Choć z wykształcenia jest geografem, specjalizującym się w ochronie środowiska, to naprawdę pochłania go piosenka. Choć nie jest zawodowym piosenkarzem, śpiewa i nagrywa od 65 lat. Choć mieszka od 1968 r. w USA, nie czuje się do końca jankesem. Jak mówi, bez Polski żyć nie może. Nie wyobraża sobie też życia bez śpiewania.
Michała poznałem w 1996 r. w Nowym Jorku, kiedy realizowałem dzieło mojego życia – film dokumentalny o słynnym kurierze, naszym narodowym bohaterze, profesorze Janie Karskim. Michał pomagał nam w czasie sesji zdjęciowych w Waszyngtonie. Przeuroczy, empatyczny, elegancki mężczyzna. Szybko złapaliśmy tak zwaną chemię i przyjaźnimy się od prawie 40 lat.
Michał pochodzi z polskiej rodziny o żydowskich korzeniach. Dziadkowie mieli okazały młyn w Piaskach pod Lublinem. Rodzice uratowali się przed Holokaustem, uciekając do ZSRR. Michał urodził się w Omsku na Syberii. Rodzice po II wojnie światowej prowadzili mały sklepik z częściami samochodowymi w Lublinie. On w tym mieście studiował geografię na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Na estradzie debiutował mając 15 lat. Był pierwszym polskim wykonawcą słynnego przeboju Paula Anki „Diana”, co zyskało mu przydomek „Polskiego Paula Anki”. Pierwsze kroki stawiał w Domu Kultury Kolejarza w Lublinie. Zdobywał liczne nagrody i wyróżnienia w konkursach, plebiscytach i giełdach piosenkarskich (m.in. II nagroda na Ogólnopolskim Konkursie Muzyki, Pieśni i Tańca Wrocław 1961 r., I miejsce na giełdzie Piosenki Polskiej, Warszawa 1966; Ogólnopolska Studencka Piosenka Roku, „32 grudnia” 1966, III nagroda Festiwalu Artystycznej młodzieży Akademickiej FAMA, 1967 r., Świnoujście; finalista Konkursu Piosenki Studenckiej w Krakowie.
Popularność i sławę przyniósł mu przebój „Konik na biegunach”. Utwór ten na estrady ogólnopolskie Michał Hochman „wyprowadził” z kabaretu „Cyrulik”. Jego twórcami byli krakowscy autorzy Jacek Dybek i Franciszek Serwatka. Po raz pierwszy wykonał „Konika” w audycji radiowej „Mikrofon dla wszystkich” w 1962 r., a później nagrał go dla III Programu Polskiego Radia z warszawskim zespołem „Kawalerowie” w 1965 r. W 1965 r. zakwalifikował się do grupy Pagartu z tym utworem na Festiwal w Opolu, ale organizatorzy festiwalu stwierdzili, że piosenka jest zbyt plebejska i prymitywna, więc dali w zamian piosenkę „Buzi od Rózi”, którą Michał odrzucił i odmówił udziału. W 1966 r. wystąpił w Opolu. Jednak to, co zaskakujące, nie zaśpiewał tam popularnego już wtedy przeboju. Zaśpiewał tam wtedy poetycki utwór „32 grudnia” oraz „Złoty uśmiech”.
Piosenka ta została w 1966 r. uhonorowana tytułem Studenckiej Piosenki Roku. Śpiewał ją również na Festiwalu Piosenki „Opole 1966” w ramach Maratonu Kabaretowego, w czasie finału Piosenki Studenckiej w Krakowie w 1965 r. oraz dwa lata później na FAMIE w Świnoujściu. Janusz Piwko, doskonały muzyk i kompozytor był autorem tej piosenki.
Przyszedł 1968 r. i antyżydowska nagonka – rodzina Hochmanów postanowiła emigrować do USA. Michał czekał w Wiedniu na wizę, a potem na swą dziewczynę z Warszawy, która nigdy do niego nie dojechała. Początkowo w nowej ojczyźnie imał się różnych prac, głównie fizycznych. Po paru latach przypadkowo został zatrudniony w Metropolitan Muzeum of Art, skąd otrzymał wspaniałe rekomendacje, dzięki którym dostał się do prestiżowej University of Pennsylvania w Filadelfii. Tam też otrzymał tytuł magistra regionalnego planowania. W połowie lat 70. osiadł w niewielkim miasteczku Roosevelt, w pobliżu uniwersyteckiego miasta Princeton (stan New Jersey). Wybudował tu własnymi rękami swój dom marzeń. Choć jest drewniany, jak większość wybudowanych tu „kanadyjczyków”, to wyróżnia się niezwykłą architekturą. Dominuje w nim przeszklony na wysokość 5 metrów salon, który jednocześnie stanowi studio nagrań i minisalę koncertową.
Choć do niedawna jeszcze pracował jako urzędnik do spraw ochrony środowiska (wydawał m.in. zezwolenia na budowy w słynnej mekce hazardu Atlantic City), to w każdej wolnej chwili chwytał gitarę i grał. W zasadzie nie było miesiąca, aby w jego domu nie zjawiło się 80‑100 osób na koncercie, którego królem wieczoru był Michał. To był bardzo gościnny dom, szczególnie dla Polonusów. Częstymi gośćmi byli tu jego przyjaciele z Lublina, członkowie zespołu Budka Suflera, ale też wiele innych kapel i wykonawców, których Michał znał z lat 60. z Polski i tych, którzy przyjeżdżali na występy do Stanów latach 80.-90. Marzył jednak, aby występować w Polsce. Coraz częściej pojawiał się w ojczyźnie, która go wyrzuciła w ‘68. Sentymentalne powroty łączył z działalnością artystyczną. Zwykle zaczynał w legendarnym lubelskim klubie Hades, miejscowej rozgłośni radiowej. Ale miejsce, gdzie czuje się najlepiej, to Kazimierz, tam też koncertował na festiwalu filmowym „Dwa brzegi”.
W czasie pobytów w Polsce nagrał m.in. dla TVP program muzyczny pt. „Wspomnienia Konika na biegunach”. Zarejestrowano także jego koncert telewizyjny pt. „Tych miasteczek nie na już”. Często bierze udział w koncertach organizowanych dla Polonii w USA. Kiedyś miałem przyjemność prowadzić jeden z nich w konsulacie RP w Nowym Jorku. Nagrał kilka płyt. Pierwsza – „The Best of Michał Hochman” to zbiór piosenek lat 60., których nie zdążył nagrać w Polsce. Na drugiej płycie pt. „To była miłość” autorami tekstów są: Jerzy Księski, Agata Tuszyńska, Franciszek Serwatka, Jolanta Naklicka, Jim Groce, kompozytorami zaś M. Hochman, Romuald Lipko, Franciszek Serwatka, Eric Clapton.
Według nieżyjącego lidera Budki Suflera Romualda Lipki „przyniósł… zaskakująco-fascynujący performance, łączący romantyczność przeszłości ze świeżością nowych aranżacji i jestem pewny, że ta płyta zdobędzie nowych entuzjastów jego twórczości”. Poeta i przyjaciel Hochmana mówił, że „charakter ekspresji Michała to naturalność, prostota, skromność. Towarzyszy temu ogromna sympatia do spraw zwyczajnych i codziennych, uczuć ludzkich, o których śpiewa, poetycka świeżość marzenia i swoboda poruszania się w krainie marzeń i rzeczywistości. Potrafi on nawiązać z nimi bezpośredni kontakt, który zaprasza nas do wspomnień i marzeń…”.
Przez lata śpiewał po polsku. Przyjaciele, wśród nich i ja, namawialiśmy go, aby w swej twórczości sięgnął do swych rodzinnych korzeni, czyli repertuaru żydowskiego. Choć słabo zna jidisz, znamienicie śpiewa w tym języku piosenki jeszcze sprzed wojny oraz te późniejsze, o tragicznym wydźwięku. To było jego nowe otwarcie, utrwalone w ostatnim albumie „Tych miasteczek nie ma już”. Odbył dziesiątki występów, w tym najważniejszy na warszawskim Festiwalu Singera. Często miewa koncerty w warszawskim klubie „Kalinowe serce” oraz w Polskim Radiu Lublin. Z okazji Święta Niepodległości dał koncerty w Nowym Jorku i Krakowie przed sześciotysięczną publicznością. Obecnie przygotowuje się do wydania następnej płyty, składającej się z nowych kompozycji Adama Abramka, Romualda Lipki, Igora Jaszczuka, do słów Andrzeja Sikorowskiego, Igora Jaszczuka, Juliana Tuwima, Remigiusza Grzeli.
Z okazji 50. rocznicy Marca ‘68 powstał film dokumentalny Agnieszki Arnold „U siebie” o Michale i jego rodzinie.
Michał przez wiele lat próbował ułożyć sobie prywatne życie. Po kilku nieudanych doświadczeniach małżeńskich od lat jest w szczęśliwym związku z emigrantką o żydowsko-polskich korzeniach Larissą Baldovin, kobietą o niezwykłej ekspresji i artystycznych pasjach. Larissa mieszka w Nowym Jorku, w tajemniczym, ponad stuletnim domu, leżącym w przepięknej dzielnicy Brooklynu nad brzegiem Atlantyku. Wnętrze domu i jego kilkudziesięciometrowy salon oddają duszę właścicielki. Larissa, jeśli chodzi o charakter, to zupełne przeciwieństwo Michała. On romantyk, cichy, opiekuńczy, wręcz spolegliwy. Ona – wulkan tysięcy pomysłów i przedsięwzięć, nie tylko artystycznych.
To artystka używająca fotografii jako formy swojej ekspresji. Tworzy od lat w Nowym Jorku i w Warszawie. Stworzyła ponad 40 intrygujących, wielowątkowych tematycznie albumów, każdy zawierający przeciętnie od 700 do 800 fotosów. Konceptualną inspiracją tego, jak mówi, „była chęć zatrzymania w pamięci momentów, zanotowanie istniejących ułamków sekundy czegoś efemerycznego z człowieka emocji – chęć podzielenia się z widzem wyjątkowością tej chwili”. Niektóre z albumów tworzą formę dokumentu, pamiętnika – kapsuły czasu. Jej intencją jest podzielenie się prywatną refleksją z przyjaciółmi bliskimi artystce jako formą poetyckiego dialogu. Wiele lat poświęciła przygotowaniu książki – albumu, poświęconemu losom polskich Żydów, którzy w latach 50. i 60. przed przymusową emigracją mieszkali w Gliwicach.
Od wielu lat artystka bardzo blisko współpracuje w dziedzinie fotografii artystycznej oraz komputerowego opracowania ze znanym nowojorskim artystą malarzem, rzeźbiarzem polskiego pochodzenia Tadeuszem Mysłowskim. Jedno z ich dzieł znajduje się obecnie na wystawie plakatu w Narodowym Muzeum w Lublinie. Larissa posiada studio fotograficzne w Warszawie, gdzie obecnie pracuje nad projektem fotografowania osób, które są dla niej inspiracją, jak i wielu innych. Niedawno w hotelu Westin w Warszawie odbył się wernisaż jej prac „Trzy miesiące w Nowym Jorku”.
Oboje od lat mają polskie paszporty. Tak mocno związali się na nowo z krajem, że kupili apartament w Warszawie na 25 pietrze, w jednym z najpiękniejszych wieżowców stolicy – Cosmopolitanie. Mieszkają na przemian w Nowym Jorku i Warszawie. Przez lata wtopili się w środowisko artystyczne naszego kraju.
Michał szykuje kolejną trasę koncertową po Polsce. Przecież niedługo skończy zaledwie 80 lat.