WywiadyUFC, Dakar i inwestycje silne strony Joanny Jędrzejczyk

UFC, Dakar i inwestycje silne strony Joanny Jędrzejczyk

Aida Bella
Aida Bella
była reprezentantka Polski w short-tracku, brązowa medalistka Mistrzostw Europy w sztafecie, ekspert ds. PR i komunikacji

Odważna, cierpliwa, pracowita, konsekwentna, poukładana, wrażliwa, a do tego niezwykle sympatyczna – tak o Joannie Jędrzejczyk mówią ci, którzy ją znają. Jaka jest naprawdę? Aida Bella spytała o to wielokrotną mistrzynię MMA, UFC i kilku innych sportów walki.

Czym się zajmujesz po karierze sportowej?

Żyję, jak żyłam dotąd – za pięć osób. Jestem inwestorem i współwłaścicielem w kilku podmiotach. Stawiam przede wszystkim na rozwój. Są osoby, które mówią mi: „nie dasz rady, odpocznij, dopadnie cię deprecha”. Otóż dopadnie mnie ona, kiedy się zatrzymam! Możliwe, że wywieram na siebie zbyt dużą presję, ale to jest mój wybór. Czuję, że nic nie muszę, ale korzystam z wolności, bo mogę się rozwijać, rozkwitać jako kobieta i przede wszystkim jako człowiek.

Byłaś gotowa na emeryturę, kiedy dołączyłaś na początku roku do Hall of Fame UFC?

Na to nie byłam gotowa. Właściwie to przeszłam na sportową emeryturę dwa lata temu, po ostatniej walce w Singapurze. Obiecałam sobie wówczas, że podsumuję karierę i podziękuję w języku polskim i angielskim swojemu teamowi ze Stanów i fanom z całego świata. Podświadomie wzbraniam się, bo się tego boję.

Jednak wracając do Hall of Fame, to jako druga kobieta na świecie i jako pierwsza Polka czuję ogromne wyróżnienie. Zwłaszcza że na ponad 600 zawodników i zawodniczek UFC z całego świata niewielu z nich dojdzie do mistrzostwa i obroni go. Tylko cztery osoby rokrocznie są typowane do Galerii Gwiazd. Także, God damn, zrobiłam niezłą robotę. Nie zapomnę, że gdy wspinałam się po szczeblach obrony tytułu mistrzowskiego UFC i mówiłam, że chcę być legendą, ludzie komentowali: „co za butna dziewucha”. Dodam jeszcze, że głód sukcesu wraz z tym wyróżnieniem się nie kończy.

Zamierzasz wrócić?

Doświadczony trener, który wychował wielu mistrzów w American Top, powiedział mi kiedyś: „Asia, nawet jak będziesz w wieku 70 lat, być może będziesz jeździła na wózku, bo nie będziesz mogła już się poruszać, nadal będziesz myślała, że możesz to jeszcze zrobić”. Co do sztuk walki, lepiej, kiedy refleks słabnie, chronić głowę, ale chcę spróbować golfa i wystartować w zawodach ju-jitsu. Niestety, czeka mnie kolejna operacja barku, więc muszę odłożyć te plany na kilka miesięcy. Najgrubszy sportowy challenge, który chcę zrobić, to przejechanie Rajdu Dakar. Znowu ktoś powie: „Aaaaaa, będzie maskotką. Tak jak jest maskotką na stand upie”. Nie! Przygotowałam stand up na podstawie swojej historii. Pomogli mi w tym ludzie, którzy się na tym znają. Jadę występować, bo jest to coś, co mnie rozwinie. Podobnie Dakar. Zainwestowałam w niego setki tysięcy złotych, moje i moich partnerów biznesowych, ale też swój czas i energię, bo i wyjechałam do Drawska Pomorskiego, żeby szkolić się tam, gdzie szkolą się kierowcy Dakaru, byłam w Finlandii, w Dubaju. Jeśli zdrowie pozwoli i ręka będzie choć trochę sprawna, to przejadę Baja Dubaj i pojadę na Dakar. Jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu.

Masz ciężką nogę.

Tak. Lubię też stawiać sobie cele i do nich dążyć. Dziś ze sportu nie brakuje mi tego, że codziennie chodziłam umordowana i na diecie. Tęsknię przede wszystkim za dyscypliną, której wszyscy potrzebujemy też do wiary. Wiara, religia to też dyscyplina, pewien rodzaj powtarzalności. Wszyscy potrzebujemy Boga ze względu na to, że potrzebujemy dyscypliny.

W wywiadach często powtarzałaś, że pomysł rodzi pomysł. Czy Dakar urodził się z jakiegoś innego pomysłu? Może z tego, że lubisz po prostu szybkie samochody?

Tak. Zawsze marzyłam o czerwonej 911. W sumie ją zamówiłam i odwołałam.

I kupiłaś czerwonego malucha!

Zawsze lubiłam motoryzację. Faktycznie wynikową tego prawdopodobnie, daj Boże, będzie Rajd Dakar.

Maluchem?

Nie, ale ostatnio dzwonił menedżer Panasonica, tyle że niestety w tym czasie odbierałam nagrodę Hall of Fame i nie mogłam się wybrać na wspaniałą charytatywną wyprawę maluchów. Mam nadzieję, że kiedyś się to uda. Dziś chcę Rajdu Dakar! Przez 20 lat uprawiania sztuk walki dopiero rajdy dały mi poczucie zadowolenia, bo zmęczenia fizycznego i psychicznego jednocześnie. Oczywiście przygotowanie fizyczne w sportach motorowych jest bardzo ważne, ale tam bardzo pracuje głowa, która powoduje olbrzymie zmęczenie fizyczne. U mnie troszeczkę było na odwrót, bo musiałam wykonać naprawdę ciężką pracę fizyczną, dosłownie wycierać buzią matę, żeby osiągnąć wyniki sportowe.

Kiedy zobaczymy Joannę Jędrzejczyk na Rajdzie Dakar?

Operacja pokrzyżuje mi plany. Już miałam nadzieję, że będzie to styczeń 2025 r., gdybym miała cały cykl przygotowań. Niestety, odłoży się to w czasie, ale nie jest to problem. Fajnie, że są marzenia i krok po kroku dążę do ich spełnienia.

Zdjęcia: Bartosz Maciejewski, MAKIJAŻ: KAROLINA YEGHSHATYAN, Stylizacje: Viola Piekut

Czym jeździsz teraz?

Możecie mnie zjeść, ale V8 Porsche Cayenne, GTS. Teraz będzie to Panamera. Kręci mnie dźwięk silnika V8, lubię ten ryk.

UFC kojarzy się z dużymi pieniędzmi. Czy wizja tego, ile będziesz zarabiać jako młoda zawodniczka, nie sparaliżowała Cię? Wiedziałaś, jak masz tym zarządzić?

Tak i nie. Właściwie to do UFC dostałam się bardzo późno, w tym roku minęła dziesiąta rocznica. Bardzo długo na to czekam, bo aż do półmetka sportowej kariery. Pamiętam, że chwilę przed tym pomyślałam ze smutkiem, że mimo dobrych wyników nie będę miała z tego pieniędzy, a chciałam ich więcej. Wtedy też mój kolega Marcin Parcheta ze Szczecina uświadomił mi, kim tak naprawdę jest profesjonalny sportowiec To, że walczę zawodowo, w tym na największych arenach, nie znaczy, że nim jestem. Owszem, sukcesy są ważne, ale czy dzięki nim mam na wyżywienie rodziny? Albo chociażby utrzymanie się, poza oczywiście wydawaniem pieniędzy na wyjazdy, na mistrzostwa świata, które często kosztują 10 czy 15 tys. zł za podróż. Nie mówiąc o przygotowaniach. Do UFC dostałam się mając 26-27 lat. Wcześniejsze dziesięć lat były naprawdę trudnym czasem, ale w życiu z pewnością czekają mnie trudniejsze momenty.

Jeżeli chodzi o pieniądze, życząc ostatnio w swoich mediach społecznościowych wszystkiego najlepszego Dana White’owi, prezesowi UFC, przeczytałam w komentarzu coś w formie zarzutu: „Kochasz go i lubisz, bo spowodował, że jesteś bogata”. Dana White przede wszystkim na początku wzbogacił mnie o świadomość tego, kim jestem i że faktycznie mogę żyć swoim amerykańskim snem, rodząc się i wychowując w Polsce. Pieniądze były tylko efektem ciężkiej pracy.

Co do zarządzania nimi… Jest to bardzo trudne, bo pojawia się dużo przysłowiowych hien, osób, które czekają tylko, by wykorzystać potencjał i zasoby sportowców, bo sport stał się bardzo komercyjny. Nikt mnie nie nauczył zarządzania. Pochodzę z rodziny niezamożnej, w której bogactwem, jakie przekazali mi rodzice, jest miłość do drugiego człowieka. Kiedy przyszły duże pieniądze, po czasie zwlekania, niewiedzy, co z nimi zrobić, uświadomiłam sobie, że tracą wartość i że trzeba je szybko zainwestować.

I inwestujesz: w pomysły biznesowe, w samorozwój. Byłam pod wrażeniem, kiedy kilka miesięcy temu opowiadałaś mi, że jedziesz do Stanów, by szkolić się w biznesie na Harvardzie.

Pieniądze dadzą chwilowe szczęście, bo możemy kupić sobie to czy tamto, ale na pewno ułatwiają życie i dają możliwość rozwoju. Dla mnie rozwój jest bezcenny, bo najbardziej intratną inwestycją jest ta w siebie, a jak się uczyć biznesu, to od najlepszych. Stąd Harvard. Poznawałam tam tok myślenia biznesowego, co się przełoży na moją przyszłą pracę, bo chcę być menadżerem. Jestem po wielu tematycznych kursach, zaczynam szkolenie na temat negocjacji w Koźmińskim, kolejne odbędzie się w prywatnej firmie. Możliwe, że okaże się, iż 75 proc. przekazywanej tam wiedzy już posiadam – w końcu przez ostatnie 20 lat byłam częścią transakcji sponsorowanych, ale wiem, że poczuję impuls do lepszego działania.

Ktoś mnie ostatnio zapytał, jaka jest Asia. Pomyślałam, że odważna, cierpliwa, pracowita, konsekwentna, poukładana, wrażliwa, a do tego niezwykle sympatyczna. Uśmiechnięta.

Ale mi miło! Ludzie często patrzą na mnie poprzez pryzmat oktagonu, nierzadko uważają, że jestem agresywna. Bardzo często przy pierwszym spotkaniu słyszę: „A bo mnie pobijesz”. Mówię wówczas: nie masz tylu pieniędzy.