Sztuka ma wpływ na wiele dziedzin naszego życia, przedmioty które nas otaczają, modę, czy architekturę. Artyści często są wizjonerami przyszłości, a ich prace nie zawsze doceniane za życia, stają się bezcennymi dziełami w przyszłości. Ich życiowy wybór nie jest łatwy, prócz talentu i determinacji potrzebują cierpliwości i odwagi. Jak wygląda życie młodych artystów w naszym kraju? Czy sztuka to dobry sposób na życie? Kto kolekcjonuje i wspiera artystów?
– Segment młodej sztuki jest, obok sztuki współczesnej, jednym z najdynamiczniej rozwijających się na polskim rynku aukcyjnym. DESA Unicum jako pierwszy dom aukcyjny w Polsce zorganizował 11 lat temu aukcję, na której zaprezentowano prace wyłącznie młodych, debiutujących twórców. Od tego czasu przeprowadziliśmy już ponad 100 takich wydarzeń, a zainteresowanie nimi rośnie dynamicznie z roku na rok. Skuteczność sprzedaży na takich aukcjach jest blisko 100 procentowa. Jako największy dom aukcyjny w Polsce chcemy ten segment rozwijać jeszcze mocniej. Chcemy promować kolekcjonerstwo, ponieważ to nie tylko dobra inwestycja, ale otaczanie się sztuką to również wyjątkowy sposób na życie – mówi prezes DESA Unicum, Juliusz Windorbski, kolekcjoner sztuki, najbardziej rozpoznawalny aukcjoner w Polsce.
Zamiast kariery w korporacjach wybrali życie artystów
Artyści muszą zaufać swoim instynktom i umiejętnościom, ale też umieć zarządzać karierą i posiadać wiele cech biznesowych, a to nie jest łatwe. Najlepiej też porównywać się tylko z dawnym sobą, bo presja zewnętrzna nie służy rozwojowi i kreatywności twórczej. Przyjrzyjmy się bliżej sylwetkom kilku współczesnych utalentowanych artystów młodego pokolenia, którzy zamiast pracy w korporacjach czy budowaniu biznesu, wybrali wolny zawód artysty.
Wojciech Brewka – sztuka i rodzina zamiast kariery finansisty
Malarz kolorysta, rysownik, artysta street art, twórca wielkopowierzchniowych murali, współzałożyciel galerii officyna art & design oraz Stowarzyszenia PROPAGANDA SZTUKI, pomysłodawca i producent Festiwalu Przenikania, warszawski marszand, który w 2013 r. przebojem wkroczył na salony aukcyjne młodej polskiej sztuki, porzucając dla niej karierę finansisty. – Pracowałem w branży finansowej, a karierę w korporacji przerwałem z powodu… braku czasu. Decyzję o odejściu z firmy podjąłem parę miesięcy po narodzinach naszych bliźniaków, Ignacego i Gustawa. Doba musiała mi wtedy wystarczyć na pracę zawodową, chwile spędzane z rodziną oraz malowanie, które jest moją pasją od zawsze, co wiązało się niestety z brakiem czasu na sen. Przede wszystkim chyba nie do końca było mi dobrze z tym, że synów widzę tylko przez 2-3 godziny dziennie. Nie chciałem tracić tych najfajniejszych i najcenniejszych momentów w życiu ojca. Wolny zawód malarza pozwolił mi spędzać więcej czasu z chłopcami w ciągu dnia, bo tworzyć mogłem w czasie, kiedy spali. Małe dzieci dużo śpią, więc czasu na malowanie miałem wtedy całkiem sporo – mówi Wojtek, który traktuje obecne zajęcie jako pasję. – Gdybym traktował malarstwo jak pracę, to byłbym tak naprawdę cały czas w pracy, bo o obrazach w trakcie realizacji lub nowych pomysłach myśli się non stop. Wena jest nieprzewidywalna i kolejne pomysły przychodzą mi do głowy nawet podczas zabawy z bliźniakami. Gdyby więc malowanie było dla mnie wyłącznie sposobem zarabiania na życie i traktowałbym je jak obowiązek, to pewnie jego intensywność mogłaby mnie już przez tyle lat zmęczyć, a może nawet wypalić zawodowo.
Ale mam to szczęście, że jest to przede wszystkim moja pasja, z której jestem w stanie, jakby przy okazji, żyć. I mówiąc szczerze, nigdy, nawet w najśmielszych marzeniach, nie liczyłem, że po zaledwie kilku latach rozwijania tej pasji na cały etat, znajdę się na szczycie rankingu najlepiej sprzedających się artystów młodej polskiej sztuki – dodaje. – Wspaniałe jest też to, że mogę dowolnie gospodarować czasem i pracować głównie wtedy, kiedy dzieci, teraz już niespełna siedmioletnie, są zajęte swoimi obowiązkami. Taka sytuacja daje mi wewnętrzny spokój i poczucie, że nie robię czegoś kosztem mojej rodziny. Główny i dość stresujący minus wolnego zawodu w moim przypadku to nieprzewidywalność rynku. Nigdy nie mam pewności, czy to co stworzę, znajdzie uznanie wśród potencjalnych klientów i czy będę miał za co utrzymać rodzinę. Problemem może też być nagły zastój weny twórczej. Zdarzają się takie dni, kiedy moja kreatywność jest równa zeru, a ja siedzę przed tabletem czy płótnem i… nic, pustka w głowie. Szczęśliwie takie chwile niemocy szybko mijają, a najlepszym lekarstwem na nie jest odpoczynek, najlepiej czynny i na świeżym powietrzu, wśród rodziny i przyjaciół.
Natalia Bażowska – artystka z doktoratem
– Sztuka jest dziedziną, która dała mi całkowitą swobodę w kreatywności i niezależność – mówi o powodach dla których nie została lekarzem Natalia Bażowska. – Przez kilka lat łączyłam sztukę i medycynę. W 2010 roku obroniłam doktorat, który łączył wiedzę z obu dziedzin. W pewnym momencie jednak musiałam dokonać wyboru, obie dziedziny potrafią pochłonąć całkowicie– przyznaje. Przez długi czas jej mottem były słowa Konfucjusza: „Nie dotrzeć do granic, to mniejszy błąd niż je przekroczyć”
Natalia urodziła się w Dąbrowie Górniczej, studiowała medycynę na Śląskim Uniwersytecie Medycznym, od 2005 roku mieszka i tworzy w Katowicach. Uznana artystka i doktor psychiatrii. Brała udział w wielu wystawach krajowych i zagranicznych m.in. Biennale Sztuki Współczesnej w Moskwie, Biennale w San Sebastian czy w Miejscu Projektów Zachęty. Jej prace znajduje się w wielu kolekcjach np. Muzeum Narodowego w Gdańsku.
Zapytałem, co doradziłaby dzisiejsza doświadczona Natalia tamtej Natalii z samego początku kariery artystycznej? Myślę, że byłoby to: nie przejmuj się tak wszystkim.
Kris Cieślak – pozytywne wibracje byłego księgowego
Niestandardowa droga od utalentowanego młodego księgowego do artysty. Dziś mieszka na stałe w Londynie, gdzie rozwija się artystycznie, współpracując z największymi galeriami i brandami jak Louis Vitton. Przełomowym momentem w karierze okazała się wystawa z cyklu “kobieta” w Warszawskiej Galerii Fabryki Trzciny. W 2012 roku został zaproszony z wystawą do paryskiej galerii Livignes Bastille, gdzie przed laty wystawiał się sam Andy Warhol. Było to spełnienie marzeń. Choć z Paryża jest blisko do Londynu, to musiał tam zaczynać do zera. Podjął współpracę z Espacio Gallery jako kurator wystaw organizowanych specjalnie dla młodych artystów. Od 2014 został dyrektorem Chrom-Art’u, charytatywnej organizacji pomagającej nie doświadczonym artystom w ich pierwszych krokach w świecie sztuki. Korzystając z własnego doświadczenia przekazuje je młodym utalentowanym ludziom.
Kris radzi startującym artystom: Nie podążaj za trendami, twórz je!
– Niestety sukces nie zawsze idzie w parze z bogactwem, ale sukces finansowy nigdy nie powinien być naszym priorytetem. Zawsze zachęcam młodych artystów by tworzyli dla siebie, dla sztuki samej w sobie, ale też rozumiem że każdy z nas musi za coś jeść. Życie artysty to ciągłe borykanie się z problemami, brak stabilności i walka o to by nie stracić wartości, które chcemy prezentować na naszych płótnach, ale nie powinno nas to zniechęcać, a wręcz musimy to wykorzystać, by dało nam siłę. To jest świat w którym żyjemy i w końcu to my artyści również wpływamy na społeczeństwo, a w konsekwencji jesteśmy odpowiedzialni za jego wrażliwość, ocenę rzeczywistości. Staram się też nakłonić moich twórców, by jak najczęściej wychodzili ze swojej strefy komfortu, by eksperymentowali, by pozwalali sobie popełniać błędy. Stagnacja jest wrogiem każdego artysty – mówi Kris, którego prace można było zobaczyć np. w Maddox Gallery na Mayfair, dzięki zaproszeniu od samego James Nichols’a, dyrektora artystycznego tej znanej i modnej, londyńskiej galerii. – Najtrudniej było uwierzyć, że mogę być artysta i w ten sposób żyć. Kiedyś w Polsce słowo artysta było synonimem ubóstwa, niespełnienia i braku zrozumienia. Ciężko mi było to zaakceptować mimo, że całym sercem czułem i wiedziałem, kim chcę być już jako dziecko. Jako nastolatek zostałem zmuszony do podjęcia życiowych decyzji wbrew sobie, w kontrze do tego, co czułem. Zamiast sztuki musiałem studiować finanse i bankowość tylko po to, by po paru latach zdać sobie sprawę, że muszę walczyć o to, kim naprawdę chcę być, o to, by to co tworzę nie było nazywane moim hobby ale moim życiem. Moje otoczenie miało inną wizję mnie i tego, co nazywali życiowym sukcesem, ja miałem swoją, mimo poczucia, że się nie wpasuje w oczekiwania. W wyniku mojego uporu i determinacji zdecydowałem się rzucić SGH i zacząłem studiować sztukę. Czułem się samotny, przerażony nowymi wyzwaniami i zawiedziony straconymi latami, ale te wszystkie emocje starałem się wykorzystać, by dały mi siłę. Chciałem udowodnić, że spełnienie w życiu jest ważniejsze od jakichkolwiek dóbr materialnych, do których tak wszyscy dążyli. Po paru latach mój styl ewoluował, nabrał głosu, czego nie byłem jeszcze wtedy świadomy, ale stworzyłem już dużo prac, które chciałem zaprezentować. Tu pojawił się kolejny wielki problem, występujący na drodze, jak myślę, każdego młodego artysty. Galerie nie są zainteresowane artystami bez znanego nazwiska, a bez wystaw i galerii się go nie stworzy. Nie miałem żadnej pomocy, kontaktów, nie pochodziłem z rodziny znanych artystów, nie miałem nic poza swoimi pracami – dodaje Cieślak.
Luiza Poreda – samouk z wyboru
– Kiedy byłam mała, chciałam zostać piosenkarką albo pisarką – chyba od początku swojej obecności na świecie marzyłam o jakimś twórczym, artystycznym zawodzie. Malarstwo przyszło do mnie dość późno, miałam wtedy 19 lat i byłam na pierwszym roku studiów na Wydziale Filozofii UW. Tutaj poznałam grupę pasjonatów sztuki. Od tego momentu, czyli od ponad 20 lat, nie przestaję tworzyć. Moja ścieżka artystyczna nie była łatwa. Przez wiele lat malowałam „do szuflady”, ponieważ dla artystki bez dyplomu ASP długo nie było miejsca w galeriach sztuki. Z tego powodu po studiach zdecydowałam się na pracę w zawodzie dziennikarza – poza malowaniem, bardzo lubiłam pisać. Tak, jak zawód bardzo mi odpowiadał, tak atmosfera w coraz bardziej rozrastających się polskich korporacjach medialnych, stawała się dla mnie nie do zniesienia. W ostatnim miejscu, w którym pracowałam, pierwszy raz w życiu zgłosiłam mobbing, po czym odeszłam. Do zawodu dziennikarskiego postanowiłam już nie wracać. Zaryzykowałam i skupiłam się na malowaniu – opowiada Luiza.
Absolwentka Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego oraz kulturoznawstwa, jest samoukiem z wyboru, zawsze chciała tworzyć po swojemu. Od ponad 20 lat zajmuje się rysunkiem, malarstwem sztalugowym, malarstwem naściennym i nie tylko. Maluje wszystko, od rzeźb po meble, zajmuje się też animacją kulturalną. Swoją pierwszą indywidualną wystawę zrealizowała we wrocławskim Centrum Reanimacji Kultury. Obecnie jej prace można zobaczyć m.in. w galeriach: officyna art & design, Art in House oraz Wiele Sztuki, jak również na festiwalach artystycznych w całej Polsce. Brała też udział w kilkudziesięciu wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce, jak również w projektach performatywnych, finansowanych m.in. przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Luiza od roku łączy pracę z pasją w Domu Aukcyjnym i Galerii Online Art in House. – Wcale nie było łatwo! Odkryłam gdzieś po drodze, że niekoniecznie posiadam zdolności biznesowe, mam kłopoty w kontakcie z klientami, a już chyba najgorzej rozmawia mi się o pieniądzach. Zrozumiałam, że uwielbiam malować, lecz nie przepadam za różnymi, związanymi z prowadzeniem samodzielnej działalności zadaniami. Mimo sporej niechęci do branży reklamowej, po kilku latach takiej samodzielnej działalności odkryłam, że znam się już całkiem nieźle na marketingu sztuki. Wkrótce dostałam pracę w jednym z najlepszych polskich domów aukcyjnych, zajmujących się sprzedażą dzieł współczesnych polskich artystów. Pracuję tu do dziś i czerpię z tego zajęcia ogromną satysfakcję, poznając kolejnych młodych malarzy, rzeźbiarzy i rysowników, mając stały kontakt z wieloma miłośnikami i kolekcjonerami polskiego malarstwa – wspomina.
Jej rada dla rozpoczynających swoją drogę młodych talentów: – Przede wszystkim chętnie powiedziałabym takim osobom, że dadzą radę, jeśli tylko będą wystarczająco cierpliwi, pokorni i pracowici. I poczekają na efekty swoich działań. Wierzę, że w każdym z nas znajdują się niesamowite pokłady kreatywności i warto je pokazać światu, spróbować dotrzeć do „swoich” odbiorców. Mimo wyboistej ścieżki artystycznej, na której wciąż jestem, nie żałuję swoich zawodowych decyzji. Po kilku trudnych i ryzykownych zawodowo latach, w których postawiłam wszystko na jedną kartę, czuję, że jestem w dobrym miejscu. Pracuję w domu aukcyjnym, w którym obcuję ze sztuką cały czas. Moje obrazy z miesiąca na miesiąc sprzedają się coraz lepiej. Jednak dojście do tego miejsca zajęło mi sporo lat. Mogę każdemu zagwarantować, że ten trud się opłacił. Może zabrzmi to sztampowo, ale według mnie zawsze warto podążać za swoją pasją.
– Po latach zmagań na rynku sztuki uważam, że przede wszystkim trzeba mieć mnóstwo cierpliwości oraz pokory. I uporu, wiary, że się uda. Artystów jest coraz więcej i przebicie się ze swoją twórczością do odbiorców wymaga wiele, wiele pracy i/lub pieniędzy. To nie wszystko. Bycie artystą dzisiaj jest wielkim wyzwaniem, ponieważ taki artysta musi być jednocześnie: specjalistą od spraw podatkowych (w swoim obszarze), zajmować się marketingiem i PR, umieć obsługiwać social media, robić dobre zdjęcia swoich prac i być biegłym w sprzedaży online, ponieważ takie są obecnie trendy sprzedażowe, także na rynku sztuki. Niestety, nie wystarczy polegać na galeriach sztuki, jak czyni wielu artystów. Galerie te wykonują zwykle świetną robotę, jednak współpraca z nimi powinna być tylko jednym z elementów promocji. Promowanie swojej twórczości to mozolna, codzienna praca, która nie trwa tygodnie czy miesiące, ale lata – mówi Luiza Poreda.
Marcin Gregorczuk – artysta genetyczny
Na styczniowej aukcji w Desa Unicum jego obraz „Eternal Faith” został sprzedany za 20 tys. złotych. Malarz i grafik, samouk. Radość, ciepło i optymizm, które emanują z jego prac są odzwierciedleniem pozytywnego nastawienia do otaczającego świata. Dlaczego porzucił pracę art-directora w międzynarodowej korporacji? – Od najmłodszych lat ciągnęło mnie, ogólnie mówiąc, do tworzenia sztuk wizualnych i operowania obrazem. Gdy byłem dzieckiem było to malowanie, rysowanie itp. Później tagi, wrzuty, wlepki, scratch’e, graffiti i murale. Legalnie i nielegalnie. Wszystko to przeplatane twórczością cyfrową. Mimo, iż życie nie zawsze pchało mnie w tym kierunku, udało mi się wejść do świata branży kreatywnej. Świat sztuki, choć był moim marzeniem, w ówczesnym wyobrażeniu, był nieosiągalny, jakby wręcz przeznaczony dla elit. Do czasu, gdy znalazłem się po raz pierwszy na aukcji młodych artystów.
To tam, zainspirowany początkującymi i bardziej doświadczonymi twórcami, pomyślałem, skoro inni mogą, ja też dam radę! Ogromna chęć zaprezentowania moich prac, pokonała obawę przed perspektywą oceny krytyków, którzy mogliby podważyć wartość artystyczną mojego przekazu. Na moją decyzję wpłynęło to, że w pracy na etacie czy też jako freelancer, nie mogłem się w pełni realizować, robić tego, co chcę robić. Nie miałem wolności, byłem ograniczany. Moje komercyjne projekty były dobre i podobały się, ale nierzadko było jakieś „ale” – drobne lub większe zmiany, które w rezultacie niszczyły moją koncepcję. Tego nie mogłem w pewnym momencie znieść i przyszedł czas na to, aby pokazać światu to, co skrywam za przysłowiową szafą – mówi Gregorczuk.
Bycie artystą to maraton, a nie sprint
Zdzisław Beksiński w swoim bogatym życiu uzyskał tytuł inżyniera architekta i magistra nauk technicznych, przez kilka lata pracował w budownictwie na stanowisku inspektora nadzoru, był też radnym w Sanoku. Beksiński pracował jako stylista (określany wówczas jako plastyk) w Dziale Głównego Konstruktora Sanockiej Fabryki Autobusów „Autosan”. Opracował tam stylistykę prototypowych autobusów i mikrobusów (projektował m.in. nadwozia autobusowe, sposób lakierowaniai znaki graficzne firmy). Tworzone przez niego projekty wyróżniały się m.in. nowatorską stylizacją, przeszkleniem oraz wprowadzaniem rozwiązań ergonomicznych. W międzyczasie odrzucił propozycję stypendium Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku
Z kolei Wiesław Strzemiński, którego postać przybliżył Andrzej Wajda w swoim pożegnalnym filmie „Powidoki”, ukończył Wojskową Szkołę Inżynierii Lądowej. Podczas I wojny światowej, będąc w randze podporucznika, został ciężko ranny (stracił rękę i nogę oraz wzrok w jednym oku) i nie mogąc kontynuować kariery wojskowej rozpoczął studia w Szkole Sztuk Pięknych w Moskwie, której nie ukończył. Ten wybitny artysta i twórca teorii unizmu, był wykładowcą i współzałożycielem Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi. Pozostawiony bez źródeł dochodu, zmarł z głodu, jako ofiara systemu komunistycznego w PRL. Grupa młodych twórców i jego studentów wybrała go na patrona międzywojennej awangardy, a po śmierci stał się symbolem losu artysty w państwie komunistycznym. Członkowie powołanej grupy St -53 tj. katowickiego undergroundu-u alternatywnego, postanowili sprawdzić teorie mistrza w praktyce. Wywarła ona olbrzymi wpływ na twórczość wielu najwybitniejszych uznanych współczesnych artystów polskich.
Słynny Vincent van Gogh lata młodości spędził, pracując w firmie handlowej „Goupil & Cie”, a po powrocie do Anglii otrzymał posadę nauczyciela. Zmarł w wieku 37 lat, jako twórca szerzej nieznany. Mało doceniany za życia, zyskał sławę po śmierci. Van Gogh zaczął malować na kilka lat przed ukończeniem trzydziestki, a swe najbardziej znane dzieła stworzył w ciągu dwóch ostatnich lat życia. Gdyby nie życiowe wybory świat nigdy nie mógłby podziwiać jego prac. Andrew Warhol porzucił karierę twórcy reklam w agencji reklamowej, aby tworzyć kultowe dzieła popart-u.
Fernando Botero (kolumbijski malarz i rzeźbiarz) urodził się jako drugi z trzech synów Davida, sprzedawcy, który podróżował konno i zmarł na zawał serca, gdy Fernando miał cztery lata. Jego matka pracowała jako krawcowa. Chociaż Fernando był odizolowany od sztuki prezentowanej w muzeach i innych instytutach kulturalnych, pozostawał podczas dorastania pod wpływem stylu barokowego kościołów kolonialnych i życia miasta Medellín. Ten geniusz uczęszczał nawet do szkoły dla matadorów i szkoły jezuickiej w departamencie Bolívar.
Jean-Michel Basquiat utrzymywał się z ulicznej sprzedaży koszulek i pocztówek w Nowym Jorku, a szybką sławę malarską zawdzięcza przypadkowi.
Joan Miró urodził się jako syn złotnika i jubilera. Jego rodzice widzieli w nim przyszłego poważanego biznesmena. Miró szkolił się nawet w tym kierunku, studiując jednocześnie sztukę. Po zakończeniu nauki podjął pracę jako księgowy i kontynuował ją przez dwa lata, kiedy to przeszedł poważne załamanie nerwowe. Rodzice Miró pogodzili się w końcu z tym, że będzie on kontynuował karierę artystyczną, choć nie udzielali mu zbyt wielkiego wsparcia.
Wielkie fortuny mecenasem młodej sztuki
Grażyna Kulczyk – najbogatsza Polka, jest posiadaczką największej wycenianej na ponad 120 milionów euro prywatnej kolekcji sztuki w Polsce. Swoją kolekcję „GK Collection” zaczęła budować już podczas studiów. Art Stations Foundation by Grażyna Kulczyk została założona w 2004 roku jako Kulczyk Foundation. Celem jej fundatorki było wspieranie rozwoju kultury i sztuki. Misja upowszechniania, a także ułatwiania dostępu społeczeństwa była realizowana przez projekty wystawiennicze i granty udzielane przez fundację. W 2008 roku, w związku z planami budowy muzeum, Kulczyk Foundation zmieniła nazwę na Art Stations Foundation. Instytucja nieprzerwanie prowadzi działalność, realizując swoją misję artystyczną i społeczną. ASF realizuje dwa główne programy: wystawienniczy oraz pearformatywny. Prezentowane wystawy zainspirowane są zbiorami z prywatnej Kolekcji Grażyny Kulczyk, a ich istotna część oparta jest na innowacyjnych zestawieniach sztuki współczesnej (zarówno międzynarodowej, jak i polskiej), ilustrujących najnowsze trendy oraz poszukiwania estetyczno-teoretyczne. Uhonorowana tytułem Ambasadora Kultury, zaliczana jest do 200 najważniejszych kolekcjonerów świata. Otwarte w 2019 roku, założone przez Grażynę Kulczyk, MUZEUM SUSCH, znajduje się w dolinie rzeki Inn, pośród pozostałości średniowiecznego klasztoru i na tle alpejskich gór, w Gryzonii na wschodzie Szwajcarii.
Piotr Voelkel – przedsiębiorca kojarzony z marką VOX meble, mecenas projektów kulturalnych i edukacyjnych, regularnie klasyfikowany w rankingach najbogatszych Polaków. W 1997 roku założył Fundację VOX-Artis w ramach której zrealizował m.in. zespół rzeźb plenerowych Magdaleny Abakanowicz Nierozpoznani w centralnej części Cytadeli w Poznaniu oraz Agorę w Grant Park w Chicago. W 2003 roku założył Fundusz Stypendialny Lednickie Talenty. Stypendia, w postaci pomocy finansowej, rzeczowej lub merytorycznej mają na celu stworzenie takich warunków, aby najzdolniejsi uczniowie i studenci mogli bez przeszkód rozwijać swoje możliwości. W 2009 roku Voelkel założył Szkoły Akademickie Da Vinci. Z jego inicjatywy w 2011 roku w odrestaurowanym budynku Starej Drukarni powstała Concordia Design – „centrum designu, kreatywności i biznesu”. W tym samym roku założył School of Form – pierwszą w Polsce międzynarodową uczelnię wyższą projektowania.
Anna i Jerzy Starak – małżeństwo miliarderów z pierwszej dziesiątki listy najbogatszych Polaków, które swój majątek zbudowało dzięki Polpharmie, w sztukę inwestuje dla przyjemności. Fundacja Rodziny Staraków koncentruje się na działaniach wspierających zdolnych młodych ludzi. Anna i Jerzy Starak ulegając pasji kolekcjonerskiej zgromadzili zbiór sztuki polskiej XX i XXI wieku, którego część możemy oglądać w siedzibie firmy Spectra Holding przy ul. Bobrowieckiej 6 w Warszawie. Prezentowane obiekty z kolekcji tworzą reprezentacyjny przegląd polskiej sztuki, powstającej od 1945 roku do czasów obecnych. Fundacja prowadzi wiele programów grantowych np. Wena, który skierowany jest do publicznych liceów plastycznych w całej Polsce, czy Program Stypendialny Horyzonty, skupiony na wsparciu edukacyjnym młodzieży.
Krzysztof Musiał – prace z jego kolekcji są wypożyczane na rozmaite wystawy w muzeach i galeriach prywatnych. Z tego powodu na ścianach jego domu w Hiszpanii, gdzie na co dzień przebywa, obrazy nigdy nie wiszą zbyt długo. Jeden z pionierów polskiego rynku komputerowego, a także znawca i kolekcjoner sztuki polskiej, filantrop i mecenas młodych talentów. Od 2006 roku prowadzi w Warszawie galerię aTAK i jest członkiem Fundacji Polskiej Sztuki Nowoczesnej. W 2010 roku w formie długoterminowego depozytu przekazał do Muzeum Miasta Łodzi zbiór ponad 130 dzieł najwybitniejszych polskich malarzy i rzeźbiarzy z przełomu XIX i XX wieku. W 2016 roku podobna liczba prac malarstwa z okresu po 1945 r., z jego kolekcji, znalazła się w Muzeum ASP w Warszawie. Jego mieszcząca się w Warszawie przy ul Mazowieckiej 11, galeria aTAK, promuje współczesnych polskich twórców. To także okno na świat dla kolekcji sztuki polskiej Krzysztofa Musiała i corocznych plenerów organizowanych przez niego na południu Europy dla artystów z Polski. Fundacja Polskiej Sztuki Nowoczesnej, założona jesienią 1985 roku, jest jedną z pierwszych niezależnych instytucji typu non-profit działających na polu kultury. Celem Fundacji jest otaczanie opieką i promowanie utalentowanych, wyróżniających się osiągnięciami twórców, których działalność artystyczna przyczynia się do rozwoju sztuki współczesnej, a przede wszystkim polskiej kultury plastycznej.
– Jednym z artystów, który osiąga najwyższe ceny na aukcjach młodej sztuki jest Andrzej Sobiepan. Przykładowo najdroższa praca tego twórcy sprzedała się w 2018 roku za ponad 28 tys. zł. Jego najbardziej cenione przez odbiorców prace, to te powstałe w ramach cyklu “Hiperpowierzchnie”, które wyróżniają się naprawdę oryginalną koncepcją – przypominają swoją formą rafę koralową. Twórczość Sobiepana dostępna jest wyłącznie na naszych aukcjach. Drugim nazwiskiem, któremu warto się przyjrzeć bliżej jest Ilona Herz. Zyskała uznanie wśród kupujących swoim rozpoznawalnym, ale też konsekwentnym stylem– mówi prezes DESA Unicum.
Blisko dekadę temu Andrzej Sobiepan, wtedy młody student wrocławskiej ASP, zasłynął z nielegalnego zawieszenia obrazu swojego autorstwa. Jak pisały wówczas media, postanowił wziąć „sławę” w swoje ręce i… sam zawiesił swój obraz w galerii polskiej sztuki współczesnej Muzeum Narodowego w Wrocławiu. W ostatnich latach ceny jego prac wzrosły ponad 3 krotnie. Artysta prócz ASP we Wrocławiu, jest absolwentem studiów inżynierskich na Wydziale Kształtowania Środowiska i Rolnictwa.
Czy można żyć ze sztuki i warto inwestować w młodych artystów?
– Mogę wypowiadać się jedynie za siebie. Można żyć ze sztuki, ja żyję. Rady? Musisz kochać to, co robisz i wierzyć w to. Być jak dziecko, które rano, gdy otwiera oczy, myśli tylko o tym, że za ścianą czekają zabawki, które już nie mogą doczekać się zabawy. Wielu artystów potrafi tworzyć jedynie w smutku, ciężkich stanach, depresji i upadku. Tylko pozytywne emocje, nic negatywnego, przecież to kochasz i sprawia Ci to radość, jeśli nie, niech zacznie. Poza tym, żyj w harmonii z otaczającym Cię światem, jesteś jego częścią– mówi Marcin Gregorczuk.
– Wielu młodych artystów, ale także tych bardziej znanych, często zmaga się z problemami finansowymi. Sam odkąd odszedłem z pracy w finansach miewałem lepsze i gorsze momenty, w których musiałem podejmować się dodatkowych prac. Cel był zawsze jeden, czyli sztuka. Odkąd pamiętam, musiałem dzielić życie między sztuką, a pracą i praca zwykle musiała być priorytetem, czego dzisiaj już bym nie zaakceptował. Dużym zaskoczeniem było dla mnie, gdy na początku 2019 dostałem propozycję współpracy od bardzo znanej marki Louis Vuitton w charakterze artysty, eksperta od personalizacji. Zawsze chciałem być w miejscu, które wspiera rozwój i wolność artystyczną. Zdecydowałem się myśląc – bez artystów nie byłoby sztuki ale bez domów mody, domów aukcyjnych, kuratorów, ludzi biznesu o wielu artystach świat by nie usłyszał. Do dziś jest to dla mnie jedno z ciekawszych doświadczeń ostatnich lat. Za nic nie porzuciłbym obecnego życia, gdyż bycie artystą to nie praca, to moje życie. Zawsze pozostanę wierny swoim celom i ideałom, ale droga do nich wiedzie przez wiele nieoczekiwanych wydarzeń. Jak to mówią – nigdy nie mów nigdy– odpowiada Kris Cieślak.
– Obrazy na aukcjach młodej sztuki osiągają bardzo zróżnicowane ceny. Dlatego mogą być interesujące zarówno dla tych wprawionych, jak i początkujących kolekcjonerów. Można na nich znaleźć prace, których ceny zaczynają się już od 1000 zł, ale dzieła tych artystów w przyszłości mogą być warte już kilkadziesiąt czy nawet kilkaset tysięcy złotych. Na aukcjach młodej sztuki kupują najchętniej kolekcjonerzy, którzy często rozpoczynają dopiero przygodę z kolekcjonowaniem oraz miłośnicy sztuki, dla których ważne jest, aby w swoich wnętrzach obcować z oryginalnym dziełem. Na aukcjach młodej sztuki już padają rekordy. Najdrożej sprzedanym obrazem było ”Parisian Twins” Bartłomieja Kotera, które kolekcjoner kupił za ponad 35 tysięcy złotych. Na wartość danego twórcy wpływa wiele aspektów. Na pewno duże znaczenie ma udział w prestiżowych wystawach i konkursach artystycznych. Ceny za dzieła takich artystów potrafią w ciągu kilku lat wzrosnąć kilkakrotnie, czego przykładem jest wspomniany Bartłomiej Koter, ale też np. Lech Bator. Aukcje młodej sztuki charakteryzują się dużą różnorodnością technik, tematów, kolorystyki – co jest dużym plusem, jeśli szukamy czegoś oryginalnego do naszego wnętrza. To też, jak już mówiłem, okazja do rozpoczęcia przygody z kolekcjonowaniem, możliwość uczestniczenia po raz pierwszy w aukcji, gdzie możemy poczuć emocje i niepowtarzalną atmosferę towarzyszącą licytującym – wyjaśnia Juliusz Windorbski – prezes DESA Unicum – wyłącznego partnera polskich banków w zakresie art bankingu, która wspiera muzea w rozwoju kolekcji oraz promuje polską sztukę za granicą.
– Polski rynek sztuki jest rynkiem wzrastającym, artystów jest coraz więcej, także konkurencja rośnie każdego dnia. Kolekcjonerów sztuki również jest coraz więcej i są to zwykle osoby bardzo otwarte na sztukę najnowszą – choćby dlatego, ze jest ona bardzo dostępna cenowo. Polskim rynkiem sztuki zaczynają się też interesować rynki zagraniczne. Ciekawe jest też to, że obecna pandemia nie wpłynęła, przynajmniej na razie, na kondycję rynku sztuki – ocenia Luiza Poreda, artystka pracująca w Domu Aukcyjnym i Galerii Online Art in House.
Autor: Adam Białas – dziennikarz / manager w Core PR. Od ponad dwóch dekad skutecznie działa w obszarze PR i e-marketingu. Publicysta, ekspert rynku i autor wielu autorskich projektów PR, e-marketing. Posiada wieloletnie globalne doświadczenie korporacyjne w kampaniach i budowaniu wizerunku brandu B2B i B2C. CORE PR w ostatnich dwóch dekadach działalności obsłużyła ponad 600 kampanii.