FelietonW roli głównej: Woli rower niż Ferrari! Adam Driver

W roli głównej: Woli rower niż Ferrari! Adam Driver

Mariola Wiktor
Mariola Wiktor
dziennikarka filmowa, korespondentka z festiwali filmowych

Adam Driver jako Enzo Ferrari! Legenda, włoski kierowca rajdowy, genialny konstruktor i wizjoner, założyciel fabryki i imperium najsłynniejszych samochodów wyścigowych i sportowych spod znaku czarnego rumaka na żółtej tarczy. Po raz pierwszy usłyszałam o tym od Penelopy Cruz dwa lata temu, na festiwalu w Wenecji. Kiedy zapytałam ją o najbliższe plany, powiedziała, że w Modenie kręci właśnie zdjęcia do filmu Michaela Manna, w którym gra Laurę, żonę Enzo Ferrariego i jest bardzo podekscytowana tym, iż jej partnerem i ekranowym mężem jest Adam Driver.

– To fantastyczny, wszechstronny aktor i niezwykle empatyczny człowiek, z którym łatwo się współpracuje – powiedziała Penelopa. – On szybko zrozumiał i zaakceptował, że chcę pokazać Laurę, która, choć żyje w cieniu męża i przeżywa kryzys, nie jest kobietą zimną i niedostępną, tak jak ją postrzegali ci, którzy jej nie znali.

Film „Ferrari” w reżyserii Michaela Manna wszedł do kin w Polsce 29 grudnia. O samym Enzo za jego życia, a zwłaszcza po śmierci w 1988 r. krążyły i nadal ścierają się bardzo różne opinie. Ci, którzy go znali, mówili o nim: charyzmatyczny, zdeterminowany, wymagający, wszechstronny. Był znany z tego, że skłócał kierowców, by zmotywować ich do większej rywalizacji. Wzbudzał niepokój, cierpiał na klaustrofobię. Niektórzy posuwali się nawet do stwierdzenia, że to we Włoszech człowiek ważniejszy nawet od papieża. Wielu ludzi podziwiało go za to, że mimo przeciwności losu osiągał niebotyczny, światowy sukces. Doceniono także jego przywiązanie i miłość do kraju i Modeny, miasta, w którym się urodził i które rozsławił.

mat. prasowe Monolith Films/ Lorenzo Sisti/Neon / Avalon

W filmie Michael Mann koncentruje się jednak na jednym roku z bogatego życia Enzo. Rok 1957 to czas, kiedy inwestowanie w wyścigi samochodowe doprowadziło firmę Ferrariego do granicy bankructwa. W tym samym roku jego małżeństwo z Laurą przechodziło poważny kryzys, związany ze śmiercią ukochanego syna Dina i odkryciem zdrady Enza. To wtedy Ferrari, próbując ratować wizerunek firmy, zdecydował się postawić wszystkie pieniądze, jakie mu zostały, na przygotowania do startu w słynnym włoskim rajdzie Mille Miglia.
– Próbujesz robić jak największy research, jak to tylko możliwe, a potem zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie będziesz taki jak on – wyznał Adam Driver na ostatnim festiwalu w Wenecji, gdzie „Ferrari” miał swoją premierę.

Aktor spotkał syna bohatera. Piero Ferrari bardzo pomógł w przygotowaniach do filmu. Pokazał ekipie swoje mieszkanie, zdjęcia ojca, oprowadził po fabryce. Z rozmów z byłymi pracownikami Enza wynikało, że każdy z nich nosi w sobie inną wersję swojego szefa. Dlatego Adam w porozumieniu z reżyserem postanowili mocno trzymać się własnej wersji scenariusza. Jego bohater to ktoś, kto żyje pod wielką i nieustającą presją, przybiera różne maski, ale nie okazuje na zewnątrz emocji. Otwiera się tylko gdy jest z kochanką Lianą Liardi i w mauzoleum, w którym pochowany jest jego syn Dino.

– To, co oprócz osoby reżysera najbardziej przyciągnęło mnie do tego filmu, to stan umysłu kierowcy rajdowego – powiedział aktor w wywiadzie dla Filmwebu w Toruniu, gdzie odebrał Złotą Żabę na festiwalu Camerimage. – Było ważne, żeby zrozumieć, jak to jest pozostawać długo w stanie maksymalnego skupienia i pamiętać o wszystkich szczegółach. Jedna chwila nieuwagi i wypadasz z toru albo tracisz czas. Gdy to robisz, gdy się ścigasz, nie ma miejsca na żadne „zewnątrz”. Na nic, co rozprasza uwagę. To nie jest chaos. To jego przeciwieństwo, czyli wielkie skupienie. Myślę, że właśnie z tego powodu, że on był kierowcą wyścigowym, przyszedł taki moment, że wszystko wzięło w łeb. Jego żona dowiaduje się o Linie Liardi. Jego biznes idzie na dno, z powodu obsesji wyścigów, ale on musi utrzymać to skupienie i zaprojektować najszybsze auto.

A jednak w filmie „Ferrari” Enzo w wykonaniu Adama Drivera ani razu nie zasiada za sterami „bestii” z czarnym rumakiem. To dlatego, że w filmie mamy rok 1957. Enzo ma już 59 lat, a w 1932 r. pod naciskiem żony Laury i przyjścia na świat pierworodnego Dina nasz bohater wycofał się z wyścigów i pozostał niezłomny w tym postanowieniu. Podobnie jak z noszeniem charakterystycznych czarnych okularów, których nigdy nie zdejmował od śmierci 24-letniego Dina na skutek dystrofii mięśniowej w 1956 r.
Czy Adam Driver, w końcu nazwisko zobowiązuje, nigdy nie przejechał się jednym z ferrari, które zagrały w filmie? To pytanie najbardziej rozgrzało atmosferę w czasie weneckiej konferencji prasowej.

mat. prasowe Monolith Films/ Lorenzo Sisti/Neon / Avalon

– Producenci nie pozwolili mi jeździć ferrari z powodu umowy ubezpieczeniowej. Nie mogłem nawet dotykać tego, co było najdroższe w całej produkcji, czyli układu kierowniczego i wyposażenia – wspominał aktor. – No i oczywiście bali się także o moje bezpieczeństwo. To były doskonałe repliki tamtych samochodów z lat 50., które kosztowały budżet około 6 mln dol. Owszem raz w czasie preprodukcji udało mi się przejechać takim cudem, ale w tajemnicy, kiedy jeszcze nie było podpisanej umowy… (śmiech!)

Nie wszyscy członkowie ekipy mieli takie zakazy. Patrick Dempsey, który także pojawił się na konferencji prasowej w Wenecji, wcielił się w filmie we włoskiego kierowcę Formuły 1, Piero Taruffiego. Patrick w prawdziwym życiu, poza byciem aktorem jest również kierowcą wyścigowym. Co więcej, posiada własny zespół wyścigowy o nazwie Dempsey-Proton i brał udział w różnych wydarzeniach rajdowych, w tym w kultowym 24-godzinnym wyścigu Le Mans. Na czerwonym dywanie przed Palazzo Cinema i premierą filmu na Lido pojawiła się replika modelu, w którym Taruffi wygrał wyścig.

Zarówno Dempsey, jak i Driver zwrócili uwagę na pewien dość przerażający szczegół. Te modele wyścigowe nie miały pasów bezpieczeństwa. Chodziło o to, że w razie katastrofy uważano, iż lepiej zostać wyrzuconym z rozpędzonego samochodu, niż spłonąć żywcem, nie mogąc wydostać się z pojazdu.

– Enzo stracił w wypadkach na torze kilku kierowców ze swojej stajni w latach 50. – wyjaśnił Adam Driver. – Obecnie technologia mocno dba o bezpieczeństwo kierowców, choć nadal w tym sporcie zdarzają się tragedie. Mój bohater żył w cieniu śmierci. To także dlatego musiał zbudować zbroję dla siebie, schować się za ciemnymi okularami i pracować w nieustającym skupieniu, z maksymalną czujnością konstruować nowe silniki, a jednocześnie żyć chwilą, tu i teraz, bo jutra może nie być.

mat. prasowe Monolith Films/ Lorenzo Sisti/Neon / Avalon

Prywatnie i na co dzień Adam woli jednak spokojniejsze i zdecydowanie wolniejsze pojazdy. Nie wspominam o autobusie, którego kierowcą był w filmie „Paterson” Jima Jarmuscha. To jednak kreacja filmowa, choć solidnie przygotowana, bo aktor specjalnie dla roli ukończył kurs jazdy autobusem. Jednak zdecydowanie najlepiej czuje się poza planem jako kierowca… roweru. Niestety w Nowym Jorku, gdzie mieszka, trzeba być bardzo uważnym na dwóch kółkach.

– Na Manhattanie i na Brooklynie jest zawsze duży ruch i sporo policji patrolującej ulice. Pamiętam, jak kiedyś zagapiłem się na jakąś reklamę i wjechałem na skrzyżowanie już na czerwonym świetle. Natychmiast usłyszałem wycie syreny policyjnej. Zatrzymali mnie, ale zamiast mnie ukarać, poprosili o autograf i zdjęcie. No cóż, upiekło mi się wtedy – wspomniał Driver ze śmiechem w Wenecji.

Jest coś, co łączy Adama Drivera z Enzo Ferrarim. Dziecięcy, a potem młodzieńczy idealizm i to, że obaj przez lata żyli poza światem, w którym pragnęli być. Enzo nie został przyjęty do Fiata, a Adam do szkoły aktorskiej. Miłość Enzo do samochodów narodziła się, kiedy miał 10 lat i ojciec po raz pierwszy zabrał go na wyścigi do Bolonii. Miłość Adama do kina zaczęła się także w wieku 10 lat. Za sprawą dziadka i taty.

– Dorastałem na środkowym zachodzie, w Indianie i było tam wiele wypożyczalni kaset video. Te miejsca były ważną częścią życia, podobnie jak chodzenie do kina. Pozwalały na ucieczkę od rzeczywistości – wspomina Adam w wywiadzie dla Wirtualnej Polski w Toruniu. – Wcześniej kinem zainteresowany był mój tata, gdy był dzieckiem, a mój dziadek nagrywał filmy puszczane w telewizji. Były edytowane bez scen seksu i przekleństw. Dziadek nagrywał te filmy dla mnie i dla mojej siostry, miał z 500 taśm, które katalogował i opisywał. To mnie wciągnęło. Bardzo wcześnie zacząłem oglądać zróżnicowane filmy: od „Szczęk”, przez „Opowieść wigilijna Muppetów”, po filmy Eddiego Murphy’ego i Johna Wayne’a. To kształtowało mój gust filmowy. Potem w wieku 18 lat starałem się zostać aktorem. Pochodzę jednak z tej części USA, w której aktorstwo nie jest rozwinięte, to się więc nie udało. Enzo dorastał we Włoszech i znał więcej tego świata wyścigowego niż ja aktorskiego, ale także pozostawał długo poza miejscem, w którym chciał być tak jak ja.

Przełomem dla Adama, który nie mając pomysłu na siebie, po nieudanej podróży do Hollywood starym lincolnem, który zepsuł się po drodze, i epizodzie sprzedaży odkurzaczy, okazał się… zamach terrorystyczny z 11 września 2001 r. Wstrząśnięty 18-latek w patriotycznym zrywie podjął decyzję o wstąpieniu do piechoty morskiej. Wylądował w bazie Camp Pendleton w Kalifornii. Dzięki codziennym ćwiczeniom okrzepł fizycznie, z chudzielca zmienił się w atletę. Jednak do Iraku nie został wysłany. Ustrzegł go przed tym wypadek na górskim rowerze. Po długiej rekonwalescencji w 2004 r. został zwolniony z armii. Ponownie złożył papiery do Julliard. Tym razem się udało. Zrozumiał, że wojsko dało mu solidną podstawę do kariery filmowej. Nauczyło go pracy zespołowej, dyscypliny, dodało pewności siebie.

Rozpoznawalność przyniosła mu rola w serialu „Dziewczyny” w reżyserii Leny Dunham, jednak prawdziwą sławę kreacja Kylo Rena z „Gwiezdnych wojen. Przebudzenia Mocy”. Od tego momentu kariera Adama nabrała rozpędu. Zachwycił w „Milczeniu” Martina Scorsese, który nazwał go najwybitniejszym aktorem swojego pokolenia, wzruszył w „Patersonie” Jima Jarmuscha, „Historii małżeńskiej” Noaha Baumbacha, szalonej, brawurowej kreacji w „Annette” Leosa Caraxa czy wreszcie jako odtwórca innej ikonicznej postaci włoskich elit Maurizia Gucci w „Domu Gucci” w reż. Ridleya Scotta.

W Julliard poznał Joannę Tucker. Wzięli ślub w 2013 r. Adam Driver i Joanna Tucker bardzo chronią swojej prywatności, nie mają kont w mediach społecznościowych i w zasadzie nigdy nie wspominają o sobie w wywiadach. Wyjątek to wywiad dla Brodway.com. W rozmowie z dziennikarzem tego serwisu Driver przyznał, że to właśnie żona nauczyła go dobrych manier i miejskiego stylu życia.

– Nauczyła mnie, czym jest ser… Gouda i że nie powinienem rozmawiać z pełnymi ustami oraz pluć na chodnik – wyznał ze śmiechem aktor.

Adam i Joanna nie mieszkają w Hollywood, ale na nowojorskim Brooklynie, bo stąd bliżej jest do teatrów na Broadwayu. W domu opiekują się 5-letnim synem i jego zwierzakami. Chłopiec znalazł w schronisku psa, który wabi się Moose. No i jest jeszcze chomik. Adam szczerze go nie znosi. Jednak czego nie robi się dla własnego syna…

– Żona jest dla mnie największą bohaterką – mówił w radiowym wywiadzie, w którym wyjaśniał, skąd u niego dystans do zawodu aktora. – Dzięki niej nie stałem się kabotynem z Fabryki Snów. Stąpam twardo po ziemi.

Pamiętam, kiedy w Cannes po projekcji filmu „Annette” publiczność zgotowała ekipie owację na stojąco, która trwała dobrych pięć minut. Adam zapalił papierosa. Wielu poczuło się dotkniętych, a bulwarowa prasa od razu ogłosiła skandal. Tymczasem to sam reżyser poczęstował Adama papierosem, wiedząc, że nie znosi on oglądania siebie na ekranie. W Cannes nie miał wyboru. Na wideo krążącym po sieci widać było doskonale, że amerykański aktor wygląda na człowieka, który czuje się niezręcznie z powodu całego zamieszania i wolałby udać się w zupełnie inne miejsce. To jego fobia. Podobno wielu aktorów tak ma, łącznie z największymi jak Meryl Streep czy Julianne Moore.

– Nie cierpię oglądać się na ekranie na premierach. Później także. Chodzi o to, że widzę wszystkie moje niedociągnięcia i nic nie mogę już z tym zrobić – mówił w programie Fresh Air.

W listopadzie 2023 r. Adam Driver skończył 40 lat. W ciągu zaledwie kilkunastu lat z prostego chłopaka z Indiany stał się idolem pokolenia Millenialsów. Wciąż powtarza, że jego kariera to „cholerny cud”. Na czym więc polega jego fenomen i tajemnica jego sukcesu?

mat. prasowe Monolith Films/ Lorenzo Sisti/Neon / Avalon

Według krytyków filmowych jest nieprzewidywalny. Przeraża w „Gwiezdnych wojnach. Przebudzeniu Mocy” jako następca swego dziadka Dartha Vadera, szwarzcharakter, który zabija Harrisona Forda, czyli swojego filmowego ojca Hana Solo (z czego latami musiał się tłumaczyć przed swoimi fanami). Według J.J. Abramsa, reżysera filmu, to rzucające się w oczy u Drivera rzadkie połączenie brutalności, niewinności oraz kumulacji nieokreślonych bliżej seksualnych komplikacji przesądziło o powierzeniu mu tej niewdzięcznej roli. Z drugiej strony Adam Driver porusza jako żarliwy misjonarz w „Milczeniu”. Scorsesemu zaimponował sposób, w jaki młody aktor pracował z kamerą, jego poświęcenie. Zaintrygował go miks sprzecznych cech osobowości Drivera, dodający mu mroku, głębi i psychologicznej nieoczywistości. Zdaniem krytyków to Jim Jarmusch zaryzykował najwięcej, proponując Driverowi brawurową rolę w pełnometrażowej fabule „Paterson”, opartej niemal wyłącznie na obserwacji jego niezwykle plastycznej sylwetki i twarzy. W Cannes usłyszałam, że Adam Driver to nowy typ współczesnego amanta, ktoś, kto przyciąga wzrok, jest wyrazisty, emanuje powagą i pewnością siebie, jest wszechstronnie uzdolniony, może zagrać wszystko, nie daje się zaszufladkować, potrafi olśnić w każdej sytuacji, a wreszcie powala niezwykłym niskim, melodyjnym głosem.
Pracował z najlepszymi: oprócz Scorsese, Jarmuscha, angażowali go bracia Coen, Noah Baumbach, Steven Spielberg, Clint Eastwood, Steven Soderbergh, Barry Levinson, Ridley Scott, Michael Mann.

– To, że pracuję z najlepszymi, nie oznacza, że wiem, co robię – wytłumaczył Adam Driver w wywiadzie dla polskiego „Vogue’a”. – Przeciwnie. Ale te spotkania pozwoliły mi zrozumieć coś innego. Nauczyłem się, że ci ludzie są tak wspaniali, ponieważ od zawsze wierni są jednej filozofii: nie ma jednej słusznej odpowiedzi. Może myślisz sobie, że pojawisz się na planie u Martina Scorsese i staniesz się jego kukiełką, która wykonuje jego wolę i słucha wskazówek. Ale nie! On tego nie chce. On oczekuje, że będziesz miał własne zdanie, swoją opinię. Dlatego cię angażuje.

Czy nie chciałby pracować z polskim reżyserem? W Toruniu na Camer-image wielkie wrażenie wywarł na Adamie obraz Jana Matejki „Astronom Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem” w Muzeum Okręgowym.

– Kopernik…, tak, jesteśmy jak bracia – skwitował ze śmiechem aktor, zwracając uwagę na podobieństwo fryzur. Kto wie, może nie tylko na tym się skończy?