WywiadyCzeka na mnie coś większego

Czeka na mnie coś większego

Anna Soporek
Anna Soporek
dziennikarka, prezenterka telewizyjna

Wiktor Dyduła – polski piosenkarz i kompozytor opowiada Annie Soporek o tym, jak uczył się życia, jak konsekwentnie, choć z przeszkodami, walczył o siebie i swoją obecność w artystycznym świecie oraz o tym, w jakim miejscu swojej kariery aktualnie się znajduje.

Czy to, że pochodzisz z Kaszub wpłynęło na Twoje życiowe wybory?

Na pewno. W mniejszych miejscowościach odstawanie od normy poprzez realizowanie swoich pasji, jak u mnie taniec czy śpiew jest zauważalne, szczególnie w wieku szkolnym czy gimnazjalnym i nie zawsze jest to wsparcie czy kibicowanie, a często wytykanie palcami. Dziś wiem, że to była to forma zazdrości. Każdy myślał wtedy: nie wychylaj się, rób to, co wszyscy. Nie podobało mi się to i choć było trudniej, cieszę się, że udało mi się być wiernym temu, co sprawia mi najwięcej przyjemności.

Pracowałeś w gastronomii i zyskałeś tytuł śpiewającego kelnera. To trudny zawód, prawda?

Zdecydowanie jest to próba charakteru. Uważam, że ciężka praca uczy pokory, szacunku do pieniądza, szacunku do ludzi i kontaktu z ludźmi. Bardzo lubiłem momenty, w których klient, który nie miał szacunku do obsługi i dzięki prawidłowo poprowadzonej przeze mnie rozmowie uświadamiał sobie, jak się zachowuje i czuł się z tym głupio, niekiedy reflektował i naprawiał sytuację, a mi dawało mi to pewną satysfakcją. Cieszę się, że zacząłem pracę od bycia kelnerem, bo doświadczenie pracy w gastronomii uczy życia.

A muzyka? Dlaczego zdecydowałeś się pójść solową drogą?

W liceum z kolegami mieliśmy zespół, graliśmy koncerty, pisaliśmy własną muzykę, a z czasem postanowiłem, że zaryzykuję i wezmę udział w programie. Gdzieś podświadomie czułem, że czeka na mnie „coś” większego. W Idolu byłem zamknięty i się zraziłem. Potrzebowałem czasu. Chciałem przemyśleć czy na pewno chcę tej drogi, czy chcę pójść w muzykę na 100 proc. Po kolejnych latach grania na ulicy poczułem większy luz, że jestem bardziej otwarty na ludzi i gotowy na większą scenę. W „The Voice” poszło mi bardzo dobrze, mój singiel „Dobrze wiesz, że tęsknię” osiągną status złota. To była jedna z lepszych decyzji mojego życia.

Zdjęcia: Bartosz Maciejewski, MAKIJAŻ: KAROLINA YEGHSHATYAN

Zdecydowanie się na udział w Azji Express, pokazanie się szerszej publiczności od strony prywatnej było dla ciebie trudne? Dużo nad tym myślałeś?

Tak, sporo. To jednak doświadczenie przebywania z kamerą non stop. Nowe dla mnie. Wygrała chęć spróbowania, zobaczenia innego kontynentu, tym bardziej, że wcześniej nie miałem takiej okazji. Zaintrygowały mnie nowe wyzwania – Azja, wyścig i cały format tego show. Miałem obawy, że program jest wyłącznie rodzajem zabawy, a przecież będziemy mieć styczność z ludźmi, którzy żyją tam na codzień, w trudnych życiowo warunkach. Zastanawiałem się, czy jest to do końca etyczne. Na miejscu jednak widziałem w ludziach szczęście, szczere uśmiechy, chęć brania udziału w grze razem z nami, poznania naszej kultury i tego, co robimy na co dzień. Mam dużo wspomnień, które pozostaną tylko ze mną, które bardzo wzbogaciły mój światopogląd, zmieniły spojrzenie na świat, na to co mam, w jakim komfortowym miejscu na świecie żyję, że cieszę się i doceniam, że mieszkam w Polsce. Teraz staram się jeszcze bardziej zwracać uwagę na ludzi, którzy nie mieli tyle szczęścia. Mamy kontakt z Jo-Jo, który prowadzi ośrodek pomocy osobom z uzależnieniami i któremu staramy się zdalnie pomagać.

„Azja Express”, to kolejna z „tych najlepszych” jakie mi się przydarzyły.

Mówi się, że kiedy połączy się pracę z pasją, to tak naprawdę nie pracuje się ani sekundy. Zgadzasz się z tym?
Tak, mogę śmiało powiedzieć, że nie pracuję. Jestem szczęśliwym człowiekiem, mogę zarabiać realizując się w 100 proc. swoją pasję, jaką jest muzyka. Po „Azji” jeszcze bardziej doceniam to, jak wygląda moje życie. Jestem wdzięczny za szansę, którą dostałem, za zaproszenie do programu, bo zmieniło moje myślenie.

Masz również pasje sportowe?

Piłka nożna od dziecka. Ronaldinho – od niego się zaczęło. Chciałem być komentatorem sportowym, dziennikarzem, piłkarzem, kimkolwiek byle moje życie było związane z piłką. Dlatego tak dużo radochy sprawiła mi relacja Wojtka Szczęsnego, grającego z synem w piłkę, do „Tam słońce, gdzie my”, a w wywiadzie dla hiszpańskich mediów Wojtek zaśpiewał refren piosenki. Przez takie sytuacje mam wrażenie, że jestem w jakimś filmie! To jest obłęd (śmiech). Mam nadzieję, żu uda nam się kiedyś spotkać i mu osobiście za to podziękuję. Abstrahując od tego, jak wielka jest to dla mnie promocja, to jest to coś niezwykle osobistego i wzruszającego – Wojciech Szczęsny, piłkarz mojej ulubionej drużyny – FC Barcelony, Polak, absolutny, światowy top, śpiewa piosenkę Wiktora Dyduły.


O czym jest ten utwór?

Zostawiam tu pole do interpretacji. Ludzie mają tak różne spojrzenie na świat, że jak już wydaję jakieś piosenki, to chciałbym aby nie były interpretacyjnie „moje”, tylko osobiste każdego z moich słuchaczy. Nasze przemyślenia związane z piosenką się zmieniają zależnie od sytuacji, miejsca, czasu i aktualnych emocji. Każdy utwór jest tylko szablonem przepuszczanym przez filtr doświadczeń. Odkąd to zrozumiałem, jeszcze bardziej udaje mi się trafiać we wrażliwe punkty. Tak właśnie wyszło z „Tam słońce, gdzie my”. Piosenkę napisałem tak, aby każdy mógł się z nią utożsamić. Zarówno ten, kto przeżył trudniejsze emocje, ale też ten ze szczęśliwszymi. Kiedy ją pisałem, myślałem o moim tacie, który odszedł. Chciałem zwrócić uwagę na czas z ukochaną osobą, bo nigdy nie wiadomo, ile nam go pozostało. Aby czerpać ze wspólnych momentów z nabjliższymi jak najwięcej. Dostaję filmiki, na których ludzie tańczą na weselach do mojej piosenki, spędzają czas ze swoimi dziećmi, zaręczają się do moich słów, spędzają wakacje. Niesamowite, że udało mi się połączyć tak skrajne emocje w tak prostej piosence.

Dzielisz się też swoimi emocjami. Jest to dla Ciebie wyjście ze strefy komfortu?

Tylko wtedy jest to autentyczne, prawdziwe i warto się z tych emocji „wyprztykać”. Dla mnie największym komplementem jest to, że ktoś utożsamia się z tym, co tworzę. Dzieło staje się kompletnym, a ja nie czuję się oszustem, bo śpiewam to prosto z serca. To są moje emocje.
Na jednym z koncertów nie wytrzymałem. Nie wiedziałem, że za mną leci teledysk. Kiedy się obróciłem zobaczyłem moment, kiedy Aaron siada do pianina i wchodzi w rolę ojca. Musiałem się odwrócić. Zgasły światła, a ja się popłakałem….

Zdjęcia: Bartosz Maciejewski, MAKIJAŻ: KAROLINA YEGHSHATYAN

Jesteś szczery, prawdziwy. Zaskoczyło Cię, że Piotr Głowacki zgodził się na rolę w teledysku?

Byłem „w skowronkach”, kiedy się zgodził. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Pomimo tego, że jest to wielki aktor i podziwiam go pod względem kunsztu pracy, to poznając go poczułem, że to przede wszystkim niesamowity człowiek. Ilekroć z nim rozmawiam, mam wrażenie, że moje spojrzenie na świat się zmienia, że rozwijam się jako artysta i jako człowiek. Bardzo cieszę się, że go poznałem. Prawda jest taka, że emocje i autentyczność panująca w klipie jest dzięki całej rodzinie Głowackich – Agnieszki, Idy, Aarona i Piotra. To oni nadali tej historii autentyczności.

Mówiłeś, że chciałbyś wystąpić w Stanach Zjednoczonych dla Polonii. Myślisz o karierze międzynarodowej?

Nie, nie dziś. Na pewno chętnie wystąpiłbym dla Polonii w USA. Stany Zjednoczone zawsze mnie intrygowały, szczególnie koncertowo. Marzę również o zwiedzeniu ich kamperem wzdłuż i wszerz. Wierzę w afirmacje, dlatego powtarzam to również i tutaj.

Jakie masz plany muzyczne na najbliższą przyszłość?

Aktualnie przygotowujemy drugą płytę, której premierę przewidujemy na wiosnę 2025 r. i którą zagramy na przyszłorocznych koncertach i festiwalach. Mamy przygotowanych ponad 20 utworów i teraz jest czas na decyzje, które wejdą na najbliższy album. Do tej pory wyszły dwa single: „Tam słońce, gdzie my” oraz „Motyla Noga!”. Trzecia piosenka nosi tytuł „Szybkie tempo” i miała premierę 15 listopada. Myślę, że podobnie jak przy poprzednich singlach słuchacze dostali piosenkę, która spowoduje, że mimochodem ich noga zacznie rytmicznie tupać, a głowa wirować. Cała płyta również będzie w optymistycznym klimacie, z tekstami, które zawsze będą pozostawiały sporo miejsca na interpretację.