WywiadyFinalnym przystankiem jest F1
Jarosław Ziobrowski
Jarosław Ziobrowski
redaktor naczelny

Finalnym przystankiem jest F1

Z Romanem Bilińskim, kierowcą wyścigowym Formuły 3, rozmawiał Jarosław Ziobrowski.

Fot.: James Gasperotti

Przede wszystkim – gratulacje! Jakie emocje towarzyszyły Ci po zdobyciu podium w debiucie Formuły 3 w Melbourne?

Dziękuję za gratulacje i wsparcie! Podium w moim debiutanckim starcie w Formule 3 było niesamowitym uczuciem, zwłaszcza że byłem pierwszym polskim kierowcą, który stanął na pudle w tej serii wyścigowej. Jednak szczerze mówiąc, największą radością tego sezonu jest dla mnie 2 miejsce w najbardziej prestiżowym wyścigu sezonu F3, czyli tym w Monte Carlo. Marzeniem każdego kierowcy jest móc tam się ścigać, a druga lokata to już szaleństwo.

Ile trwa wyścig Formuły 3? Czy różni się znacznie od wyścigu w Formule 1?

Mamy dwa wyścigi: sprint, który jest nieco krótszy i trwa około 30 minut oraz wyścig główny, który jest o 10 minut dłuższy. Obydwa są oczywiście krótsze niż ich odpowiedniki w F1. W końcu to „królowa motosportu”, więc i dystanse muszą być królewskie.

Jeśli chodzi o bolidy – czym różnią się te z F3 od F1? Jaka jest ich maksymalna prędkość?

Nasza prędkość maksymalna wynosi 300 km/h i zasadniczo samochody F3 są nieco wolniejsze na prostych i zakrętach, ponieważ mamy mniej mocy i docisku. Co ciekawe, między samochodami F3 i F2 nie widać dużej różnicy, bo jedne nadrabiają na prostych, inne lepiej prowadzą się w zakrętach.

Natomiast F1 to już kosmiczna technologia z innego świata, ale mam nadzieję, że już za dwa lata też będę mógł zasmakować jazdy najszybszymi bolidami.

Z Formuły 3 do Formuły 1 już niedaleka droga. Jak wygląda ta ścieżka?

Tak, to prawda, ale ja chcę stawiać kroki stopniowo. Moim kolejnym celem jest Formuła 2, gdzie planuję ścigać się w przyszłym sezonie, a finalnym przystankiem, jak już przyznałem, jest F1. Potrzebuję do tego dobrych wyników osiąganych regularnie, ale ważną rolę pełnią też sponsorzy – nie zapominajmy, że to nie jest tani sport i niemal niemożliwe jest wzbić się na wyżyny bez odpowiednich partnerów.

Jak dbasz o formę fizyczną? Jakie elementy treningu są dla Ciebie kluczowe?

Trening kierowcy wyścigowego jest specyficzny, bo musimy trenować tak, by mieć dużą siłę i wytrzymałość, a jednocześnie nie zwiększać masy. Musimy ważyć tak mało, jak to możliwe. Wykonujemy wiele treningów szyi ze względu na siły G w zakrętach, czyli po prostu ogromne przeciążenia. Niezwykle ważny jest jest trening cardio, ponieważ prowadzenie bolidów jest wymagające dla organizmu szczególnie w upale, który może wynosić w kokpicie nawet 55° Celsjusza, co powoduje dużą utratę wody. W trakcie zaledwie jednego kilkudziesięciominutowego wyścigu potrafimy stracić nawet ok. 1,5 kg masy ciała.

Jak wygląda Twój typowy dzień poza torem? Masz jakieś hobby, coś, co pozwala Ci oderwać się od świata wyścigów?

Poza wyścigami zająłem się teraz modą, którą lubię i uważam za ciekawe wyzwanie. To daje mi również pewną odskocznię od codziennego reżimu treningowego. Poza tym oczywiście codziennie trenuję na siłowni i z zespołem, aby przygotować się do kolejnych wyścigów. Natomiast w wolnych chwilach od wszelkich aktywności wyścigowych i modowych uwielbiam grać w golfa.

Fot.: James Gasperotti


W 2024 r. przeszedłeś poważny wypadek i operację kręgosłupa. Co było trudniejsze w powrocie do ścigania – wyzwania fizyczne czy mentalne?

Powrót do wyścigów był niezwykle trudnym wyzwaniem, ale bardzo dużą rolę odegrała tu mentalność. Moje marzenie o jeździe w Formule 1 i uparte dążenie do celu pozwoliło mi zachować ogromną determinację. Ciężko to wytłumaczyć, ale po wypadku, gdy lekarze mówili, że być może już nigdy nie będę chodzić, zawziąłem się i powiedziałem sobie, że tak to się nie skończy. Muszę chodzić, bo muszę jeździć. Muszę jeździć, bo muszę spełnić marzenie i trafić do F1. Tak to wyglądało. Od strony fizycznej była to codzienna, ciężka walka o powrót do sprawności, odzyskanie czucia w nodze. No i do tego walka z bólem, który towarzyszy do dziś. Jak widać, nie poddałem się i wróciłem do walki o marzenia. Dziś znów robię to, co kocham i to na dobrym poziomie.

Co powiedziałbyś młodym ludziom, którzy marzą o karierze w motosporcie? Co było Twoim największym przełomem na tej drodze?

Zacznij w kartingu najszybciej jak się da – to moja rada. Nauka podstaw w młodym wieku jest niezwykle istotna. A potem? Potem już nigdy się nie poddaj, nie zwątp w siebie i jeśli wyścigi są faktycznie tym, czego chcesz w życiu, idź i daj z siebie 100 proc.!

No i na koniec – jakim samochodem jeździsz prywatnie? 

Może zaskoczę wiele osób, bo w końcu jestem kierowcą wyścigowym, ale na co dzień jeżdżę… Range Roverem.

Fot.: James Gasperotti