FelietonTipping to nie miasto w Chinach

Tipping to nie miasto w Chinach

Marek Michalak
Marek Michalak
Przedsiębiorca oraz event manager w Schneider Electric. Od dziecka fascynuje go Ameryka i amerykańska popkultura. Mieszka i pracuje w Bostonie.

Pamiętam, że gdy pierwszy raz przyjechałem na dłużej do USA na wakacyjny staż ponad 20 lat temu, dwie rzeczy były dla mnie wyjątkowym kulturowym szokiem – podatki i napiwki.

O podatkach dowiedziałem się już podczas pierwszej wyprawy do supermarketu – otóż ceny, które widzicie przyklejone na półkach, to ceny netto. Przy kasie naliczany jest do nich często podatek, który różni się w zależności od grupy produktów oraz stanu, w którym jesteśmy. To samo dotyczy rachunków w restauracjach – do cen w menu należy doliczyć najpierw podatek (w Massachusets obecnie ponad 6 proc.), a potem jeszcze napiwek. O tym przekonałem się wyjątkowo boleśnie, biorąc odpowiedzialność za grupowe wyjście na studenckie piwo z innymi międzynarodowymi stażystami. Każdy rzucił z grubsza na stół tyle, za ile zamówił, a ja obiecałem, że rozliczę grupę i na koniec zostałem rachunkiem o prawie 100 dolarów wyższym niż to, co leżało na stole. Dla ciułającego każdy grosz studenta z Polski był to cios po kieszeni i ważna lekcja. Wychodząc z baru zapamiętałem „żart” umieszczony nad barem – „Tipping is not a city in China” („Napiwkowanie to nie miasto w Chinach”)…

Większość z Was zapewne wie, że kultura napiwków jest w USA inna niż w Polsce. Zwyczaj ich dawania rozpowszechnił się wg źródeł tuż po wojnie secesyjnej na południu kraju. Wyzwoleni czarnoskórzy niewolnicy podejmowali się głównie nisko płatnych prac m.in. jako portierzy, fryzjerzy czy kelnerzy. Zarówno na kolei, jak i w wielu restauracjach nie zarabiali jednak nic – ich wynagrodzeniem były wyłącznie napiwki. W pewnym sensie ten zwyczaj kontynuuje się w USA do dzisiaj, bo pracownicy w gastronomii i innych „napiwkowych” branżach nie dostają minimalnej stawki federalnej za godzinę pracy, która wynosi obecnie jakieś 27 zł. Dla pracowników restauracji płaca ta może wynosić nawet 2,13 dol. za godzinę (federalnie ustanowione minimum), czyli dokładnie 8 zł! Jeśli dodamy do tego, że wielu młodych Amerykanów dorabia sobie w tych branżach i zna sytuację, ciężko się dziwić, że cały kraj przyzwyczajony jest do hojnych napiwków – ciężar płacenia pracownikom przesunął się po prostu z pracodawcy na klienta.

Dziś Amerykanie są wyjątkowo zgodni co do tego, że napiwki wymknęły się spod kontroli. Zarówno jeśli chodzi o ich wielkość, jak i powszechność. Rozmawiałem wczoraj z dziewczyną, która po 10 latach w Europie wróciła do Bostonu. Mówiła, że gdy wyjeżdżała, zwyczajowe było 15 proc. w restauracjach, maksymalnie 20 proc. za wyjątkowo dobrą obsługę. Dziś to już od 20 do 25 proc. Tip, najczęściej umieszczony domyślnie jako kilka opcji do wyboru na tablecie, obecnie zaczyna się przynajmniej od 18 proc.

Napiwku oczekują dziś nie tylko barmani i dostawcy jedzenia, ale także fryzjerzy, bariści w kawiarniach i cukierniach, a nawet niektóre sklepy internetowe. W popularnym talk show komik John Oliver wspominał niedawno, że pewna kobieta w Nowym Jorku odbierała na parkingu policyjnym odholowany samochód, a wydający jej go urzędnik także obrócił w jej kierunku tablet, gdzie oprócz wysokości mandatu znalazła także opcje wszechobecnego tipa.

Czy to się kiedyś zmieni? Na temat napiwków zwróciłem uwagę podczas niedawnych wyborów prezydenckich. „Głosuj NIE w pytaniu nr 5” –głosił ogromny transparent, wywieszony w oknie restauracji tuż obok miejsca, gdzie mieszkam. Przy okazji wyborów w wielu stanach organizowano bowiem referenda na różne tematy. Pytanie numer 5 w Massachusetts dotyczyło stopniowego zwiększania stawki minimalnej dla „napiwkowych zawodów”. Przeciwko temu pomysłowi zagłosowało ponad 60 proc. wyborców, zatem albo ten system nikogo nie dziwi, albo po prostu wielu ludziom pasuje obecny stan rzeczy.

Piszę te słowa na lotnisku w New Jersey. Przed chwilą kupiłem sobie kawę w samoobsługowym sklepie, gdzie jedynym pracownikiem jest pilnujący wyjścia ochroniarz. Kawę nalałem sobie sam. Widząc na ekranie opcję tipa, głośno parsknąłem. Komu tutaj daję napiwek? Samemu sobie? Przez zabranie sobie pieniędzy? Kapitalizm w tym kraju nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.