Klaudia Zwolińska, wicemistrzyni olimpijska z Paryża w kajakarstwie górskim opowiada Aidzie Belli, ile waży kajak, jak go przewozić, jak zdobyła medal na igrzyskach i co jeszcze zamierza w życiu robić. Mówi także o jedzeniu, zwłaszcza na słodko, samochodach i wodach, które zamierza przepłynąć.
Twój kalendarz pęka w szwach, jak się z tym czujesz?
Mam dużo obowiązków, ale są one kompletnie inne niż te, które miałam na co dzień przed igrzyskami. Bardzo lubię codzienną rutynę i dyscyplinę, ułożenie dnia – trening, odpoczynek, regeneracja, jedzenie. Wszystko muszę mieć uporządkowane. Wszystko zaburzyło się po igrzyskach. Jednak to również jest fajne – inne obowiązki, coś się dzieje. Promuję mój sport, dyscyplinę i w ogóle aktywność fizyczną, więc czego chcieć więcej? Marzyłam o tym, by zdobyć medal olimpijski i go potem wykorzystać. Dlatego to robię.
Czy są specjalne miejsca, w których można uprawiać kajakarstwo górskie?
Zdecydowana większość startów odbywa się na torach sztucznych. Jest łatwiej je przeprowadzić, woda jest bardziej stabilna i mają wpływ na jej układ. Na rzekach mamy skały, tutaj sztuczne figury, które da się przesuwać, więc na sztucznych torach można zbudować dużo fajniejsze układy. Dlatego najwyższej rangi zawody organizuje się na takich właśnie akwenach. Jeżeli chodzi o rzeki, możemy na nich trenować i to jest jak najbardziej wskazane. Jednak na rzece musimy mieć odpowiednią ilość wody – im więcej, tym lepiej.
Jesteś pierwszą Polką po 24 latach, która zdobyła medal w kajakarstwie górskim i jako pierwsza otworzyłaś worek z medalami dla polskiej reprezentacji w Paryżu. Jakie to uczucie?
Moje odczucia, jeżeli chodzi o medale olimpijskie, są dość specyficzne, bo zawsze mam głębsze przemyślenia na takie tematy. Na początku rzeczywiście ciężko mi było w to uwierzyć, bo było to marzenie, do którego dążyłam. Myślałam o tym dzień w dzień. W końcu stanęłam na linii startu i przyszedł ten moment, do którego przygotowywałam się wiele lat. 90 sekund i jeden moment, żeby pokazać to, co wypracowałam. W Tokio się nie udało, ale w Paryżu już tak.
Masz wokół siebie ludzi, którzy bardzo mocno ci kibicują, pomagają. Twój partner też uprawia tę samą dyscyplinę, więc to na pewno pomaga.
Wiesz, kibice widzą tylko to, co jest na podium, widzą tylko starty, medale na szyi sportowców. Nie widzą całej otoczki i tego, co się dzieje, kiedy gasną światła. Nie ma kamer, kiedy sportowiec podczas ciężkiego treningu musi zmagać się z motywacją i cały czas stawiać sobie cele, żeby osiągać sukcesy.
Jak zakończyła się aukcja, na którą wystawiłaś swój medal?
Nałożyłam sobie na barki odpowiedzialność, bo chciałam to zrobić jak najlepiej. Od początku wiedziałam, że oddam ten medal na aukcję. Zdecydowałam się wesprzeć chorych na mukowiscydozę, bo siostra mojego partnera Grześka na nią choruje. Jedna jest chora na mukowiscydozę, druga umarła w wieku 22 lat, więc miałam styczność z tą chorobą. Zdobyłam medal, znam tę chorobę, wiem, jak ludzie się z nią zmagają. To jest fajna możliwość pomocy, więc tak postanowiłam. Sama aukcja była dość problematyczna ze względu na to, że bardzo z nią zwlekałam. Trwały igrzyska olimpijskie, nie chciałam zachować się nie w porządku, przyćmić medialnie jakiekolwiek wyniki czy zmagania sportowe, więc poczekałam na koniec. Potem były igrzyska paraolimpijskie. Nie wiedziałam, jak to ugryźć. W końcu pod koniec Igrzysk Paraolimpijskich zdecydowaliśmy, że to jest właściwy moment. Jaki był koniec mojej aukcji? Zaczęły się największe powodzie w Polsce. Ludzie tracili dobytek, więc nie mogliśmy nic zrobić, były poważniejsze sprawy, więc na sam koniec promocji nie było w ogóle. Były też problemy ze stroną, więc nie byłam zadowolona. Jednak nie o to chodziło. Nie chodziło ostatecznie o pieniądze, a o promocję, o medialne wsparcie tych ludzi, żeby każdy mógł usłyszeć o tej chorobie, co na pewno systemowo im bardzo pomoże. Usłyszałam słowa ogromnego wsparcia. Oddanie medalu olimpijskiego nie było trudne. Może sam akt przekazania był niełatwy, ale oddanie to była rzecz materialna, więc wszystko było okej. Wsparcie od ludzi chorych, którzy docenili nasze działania i wiedzą, że jako sportowcy mamy możliwość, żeby komuś pomóc, jest niesamowitym uczuciem i z tego jestem dumna. Medal kupiła pani Monika Koral, mieszkanka mojego miasta, więc bardzo się z tego cieszę.
Czy to jest drogi sport? Czy bariera finansowa ma znaczenie? Musisz mieć swój kajak na starcie?
Na początku sprzęt finansują kluby. Oczywiście nie jest on na samym początku najlepszy, ale nie potrzebujesz mieć olimpijskiego kajaka od razu.
Czy z tego sportu można wyżyć? Czy już myślisz o tym, co chciałabyś robić, kiedy zakończysz sportową przygodę?
Myślę, jak najbardziej. Czy da się wyżyć jako medalistka olimpijska? Czy da się wyżyć bez medalu olimpijskiego? Jest bardzo ciężko. Przed igrzyskami nie miałam sponsora, szukałam go i to była masakra. Już jako medalistce mistrzostw świata bardzo trudno było mi znaleźć jakiekolwiek wsparcie, więc łapałam sponsorów krótkotrwałych, żadnej stałej współpracy. Przykre było to, że osoby z dużo mniejszymi osiągnięciami z innej konkurencji łapały sponsorów, nie mając nawet zbudowanych mediów społecznościowych. Było to dla mnie niezrozumiałe, ale wydaje mi się, że byliśmy mało wiarygodni medialnie, ale teraz to się zmienia. Pocisnęliśmy z tymi igrzyskami bardzo medialnie. Przez ostatnie dwa miesiące pracuję nad tym, żeby dać z siebie jak najwięcej, ponieważ widzę, jak jest to potrzebne. Jest medal olimpijski, więc można coś robić. Myślę, że jeśli będę się starać i pracować na wizerunek kajakarzy slalomowych, to będzie na nich większy popyt w przyszłości i sponsorzy będą na nich bardziej otwarci. Zobaczą, że jesteśmy wiarygodni medialnie i dajemy radę. Slalom jest w pierwszej piątce oglądalności na igrzyskach olimpijskich. Tyle ludzi ogląda igrzyska. To niesamowicie widowiskowy sport, zaliczany do kategorii sportów ekstremalnych, więc jest duża adrenalina i fajnie się to ogląda, szczególnie kajakową konkurencją. Startujemy w czwórkę, skaczemy z rampy, przepychamy się, popychamy, ludzie się przewracają. To bardzo brutalny i ekstremalny sport, więc dobrze się ogląda. Myślę, że potencjał jest ogromny.

Lubisz wydawać pieniądze? Czy masz świadomość, że pieniądze są dla Ciebie nagrodą, że możesz sobie za wywalczone medale sprawiać małe przyjemności jako kobieta?
Nie. Jeżeli chodzi o zakupy, to jest przeciwnie, nienawidzę chodzić po galeriach. Nienawidzę zakupów. Dla mnie to koszmar, odbiera mi to energię. Oczywiście nagradzam się: moją nagrodą jest jedzenie. Kocham jeść.
Jaka kuchnia?
Szczerze? Każda. Jestem otwarta na wszystkie smaki. Moja mama była cukiernikiem, jak byłam mała, więc jestem przyzwyczajona do deserku.
Team: słodkie?
Słodkie jak najbardziej i to dość mocno.
Co zjadłaś po przejeździe, którym zdobyłaś srebrny medal?
Niczego nie mogłam zjeść do końca igrzysk ze względu na to, że dalej miałam starty i to się ciągnęło. Potem nie miałam czasu. Dopiero w październiku byłam tydzień na wakacjach i tam sobie folgowałam. Jadłam wszystko, co chciałam, więc dopiero w październiku nagrodziłam się tak prawdziwie, bo wtedy mogłam robić, co chcę i szamać co chcę.
Jest coś takiego, bez czego nie wyobrażasz sobie życia i traktujesz jako gadżet numer jeden?
Najbardziej regularnie używam oczywiście telefonu. Uświadomiłam sobie ostatnio, że mam silne uzależnienie od mediów społecznościowych, które rozpoczęło się po Igrzyskach Olimpijskich, odkąd wróciłam z Paryża wiele spraw mam do załatwienia właśnie w tych mediach. Szczególnie, gdy sobie uświadomiłam, jak media społecznościowe są ważne. Wszystkie rzeczy, które mam do załatwienia, mogę zrobić w telefonie. Zajmuje mi to tyle czasu, że źle się czuję sama ze sobą i staram się go odstawić. Muszę zrobić detoks.
Jako sportowiec podróżujesz po całym świecie. Pamiętasz tylko hotele i akweny wodne, na których startowałaś? Czy są miejsca, do których szczególnie chciałabyś wrócić?
Tak, zdecydowanie są takie miejsca. Choćby Brazylia i Rio de Janeiro, gdzie przez trzy tygodnie byłam na obozie, ale nie było możliwości czegokolwiek zobaczyć. Były treningi, bezpieczeństwo, duża odległość, temperatura – wszystko było na nie. Wiele jest takich krajów, które chciałabym bardziej pozwiedzać. Jest to przykre, bo przecież tam byłam… Na pewno takim krajem jest Nowa Zelandia ze względu na to, że mam tam przyjaciół.
Są takie miejsca w Polsce, do których chciałabyś dotrzeć i się podelektować?
Na pewno Mazury ze względu na to, że jestem kajakarką, a nigdy tam nie byłam – to jest w ogóle jakieś nieporozumienie. Mazury są na pewno w planach, jak i wiele innych miejsc w Polsce. Kajakarze, slalomiści mają bardzo dużo wyjazdów ze względu na to, że każdy tor jest inny. Na torach musimy spędzić wiele godzin, żeby się adaptować do wody, żeby z nią współgrać. Wyjazdów jest mnóstwo, więc w samej Polsce koncentrujemy się na południu, gdzie jest możliwość trenowania.

Żeby przewieźć kajak, musisz mieć duży samochód.
Z samochodem to inna bajka. Jeżeli trzeba, to nawet na rowerze bym ten kajak przywiozła. Rzeczywiście pakujemy na bagażniki kajaki. Tylko ja trenuję trzy konkurencje. To są trzy różne kajaki, więc większy ciężar i więcej miejsca. Kajak waży 10 kg, więc niedużo. Jeden do crossa waży 20 kg. Jednak jak się upycha sprzęt, to waga bagażu wzrasta. Powinnam tak naprawdę jeździć tirem.
Lubisz prowadzić samochód, czy wolisz być dowieziona z punktu A do punktu B?
Bardzo lubię prowadzić samochód, szczególnie jakiś lepszy, wtedy bardzo dobrze mi się prowadzi.
Może nas czytają jacyś dealerzy samochodowi?
Zadzwońcie do mnie, jestem otwarta na propozycje. Bardzo lubię prowadzić samochód, ale zazwyczaj na wyjazdach mam wszystko organizowane z teamu. Dla osób, które gustują w samochodach, jednym z najlepszych miejsc, w jakich byłam, są oczywiście Zjednoczone Emiraty Arabskie. Mamy tor na pustyni, który jest oddalony od Dubaju o dwie i pół godziny, więc niedaleko. Jest to ośrodek, gdzie mamy siłownię, zamykamy się i trenujemy. Super miejsce, cały czas jest fajna pogoda i to, jakie auta tam jeżdżą, to jest niewiarygodne.
Jakie masz plany na najbliższy czas?
To jest gorący okres. W listopadzie zaczynam treningi, ale postaram się być w Polsce jak najwięcej, nie wyjeżdżać. Wyjadę dopiero do Australii, gdzie za rok mam mistrzostwa świata. Tam na co dzień trenuje Jessica Fox, więc będzie okazja troszeczkę ją przyatakować, zrewanżować się. To są moje plany. Mam też dużo planów związanych z dzieciakami, bo jestem po studiach pedagogicznych, zaczynam psychologię. Mam umówionych dużo spotkań z młodzieżą, z dziećmi. Jest jednym z tych moich celów, które zaplanowałam po zdobyciu medalu. Oddałam go, więc nie mogę go odłożyć na półkę i nigdy tego nie chciałam. Chcę go wykorzystać w fajny sposób, żebym kiedyś siadła i pomyślała: kurczę, tyle osób zainspirowałam. Tak jak Justyna Kowalczyk, która mnie zainspirowała, a po igrzyskach nawet napisała mi gratulacje, z czego jestem dumna. Marzy mi się, żeby taka sytuacja mogła się powtórzyć w moim przypadku.