Maciek Olbrych, lider zespołu Popkultura, pasjonat gry w polo, w rozmowie z Katarzyną Mazur.
Twoja przygoda z muzyką, ta sceniczna, zaczęła się dość wcześnie.
W wieku 19 lat założyłem zespół Popkultura. Mimo że faktycznie byliśmy dość młodzi, udało nam się rozwinąć skrzydła. Graliśmy na dużych festiwalach, między innymi na Open’erze, zagraliśmy też wyjątkowy koncert w radiowej Trójce z okazji 10. rocznicy śmierci Grzegorza Ciechowskiego. Udało nam się też wydać debiutancką płytę. To był bardzo dobry okres. Przyszedł jednak taki moment, że postanowiłem na chwilę odejść od muzyki.
Musiałeś?
Chciałem. Poświęciłem się wtedy mojej drugiej pasji, czyli Polo. I faktycznie regularne treningi, zawody i praca z końmi spowodowały, że mniej się udzielałem na scenie. Cały czas jednak komponowałem, pisałem teksty i produkowałem muzykę dla innych artystów. Między innymi brałem udział w produkcji pierwszego albumu Karoliny Czarneckiej. Potrzeba grania nigdy nie zniknęła, dlatego zdecydowałem się reaktywować zespół. Właśnie wydaliśmy z Popkulturą drugą płytę zatytułowaną „Miłość Zdrada”. Jest nowa energia, nowy skład, działamy i szykujemy się do koncertów. Oczywiście trochę spowolniła nas epidemia, ale walczymy dzielnie.
Wracając jeszcze do początków, kiedy ma się 19 lat, zakłada się zespół z jakiej potrzeby?
U mnie wynikało to z potrzeby komunikowania się ze światem, a najłatwiej mi wychodziło wyrażanie się w piosenkach. Człowiek, jak ma naście lat, przeżywa na przykład pierwsze miłości. Zanim odważy się cokolwiek z tymi uczuciami zrobić, to do szuflady trafiają, pisane drżącą ręką teksty (śmiech). Tak przynajmniej było ze mną. To był impuls, żeby grać, tworzyć. Miłość jest przecież głównym motywem każdej sztuki. Piosenka to taka krótka forma i w zasadzie katalog tematów jest zamknięty. Śpiewa się albo o emocjach, czyli miłość, albo o ideach, czyli polityka i religia. Wszystko już było. Chodzi o to, żeby w temat, o którym już milion innych osób napisało, opowiedziało, wlać nowego – naszego – ducha. Nowe spojrzenie, inną wizję, cząstkę siebie. Po prostu chcę podzielić się z ludźmi swoją własną energią i zobaczyć, co się z tego wykluje.
Czym w tej chwili chcesz się dzielić z odbiorcą swojej twórczości?
Jeśli chodzi o najnowszy album, to znajdziemy w nim cały przekrój emocji związanych z relacją miłosną – od poznania, zauroczenia, szybszego bicia serca aż do miłości właściwej. Często te uczucia wystawiane są na próbę. Pojawia się zmęczenie, ból czy zdrada właśnie. To nie jest hollywoodzkie spojrzenie na miłość, takie, gdzie na początku są jakieś przeszkody, a potem już jest pięknie. (śmiech) To są teksty o emocjach, które w relacjach dotykają niemal każdego z nas, często nie potrafimy ich nazwać, określić, poradzić sobie z nimi. Myślę, że jest to płyta na wskroś prawdziwa.
Miłość jest według Ciebie tematem, który trafi do szerokiego odbiorcy?
Jest przede wszystkim tematem uniwersalnym. Żeby jednak była jasność, ja nie dobieram tematów pod odbiorcę. Jeśli coś we mnie siedzi, jakieś doświadczenia we mnie śpią, z czymś sobie nie radzę, to piszę piosenki. Być może to taka forma terapii. Jak już coś napiszę, to chcę się tym podzielić. To naturalne i tak to działa. Żeby nie było jednak tylko górnolotnie, to pisanie i granie jest też świetną zabawą. Śmiertelnie poważną, ale zabawą. (śmiech) Wspaniale jest tworzyć, pisać, wymyślać wizualizacje na koncerty, kręcić teledyski, układać kolejność piosenek tak, żeby efekt zamierzony był jak najmocniejszy. A jeśli dzięki tej naszej zabawie i tym naszym zabiegom choć kilka osób uda się zaczarować, to jest nasz sukces. Bardzo się z tego z chłopakami cieszymy.
Skoro już o czarowaniu ludzi mowa – dużym zatrzymaniem dla nas wszystkich jest sytuacja pandemiczna w której się w tej chwili znaleźliśmy. To moment szczególnie dotkliwy dla artystów nie tylko dlatego, że nie zarabiają pieniędzy, ale w dużej mierze dlatego, że nie spotykają się z publicznością. Ten brak możliwości skonfrontowania się z odbiorcami jest dotkliwy? Masz jakąś alternatywę do dotychczasowych form prezentowania muzyki?
To temat, na który dużo rozmawiamy w zespole. Razem z Pawłem Radziszewskim i Pawłem Krulikowskim z którymi produkowałem ten album, szukamy sposobu na artystyczną działalność w tej nowej rzeczywistości, bo social media i streamingi to za mało. Jednak, dla wyjaśnienia, ja nie jestem w tej grupie, która tylko narzeka, mówi o tym, że my artyści jesteśmy bardzo pokrzywdzeni. Wszyscy są pokrzywdzeni. Wszystkie branże dotknął kryzys związany z pandemią. Jak patrzę na wielomilionowe inwestycje w hotelach czy ośrodkach narciarskich, które w środku sezonu musiały zostać zamknięte, mimo, że nastrzelały sobie śniegu do maja, to widzę, że artyści nie są tak bardzo poszkodowani. Owszem, jesteśmy pozbawieni przychodów, ale nie mamy aż tak gigantycznych kosztów związanych z prowadzeniem naszej działalności. Wierzę w to, że teraz jest czas na tworzenie.
Obserwowanie, jak ludzie z różnych branż, z różnych miejsc sobie z tą sytuacją radzą, jest arcyciekawe. Dla mnie to czas, w którym możemy pisać scenariusze, książki, piosenki, cokolwiek. Jeśli amerykanie mówią „If life gives you lemons, make lemonade!”, to parafrazując to powiedzenie, moją radą jest po prostu obserwować i tworzyć. To, co ma dziś miejsce, kiedyś się skończy. I my artyści i nasza publiczność na koncerty wrócimy. Oczywiście otworzyła się nowa forma, jaką są koncerty live z domu i jest to ciekawy sposób na radzenie sobie z sytuacją. Mamy już z Popkulturą taki występ za sobą, kolejne w planach. Robimy też dużo więcej teledysków niż planowaliśmy. Jeśli okaże się, że zaczniemy koncertować dopiero za rok, to możliwe, że będziemy mieli zupełnie inne nastawienie do tego materiału. Dlatego chcemy jak najbardziej efektywnie wykorzystać ten czas tu i teraz!
Odnoszę wrażenie, słuchając Twoich utworów, że poza warstwą muzyczną i wizualną, ogromne znaczenie odgrywa dla Ciebie słowo.
To dla mnie bardzo ważny element naszej twórczości. I to, że piszę po polsku. Wychodzę z założenia, że znajomość języka obcego, nawet biegła – komunikatywnego czy biznesowego, nie oznacza lekkości w języku poetyckim. Dlatego pisząc teksty, trzymam się mojego języka ojczystego. Dodatkowo jest to element mojego patriotyzmu. Chociaż nie znoszę tego słowa, szczególnie w kontekście dzisiejszej polityki. Staram się w swoich utworach kultywować tradycje polskich tekściarzy. Są w historii naszej sceny muzycznej nazwiska, w które patrzę jak w obrazek: Młynarski, Kofta czy wspomniany wcześniej Ciechowski. Staram się gdzieś tam do tej wysoko zawieszonej przez nich poprzeczki dążyć. Czy bardziej czy mniej udolnie, to słuchacze sami ocenią
Poza tym, że tworzysz muzykę, masz też inne pasje. Między innymi grę w Polo.
Tak się złożyło, że rodzinnie prowadzimy ośrodek jeździecki. Razem z moim ojcem Pawłem Olbrychem sprowadziliśmy Polo do Polski. Choć ma ono w kraju tradycje przedwojenne, to po wojnie nie wróciło już do naszej sportowej rzeczywistości. W 2001 roku postanowiliśmy to zmienić. Obecnie mamy w Polsce siedem klubów, co oznacza kilkaset koni i blisko stu zawodników. Mamy na swoim koncie niemałe sukcesy – udało nam się z polską reprezentacją zakwalifikować na przykład do Mistrzostw Europy w Polo.
Moja muzyczna przerwa była związana właśnie z Polo i końmi. W tamtym momencie poczułem, że więcej we mnie potrzeby grania i bycia w stajni, niż w studio i na koncertach. Ewidentnie występuje u mnie konflikt dwóch równorzędnych pasji. Z jednej strony muzyka bardzo mnie pochłania, a z drugiej są konie, które wymagają tak samo dużo uwagi. To jest trudne do pogodzenia. Taki płodozmian jest jednak twórczy. Daje też możliwość odskoczni i nie pozwala znudzić się ani jednym, ani drugim tematem.
Polo to wymagający i kosztowny sport.
Polo to wspaniała dyscyplina. Łączy w sobie wszystkie elementy występujące w innych sportach. Prędkość, strategia drużyny, gra w piłkę, elementy sportów walki. To wszystko powoduje, że Polo jest bardzo narkotyczne. Jeśli chodzi o koszty, to taka łatka, która do Polo przylgnęła. Oczywiście nie jest to sport tani, ale osobiście znam wiele droższych dyscyplin. Ludziom wydaje się, że jest to sport elitarny, a tak naprawdę ci, którzy w Polo grają, wiedzą, że wewnątrz jest bardzo egalitarny.
Wspieramy się, pomagamy w treningach, dostrzegamy talenty i ułatwiamy im rozwój. Co do tego, że jest wymagający, jak najbardziej się zgodzę. A wymagający jest przede wszystkim dlatego, że nie można go uprawiać z doskoku. Nie da się przeleżeć pół roku na kanapie i od czasu do czasu zagrać w Polo. Nie występuje tu w zasadzie odmiana amatorska. Trzeba nieustannie trenować. Zakładam, że około 150 dni w roku. Gdyby ktoś jeździł na nartach 150 dni w roku, to narty też okazałyby się drogie. (śmiech)
Pasje pasjami a studia studiami. Wybrałeś nietypowy dość jak na artystę-sportowca kierunek. Prawo Cię fascynowało?
Ponieważ to już jest dawno za mną, to jakoś nie zajmuje mi to szczególnie głowy. Ale generalnie decyzja wynikała z tego, że wiele rzeczy łatwo mi przychodzi i w tych moich pasjach skutecznie rozwijałem się sam. Zdecydowałem zatem, że chcę skończyć studia, które dadzą mi solidne wykształcenie i zrozumienie, jak ten świat działa. Wtedy myślałem też, że być może w późniejszym wieku, czyli w tym, w którym teraz jestem, gdybym jednak znudził się lub nie odniósł sukcesu z muzyką czy końmi, to będę miał jakiś zawód. Okazało się, że się nie znudziłem i nic tego nie nie zapowiada. Pasje stały się moją pracą, a prawo mam ukończone przy okazji. (śmiech)
Często jest tak, że młodzi ludzie wychodzą z założenia, że jak wybrali jedną drogę, to nią muszą iść do końca. Boją się szukać, boją się zmian. Patrząc na Twoją ścieżkę zawodową można odnieść wrażenie, że Tobie te obawy są obce.
Myślę, że poszukiwanie jest bardzo pozytywne. Chciałbym nawet mieć więcej odwagi i jeszcze więcej poszukiwać. I nie, te obawy, o których mówisz, nie są mi obce. Kiedy jednak się pojawiają, mówię sobie, że ważne jest, żeby nie stać w miejscu. I to samo mogę doradzić innym. Nawet jeśli nie jesteś pewny kierunku: czy w lewo, czy w prawo, pójdź gdziekolwiek, gdzieś Cię ta droga zaprowadzi. Najgorsze, co można zrobić, to stać w miejscu. A oczywiście najlepiej pójść do sklepu po nową płytę Popkultury. (śmiech)
Zobacz także: Wszyscy potrzebujemy miłości