Kamila Stocha nikomu nie trzeba przedstawiać. Trzykrotny indywidualny mistrz olimpijski jest trzecim najbardziej utytułowanym polskim sportowcem w historii igrzysk. Właśnie zaczyna swój ostatni zimowy sezon. Pawłowi Kuwikowi mówi, że jak zwykle chce być najlepszy, a niedawna wygrana na igelicie wskazuje, że to może być ciekawy sezon naszego narciarskiego skoczka.
Fotografie: Ewa Bilan-Stoch, PAP
Miałem zacząć tę rozmowę od Twojego last dance, jednak po tym, jak niedawno w świetnym stylu wygrałeś mistrzostwa Polski w skokach na igelicie, jakoś trudno mi to przychodzi. Widać, ile radości sprawił Ci fakt zarówno samej wygranej, jak i – a może przede wszystkim – powrotu do słynnego automatyzmu w skokach. To chyba niezły prognostyk przed ostatnim sezonem w Twojej karierze?
Tak, te Mistrzostwa Polski były naprawdę przyjemne. Byłem przeszczęśliwy, kiedy stanąłem na podium wspólnie z Szymonem, młodym zawodnikiem naszego klubu Eve-nement Zakopane. Nie ukrywałem, że to było moje wielkie marzenie, aby zdobyć medal Mistrzostw Polski w drużynie, razem ze swoim klubem. To stało się właśnie teraz, po dziesięciu latach działalności klubu. Co prawda, nie były to typowe zawody drużynowe, a konkurs duetów, ale mimo to radość jest wielka. Co do samego automatyzmu, to jeszcze nie czuję superformy, która uruchamia taki stan. Na razie moje soki są na dobrym poziomie. Wciąż jednak czuję w nich rezerwę. Czuję, że mogę skakać jeszcze lepiej.

Spotkałem na swojej zawodowej drodze wielu wybitnych sportowców z różnych zakątków świata, ale przyznam, że jesteś jednym z nielicznych, u których było widać tak wielką motywację nawet wtedy, kiedy nie szło. Czy to po prostu kwestia wielkiej miłości do tego sportu?
Uważam, że to raczej kwestia charakteru. Kocham skoki narciarskie, to fakt. Jednak przez całą swoją karierę nie miałem w sobie takiego czasu, żeby zatrzymać się na chwilę i celebrować dotychczasowe osiągnięcia. Zawsze stawiałem sobie nowe cele i wyzwania. To, co osiągałem, stawało się dla mnie historią. Piękną, co prawda, ale jednak historią, a ja wolałem patrzeć przed siebie. Na to, co jeszcze jest do zdobycia lub wygrania. Tak, czasami mnie to gubiło, ta ciągła chęć bycia najlepszym i skakania najdalej. Czasami to pragnienie przysłaniało mi racjonalne myślenie i normalne, zadaniowe podejście do skoku. Dlatego porażki były tak bolesne. Nie potrafiłem się pogodzić z sytuacją, że nie zrealizowałem swoich ambicji. Takiej wizji przyszłości, którą sam sobie projektowałem. Teraz nad tym pracuję. Potrzebuję pracować nad sobą, żeby nie dać się ponieść energii emocji, generowanej przez silne pragnienie. Taki już jestem. Nieważne, czy skaczę, czy koszę trawę, czy gram w escape room. Zawsze chcę być najlepszy. Uważam, że dzięki temu osiągnąłem wszystko, co osiągnąłem.
Á propos miłości, wielokrotnie powtarzałeś w trakcie trwania swojej kariery, że nie byłoby tego Kamila, gdyby nie Twoja żona Ewa. Ile zawodowo jej zawdzięczasz?
Ewie zawdzięczam bardzo wiele. Nie sprowadzam tego do sukcesów w skokach. Nie wiem przecież, jak by się potoczyła moja kariera sportowa, gdybyśmy się nie poznali. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Jednak dzięki temu, że się poznaliśmy, poczułem się pewniej. Miałem wcześniej swoją platoniczną miłość, która trochę mnie zdołowała. Natomiast Ewa była moim pierwszym życiowym sukcesem. Nie myśl, że traktuję ją przedmiotowo albo jak trofeum. To nie tak. Po prostu, piękna, mądra kobieta, którą podziwiali wszyscy w szkole, w tym ja, ale nawet sobie platonicznych nadziei nie robiłem, zgodziła się zostać najpierw moją dziewczyną, potem narzeczoną i w końcu żoną. Chodzi o to, że dzięki temu bardziej w siebie uwierzyłem. Byłem dumny, że mam u boku taką osobę. Poza tym, takie „drobiazgi” jak to, że Ewa została potem moim menedżerem i ogarniała dosłownie wszystko, co się wiąże z tą funkcją, sprawiło, że poczułem się bezpiecznie. Mogłem jej powierzyć swoją/naszą przyszłość i nie martwić się, że będę musiał robić rzeczy, których nie chcę robić albo że będzie ich zbyt wiele. Mam ogromne szczęście, że opiekuje się mną osoba, która zna mnie najlepiej.
Jesteś wzorem i przykładem dla wielu młodych ludzi czy dzieciaków. Wspólnie z Ewą od lat prowadzicie klub Eve-nement Zakopane. Czy dzisiejsze młodsze pokolenie, mające dużo więcej bodźców zewnętrznych niż my kiedyś – jest w stanie tak bardzo angażować się w trening, a przede wszystkim rozumieć, po co to robi, jak to było w Twoim przypadku?
Wiele zależy od tego, w jakim otoczeniu się wychowujemy. Rzeczywiście, kiedyś nie było aż tylu rzeczy, które absorbowały uwagę dzieci. Uważam jednak, że jeśli mądrze korzysta się z tych wszystkich urządzeń i rozrywek, można odpowiednio ukierunkować młodzież. Mamy w klubie zdolnych skoczków. Potrzeba teraz cierpliwości i rozsądnych decyzji. Mam tutaj na myśli nie tylko trenerów czy zarządy klubów. To powinno iść od samej góry. Wszystko po to, żeby jak najlepiej rozwijać talenty i świętować ich późniejsze sukcesy. Mnie nikt nie musiał namawiać do treningu. Ja po prostu zawsze chciałem być najlepszy i robić wszystko najlepiej.

Najważniejsze osiągnięcia
Igrzyska Olimpijskie – złoto
• Soczi 2014 – skocznia normalna
• Soczi 2014 – skocznia duża
• Pjongczang 2018 – skocznia duża
Mistrzostwa Świata – złoto
• Val di Fiemme 2013 – indywidualnie, skocznia duża
• Lahti 2017 – drużynowo, skocznia duża
Puchar Świata – Kryształowe Kule
• 2013/2014 – zwycięzca klasyfikacji generalnej
• 2017/2018 – zwycięzca klasyfikacji generalnej
Turniej Czterech Skoczni – triumfy
• 2016/2017 – zwycięstwo we wszystkich czterech konkursach (Wielki Szlem)
• 2017/2018 – zwycięzca
• 2020/2021 – zwycięzca
Rekord życiowy – 251,5 m
(Planica, 2017)
Funkcjonujesz w tym sporcie, na jego najwyższym poziomie ponad 20 lat. Jak bardzo zmieniły się skoki przez ten czas?
Bardzo. Skoki zmieniły się pod każdym względem. Zmieniły się profile skoczni, sprzęt, z jakiego korzystamy, technika, a nawet rozgrywanie samych zawodów – mam na myśli nowe formaty konkursów. Zmieniły się transmisje telewizyjne, sposób pokazywania skoków, a przede wszystkim zmieniła się mentalność zawodników. To normalne, że wszystko się zmienia. Nie zawsze zmiana przynosi progres, ale w ogólnym rozrachunku skoki są na wyższym poziomie niż 20 lat temu.
Masz takie poczucie, że ten sport był kiedyś bardziej romantyczny? I jednak lepiej zorganizowany? Że dzisiaj – przez różne decyzje światowych władz – stał się bardziej niezrozumiały dla widza?
Tak, mam takie poczucie. Mam poczucie, że dzisiaj jest zdecydowanie więcej profesjonalizmu i pogoni za sukcesem. Poziom jest bardziej wyrównany i nie można sobie pozwolić na chwilę zapomnienia. Odnoszę wrażenie, że przez to jest mniej finezji i prawdziwego ducha sportu. Dzisiaj sport to biznes, który niekoniecznie musi zawierać zdrową rywalizację. To ma się dobrze sprzedać. Czas osądzi, czy wszystkie zmiany, które zachodzą, są dobre dla rozwoju dyscypliny. Ja na ten moment nie pokuszę się o taką ocenę.
Widziałbyś się kiedyś w gnieźdźcie trenerskim?
Na razie o tym nie myślałem. Na pewno chcę w przyszłości poświęcić więcej czasu na nasz klub sportowy Eve-nement Zakopane. Na początek chcę być częściej na treningach. Obserwować, jak pracuje nasz zespół trenerów i jak ćwiczą zawodnicy. Chcę dzielić się wiedzą i doświadczeniem, jakie zebrałem podczas swojej przygody ze skokami. Będę szczęśliwy, jeśli komuś to pomoże w rozwoju i osiąganiu lepszych rezultatów. Potem… zobaczymy.

A w studiu jako ekspert telewizyjny? 🙂
O tym też jeszcze nie myślałem. Zawsze wolałem wykonywać jakąś pracę, niż o niej mówić. Jednak kto wie. Będzie czas na podejmowanie nowych wyzwań, a ja lubię wyzwania.
Wracając do ostatniego sezonu, czy masz jasno określony cel sportowy na nadchodzące miesiące?
Tak, chcę oddawać najlepsze skoki. Chcę być najlepszy.
Który moment w Twojej karierze był momentem zwrotnym? Kiedy poczułeś, że z bycia w topie możesz wskoczyć na sam szczyt?
Myślę, że w moim przypadku droga na sportowy szczyt była dość naturalna. Z roku na rok stawałem się coraz lepszy, aż w końcu osiągnąłem najwyższy poziom sportowy. Zacząłem wygrywać, kiedy przestałem o tym myśleć. Kiedy przestałem tego tak bardzo pragnąć. Bardzo pomogła mi w tym praca z psychologiem i doświadczenia, jakie zbierałem. Zbudowanie trwałych relacji z moją żoną dało mi poczucie bezpieczeństwa i pewne spełnienie w życiu. Uważam, że to w dużej mierze pomogło mi w sporcie.
W kontekście rywalizacji sportowej – wielcy sportowcy jak chociażby Djokovic czy Nadal zawsze powtarzali, że nie byłoby ich w tym miejscu, gdzie są, gdyby nie ten drugi, który ich motywował. Czy byli zawodnicy, którzy także dla Ciebie byli inspiracją, aby stawać się jeszcze lepszym?
Owszem, byli i nadal (nie Nadal) są tacy zawodnicy. Kiedy któryś z moich rywali skacze najlepiej i wyznacza aktualny poziom sportowy, to jest dla mnie inspiracją. Chcę skakać najlepiej, więc siłą rzeczy potrzebuję pracować, żeby tak było. Dla mnie takimi zawodnikami, którzy bardzo motywowali mnie do pracy poprzez swoje wyniki na przestrzeni ostatnich lat, są Peter Prevc, Stefan Kraft czy Ryoyu Kobayashi. Wysoki poziom sportowy w naszym teamie też zawsze sprzyjał pracy. Uwielbiałem te konkursy, kiedy o podium rywalizowałem z kolegami z drużyny. Mam nadzieję, że znów będziemy doprowadzać do takich sytuacji. Silna drużyna to silni zawodnicy.
Spotkań z którym rywalem będzie Ci najbardziej brakować?
Mam dobry kontakt z wieloma zawodnikami. Zawsze wyżej w hierarchii wartości stawiałem na przyjacielskie relacje niż bezpośrednią rywalizację. Uważam, że zakończenie sportowej kariery nie musi wiązać się z zakończeniem relacji. Peter Prevc, który pożegnał się ze skakaniem nie tak dawno temu, jeździ od czasu do czasu ze słoweńską reprezentacją na zawody w roli pomocnika. Widujemy się wtedy i zawsze zamienimy kilka zdań.
Całe swoje sportowe życie, jak to życie sportowca, spędzasz w grupie ludzi. I jak to w życiu – jednych lubi się bardziej, drugich mniej. Z jednym trenerem ma się lepsze relacje, z drugimi gorsze. Jak znaleźć złoty środek, aby dobrze w tej grupie funkcjonować?
Myślę, że problem pojawia się wtedy, kiedy na coś konkretnie się nastawiamy. Często miałem w życiu tak, że zanim coś się wydarzyło, układałem sobie w głowie, jak to powinno być, taki najlepszy scenariusz. Potem kiedy okazało się, że jest inaczej, niż to sobie wyobrażałem, byłem zawiedziony. Obecnie pracuję nad sobą, aby nie nastawiać się na wszystko tak konkretnie. Staram się przyjmować zdarzenia i ludzkie zachowania takie, jakimi są. Zaakceptować je i robić swoje. Przede wszystkim jednak uczę się zaakceptować siebie samego, tu i teraz. Często próbowałem robić coś wbrew sobie i dużo mnie to kosztowało. Chciałem stać się ideałem, ponieważ myślałem, że wszyscy wokół tego ode mnie oczekują. Teraz uczę się zrzucać tę sztuczną odpowiedzialność i z siebie, i z innych. Rozumiem siłę emocji, ale wierzę też w siłę dialogu. Doświadczenia nauczyły mnie, że zawsze jest wyjście z sytuacji, najczęściej nawet nie jedno. Jeśli tylko wykażemy się inicjatywą i czasem schowamy dumę do kieszeni, wtedy możemy osiągnąć zdrowy kompromis.

Masz ulubione miejsce w cyklu Pucharu Świata, którego zawsze będzie Ci brakować?
Mam kilka ulubionych miejsc. Do jednego będę wracał co roku z klubem na obozy sportowe. To oczywiście słoweńska Planica. W innym, szczególnym dla skoków miejscu, mieszkam na co dzień. Jeśli poczuję tęsknotę za jakąś konkretną skocznią, to po prostu tam pojadę. Myślę, że najbardziej będzie mi brakować lotów na mamutach. Uwielbiam latanie i szczerze powiem, że nie wiem, jak to będzie, kiedy nie będę już miał takiej możliwości. Pewnie znajdę coś innego, co da mi namiastkę tej adrenaliny.
Wiem, że już od dawna planujesz z Ewą podróż dookoła świata i to całkiem długą. Które miejsca chciałbyś odwiedzić przede wszystkim?
Bardzo chcę objechać samochodem Skandynawię. Bywam tam tylko zimą i nie mam możliwości, żeby zobaczyć coś więcej poza lotniskiem, hotelem i skocznią. Chcemy również bez pośpiechu eksplorować Bałkany i zapuścić się dalej, na wschód. Grecja, Turcja, Armenia, Gruzja i może dalej: Iran, Pakistan. Tam, gdzie będzie się dało dojechać samochodem. Tam, gdzie nie da się dojechać, polecimy samolotem lub popłyniemy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Chcemy poznawać nowe miejsca, kulturę, i smakować (zwłaszcza) nowe rzeczy. W planach mamy też zwiedzanie całej Polski. Jest wiele pięknych i ciekawych miejsc w naszym kraju, które warto zobaczyć. Szykują się ekscytujące podróże. Nieważne gdzie, byle razem. Z moją żoną nawet w domu nie da się nudzić.
Pamiętam, że bardzo lubisz kolarstwo, bywasz też na koncertach. Jakim jeszcze pasjom chciałbyś się poświęcić po zakończeniu kariery?
Im bardziej myślę nad tym, co chcę robić w przyszłości, tym bardziej zastanawiam się, czy będę miał tyle czasu, żeby to wszystko zrobić. Tak, lubię oglądać kolarstwo i być może kiedyś pojadę obejrzeć jakiś wyścig na żywo. Poza tym, ogólnie lubię sport. Marzę, żeby kiedyś zobaczyć lekkoatletykę na żywo. Co roku dostaję zaproszenie na Memoriał Kamili Skolimowskiej, ale niestety nigdy nie udało mi się skorzystać. Termin pokrywa się z naszymi letnimi startami. Być może wybiorę się na któreś letnie lub zimowe igrzyska w roli kibica. Zobaczymy.

Jest jakaś potrawa, którą zawsze chciałeś jeść w dużych ilościach i teraz nie będziesz się musiał ograniczać?
Nie mam problemu z jedzeniem. Jem to, co lubię i tyle, ile potrzebuję. Czasami trzeba się pilnować i trzymać określonej diety, ale bywają dni, kiedy można sobie pofolgować. Wtedy to wyczekane danie też lepiej smakuje. Przez te wszystkie lata nauczyłem się słuchać organizmu i wyrobiłem sobie odpowiednie nawyki żywieniowe. Chcę je zachować, żeby dobrze się czuć i dobrze wyglądać.
W tym sezonie jako sportowiec po raz ostatni zobaczysz z belki startowej Oberstdorf, Lahti czy Zakopane. Trudno będzie o tym nie myśleć, siedząc tam na górze?
Na razie staram się myśleć o tym, co jest tu i teraz. Przygotowuję się nie do ostatniego, a do kolejnego sezonu w mojej karierze. Kto wie, być może najlepszego. Nie mam poczucia, że coś tracę. Chcę zachować profesjonalizm i mieć przekonanie, że dzień treningowy, skok czy ćwiczenie są najlepsze w tym momencie. Takie myślenie zacznie ułatwia sprawę.
To może nasze spotkanie zakończmy tak: wiele już osiągnąłeś, ale apetyt masz na jeszcze więcej?
Oczywiście. Inaczej już dawno byłbym na sportowej emeryturze. Chcę być najlepszy.


