blisko. Ale wydaje mi się, że w dwudziestoletnim związku, gdyby to się nie stało, to moglibyśmy się niepokoić o siebie. Wiesz, właśnie w social mediach się forsuje taki wizerunek idealnej pary: wszystko działa, seks działa, rozmowa działa i tacy są idealni… Wydaje mi się, że to jest po prostu mrzonka. Ideał jest po prostu niemożliwy. Jak mamy dwoje ludzi, którzy są temperamentni, inteligentni, mają swoje zdanie i mocno przy nim stoją, to konflikty są nieuchronne. Ja się kiedyś konfliktów bałem, a teraz się ich nie boję i bym się martwił, gdyby ich nie było.
Nuda?
Nawet nie nuda, tylko że jest w tym coś nieprawdziwego. Wszyscy bywamy wspaniali, ale i bywamy okropni, bezradni, roszczeniowi. To nie jest tak, że wypracujesz sobie na dwa lata jakiś wizerunek i na tym przejedziesz dwadzieścia lat.
Jak twoje poszukiwania prawdy o sobie wpłynęły na życie zawodowe?
Znacząco, bo mi się, w cudzysłowie, kariera zaczęła układać wtedy, kiedy zacząłem robić ze sobą porządek. Nie było tak, że przyszły najpierw propozycje, a potem zacząłem robić ze sobą porządek, tylko odwrotnie. W pewnym momencie doszedłem do ściany. Pojąłem, że jeżeli nie poukładam tego sobie to ani nasze małżeństwo nie ruszy, ani kariera nie ruszy bo w przypadku aktora narzędziem mojej pracy jestem ja sam. Więc jeżeli to narzędzie jest zaniedbane, jeżeli jest w złym stanie, to efekty pracy też będą marne. Mój przyjaciel teraz ma taki słaby zawodowo moment, ale gdyby nie to, to nie wpadłby na pomysł, żeby swoje życie całkowicie odmienić. Ja jestem wdzięczny za trudne momenty i zawsze rozglądam się bacznie- jeżeli nie przychodzi zawodowy sukces, to znaczy, że robi się miejsce na coś innego. Ja nie boję się tej próżni. Jeśli z tego zawodowego mi ubędzie, bo to znaczy, że mam do zagospodarowania coś na innym polu.
Korzystasz z terapii, idziesz na siłownię, biegasz?
Tak, pewnie, wszystkie te rzeczy naraz. Ale jestem rodzicem dwójki nastolatków i mam też wówczas dla nich czas. Sprzątam, gotuję. Pranie zostawiam żonie, bo tam się mylą kolory i wszystko jest takie skomplikowane. Ale znasz ten dowcip co to jest życie rodzinne?
Nie.
Życie rodzinne jest jak chcesz sobie kupić PlayStation z następnej wypłaty, potem z następnej, potem jeszcze z następnej, a potem umierasz.
Najgorzej.
Coś w tym jest. Dopóki dzieci są z nami. Małe dzieci to mały problem, duże to większy. I tak jest rzeczywiście. Mieszkam poza Warszawą, więc wszystko pochłania bardzo dużo czasu, energii i logistyki. I się bardzo cieszysz jak możesz godzinę spędzić z książką.
Ja się cieszę jak mogę obejrzeć coś w domu raz na dwa tygodnie albo miesiąc.
Ja mam podobnie i to nie tylko wynika z sytuacji zawodowej, ale też rodzinnej. Ze sportem też ostatnimi czasy musiałem zbastować. Ale bardzo lubię sport. W wolnym czasie, gdybym mógł na to poświęcić więcej czasu, to bym poświęcił.
A jak jest z twoim zawodem? Jest w czym wybierać, czy trzeba grać, co dają?
Jest w czym wybierać i tych wyborów dokonuję. Oczywiście to nie znaczy, że wybieram same dobre rzeczy, bo czasem wszystkie składowe wskazują na to, że to będzie rzecz dobra a potem widzisz efekty i okazuje się, że niekoniecznie. Możliwość wyboru nie daje gwarancji jakości. Ale cenię sobie że ją mam. To jest bardzo przyjemne, że mogę wybierać. Robię dwa filmy w te wakacje i cały czas przychodzą jakieś propozycje, audioteka, jakieś spotkanie. Kiedyś by się brało wszystko jak leci, żeby tych pieniędzy było jak najwięcej, żeby się poczuć bezpiecznie, ale dałem sobie trochę na opamiętanie.
Masz dużą filmografię, sporo spektakli, masz poczucie, że to jest twój czas?
No tak. Pracuję, dbam o zdrowie w miarę, nie piję alkoholu, więc wygląd mój się jakoś nie zmienia i wyglądam na starszego niż dziesięć lat temu, ale niewiele starszego. Nie rozpiłem się, nie roztyłem, jestem w dobrej formie. Moje doświadczenie zawodowe wpływa na moje emploi, im więcej doświadczenia, tym ta lista ofert jest dłuższa i bardziej, że tak powiem, różnokolorowa i mi to pasuje. To jest dobry moment.
Ostatnie czasy zweryfikowały kilka karier artystycznych. Nie sądzisz?
Jest coraz lepiej moim zdaniem. Czasami ktoś komuś wchodzi na głowę, ale w tym zawodzie jest tak, że każdy z nas musi porządek zrobić sam. Każdy granice ma ustalone na innym poziomie. To, co dla mnie jest nie do przyjęcia, ktoś będzie znosił z uśmiechem. Naprawdę jest lepiej. Ten zawód trzeba wykonywać z godnością. Nie wiem, czy się da do końca, bo jeszcze nie skończyłem go wykonywać, ale trzeba próbować go wykonywać z godnością i nie można dawać sobie wchodzić na głowę i manipulować sobą, bo wtedy efekty tej pracy, przedstawienie, film bądź serial będą marnej jakości, bo z kiepskiej współpracy między ludźmi, starć, z kryzysów nic dobrego się nie urodzi. Nie ma takiej opcji. Jeżeli my tam się nie będziemy czuli dobrze, nie będziemy się dobrze bawili i to nie będzie dla nas przyjemność, to dla państwa przed ekranem też nie będzie.
Masz mistrzów, którzy wyznaczyli twoją zawodową ścieżkę?
Pewnie. Mam. To Janek Peszek, z którym ostatnio przeszedłem na “ty” w “Listach do M. 5”, Krzysiek Globisz. Mistrzowie, którzy się swoim mistrzostwem nie zasłaniali. Byli mistrzami unikając etykietek. I Krzysiek, i Janek, to są outsiderzy w środowisku. Są na marginesie i ja też jestem na marginesie tego środowiska, nie jestem jego częścią, nigdy się nie czułem, nie mam takiej potrzeby. Przychodzę i robię swoją robotę i jeśli ktoś mówi, że to jest dobre i chce mnie zatrudnić następnym razem, to tyle mi wystarcza. Wśród aktorów jestem gościem po prostu i taki rodzaj człowieka z dystansu mi pasuje. Nie lubię chodzić na kompromisy towarzyskie. Jak mi jest źle gdzieś, to tam nie idę.
Co o sobie myślisz?
Że siebie doceniam za te wszystkie osiągnięcia, które mi się udało zrobić. Że jestem zupełnie innym człowiekiem niż dziesięć lat temu i tego teraz, bardziej lubię niż tamtego. Myślę, że dokonałem odważnych zmian w swoim życiu, takich, które wymagały wyjścia z jakichś przekonań na swój temat. Lubię u siebie dyscyplinę, lubię u siebie pracowitość, lubię u siebie taki rodzaj dziecięcości czy naiwności. Ona nie jest infantylna, tylko to jest taka naiwność uruchamiana na pstryk w tym zawodzie, która mi pomaga. I widzę, że też ludzi to kręci w pracy ze mną. Bo to jest zarzewie pasji, zarzewie tworzenia, bo w tym jest twórczość, w takim dziecięcym zdziwieniu, podejściu do każdego scenariusza czy do każdej relacji z człowiekiem. A ja potrafię to uruchamiać na pstryk, potrafię to też wyłączać wtedy, kiedy ta relacja jest zagrażająca.
Masz problemy z asertywnością?
No tak, tak, ale zawsze stanę po swojej stronie. Czasem się obawiam, że powiem coś, czego bałem się powiedzieć komuś albo wyjdę z jakiejś niewygodnej dla mnie relacji, mimo że ktoś nie chce z niej wyjść i mnie tam trzyma na siłę. Ale kiedy coś takiego mi się uda, albo jak mi coś zawodowo wyjdzie albo jak mi nie wyjdzie, to też się nagradzam, tym bardziej, no bo przecież jak ci nie wyjdzie, to kurwa, jaki jest sens jeszcze się karać.
W jaki sposób się nagradzasz?
Kupuję sobie różne rzeczy.
Ubrania?
Nie, zapachy z reguły.
Jakie są twoje ulubione perfumy?
Zadig & Voltaire.
Ładne, pasują ci. Ja się nagradzam zawsze. Nawet bez celu.
No i bardzo dobrze. Nasza podświadomość działa, że ona po prostu dobrze z tym reaguje. To znaczy, jeżeli zrobisz coś trudnego, zdobędziesz się na odwagę przekroczenia jakieś granicy i zostaniesz za to nagrodzona, to następnym razem będzie ci łatwiej to zrobić.
Sam na to wpadłeś czy wyniosłeś z terapii?
Żona mnie tego nauczyła. A życie potwierdziło i potwierdza praktyczny sens takich działań.
Lubisz wygrywać? Wybierasz silniejszą drużynę, czy słabszą?
Wybieram słabszą, bo lubię chyba zarządzać taką energią.
Pozytywnie wspierać kolegów po przegranej?
Do wygrywania, bo wygrany set w takiej drużynie, która dostaje regularne baty, znaczy naprawdę bardzo dużo. I tam po prostu psychologiczne jakieś takie kaskady się leją, że ktoś był zawsze na tej siatkówce pomijany, a nagle się okazuje, że ma jakiś ukryty talent. To są rzeczy bezcenne. A w drużynie, która jest lepsza i bez przerwy wygrywa jest nuda i się zaczynają jakieś stereotypowo męskie klimaty, których ja po prostu nie trawię.
A dziś, z perspektywy czasu, jak oceniasz swoją decyzję o odważnym opowiedzeniu swojej historii w książce “Wybrałem życie”?
Pozytywnie. To mi było potrzebne i mam z tym tematem zamknięte rachunki. Na zero.
Musiałeś bardzo ze sobą walczyć, tłumaczyć sobie, dojrzewać, żeby się odważyć na taką książkę? Czy raczej przyszło ci to spontanicznie, bo już byłeś gotowy?
Już byłem gotowy. Bez pracy nad sobą ta książka by nie powstała. Myślę, że jakbym zaczął pisać dwadzieścia lat temu, to bym pisał jakieś głupoty i bzdury.
Wstydziłbyś się?
Nie. Ale pisałbym ją z miejsca w którym brakowałoby dystansu do tego co przeżyłem. A tak już jakiś dystans miałem. To było pięć lat temu i pewne rzeczy bym dzisiaj powiedział inaczej, bo już Jestem innym człowiekiem. To jest moje świadectwo na tamten czas i jestem z tego dumny. Nic bym tam nie zmienił, nic bym tam nie poprawił.
Porozmawiajmy jeszcze o marzeniach.
Nie wiem, czy o marzeniach się powinno mówić głośno, bo od tego są marzenia, żeby tam były w środku poukrywane. Zdrowie jest dla mnie ważne, bo się popsuło, więc chciałbym być zdrowy i chciałbym, żeby się tam z tym zdrowiem ułożyło. Naprawdę tak jest, że jak ci zdrowie siądzie, to uzyskujesz taki rodzaj wglądu. Bo to jest taki banał. Zdrowym być. Zdrowie jest najważniejsze.
To nie jest banał.
To jest podstawowa sprawa, bo jeżeli go zabraknie, to nic cię nie cieszy. Ani pieniądze nie przynoszą szczęścia, zresztą tego się nie da kupić za pieniądze. Trzeba po prostu o siebie dbać.
Czyli nie masz marzeń zawodowych?
Zawodowych to ja nigdy nie mam.
A rodzinnych?
Żeby moje dzieci były szczęśliwe. Nie mam wobec nich jakichś oczekiwań, żeby były tym, czy tamtym. Chciałbym, żeby były szczęśliwe. Żeby jakoś bezkolizyjnie wyszły z tego bardzo trudnego okresu, którym jest dojrzewanie. Jak na nie patrzę, to sobie myślę, że kurczę, naprawdę im współczuję. Nie chciałbym wrócić do tego czasu. Nie zamieniłbym się z nimi ani na jeden rok, ani na jedną minutę bycia nastolatkiem. To jest trudny czas, szczególnie że oni są pandemicznym pokoleniem. Życzę im szybkiej regeneracji i tego, żeby wyszli na swoje, żeby byli szczęśliwi, żeby ich zatłamsiło do końca. No i nie wiem, żeby ten konflikt nas ominął szerokim łukiem, żeby to się skończyło, żeby tam ktoś sięgnął po rozum do głowy. A jeżeli nie sięgnie, to żeby został po prostu skarcony przez resztę świata i żeby nikomu nie przychodziły już do głowy takie głupie pomysły. Kiedyś pewien żołnierz powiedział, że wojna to jest coś co śmierdzi gównem i trupami. I tyle. I tego się nie wie, dopóki się tego nie doświadczy. A on wie, bo był na wojnie. Bardzo mnie to poruszyło. To świadectwo żołnierza wojsk specjalnych. Jest taka propaganda że to jest super sprawa, ta wojna, że przygoda, ale prawda jest inna. Teraz odżywają w różnych krajach, w naszym też, takie prowojenne, źle pojęte, patriotyczne nastroje bojowe. Padają takie słowa, których aż przykro słuchać. Dlatego życzę nam pokoju.
Ja tobie też tego życzę, ale jeszcze powiedz mi, gdzie będziemy cię mogli teraz obejrzeć aktualnie?
Nakręciliśmy już drugą część Skazanej. Będzie do państwa dyspozycji nawet wczesną jesienią. Pewnie na Player TVN. Trwają rozmowy dotyczące sezonu trzeciego. Ale od tych co widzieli drugi słyszałem, że jest fajnie. Wracamy do teatrów od września . W Fundacji Garnizon Sztuki gramy „Same plusy”. Z kolei “Wiesz, że wiem” to sztuka, z którą jeździmy po Polsce. Teraz oczywiście te klauzule poufności są tak skonstruowane, że nie można powiedzieć co, z kim, ani kiedy, ale kręcimy dwa filmy. Teraz także w tym wakacyjnym takim dosyć może nietypowym czasie, 5 sierpnia bodajże, będzie premiera filmu “Każdy wie lepiej” z Asią Kulig, z panem Andrzejem Sewerynem, z Ewką Wencel. To jest taki film polski, którego jeszcze nie było. Trochę będzie śmiesznie i trochę wzruszająco.
To ja ci dziękuję.
Dzięki!
Fotografie: Katarzyna Paskuda, makijaż: Anna Łyszkowska, stylizacje: Balamonte/by Grzegorz Krychowiak
miejsce: Monsterownia/Warszawa