Mateusz Kusznierewicz – polski żeglarz o światowych osiągnięciach – jest wzorem do naśladowania dla wielu sportowców. Jednak nie tylko oni mogą się od niego uczyć konsekwencji w osiąganiu celów. Annie Soporek opowiada, jakie ma plany na drugą połowę życia i jak w ich realizacji pomaga mu starannie zaplanowany dzień. Rozmowa toczy się też wokół metod walki z chorobą morską, testów osobowościowych i bycia gentlemanem. Jest też miejsce na wspomnienia pierwszych sukcesów i szaleństwa, które się razem z nimi rozpętało.
Słyniesz ze świetnego, nienagannego stylu, ale również z tego, że jesteś gentlemanem. Wyniosłeś to z domu rodzinnego?
Na pewno dużo nauczyłem się od rodziców. Przyglądałem się im bacznie. Zresztą to naturalne, że dzieci nas podglądają. Nawet jeżeli nie słuchają, to wiele zostaje to na dalsze lata. Natomiast zawsze interesowałem się tym, jak się ludzie prezentują, jak zachowują się gentlemani.
Zatem jak powinien zachowywać się gentleman?
Stosownie.
Elegancja?
Elegancko można się przede wszystkim zachowywać i od tego należy zacząć. Uprzejmość, zachowanie stosowne do sytuacji, przywitanie się, podziękowanie, przeproszenie. To stwarza gentlemana.
Strój ma znaczenie?
Zdecydowanie. Warto być zadbanym, dobrze ubranym, a to oznacza stosownie do sytuacji. Fajnie można wyglądać nawet w jeansach i białym T-shircie. Koniecznie trzeba zadbać o swoją skórę, fryzurę, zarost w przypadku mężczyzn, paznokcie. Istotna jest dbałość o detale. Później można do tego dodać ładny zegarek jako biżuterię. Zwracam na to uwagę. Uwielbiam chodzić na bosaka albo w klapkach w japonkach – mógłbym cały rok niczego innego nie zakładać na stopy. Mam swoje ulubione, których kupiłem 8 par w Stanach Zjednoczonych (chyba nikomu tego wcześniej nie mówiłem). Mam nadzieję, że rozmiar stopy mi się nie zmieni. Ale nie przyszedłbym do studia na rozmowę z tobą ubrany w ten sposób. Wiedziałem, że będziemy rozmawiać w redakcji na tle okładek „Gentlemana”, będziesz i jesteś pięknie ubrana, więc ubrałem się stosownie do tego. Myślałem przed przyjściem, żeby ubrać się w koszulę i sweterek, ale raczej nie założyłbym T-shirtu i marynarki.
Mówiłeś o wzorcach, które wyniosłeś z domu, czyli to ojciec był Twoim guru?
Bardziej chodzi o to, jakie wzorce wyniosłem z domu pod względem zachowania i wychowania, czyli zasad, w jaki sposób zachowuję się w stosunku do moich najbliższych, żony, dzieci, przyjaciół, rodziny, ale także i do tych osób, z którymi mam kontakt na co dzień. Dla mnie np. bardzo ważne jest wspieranie innych, bo że walczę o swoje, jestem sportowcem i w biznesie, i w sporcie – to jedno. Natomiast najcenniejszą cechą dobrego człowieka, gentlemana, jest to, jakim jest liderem, czy potrafi się dzielić wiedzą, żeby wspierać innych. To właśnie wyniosłem z domu. Natomiast jeśli chodzi o styl, ubiór, to dla mnie takim role model był zawsze Pierce Brosnan. Uwielbiam go w roli Jamesa Bonda. Pięknie się starzeje, utrzymuje styl, sposób mówienia, podziwiam jego szyte na miarę garnitury, koszule, ale też jak potrafi ubrać się na luzie, w szorty, w T-shirt, w polówkę. W moim przypadku, zawodowo, to jest lifestyle żeglarski, jachtingowy. Mamy własny styl i modę. W palecie kolorów jest navy blue, odrobinę koloru srebrnego, czerwieni i bieli.
Paradoksem w Twojej światowej karierze żeglarskiej jest to, że masz chorobę morską, a urodziłeś się i wychowałeś w Warszawie. Skąd wzięły się morze i żagle?
Wszystko zaczęło się w maju 1984 r. Jestem rocznik ‘75. Miałem wtedy 9 lat. Moja mama poszła na wywiadówkę. Zanim weszła do klasy na spotkanie z panią wychowawczynią, zobaczyła na tablicy ogłoszeń plakat Yacht Klubu Polski Warszawa, który organizował nad Zalewem Zegrzyńskim zwykły, dwutygodniowy obóz żeglarski. Przy kolacji zapytała mnie, czy nie chciałbym pojechać. Miałem już zaplanowane wakacje, to był obóz harcerski, obóz językowy, bo w szkole uczyliśmy się rosyjskiego, a moi rodzice już wtedy myśleli, że lepiej, żebym znał jeszcze drugi, najlepiej jakiś zachodni język jak angielski (polecam wszystkim bez dwóch zdań). Nagle pojawił się pomysł, żebym pojechał na obóz żeglarski i tam złapałem bakcyla. Bardzo mi się to spodobało. Pływaliśmy nad Zalewem Zegrzyńskim, na którym nie ma dużych fal, nie buja. Natomiast po trzech latach, kiedy byłem już zapalonym żeglarzem, wypłynąłem na morze i tam się pojawiły fale. Jak mnie zaczęło mdlić… Wiedziałem, że mam chorobę lokomocyjną, ale nie tak, żeby to sprawiało duży problem. W ogóle choroba morska i choroba lokomocyjna dotyczą na ogół osób z czułym błędnikiem w głębokim uchu. To jest coś, co nas łapie i momentalnie jesteśmy wrażliwsi na przechyły, zaczynają się mdłości.
Jednak mam swoje sposoby, żeby je uspokoić.
W jaki sposób z tym walczysz?
Dzień wcześniej i przed wypłynięciem żuję korzeń imbiru. Staram się nie przyjmować aviomarinu, bo usypia.
Bardzo mocny jest, niestety chemiczny, plasterek, który przykleja się za uchem. Jest sprzedawany na receptę, ale staram się używać jak najmniej chemii i jak najwięcej naturalnych produktów w dbałości o swoje zdrowie. To jest mój priorytet, dobry nawyk. Natomiast nie żegluję po morzach i oceanach. Jestem żeglarzem regatorem. Wypływamy na trzy godziny wyścigów. Wracam i śpię w swoim łóżku. Z kolei w przypadku żeglarzy pływających na dużych jachtach, sypiających na jachcie dzień, noc, dzień, noc, trochę ich mocniej buja…
W ‘92 roku siedziałeś po raz pierwszy na łódce olimpijskiej, a cztery lata później przywiozłeś medal. Dość szybko! Czy nie uderzyła Ci na początku do głowy sodówka? Czy to nie było za szybko?
Jestem spod znaku Byka, jestem mocno osadzony na lądzie.
Wierzysz w horoskopy?
Nie zwracam na to aż tak dużej uwagi. Natomiast wiem, że dużo osób ma wiedzę na ten temat, więc nawet opowiadając o tym, myślę, że to łatwiej będzie zrozumieć.
Kiedy robiłem test psychologiczny Gallupa, okazało się, że wiele cech przypisywanych zodiakalnemu Bykowi wyszło i w tym teście. Jestem osadzony stopami mocno na lądzie, jestem bardzo konkretny: praktyk, zadaniowiec. Natomiast głowę mam w chmurach. Bardzo często mierzę wysoko i sięgam wzrokiem daleko. Mam wspaniałe marzenia, ambitne cele i też jak widzę tylko jakąś szansę czy okazję – to po nią sięgam. Właśnie po igrzyskach – o to mnie zapytałaś – dużo się działo! Było tyle pokus, tyle zdarzeń, tyle fantastycznych spotkań…
Byłeś młodym chłopakiem, miałeś 21 lat.
Powiem szczerze, że chwytałem wszystko. Tylko na całe szczęście miałem fajnych ludzi wokół siebie, moich rodziców i przyjaciół, którzy trzymali mnie w ryzach i zwracali uwagę w momencie, kiedy widzieli, że przekraczam pewne granice. Po szaleństwie, po powrocie z Atlanty, były spotkania z premierem, z prezydentem, spotkania w zakładach pracy, imprezy, różne nagrody, wydarzenia, podróże po całej Polsce, dyskoteki, gdzie dziewczyny rzucały się… Człowiek faktycznie wariował. Jednak miałem sport. Sport jest fantastycznym kołem ratunkowym.
Fanki szalały i nawet miały różne pomysły, żeby do Ciebie dotrzeć.
Nigdy nie zapomnę pomysłu jednej, która nawiązała ze mną kontakt, podając się za dziennikarkę francuskiej agencji AFP. To była Polka. Nie sprawdziłem legitymacji dziennikarskiej. Fajna rozmowa, ale niedokończona przy okazji wywiadu, który wtedy odbył się w kawiarni. By kontynuować, zaproponowała spotkanie za miastem, co mnie trochę zastanowiło. Później zadzwoniła i przyznała, że nie jestem dziennikarką, ale miło było, to działa. Gratuluję każdej osobie, która wpada na takie pomysły.
Dużo było takich sytuacji z fankami?
W porównaniu do piłkarzy czy gwiazd rocka u mnie było spokojnie.
Jakie rady dziś dałbyś sobie, dwudziestokilkuletniemu Mateuszowi?
Jakbym miał wysłać list dzisiaj, który by dotarł do mnie te 20-25 lat wcześniej, to po pierwsze, powiedziałbym: zadbaj o swoją energię, dbając o trzy podstawowe rzeczy, jak sen, odżywianie i odpoczynek. W moim zawodzie jest dużo napięcia, stresu. Bardzo często zaniedbywałem któryś z tych elementów i parę razy noga mi się powinęła. Mógłbym mieć naprawdę więcej medali olimpijskich. Nie mam ich nie przez to, że założyłem gdzieś zły żagiel albo wykonałem źle zwrot. To był po prostu brak energii. Wstajesz wcześnie rano, bo prowadzisz programy na żywo, to wiesz, jak ważne jest wystartować z pełnym akumulatorem.
Kolejna rada byłaby taka, że jeżeli tylko bym miał możliwość, powinienem wcześniej zacząć żeglować ze świetnymi zawodnikami, ale nie z Polski, a z zagranicy. Przez wiele lat żeglowałem tylko w polskim, że tak powiem, sosie, czyli z Dominikiem, który był kiedyś moim rywalem, a przez 8 lat współpracy zrobiliśmy dwie kampanie olimpijskie, dużo się nauczyliśmy, razem wykonaliśmy kawał dobrej roboty, zdobyliśmy mistrzostwo świata, mistrzostwo Europy.
Jednak we współpracy z obcokrajowcami przez cztery lata żeglowania zdobyłem więcej doświadczenia i wiedzy niż przez wspomniane osiem, a nawet więcej lat żeglowania z Dominikiem.
Cały czas jesteś aktywny, cały czas działasz i odnosisz sukcesy.
Dziękuję, miło mi, że to dostrzegasz. W tym roku mija 40 lat od mojego pierwszego obozu żeglarskiego i tak właśnie sobie myślę, że jest dobrze, ale że jestem w połowie drogi.
Wracając do owej regeneracji. Jak dbasz o jakość snu?
Potrzebuję 8 i pół godziny snu. To jest dużo, ale w ciągu dnia żyję bardzo intensywnie. Staram się nie jeść po 17:00, a jem dużo, bo cztery posiłki w ciągu dnia.
O której kładziesz się spać?
Około godziny 19:00 zaczynam się wyciszać. Nigdy nie biorę telefonu do sypialni. Zostawiam go na wyspie. Zresztą cała moja rodzina zostawia na wyspie w kuchni wszystkie telefony. Mamy w sypialni budzik, który jest analogowy. Kolejna sprawa: wstaję o 5:30, mam wtedy godzinę dla siebie, zanim cały dom się obudzi. O 6:15 chodzę codziennie, nie sam, z wieloma osobami na spacer, na tzw. power walk. Wychodzimy 6:15. Masz ochotę, dołącz do nas!
Nieważne, czy pada śnieg, deszcz?
Codziennie. Marek Kamiński – podróżnik, Asia Flis – znana psycholożka, Natalia Hatalska – futurolożka, Paweł Tkaczyk, który świetnie mówi o marketingu i jest mistrzem świata w tych tematach, Wojtek Herra. Każdy może dołączyć do naszego spaceru, niezależnie, czy mieszka w Szczecinie, w Poznaniu, Sopocie czy Opolu. Zachęcamy do tego, żeby zacząć dzień aktywnie, z dobrą energią, a przy okazji czegoś fajnego się dowiedzieć. Dzisiaj o 6:15 zaprosiłem na power walk Maćka Filipkowskiego – autora podcastu „Zaprojektuj swoje życie”. Przez 25 minut rozmawialiśmy na temat tego, co mógłby zaproponować w pigułce po 256 rozmowach w kwestii „Jak najlepiej zaprojektować swoje życie”. Gadaliśmy sobie idąc, łącząc się ze wszystkimi, i słyszeliśmy: A ja idę w Dublinie, w Irlandii. Ja idę w Poznaniu, ja idę w Giżycku, ja idę z Wami. To dla mnie fajny początek dnia. A wracając do snu, po pierwsze dbam o to, żeby się wyciszyć, iść spać o tej samej godzinie mniej więcej.
Czyli o której?
O 21:00. Zasypiam dosyć szybko.
Ponoć wozisz zawsze ze sobą poduszkę?
Przyjechałem dzisiaj do Warszawy. Mam w walizce swoją poduszkę. W hotelach możesz trafić na wygodną, ale co będzie, jak trafisz na niewygodną? Dużo podróżuję, bo zaraz lecimy na regaty do Włoch, później do Francji i wynajmujemy często dom dla całego teamu. Nigdy nie wiem, co tam zastanę. Dlatego jeżeli mam funkcjonować następnego dnia na 100 proc., muszę ją wziąć. Najchętniej wziąłbym też materac.
Nauczyłem się tego w sporcie, ale przenoszę też do biznesu i wszędzie indziej. Zresztą, kiedy robię power speech i opowiadam o różnych
rzeczach….
A dokładnie o czym?
Występuję zazwyczaj z tematem, który jest w danej chwili, w danej organizacji, wśród pracowników, przede wszystkim menedżerów, dyrektorów, bardzo na czasie. Mam bardzo fajne techniki wyniesione ze sportu, jak motywować siebie, ale też innych. Chociażby wzór na motywację. Nie wiem, czy wiesz, że istnieje wzór na motywację.
Jaki to jest wzór? Chętnie się dowiem
Wzór na motywację jest wypracowany razem z psychologiem sportu Mateuszem Brellą. To jest A x P + Z+ N.
A to atrakcyjność tego, czym się zajmujemy. Mnożymy atrakcyjność przez P, czyli prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu, celu, jeżeli wiemy, że poprzeczka jest zawieszona wysoko, ale wierzymy, że ją możemy przeskoczyć.
Kolejny element składowy tej motywacji to Z jak zasoby, czyli to jest zespół: wiedza, technologia, marka, czas. Ostatni element w tym wzorze to N – niepowodzenia. Jeżeli przepracowałaś wcześniejsze niepowodzenia, wyciągnęłaś wnioski, wzmocniłaś się po nich, to była dobra lekcja, nauka, a nie koszt, który ponosisz, to w przyszłości to zadziała na ciebie motywacyjne, dam radę, nie przez takie rzeczy przeszłam.
Czyli to rodzaj piramidy?
Piramida sukcesu to inna metoda, o której też opowiadam na moich wykładach, przedstawiam, buduję ją przed wszystkimi. Piramida sukcesu to moja ulubiona metoda, z której korzystam 22-23 lata i która pozwala mi osiągać cele, sukcesy i to nie raz, a wiele razy. Buduję tę piramidę przed wszystkimi i to niesamowite, jak dużo osób robi później zdjęcia. Zachęcam wszystkich, żeby zbudowali własną piramidę sukcesu, ale pokazuję jak wiele elementów wpływa na sukces. Kiedy na koniec wyciągam, osłabiam niektóre z tych elementów – piramida się zawala. To świetne zobrazowanie faktu, że jeżeli zadbam o wszystkie elementy, by były mocne, to mam większą szansę na osiągnięcie sukcesu.
Jak można sobie poradzić z niepowodzeniem?
O tym też opowiadam na moich power speechach. Mam trzy metody na dawanie sobie rady z porażką. W dużym skrócie, po pierwsze przyzwalam sobie na popełnianie błędów. Druga metoda: kiedy coś mi nie wyjdzie, np. nie zdobyłem medalu olimpijskiego, mówię: not ready yet. Zabieram się do roboty i wychodzi. Trzecia metoda to jest metoda najszczęśliwszego zwierzęcia na świecie. Metoda złotej rybki. Gold fish ma 10-sekundową pamięć. Niepowodzenie? Bądź jak gold fish, czyli szybko zapomnij i działaj dalej. Oczywiście później trzeba wyciągnąć wnioski, przeanalizować to, ale tu i teraz, kiedy trzeba działać – działaj like a gold fish. To jest super.
Stawiasz sobie jakieś granice, jeśli chodzi o pracę? Mówisz stop, muszę zwolnić i np. jedziesz dwa tygodnie, odcinasz się od wszystkiego, telefon zostaje w plecaku..
Nie. W ciągu dnia tym zawiaduję. W używanej przeze mnie aplikacji pokazane jest, jak zadbać o swoją odporność. Jeżeli stresuję się za dużo w stosunku do, nazwijmy to, odpoczynku i snu, to niedobrze. To doprowadzi do wypalenia zawodowego, różnych innych kłopotów zdrowotnych i psycho-zdrowotnych. Natomiast jeżeli zrównoważę, a najlepiej jak będzie trochę więcej odpoczynku niż napięcia i stresu, to będzie już dobrze. Stąd dbam o siebie pod tym kątem w ciągu dnia. Dodatkowo nauczyłem się, żeby po południu odłączać się powoli od obowiązków.