Kilka tygodni temu Amaury Sport Organisation – właściciel Rajdu Dakar, ale również Tour de France oraz słynnego dziennika „L’Equipe” – zadecydowała, że zamyka klasę quadów. Po 15 latach ścigania po bezdrożach Ameryki Południowej i Arabii Saudyjskiej czterokołowców nie zobaczymy już na starcie najtrudniejszego rajdu świata. Nie przeczę, mocno zabolało. Ale też zainspirowało do refleksji nad przyszłością tej legendarnej rywalizacji.
Czy wiecie, jak zaczęła się historia Rajdu Dakar? Jego twórca Thierry Sabine w 1977 r. podczas jednego z rajdów zgubił się na pustyni w Libii. Spędził na wydmach kilka dni i wpadł na pomysł, że… to doskonały sprawdzian dzielności. Postanowił stworzyć rajd, w którym amatorzy będą zmagać się z pustynią, odmawiającym posłuszeństwa sprzętem, ale przede wszystkim swoimi słabościami, rywalizację, która będzie wystawiać na próbę charakter. Wkrótce potem zorganizował pierwszą edycję Rajdu Paryż–Dakar, która wystartowała w pierwszych dniach 1978 r. Tak narodziła się legenda.
Na pierwszych stronicach dakarowych dziejów, kluczowe było jedno sformułowanie: Rajd Dakar to wyzwanie dla amatorów. Dziś każdy z nas może ocenić, na ile tamta idea jest wciąż żywa. By się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na wymagania wobec zawodników, ale także wysokość wpisowego i koszt takiej przygody. O ile te pierwsze można i trzeba wytłumaczyć troską o bezpieczeństwo, o tyle druga zmienna wskazuje, że zespoły fabryczne stają się priorytetem, a bez wsparcia sponsorów trudno marzyć o sprawdzeniu swoich sił na motocyklu czy w samochodzie.
Zmienił się również charakter rywalizacji. Najlepsi kierowcy jeżdżą w dość komfortowych warunkach. Korzystają z klimatyzacji, hydraulicznych podnośników do zmiany kół, śpią w dobrych hotelach, towarzyszą im fizjoterapeuci i dietetycy. Nie zżymam się na taki stan rzeczy, bo to efekt rozwoju i świadomości potrzeb. Na szczęście jednak w rajdzie pozostało choć kilka utrudnień, jak choćby etapy maratońskie. Zawodnicy nie mają wówczas dostępu do serwisu, nocują w namiotach na środku pustyni z wydzielonymi racjami żywieniowymi. Zakazane są również telefony komórkowe.
Dla mnie jednak wciąż solą Dakaru są ludzie, którzy przyjeżdżają, by zmierzyć się z tym wyzwaniem i pokonać całą trasę. Dlatego zgadzam się, że zwycięzcą jest każdy, kto dotarł do mety. To prywatne zespoły – takie jak nasz, którzy zgodnie z maksymą Sabine: marzenia zamieniają w wyzwanie. W stawce quadów wszyscy byliśmy takimi pasjonatami. W tej klasie nigdy nie powstały zespoły fabryczne. Ani Yamaha, ani Honda nie były gotowe, by zbudować quad gotowy do pokonania takiego rajdu jak Dakar. To oznaczało, że każdy z nas musiał konstruować i testować swój pojazd, a także budować strukturę wewnętrzną. Musiałem więc być zarówno szefem zespołu, jak i zawodnikiem.
Od wyprowadzki Dakaru z Ameryki Południowej, quadowców z roku na rok było mniej. Dodatkowa klasa generuje koszty, ale też wyzwania logistyczne. Brak zespołów fabrycznych nie zwiastuje rozwoju. Z biznesowego punktu widzenia trudno więc się dziwić, że ASO pożegnało się z quadami. Z punktu widzenia idei, którą stworzył Thierry Sabine, sprawa nie jest już tak oczywista. Pozostaje mi tylko radość, że jestem jednym z dziewięciu zwycięzców, a tylko Ignacio Casale i Marcos Patronelli podobnie jak ja pięciokrotnie ukończyli rajd na podium.
Powstaje jednak pytanie, co dalej z Rajdem Dakar? W którym kierunku pójdzie? ASO wyznaczyło strategię przejścia na paliwa alternatywne. Stworzyło klasę „Mission 1000” z motocyklami, samochodami i ciężarówkami napędzanymi wodorem lub energią elektryczną. Z drugiej strony rozwija również formułę „Classic”, czyli rywalizacji pojazdów historycznych. Warunki w stawce dyktują wielkie zespoły fabryczne w klasie samochodów, motocykli, a od niedawna również UTV/SSV. Czy będziemy więc odchodzić od „wyzwania dla amatorów” i coraz mocniej skręcać w kierunku imprezy dla zawodowców? Po zamknięciu programu dakarowego przez Audi nie jestem przekonany, czy elektrycznym pojazdom rzeczywiście uda się całkowicie zdominować rywalizację za kilka lat. A może Dakar przegra rywalizację z e-sportem? To jeszcze ciekawszy scenariusz, który póki co nie mieści nam się w głowach, ale pewnie trzeba wziąć go pod uwagę.
Zanim to się jednak stanie, wiele osób pewnie zapyta, czy dla mnie wykreślenie quadów z Rajdu Dakar to moment pożegnania z tym rajdem. Odpowiem krótko: myślę, że jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa.