Z Emilem Stępniem, producentem filmowym, rozmawiała Joanna Zielińska.
Ofilmie „GROM” wiadomo na razie bardzo niewiele. Zacznijmy powoli odkrywać karty. O czym on będzie?
Przede wszystkim cieszę się, że prace nad produkcją filmową „GROM” rozpoczęliśmy w roku, w którym Polska i Polacy obchodzą setną rocznicę odzyskania niepodległości. Jednostka Specjalna „GROM” to bez wątpienia elita, która jest wyjątkową wizytówką naszego kraju na całym świecie. Z kolei filmowy „GROM” to kolejny projekt z portfela Ent One Investments, w którym chcę, by ogromny nacisk został położony na realizm. Niewątpliwie produkcja ta pochłania mnóstwo czasu i energii. Gdybym robił ten film wyłącznie pod swój gust, zapewne inspirowałbym się oscarowym „Wrogiem Numer Jeden” (w oryginale: „Zero Dark Thirty”), gdzie scenarzysta otrzymywał ponoć materiały z pierwszej ręki, od agentów, co wywołało skandal w USA.
Nie robi pan filmu wyłącznie pod swój gust, ale to pewnie nadal będzie typowo męskie kino?
Ponieważ robię ten film dla szerokiego grona odbiorców, zależy mi, aby każdy odnalazł w nim to, co lubi. Aby mężczyźni poczuli, że ten film jest gatunkowo im bliski, a kobiety – by najpierw nie oponowały przed jego wyborem, a już podczas oglądania, by miały poczucie, że twórcy myśleli o ich poczuciu estetyki. Cieszę się, że do pracy nad tym filmem udało mi się zaprosić Łukasza Palkowskiego, który, jak mało kto, potrafi opowiadać i porywać opowiadanymi historiami miliony widzów.
No właśnie, Łukasz Palkowski. Reżyser m.in. filmów „Bogowie” i „Najlepszy”. Niektórzy mówią, że to najbardziej amerykański z polskich reżyserów. Ten amerykański rozmach i charakterystyczny storytelling w „GROM-ie” też będą obecne?
Wysoko oceniam produkcje filmowe, które Łukasz wyreżyserował. „Najlepszy” jest chyba najciekawszym polskim filmem, jaki oglądałem na przestrzeni ostatnich lat. Sama historia jest na tyle ciekawie opowiedziana, że nie miałem czasu się nudzić. Kiedy trzeba, jest bardzo dynamiczna, innym razem daje czas, by przełknąć natłok informacji. Łukasz jest gwarancją tego, że powstanie sprawnie nakręcone i trzymające w napięciu kino. Dlatego, mając Łukasza w naszym teamie, zgodziłem się na wprowadzenie istotnych zmian na poziomie scenariusza. Dzięki temu współczesny temat pokazany w „GROM-ie” wpasowuje się w formułę filmu akcji, podbitej bieżącymi, politycznymi dylematami naszego kraju. Ukraina jest w zasięgu naszych politycznych interesów i jednocześnie globalnej rozgrywki naszych „sojuszników”. Temat pozwala nie tylko zrealizować dobre kino akcji, lecz także na refleksję, komu tak naprawdę możemy zaufać i czy nie za łatwo stajemy się pionkiem w grze interesów, których nie jesteśmy beneficjentami.
Co jeszcze chciałby Pan tym filmem pokazać? I jak?
Mam poczucie, że wspólnie z Łukaszem uda się nam stworzyć połączenie kina akcji z dramatem, które ani nie jest całkowitą fikcją, ani nie próbuje stawać się dokumentalnym zapisem prawdy. To ekscytująca gatunkowa hybryda, która pokazywać będzie tajną misję GROM, naświetlając jednocześnie mroczny świat wojny z terrorem. Znajdzie się tam również miejsce na bieżące konflikty za naszą wschodnią granicą i prowadzone globalne rozgrywki naszych „sojuszników”. Na potrzeby produkcji zaangażowaliśmy ekipę, wśród której znaleźli się byli żołnierze GROM w charakterze konsultantów wojskowych oraz aktorów, biorących udział w legendarnych operacjach.
Jako producent, ma Pan na koncie między innymi kilka części „Pitbulla” i „Służby specjalne”. Współpraca przy tak dużych produkcjach pewnie wiele Pana nauczyła. Jakich błędów dzięki temu uniknie Pan podczas produkcji „GROM-u”?
Należę do tego nielicznego grona producentów w naszym kraju, dla których produkcja filmowa to bardziej przedsięwzięcie biznesowe aniżeli sztuka. A w konsekwencji, zarządzanie strategią rozwoju produkcji filmowej to nie jest już kaszka z mleczkiem. Nawet drobne decyzje trzeba podejmować w tej strategicznej optyce, bo każda jest elementem całości, a patrzenie wycinkowe, czyli techniczne, prowadzi do dziadostwa intelektualnego i do tkwienia w miejscu. Tak, film to nie tylko mówienie o spektakularnych scenach i obsadzie aktorskiej, ale mnóstwo rzeczy, w tym mało widzialnych. To prawda, że „Służby specjalne” czy tryptyk „Pitbulla” istotnie ukonstytuowały mnie w fotelu producenta filmowego. Ale zachowując pełną pokorę, wiem, że nie mam monopolu na wiedzę i rację. Cały czas się uczę. To co najważniejsze, to fakt, że przez ostatnie dwa lata udało mi się zbudować taki konglomerat ludzi, interesariuszy, z którymi wspólnie budujemy wartość dodaną w biznesie, bo robimy to z pasją i patrzymy w tym samym kierunku. Chcę to doskonalić.
Fani „Pitbulla” poczują jakieś – choćby dalekie – pokrewieństwo z „Gromem”?
Przystępując do prac nad tym filmem nie chcę się wzorować na poprzednich projektach. Nie lubię dublować i wklejać do scenariusza tych samych tekstów, rozwiązań, gagów. W moim odczuciu byłoby to nieuczciwe wobec widza. Moją intencją jest przygotowanie czegoś, co jest autentycznie nowe i pionierskie. Dlatego podążam w tym kierunku, aby współczesny temat wpasował się lepiej w formułę filmu akcji, podbitej bieżącymi, politycznymi dylematami naszego kraju. Chcemy jako producenci dać szansę nowym, dobrym aktorom, którzy nie będą zaszufladkowani, a wręcz wniosą świeżą krew, autentyczność i zaangażowanie. Tytuł zobowiązuje. Musimy wiedzieć, czego chcemy, to znaczy mieć wizję i koncepcję, jak to by miało działać po połączeniu. Przywołam Steve’a Jobsa – on miał coś, co jest nazywane polem zniekształcania rzeczywistości. Ignorował, że czegoś nie da się zrobić. Trzeba mieć tylko wyobrażenie, jaki ma być finalny efekt. Zatem jesteśmy na dobrej drodze.
Wspólnie z żoną, Dodą, pracujecie też nad adaptacją „Dziewczyn z Dubaju”. To w zasadzie historia o prostytutkach. Czy pan widzi to jakoś inaczej?
Nasza produkcja filmowa inspirowana będzie prawdziwymi wydarzeniami, a w fabułę filmu będą wpisane historie pewnych osób. To zdecydowanie więcej niż książka, bo tam można odnaleźć tylko „suche” informacje z akt prowadzonych śledztw. My widzowi tak zobrazujemy te wydarzenia, by film był ciekawą opowieścią. „Dziewczyny z Dubaju” będą odsłaniać świat dobrze prosperującego i świetnie zorganizowanego seks-biznesu, podwójnie prowadzonego życia. To świat luksusowych prostytutek i ich klientów, bezwzględnych i przebiegłych sutenerek, z których perspektywy ten film będzie jeszcze ciekawszy. Na pewno nie będzie to „historia o prostytutkach”. To zbyt tanie i płytkie. Nasza produkcja będzie zrealizowana w stylu amerykańskim, gdzie trudno będzie ją aklasyfikować w jednym kinowym gatunku. Bardzo dużo uwagi przywiązujemy do scenariusza, który odwoła się do sensacji, dramatu, psychologii.
Doda to artystka i mocny charakter. Gdybym obstawiła, że w biznesowej współpracy ostro stawia na swoim i nie znosi sprzeciwu, to bym wygrała?
Doda to artystka, mocny charakter, lecz także businesswoman. Jej menadżerskie doświadczenie i kompetencje są jej wizytówką, podobnie jak te z obszaru pracy artystycznej. Doda należy do tej grupy ludzi, którzy mają charakter niepolityczny, nieserwilistyczny i nigdy nie puszczają oka do władzy. Doda nie próbuje się nikomu na siłę przypodobać, by osiągnąć ten, czy inny cel. Nie diluje po cichu, nie próbuje nic dla siebie ugrać. Nie używa tych wszystkich okrągłych słówek i duserów, i na siłę dla intencjonalnych celów, nie próbuje utwierdzać rozmówców w przekonaniu o ich nieomylności. Doda jest autentyczna, jest prawdziwa w życiu i w pracy. Ma zawsze sztywny moralny kręgosłup, co wysoce u niej cenię i szanuję. Te atrybuty dają poczucie, że w pracy zawsze kieruje się aspektami merytorycznymi, uczciwością i rzetelnością. Tak jak na scenie muzycznej zawsze szanuje fanów i jest dla nich autentyczna i szczera – co wyraża się między innymi tym, że nigdy nie śpiewa z playbacku – tak samo profesjonalna jest, gdy w grę wchodzą kwestie biznesowo-artystyczne na polu kinematografii. Zawsze mogę liczyć na rzeczowy dialog i analizę poszczególnych, wspólnych projektów z Dodą. Lubimy razem przeprowadzać analizy SWOT. Taki partner w domu i w pracy to skarb.
Niektórzy mówią, że wspólne robienie biznesów psuje małżeństwo, inni – że je cementuje. A Pana zdaniem?
Odpowiadając na to pytanie, chciałbym rozwinąć wcześniejszą wypowiedź. Przykładem osoby zupełnie innego gatunku jest dla mnie moja małżonka. Ona jest naprawdę z innej planety, może dlatego, że ma takie wewnętrzne poczucie, że niczego nie musi. I jakkolwiek mogę być posądzony o brak obiektywizmu, to najszczerzej i najprawdziwiej jak umiem stawiam tezę, że gdyby elita świata biznesu, polityki, rozrywki i show biznesu składała się z takich ludzi jak Doda, Polska byłaby lepszym krajem, w którym panuje więcej zasad uczciwej konkurencji, wzajemnej współpracy, a także takich cech, jak honor i uczciwość. A pewnych decyzji nie projektowano by pod wizerunek. My z Dodą nie tylko jesteśmy małżonkami, jesteśmy przede wszystkim świetnymi przyjaciółmi, którzy podzielają wiele wspólnych wartości, mają podobne poczucie humoru oraz – co bardzo sobie cenimy – jesteśmy niezależni w poglądach i mamy sztywny moralny kręgosłup. Dlatego uwielbiamy przebywać i pracować razem. Wzajemnie się uzupełniamy i motywujemy. Korzystamy z naszych doświadczeń, wiedzy i pokory.
Powracając do „Dziewczyn z Dubaju”. Tematyka jest kontrowersyjna, więc o filmie pewnie będzie się mówiło. Jakich reakcji ze strony publiczności – czy generalnie społeczeństwa – spodziewa się Pan?
Jesteśmy na początkowym etapie prac, a już odczuwam bardzo duże zainteresowanie tą produkcją. Nie ma chyba tygodnia, aby gdzieś w przestrzeni publicznej nie mówiło się o tym filmie, tematyce czy procederze. Zaczyna to być niejako zjawisko psychologiczne – popełniane są książki, powstają liczne artykuły, reportaże czy wywiady. Wracając jednakże do meritum pytania… Film na pewno – co już wyczuwalne jest w mojej wypowiedzi – wzbudzi niemałe kontrowersje, a jego tematyka na nowo wywoła szeroką debatę publiczną, zarówno w sferze publicystyki, jak i branży show biznesu. Oficjalnie nie padają żadne nazwiska, a niektóre osoby same zabierają głos w tej sprawie, czy wręcz swoimi gwałtownymi reakcjami demaskują się, zgodnie z zasadą „uderz w stół, a nożyce się odezwą”.
Jaki jest odzew tych „nożyc”?
Jako producenci stajemy się adresatami wielu pogróżek i prób zastraszania nas. Widać, że są ludzie, środowiska, którym być może już nadepnęliśmy na odcisk, bądź jesteśmy tego bliscy. Zaburzyliśmy pewne układy, naruszyliśmy status quo, a więc pewne osoby różnymi (brudnymi) metodami podejmują próby, aby uderzyć w nas, czy nasze biznesy. Niejednokrotnie wspierają się swoimi koneksjami, w tym medialno-politycznymi, a wszystko po to, by uniemożliwić powstanie tego filmu. Muszę ich zmartwić: prace nad produkcją już się zaczęły, a dokumentacja materiału do filmu realizowana jest zarówno w Polsce, jak i samym Dubaju. Wszystkie materiały do fabuły przechowujemy w sposób zdywersyfikowany, a Polska jest tylko jednym z rynków-depozytariuszy.
Może ci ludzie boją się, że film będzie swoistym osądem na ich temat.
Moim zadaniem nie jest to ani piętnowanie czy wyrokowanie sądów na „bohaterach” naszego filmu, ani nawoływanie do ostracyzmu. Intencją producentów jest przygotować film, który będzie miał świetny scenariusz i pokaże te wydarzenia z różnych perspektyw, wręcz oczami ich uczestników. Tak, aby widz sam mógł dokonać oceny i interpretacji. Ta produkcja filmowa to duże wyzwanie, ale wiem, że mu sprostamy.
Być może za wcześnie, by mówić o szczegółach, a może właśnie przyszedł czas. Na razie wiemy, że Doda nie chciała zagrać w „Dziewczynach z Dubaju”. Kto natomiast chciał? Może Pan zdradzić coś na temat obsady, albo chociaż dać jakieś wskazówki?
Doda nie tyle nie chciała znaleźć się w obsadzie aktorskiej, co nie planowała tego. Moja małżonka realizuje się zawodowo przede wszystkim na scenie muzycznej. Ostatnio wydała nową płytę, która już w przedsprzedaży zajmowała pierwsze miejsce. Teraz – wraz z kilkudziesięcioma przyjaciółmi z branży muzycznej wspólnie organizuje wielkie muzyczne charytatywne przedsięwzięcie pod nazwą „Artyści przeciw nienawiści”. To będzie coś spektakularnego. Natomiast w zakresie kinematografii realizuje się zarówno od strony biznesowej – jako producent, oraz artystycznej – jako producent kreatywny i osoba, która w naszej spółce odpowiada za warstwę artystyczną prowadzonych projektów. Jeśli chodzi o obsadę do tego filmu, mamy już pewne kandydatury, ale ostatecznie zweryfikujemy je na etapie bardziej zaawansowanych prac scenariuszowych.
Zapytam jeszcze, kiedy możemy spodziewać się premiery. Tak „Dziewczyn z Dubaju”, jak i „GROM-u”.
W przypadku „GROM-u” premierę planuję na przełomom 2019/20, natomiast „Dziewczyny z Dubaju” to na pewno 2020.
fot.: Konrad Placzki