Mamy kolejne aresztowanie znanego przedsiębiorcy za sobą. Ba, biznesmena i polityka w jednym. Medialnie ogromne wydarzenie. Z punktu widzenia poszkodowanych raczej niewiele znaczące. Kolejny raz.
Upraszczając do granic możliwości, w sprawach gospodarczych mamy zawsze do czynienia z dwom elementami. Pierwszy to przestępstwo, czyli ktoś popełnił czyn zabroniony, czyli przywłaszczył, oszukał, zdefraudował itd. Wiadomo, że to przestępstwo. Jak przestępstwo, musi być kara. Trudno dyskutować z kwalifikacją prawną, bo przepisy na niej się opierają.
Rodzi się naturalnie pytanie, czy naprawdę chciał oszukać, przywłaszczyć, czyli czy miał taki zamiar. Jednak na chwilę je zostawmy, jest bowiem drugi element takich spraw. Jest to szkoda. Ktoś stracił pieniądze, majątek, oszczędności. Stracił, a więc jego stan aktywów się zmniejszył. Proste, ale jakby się temu przyjrzeć bliżej, w istocie chodzi o coś innego niż o wspomnianą karą. Wymierzanie kary zawsze trwa, zaś utracone pieniądze najlepiej, aby poszkodowana osoba otrzymała jak najszybciej. Będzie miała na życie, inne inwestycje. Na pewno byłoby to dla niej korzystne. Sprawa się dodatkowo komplikuje, jeśli przekazane sprawcy aktywa są gdzieś ulokowane lub zablokowane. Przerwanie tej inwestycji samo w sobie też nie musi być korzystne. Przyjrzyjmy się tej kwestii na następującym przykładzie. Pewna osoba (działająca sama lub imieniu jakiegoś podmiotu), czyli sprawca, namawia na inwestuje w walutach obcych. Okazuje się, że środki przyniosły straty albo są niedostępne. Nie zawsze oznacza to, że ich całkiem nie ma. Są na przykład ulokowane w innych aktywach. Tu powstaje zagadnienie bardziej ekonomiczne niż prawne, czy inwestycja w takiej aktywa powinna się nagle zakończyć. Sprawą bardziej zasadniczą jest, czy sprawca nie powinien przypadkiem odpracować utraconych środków. Wszak z punktu widzenia pokrzywdzone może mieć to takie samo lub nawet większe znaczenie niż kara i to nawet najsurowsza.
Oczywiście, nie chodzi tylko o zwrot tego, co się wzięło. Pieniądz ma swoją wartości w czasie. Kwota powinna obejmować więc przynajmniej ustawowe odsetki. Nawiasem mówiąc, są one obecnie wyższe niż oprocentowanie lokat, rachunków bankowych czy nawet obligacji skarbowych.
Problem w tym, że takiego mechanizmu w polskim prawie nie ma. Jest oczywiście naprawienie szkody, ale obowiązek ten materializuje się dopiero po zapadnięciu wyrok, o ile oczywiście postępowanie karne się zakończy. W tym czasie poszkodowani nie mają swoich aktywów. Mnie jako ekonomiście taki mechanizm wydaje się racjonalny. Sprawcy przestępstw gospodarczych mają często ponadprzeciętną wiedzę, która pozwala im z łatwością poruszać po różnych rozwiązaniach finansowych. Logiczne jest, że umiejętności te powinny być więc w jakiś sposób wykorzystane dla zwiększenia ochrony poszkodowanych. Tu i teraz.
Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie chodzi o to, że można popełnić przestępstwo finansowe, a potem uniknąć odpowiedzialności przez to, że odpracuje się straty. Zasad prawa karnego nie można uchylić (w tym oczywiście prawa do obrony), ale nie zawsze korzystne jest oparcie się na samej karze i orzeczonym dopiero w nieznanej przyszłości obowiązku naprawienia szkody.
Wracając na chwilę do samego tymczasowego aresztowania. To nie jest kara, ale chyba nadal tak wszyscy uważają. W tym chyba także ci, którzy mówili, że tymczasowego aresztowanie powinno w ogóle być. Nie powinno, a nadal jest. Mam czasami wrażenie, że im dłużej dyskutuje się na temat tymczasowego aresztowania, paradoksalnie dłużej ono w polskim prawie trwa. Podobnie dzieje się, gdy małżonkowie czy partnerzy rozmawiają o rozstaniu, a de facto znajdują argumenty za tym, by być ciągle razem.
Tymczasowe aresztowanie samo w sobie jest straszne. To nie jest kara, ale to jeden z najbardziej rygorystycznych środków zapobiegawczych, stosowanych w postępowaniu karnym. Na czym ono dokładnie polega? Osoba, która została tymczasowo aresztowana, nie zostaje od razu skazana. Trafia do aresztu na czas śledztwa. Areszt tymczasowy może teoretycznie trwać maksymalnie trzy miesiące, ale może być przedłużany. Tak się często dzieje. Organy ścigania mają swoją metody, aby areszt przedłużać. Podejrzany nie może pracować, prowadzić firmy, widywać się z rodzinną. Tymczasowe aresztowanie pozwala organom ścigania działać bez obaw, że podejrzany zniknie, czy będzie wpływał na świadków lub niszczył dowody. Jednak w tym czasie także nie pracuje, co sprawia, że nie ma możliwość podjąć działań związanych z naprawieniem szkody, a przecież mógłby przebywać w izolacji, ale domowej oraz dostać dodatkowe polecenia i zadania do wykonania.
Tymczasowe aresztowanie ma być środkiem, który pozwala zakończyć postępowanie karne, ale co z tego, gdy nie zabezpieczy interesu tych, którzy ponoszą największe koszty przestępstwa. Da się to połączyć.