Z Władysławem Grochowskim, właścicielem i prezesem zarządu spółki Arche, rozmawiała Katarzyna Mazur.
Skąd wziął się pomysł na rewitalizację obiektów zabytkowych w kontekście biznesu?
Ogólnie mało się zastanawiam nad tym, dlaczego taką a nie inną decyzję biznesową podejmuję. (śmiech) Jeśli coś mi się podoba – próbuję, działam. A wizja odnawiania starych obiektów mi się podobała.
Co Panem kierowało? Co zasadniczo sprawiało, że decydował się Pan na te, a nie inne obiekty?
Głównie emocje. Gdybym się za dużo zastanawiał, analizował, pewnie znalazłbym wiele argumentów przeciw. (śmiech) Intuicja dotychczas mnie nie zawiodła. Często decyduję się na inwestycję w obiekty, których inni nie chcą, takie, które znajdują się w nieoczywistych miejscach. Trudne projekty mnie nakręcają. Nie lubię oczywistych rozwiązań, nudzą mnie. Moim zdaniem w każdym miejscu można zrobić coś ciekawego.
Jak ta Pana intuicja przekłada się na biznes? To, czego się Pan podejmuje w tej chwili, wychodzi na plus?
Nie zawsze na plus, czasem trzeba dołożyć do inwestycji, a szczególnie ostatnio, ale po 30 latach pracy na szczęście mamy z czego dokładać. Zasadniczo jednak bilans jest na plus. Dodatkowo, nawet gdybyśmy z jakiegoś obiektu nie osiągnęli korzyści finansowej, to wartością jest fakt, że ratujemy obiekt, który albo zostałby zburzony, albo zapomniany. Dzięki tym realizacjom wchodzimy też w relacje z lokalną społecznością. To bardzo istotne i ciekawe doświadczenie. Zazwyczaj na początku aktywności w jakimś obiekcie jesteśmy traktowani z pewną rezerwą, nawet władze, nie mówiąc o mieszkańcach, powątpiewają w nasze pomysły. Fajnie jest pokazać niedowiarkom, sceptykom, że u nich, w ich regionie, którego często nie doceniają, można zrobić coś ciekawego.
Czym na tle konkurencji się Państwo wyróżniacie? Co jest tylko Wasze?
Przede wszystkim to, w jaki sposób podchodzimy do tematu rewitalizacji. Skupiamy się na duchu miejsca, jego historii. Wiem, że prościej byłoby na bazie starego obiektu stworzyć coś nowego, ale ja nie lubię prostych rozwiązań. Mam już swoje lata i wiem, że nic wartościowego samo, bez wysiłku, nie przychodzi. Nie lubię łatwego zarabiania pieniędzy. Tam, gdzie jest łatwo, jest dużo ludzi. Jak wybieram sobie trudną drogę, mogę liczyć na mniejszą konkurencję. (śmiech) Na starcie największą trudność sprawiały nam rozmowy z konserwatorami – oni chcieli np., żebyśmy pewne elementy budynków odtwarzali. A my chcieliśmy, żeby przetrwało jak najwięcej zastanej substancji. Uznaliśmy, że pokrywanie historii farbami czy tynkami będzie kiepskim rozwiązaniem. Udało nam się znaleźć kompromis i w naszych obiektach niektóre elementy zostają takie, jakimi były. Nie oznacza to jednak, że nasze realizacje są nienowoczesne. Wręcz przeciwnie, zgodnie z hasłem „Łączymy sprzeczności”, dużo w nich innowacyjnych rozwiązań. Dzięki takim połączeniom powstaje nowa wartość. Bardzo lubię budynki poprzemysłowe, industrialne, w nich można puścić wodze fantazji i miksować to, co stare z tym, co nowe.
Radość wynikająca z rewitalizacji, procesu twórczego z nią związanego to jedno, a monetyzacja powstającego w tak przyjaznej atmosferze projektu to drugie. Na czym polega model biznesowy, który oferujecie Państwo inwestorom?
Nasza oferta dla inwestorów w systemie condo to sposób na poszerzenie dopływu środków na kolejne wartościowe projekty. W segmencie, w którym działamy, przez ostatni rok nie mogliśmy liczyć na wsparcie w postaci kredytów ze strony banków – ograniczyły one swoją akcję finansowania obiektów hotelowych w zasadzie do zera. O środkach na zabytki nawet nie wspomnę. Mamy ograniczone możliwości finansowe jako firma, dlatego pomyśleliśmy o systemie condo jako o formie korzystnej dla obu stron transakcji. O tym, że to była trafna decyzja, świadczą kolejni inwestorzy, którzy nie kończą na zakupie jednego lokalu z naszej oferty. Mamy takich klientów, którzy posiadają inwestycje we wszystkich naszych hotelach. Poza tym, że współpraca z nami w systemie condo jest intratna finansowo, inwestorzy otrzymują wartość dodaną w postaci satysfakcji z udziału w rewitalizacji ciekawych obiektów. I cenią to.
Ubiegły rok nie zmienił tej tendencji? Nie ubyło Państwu zainteresowanych systemem?
Nie. Mamy grono inwestorów, którzy są przekonani, że rynek się odbije. Dodatkowo banki, trochę nieświadomie, nam pomogły. Może kredytów jako branża nie dostajemy, ale przez niskie stopy procentowe ludzie uciekają z pieniędzmi z lokat i często przynoszą je do nas. To, co jest kolejnym naszym atutem to fakt, że wszystko, co robimy, dzieje się w obrębie jednej spółki. Nie tworzymy spółek celowych do konkretnych inwestycji, dzięki czemu mamy rezerwy, około 500 mln zł, które sprawiają, że możemy dać gwarancję, że nawet jeśli stracimy na jakiejś inwestycji, to i tak jesteśmy zabezpieczeni. Dlatego nawet w tym trudnym czasie jesteśmy w stanie podjąć się wobec naszych inwestorów konkretnych zobowiązań, jeśli chodzi o stopę zwrotu z inwestycji.
Jaka jest ta gwarantowana stopa zwrotu i jakie inne korzyści czerpią inwestorzy ze współpracy z Arche?
W tej chwili gwarantujemy minimalną stopę zwrotu 5 proc. od zainwestowanych pieniędzy przez 10 lat. Dodatkowo każde wpłacone środki na zakup pokoju hotelowego w inwestycji w budowie pracują dla inwestorów. Korzystamy z ich środków podczas budowy, ale nie za darmo. Otrzymują „lokatę” w wysokości 4 proc. rocznie.
Co obecnie znajdzie w Państwa ofercie inwestor?
Między innymi Fabrykę Samolotów w Mielnie, Dwór Uphagena w Gdańsku, Klasztor Wrocław. Poza tym zostały nam jeszcze pojedyncze lokale w starszych inwestycjach, a także pokoje w standardowych hotelach, które także mamy w swojej ofercie.
Jak pandemia zmieniła Państwa biznes?
Zmieniamy się cały czas, niezależnie od pandemii, ale teraz pewne procesy przyspieszyły. Sporo straciliśmy w ciągu ostatniego roku jako firma, pewnie kilkadziesiąt milionów złotych zysku, ale teraz przygotowujemy się, żeby sobie to odbić. To mnie nakręca. Sprawia, że w mojej głowie pojawiają się kolejne pomysły. Aktualnie szykujemy się do realizacji projektu hotelu rozproszonego. Będą to obiekty noclegowe w jednostkach po kontenerach morskich. Poza tym, że cały projekt jest ciekawy, to zaplanowaliśmy, że uruchomimy własną linię produkcyjną, której moce przerobowe zaplanowane są na 1000 jednostek rocznie. Możemy też wykorzystywać ją do wytwarzania prefabrykacji na budowy. Rok temu nawet nie pomyślałem, że będę miał produkcję. To niesamowite doświadczenie. W kontekście zmian rynkowych jestem przekonany, że turystyka będzie się mocno rozwijała, a wraz z nią hotelarstwo. Doświadczeni tym trudnym czasem mniej będziemy inwestować w rzeczy materialne, więcej w emocje, przeżycia. Dodatkowo jeszcze bardziej doceniłem zespół ludzi, z którymi pracuję. Za wszystkim przecież stoją ludzie. Kreatywni młodzi architekci, dział produkcji, sprzedaży, finansów, dział prawny, który czuwa nad moimi pomysłami i wszyscy inni, którzy budują tą firmę. Arche łączy ludzi.
Co prywatnie nakręca Pana do działania? Gdzie znajduje Pan odskocznie od pracy?
Mieszkam na wsi, do najbliższego sąsiada mam kilometr, do Warszawy przyjeżdżam dwa, czasem trzy razy w tygodniu. I dobrze mi z tym wszystkim. To pozwala mi na częsty kontakt z naturą. Uwielbiam pracować fizycznie, w weekend lubię mocno się zmęczyć w ogrodzie. Wtedy przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły. Lubię się powłóczyć po lasach, po łąkach. Hoduję daniele, uwielbiam je podglądać. Bociany też bardzo lubię, potrafię się na nie zapatrzyć. Małe stworzonka też mnie interesują, lubię się im przyglądać w ich naturalnym otoczeniu. Zastanawia mnie, jak bardzo instynktownie działają, jak bardzo są precyzyjne i uparte w dążeniu do celu. To jest inspirujące. W ramach firmy mamy też Fundację Leny Grochowskiej, która m.in. zajmuje się aktywizacją zawodową osób niepełnosprawnych. To współpraca, która daje ogromną satysfakcję. Oni się dzięki temu bardzo zmieniają, usamodzielniają, rozwijają. To są niezmiernie pracowici ludzie, zaangażowani, chętnie włączają się w różne projekty, które realizujemy w naszych obiektach. Myślę, że także dzięki tej naszej działalności wielu naszych inwestorów jest razem z nami. Widzą, że te pieniądze, które razem zarabiamy, służą szlachetnym celom. Łączymy ze sobą środowiska i z satysfakcją patrzymy na to, jak fajne efekty to przynosi. Widzimy, jak bardzo jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni i jak wiele dobrego taka współpraca może przynieść wszystkim zaangażowanym.