WywiadyJarosław Jakimowicz: Nieustannie Młody Wilk

Jarosław Jakimowicz: Nieustannie Młody Wilk

Z Jarosławem Jakimowiczem, człowiekiem mediów, przedsiębiorcą, rozmawiała Katarzyna Paskuda.

Jarku, jaki jest Twój stosunek do upływającego czasu?
Pełen godności, uśmiechu, satysfakcji i aprobaty. W ogóle z tym nie walczę, szkoda mi na to czasu. Jeśli czas w ogóle coś w moim życiu zmienił, odbił na mnie jakieś piętno, to ma to postać odpowiedzialności za ludzi, których mam wokół siebie: za żonę, dzieci, przyjaciół. Nie rwę włosów z głowy w związku z tym, ile mam lat. Jak widzisz, mam ich całkiem sporo. (śmiech) Upływający czas nie zaprząta mi głowy. W zasadzie, i to nie jest żadna przewrotność, żyłem tak samo mając lat 20, 30, 40 i teraz, kiedy mam ich 50.

Może trochę zmądrzałeś w stosunku do tego, kiedy miałeś 20 lat?
Zawsze byłem mądrym człowiekiem.

Jednak nabrałeś jakiegoś życiowego doświadczenia…
Zawsze byłem rozsądny. Kiedy miałem 19 lat, na podrobionej karcie przekroczenia granicy dotarłem do Niemiec. Miałem sto marek w portfelu. Tak zaczęło się moje dorosłe życie. Musiałem szybko się usamodzielnić. Doświadczam więc życia od małolata…

Czego szukałeś zagranicą?
Nie lubiłem komunistycznej polskiej szarzyzny, uciekałem od niej i chciałem być jak chłopaki z zespołu Duran Duran. (śmiech)

Kim chciałeś być jako nastolatek z Woli? Bo wychowałeś się w Warszawie na Woli, prawda?
Tak. Chciałem być gangsterem, młodym wilkiem. To marzenie się spełniło. (śmiech)

Miałeś problemy z prawem, byłeś łobuzem?
Tak. Nigdy nie byłem nie jestem i nie będę grzecznym chłopcem.

Jak to się zatem stało, że zamiast do jakiejś grupy przestępczej, trafiłeś do Jarka Żamojdy i zagrałeś w „Młodych Wilkach”?
Kiedy otwarto polskie granice, zacząłem przyjeżdżać do Polski, ale nie bardzo wiedziałem, co tu ze sobą robić. Wyglądałem trochę egzotycznie: ładny chłopak, taki typ surfera, jak napisała w rekomendacji do mojej książki Kasia Bonda.

Wydałeś książkę?
Za chwile się ukaże.

Co Ci przyszło do głowy, żeby o sobie pisać? Jak rozumiem, to będzie autobiografia?
Niecały rok temu przez przypadek w jakichś okolicznościach towarzyskich spotkałem Katarzynę Bondę. Wywiązała się ciekawa rozmowa. Bonda ma to do siebie, że słucha rozmówcy, co w dzisiejszych czasach nie jest takie oczywiste. W każdym razie miałem poczucie, że ta wymiana zdań i myśli do czegoś zmierza. W końcu Kaśka zapytała mnie, czemu nie nakręcę filmu o sobie. Powiedziałem jej, że to nie jest taka prosta sprawa. Stwierdziła, żebym może chociaż książkę napisał. To było niecały rok temu, a niedługo i Ty i czytelnicy „Gentlemana” będziecie mogli przeczytać jej rekomendację dla mojej książki. To jest coś.

Wracając jeszcze do Twojej urody. Do kogo jesteś podobny: mamy czy taty?
Nie wiem. Ojca widziałem raz w życiu w trumnie, nigdy się mną nie interesował, nie mamy wspólnych zdjęć. Mama miała bardzo ładne włosy i piękne zęby, więc chyba po niej to mam. W każdym razie ta specyficzna uroda spowodowała, że ktoś mnie kiedyś zaczepił i zapytał, czy nie chciałbym popracować jako model. Zgodziłem się i zrobiłem kilka fajnych rzeczy w modelingu. Do dziś mam tę energię chłopaka sprzed lat. (śmiech) Przez te wszystkie lata mieszkałem w Niemczech, Szwecji, RPA, Hiszpanii i Holandii i gdziekolwiek byłem, ludzie mnie pytali, czy pracuję w szołbiznesie. Albo się to coś ma, albo nie. Są ludzie skazani na różne sytuacje. Widocznie ja byłem skazany na szołbiznes.

Niektórzy po takich słowach mogą uznać, że jesteś zarozumiały…
Rzeczywiście w Polsce ludzie cenią sobie pruderię, hipokryzję i fałszywą skromność. Ja tego nie mam.

Dobra, wróćmy do Żamojdy i „Młodych Wilków”, bo odeszliśmy od tematu…
Dzięki modzie zacząłem poznawać różnych ludzi. Między innymi Juliusza Machulskiego, który akurat wrócił z Kalifornii i stwierdził, że chciałby zrobić film w którym zagrają sami ładni ludzie, a nie aktorzy charakterystyczni. (śmiech) I zaprosił mnie na kasting. Ponieważ w tamtym czasie byłem trochę na bakier z prawem, to bardziej chciałem się ukrywać, niż pokazywać, ale propozycja grania była kusząca. I tak po nitce do kłębka trafiłem na Jarka Żamojdę. Stwierdził, że Cichy, bohater „Młodych WIlków”, to ja i tak trafiłem do obsady. Nigdy nie byłem chłopczykiem, który mówił wierszyki na akademiach, tańczył na apelach. Mam w sobie wstydliwość…

Co masz w sobie?
Wstydliwość, ale nauczyłem się ją ogrywać. Mam pewną nieśmiałość, której może nie widać, ale ona jest, więc ta produkcja to było dla mnie duże wyzwanie.

Spodziewałeś się takiego dużego wow po tym filmie?
Przede wszystkim decydując się na ten film, nie wiedzieliśmy, co kręcimy. Nagle się okazało, że jest wielkie bum. Gdzie nie poszedłem, wszyscy mnie rozpoznawali. Do dziś tak jest, bo fizycznie, poza tym, że zmarszczek i parę kilo mi przybyło, specjalnie się nie zmieniłem.

Odbiło Ci trochę po tym sukcesie?
Może trochę, każdemu, mniej lub bardziej sukces miesza w głowie.

I chcesz powiedzieć, że nie wykorzystywałeś swojej popularności na przykład do bajerowania dziewczyn? Mało która Ci pewnie odmawiała…
Nie narzekałem. (śmiech)

A przed narzekałeś?
I tu dochodzisz do sedna. Zawsze byłem ładnym chłopakiem, dobrze się ubierałem, byłem new romantic. (śmiech) Popularność nic w tej materii nie zmieniła. Jak już powiedziałem wcześniej, życie nauczyło mnie odpowiedzialności i zmusiło do samodzielności. Zawsze w życiu byłem sam, nie mogłem na nikogo liczyć. Albo może inaczej – mogłem, ale nie chciałem nikogo obarczać swoim życiem. Wychowywali mnie dziadkowie, nie chciałem ich kłopotać niektórymi tematami, żeby się nie martwili.

Co na przykład mogłoby ich zmartwić?
Że w Niemczech siedziałem w więzieniu…

Za co?
Za kradzieże.

Dziadkowie się Tobą opiekowali?
Dawali mi mnóstwo miłości. Babcia mnie „odziedziczyła”, jak miałem niespełna roczek. Moja matka rozwiodła się z ojcem bardzo szybko, bo był łobuzem i wróciła do rodziców. Miała 19 lat. Chciała jeszcze pożyć. Moją mamą jest moja babcia. To ona mnie wychowała.

Gdybyś wychował się w innej rodzinie, byłbyś innym człowiekiem?
Nie wiem. Dostałem od dziadków tyle miłości, tyle energii: i męskiej i żeńskiej, że nie mam żadnych deficytów emocjonalnych.

Jaki czas w swoim życiu uważasz za dotychczas najlepszy?
Nie ma takiego.

Jest coś, czego żałujesz?
Nie. To by było inne życie, inna bajka. Mógłbym inaczej, ale wszedłem właśnie w te drzwi i nie mam czego żałować. Jest tylko jedna rzecz nad którą się czasem zastanawiam. Jak Polska wchodziła do Europy, dostałem propozycję kandydowania do Europarlamentu. Nie zdecydowałem się. I dziś, kiedy dobro Polski zaczęło mieć dla mnie trochę inną wartość, kiedy patriotyzm się we mnie włączył, to myślę, że może gdybym się wtedy zdecydował, to może teraz miałbym jakiś wpływ… Naiwnie w to wierzę.

Masz 50 lat i nadal jesteś naiwny?
Tak i chcę żeby tak zostało. Wolę ludziom ufać, niż obwarowywać się umowami. I mimo że nieraz byłem oszukany w różnych biznesach, to wciąż uważam, że są w życiu ważniejsze rzeczy, niż chronienie się przed ludźmi.

Z czego jesteś najbardziej dumny?
Mój syn urodził się śmiertelnie chory. Mógł nie dożyć pierwszego roku. Z pełną świadomością, determinacją, oddałem mu swoje dwa płaty wątrobowe. On ma dziś 15 lat, a ja mogę być dumnym ojcem. Nie zawahałem się. W tym czasie, kiedy my byliśmy w Centrum Zdrowia Dziecka, na oddziale leżała Kasia. Miała 14 lat i pochodziła z biednej rodziny. Okazało się, że czeka na przeszczep nerki. Pierwszy mój odruch: bierzcie moją, przecież jestem przebadany. To mnie też napawa dumą.

Oddałeś nerkę tej dziewczynce?
Niestety nie było drogi prawnej, która by to umożliwiła. Ale nie wahałem się. Nie miało dla mnie znaczenia, że to nie moje dziecko. Potrzebowała pomocy, a ja miałem w sobie gotowość, żeby ją nieść. Jestem niezawodny, to coś, co mnie cieszy. I mam bardzo dużą empatię. Potrafię pochylić się nad naprawdę różnymi troskami ludzi. Jak mogę komuś pomóc, to czuję, że powinienem.

Jesteś kochliwy?
Nie. Miałem dużo stałych związków. Z jedną żoną byłem 13 lat, teraz mam drugą…

W najdłuższym związku byłeś z Joanną Sarapatą…
Tak, 13 lat małżeństwa.

Tylko że w ciągu tych 13 lat wszedłeś równolegle w drugi związek z którego urodził Ci się syn…
To nie do końca tak. Rozwód nie był nam do niczego potrzebny. Żyliśmy w zgodzie, mieszkaliśmy w Hiszpanii, mieliśmy wspólne interesy, cudownego syna, który był owocem wielkiej miłości i szczęścia. Nie mieliśmy potrzeby komunikować światu, że ze sobą nie jesteśmy. Nikt nikogo nie zdradził, nie oszukał, między nami wygasła namiętność i tyle. Nie byłem już z Joanną, kiedy poznałem moją obecną żonę i kiedy urodził się nasz syn.

Słuchaj, jeśli chodzi o związki, co Cię połączyło z Jola Rutowicz? Muszę o to zapytać, bo zżera mnie ciekawość…
Poznaliśmy się na planie programu „Big Brother”. Zgłosiła się do mnie firma Endemol i zaproponowała udział w tej produkcji. Organizator pokazał mi listę uczestników, którzy mieli razem ze mną zamieszkać w domu Wielkiego Brata. Na trzy tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć poprosiłem o ponowne jej pokazanie i okazało się, że znacząco uległ zmianie skład osobowy. Ja także podziękowałem, ale Zygmunt Solorz poprosił mnie, żebym się jednak zastanowił i umiejętnie mnie przekonał (śmiech) do podjęcia wyzwania. Myślałem, że będę tam tydzień i wyjdę, a zostałem pięć tygodni. To jedno z ciekawszych doświadczeń w moim życiu. Nie najważniejszych, ale najciekawszych. A przy tym dochodowe. (śmiech)

Wszystko ok, ale co z tą Jolą Rutowicz? Byliście parą…
Tylko na potrzeby programu.

Czyli to była ustawka?
Tak.

Ale niektórzy do dziś wierzą, że to był prawdziwy związek…
Wiem, ale tak nie było.

Ok, nie drążę. (śmiech) Słuchaj, czym Ty się dziś w zasadzie zajmujesz?
Od 20 lat prowadzę biznes.

W jakiej branży?
Metale szlachetne.

Biżuteria?
Nie, surowce. Daje mi to możliwość fajnego, spokojnego życia. Śmieję się z ludzi, którzy myślą, że jeśli mnie nie ma w telewizorze, to nie istnieję. Będę też kręcił Młode Wilki. No i za chwilę wychodzi wspomniana na początku książka o mnie. Mam fajne życie.

Gdyby miał powstać film na bazie Twojej książki…
To będziesz w nim grała. (śmiech)

Bardzo dziękuję, ale chciałam zapytać, kogo byś obsadził w roli młodego siebie?
Nie mam pojęcia. (śmiech) Jedno jest pewne, wybór ładnych młodych chłopaków jest dziś na tyle duży, że nie miałbym zapewne problemu. Chciałbym jednak, żeby, tak jak ja, była to osoba znikąd.

Fot.: Katarzyna Paskuda, PaskudaPhotography.com
Makeup: Urszula Heba
Zegarek: Poltime.eu
Miejsce: Hotel Bellottto, Warszawa.