WywiadyTeraz miejscem mojej służby jest Polska

Teraz miejscem mojej służby jest Polska

Bardzo powściągliwie, ale bardzo profesjonalnie o swojej służbie ojczyźnie na warszawskiej placówce mówi ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew w rozmowie z Andrzejem Braiterem.

Panie Ambasadorze, to pierwsza Pana misja w Polsce. Jak się Pan czuje w naszym kraju? Jak długo Pan już jest Warszawie jako dyplomata?

Pracuję w Polsce od września 2014 r. Przez z górą sześć lat miałem czas, żeby się oswoić, więc nastrój mam normalny, roboczy.

Czy polubił Pan Warszawę jako miejsce swojej pracy? Czy Pańska rodzina czuje się tutaj dobrze?

Dla zagranicznych dyplomatów i ich rodzin Warszawa jest ciekawym i wygodnym miejscem do życia.

Ma Pan duże doświadczenie zawodowe, jest Pan też po raz kolejny na placówce dyplomatycznej jako ambasador. Jak to jest być dyplomatą rosyjskim w Warszawie, z którą wzajemne relacje są tak skomplikowane, wprost trudne?

Polska jest naszym sąsiadem, dużym państwem europejskim. Do stosunków z nią w naszym kraju zawsze przywiązywano wielką wagę. Być rosyjskim dyplomatą w Warszawie to odpowiedzialna misja, wymagająca dobrego przygotowania, profesjonalizmu oraz poważnego podejścia do sprawy.

Zawodowy dyplomata musi być przygotowany na radzenie sobie z krytyką lub bardzo trudnymi sytuacjami dla racji stanu, której bronić. Jak Pan to robi? Czy zawsze wychodzi Pan obronną ręką ze słownych utarczek albo towarzyskich czy oficjalnych dyskusji, jak Pański szef, minister Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej Ławrow, który znany jest z tego, że świetnie sobie radzi w takich sytuacjach?

W tym roku minęło 40 lat od rozpoczęcia mojej służby dyplomatycznej. Obrona interesów swojego kraju jest głównym sensem tej pracy. Jak dyplomata radzi sobie ze swoimi zadaniami – to nie jemu oceniać, lecz jego przełożonym. Moje pokolenie radzieckich i rosyjskich dyplomatów naprawdę miało szczęście pracować pod kierunkiem i uczyć się od wybitnych ministrów spraw zagranicznych, takich jak Andriej Gromyko, Jewgienij Primakow, Siergiej Ławrow.

Był Pan pracownikiem różnych ważnych departamentów MSZ Federacji Rosyjskiej, w tym dyrektorem generalnym tego ministerstwa. Co oznacza w pragmatyce służby państwowej pełnienie takiej roli? Jakie kryteria doboru do pracy dyplomatycznej stawia rosyjski MSZ młodym adeptom sztuki dyplomatycznej?

Pracowałem nie jako dyrektor generalny, ale jako dyrektor sekretariatu generalnego MSZ Rosji, to jest skromniejszy urząd. W służbie państwowej, niezależnie od stanowiska, wymagania są niezmienne – być wiernym swojemu krajowi, bronić jego interesów, wykonywać swoją pracę uczciwie, rzetelnie i profesjonalnie. Młodzi pracownicy, którzy przychodzą do pracy w rosyjskim MSZ, powinni być na to przygotowani, jak zaś potoczy się ich kariera i jakie miejsca wypadnie odwiedzić, to życie pokaże.

Jak Pan przekazywał swoją kolosalną wiedzę młodej generacji rosyjskich dyplomatów? Wykłady, lekcje, był pan mentorem i przewodnikiem na ich drodze do profesjonalizmu? Jak Pan definiuje profesjonalizm?

Aby zostać dyplomatą, trzeba mieć dobre wykształcenie, ale naprawdę zawodu dyplomaty można się nauczyć tylko w praktyce. Profesjonalizm zdobywa się poprzez praktyczne doświadczenie zawodowe. Uczymy się od starszych i z kolei przekazujemy nasze doświadczenia młodszym kolegom. W swoim czasie miałem wspaniałych nauczycieli i mentorów. Mam nadzieję, że moi młodsi koledzy też nauczyli się czegoś przydatnego ode mnie.
Profesjonalizm – to jest odpowiedzialne, kreatywne podejście do swojej pracy, zainteresowanie nią, umiejętność wykonywania jej jakościowo i skutecznie.

Wychowałem się po drugiej stronie Atlantyku i tam panuje przekonanie, że dyplomacja rosyjska jest bardzo profesjonalna i przykłada wielką wagę m.in. do kształcenia swojej kadry: nauka wielu języków, w tym bardzo rzadkich, posiadanie pogłębionej wiedzy o kraju, do którego ktoś się udaje. Czy Pan przechodził takie szkolenie w młodości ?

W 1980 r. ukończyłem MGIMO – Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych (obecnie uniwersytet) MSZ ZSRR (obecnie MSZ Rosji). Jest to główna kuźnia kadr radzieckiej i rosyjskiej służby dyplomatycznej. Moi koledzy i ja odnosimy się do swojej alma mater z ogromną miłością i szacunkiem, uważamy naszą uczelnię za najlepszą na świecie, choć jest to chyba nasza subiektywna, „korporacyjna” opinia. MGIMO ma swój hymn, którego muzykę i tekst w latach 90. napisał Siergiej Ławrow; wówczas nie był jeszcze ministrem. Są tam takie słowa o naszym instytucie:


On nam otworzył drogę do obcych
wybrzeży,
I on nauczył nas kochać Ojczyznę
I razem z nią przeżywać radość, tak
samo jak i wstyd,
Przeżywać wszystko, co wypada
w życiu.


Po studiach kontynuujemy naukę, zdobywamy nową wiedzę i doświadczenie przez całe nasze życie zawodowe.

Mówi Pan płynnie po polsku, ale również po portugalsku i chyba w jakimś skandynawskim języku, nie mówiąc o języku angielskim, ma Pan także rozległą wiedzę o krajach swojej misji i z pewnością o polityce międzynarodowej też. Jak Pan ocenia siebie? Jest Pan lepiej przygotowany do wypełnienia misji zawodowo niż inni zagraniczni dyplomaci?

Do moich zagranicznych kolegów zawsze à priori podchodzę z szacunkiem i ze swojej strony oczekuję od nich profesjonalnego podejścia do naszej współpracy. Ocena pracy dyplomaty, jak już wspomniałem, leży w gestii kierownictwa.

W Polsce stosunek do Rosji jest złożony, nasycony ogromnymi emocjami i przenikający się z polsko-rosyjską historią, często bardzo trudną. Mimo to wydaje się, że liczni Polacy lubią Pana i szanują. Potwierdzają ten fakt tłumy gości przybywających na przyjęcia, jakie wydaje Pan z okazji święta narodowego swojego kraju w budynku Ambasady w centrum Warszawy oraz na koncerty muzyki klasycznej, które Pan z małżonką organizuje. Gdzie zatem leży sekret sukcesu dyplomaty?

Nie chciałbym mówić o swoich sukcesach czy porażkach – ich ocena, powtarzam, jest prerogatywą Centrali. Na przyjęcia i koncerty w Ambasadzie goście przychodzą, aby wyrazić sympatię i szacunek dla naszego kraju, oddać hołd osiągnięciom jego kultury. Nie należy szukać tu jakiejś szczególnej zasługi ambasadora.

Czy w trudnych dwustronnych relacjach udało się Panu uczynić jakiś postęp na rzecz ich poprawy? Zdobył Pan serca administracji tego kraju i naszego społeczeństwa, czy raczej droga do tego jest jeszcze daleka?

Jeśli oceniać ewolucję stosunków rosyjsko-polskich w czasie mojej pracy w Warszawie, to nie da się mówić o jakimś postępie. Realnie oceniam swoje możliwości w obecnych okolicznościach. Co do „zdobywania serc” polskiego społeczeństwa, to oczywiście nie sprawa ambasadora Rosji tu i teraz. Po prostu staram się rzetelnie wykonywać swoją pracę.

Wiemy, że Pan i Pańska rodzina darzą Polskę sympatią, dlatego m.in. przyjechał Pan tu jako dyplomata. Nie żałuję Pan tej decyzji?

Dyplomata pracuje tam, gdzie go wysyła kierownictwo. Pracuję w Polsce, na ważnym kierunku naszej polityki zagranicznej, jest to dla mnie poważne wyzwanie zawodowe. Staram się dobrze wykonywać swoją pracę i niczego nie żałuję.

Jest Pan specjalistą od spraw afrykańskich, europejskich i z pewnością wielu innych, których nie dane mi było poznać. Zna Pan język polski zdumiewająco dobrze, zna Pan świetne polską kulturę, historię i kinematografię, jak żaden inny dyplomata w Warszawie. Odwiedził Pan wiele polskich miast i chyba lubi Pan Polaków, chociaż na korcie tenisowym nie ma Pan litości dla swoich polskich partnerów. Czy sądzi Pan, że możemy któregoś dnia zbudować takie relacje, jak Niemcy i Francja?

Wielu moich kolegów – zarówno w naszej Ambasadzie, jak i w innych tutejszych placówkach – zna Polskę o wiele lepiej ode mnie. Co do tenisa, drogi Andrzeju, nasz z Tobą mecz na skromnym, „średnio dyplomatycznym” poziomie trwa z przerwami już dobre 20 lat i na jego przyjazną atmosferę nigdy nie wpłynęły żadne przemiany w stosunkach rosyjsko-polskich. Natomiast stosunki między Rosją a Polską moim zdaniem powinny być normalne, w miarę możliwości życzliwe i obopólnie korzystne. Z całym szacunkiem dla doświadczeń Niemiec i Francji – ledwie pasują one do stosunków rosyjsko-polskich.

Czemu wobec tego za Pańskiej kadencji i mimo wytężonej pracy w Warszawie nie odnotowano postępów w rozwiązaniu kluczowych problemów dwustronnych, nie odnotowano wizyt bilateralnych i spotkań w stosunkach polsko-rosyjskich w tym czasie, mimo że nie szczędził Pan wysiłków?

Krótko mówiąc, po prostu nie widzimy ze strony naszych polskich partnerów woli politycznej, chęci utrzymywania z Rosją normalnych stosunków. O ewentualnych przyczynach nie będę snuł żadnych przypuszczeń – ambasadorowi to nie przystoi.

Czy życie rosyjskiego dyplomaty obfituje w Warszawie w wiele trudności i wyzwań w codziennej pracy? Czy Polska strona jest łatwym partnerem we współpracy? Czy to są kontakty gentlemanów, czy już nie?

Panie Redaktorze, drogi przyjacielu, byliśmy ambasadorami naszych krajów w Angoli, kiedy toczyła się tam wojna. Tam to dopiero były „trudności i wyzwania”, z którymi tych lub innych tutejszych przykrości nie da się porównać. Oczywiście nie jest nam obojętnie, że w polskich mediach głównego nurtu toczy się niekończąca się wojna informacyjna przeciwko naszemu krajowi pod hasłem: „o Rosji albo źle, albo nic”. Głęboko obraża nas wojna z pomnikami radzieckich żołnierzy-wyzwolicieli na terytorium Polski, próby wymazania z naszej wspólnej historii wszystkiego, co było w niej dobre i przedstawienia Rosji jako głównego źródła polskich nieszczęść. No cóż, takie są czasy. Jednak wokół nas żadnej szklanej ściany nie ma. Potrafimy normalnie komunikować się z polskimi kolegami, gdy zachodzi taka potrzeba, w życzliwy i profesjonalny sposób.

Jak Pan ocenia obecne dwustronne relacje gospodarcze? Czy potencjał obu państw – Polski i Federacji Rosyjskiej – jest w pełni wykorzystany? W jakim obszarze i mimo pandemii nasze kraje mogłyby rozbudowywać relacje handlowe i gospodarcze poza istniejącymi sankcjami gospodarczymi?

Rosja i Polska pozostają dla siebie ważnymi partnerami handlowymi, chociaż w porównaniu ze „szczytowym” 2013 r. nasze obroty handlowe zmniejszyły się o połowę – zarówno z powodu sankcji, jak i niekorzystnej koniunktury na świecie. Oczywiście przy dobrej woli potencjał naszej współpracy gospodarczej mógłby zostać wykorzystany w znacznie większym stopniu, ale w obecnych warunkach mamy to, co mamy.

Jaka jest zasługa w realizacji celów Pańskiej misji w Polsce Pańskiej małżonki, która jest bardzo aktywna społecznie, biorąc udział w wielu inicjatywach i promując Federację Rosyjską, biorąc udział w koncertach rosyjskich twórców i artystów, którzy odtwarzają i prezentują zawsze utwory polskich kompozytorów? Czy małżonka dyplomaty rosyjskiego odgrywa istotną rolę w jego pracy?

Moja żona Polina i ja jesteśmy nierozłączni od 40 lat mojej służby dyplomatycznej. We wszystkim, co osiągnąłem, jej zasługi są niezastąpione, a w pewnych aspektach nawet decydujące. Jest moim najbliższym przyjacielem, niezawodnym pomocnikiem, mądrym doradcą, a gdy jest ku temu powód – również surowym krytykiem. Oczywiście to głównie Polina wychowała nasze córki, a teraz pomaga wychowywać wnuki. Jestem przekonany, że dla dyplomaty dobra rodzina jest najważniejszym warunkiem udanej pracy.

Zawsze zadaję to pytanie zagranicznym dyplomatom: czy Pana misja dyplomatyczna w Warszawie jest w Pańskiej opinii ukoronowana sukcesem, czy jest jeszcze jakiś cel, który chce Pan zrealizować ?

Zaznaczyłem już, że przy obecnym stanie stosunków polsko-rosyjskich mówienie o sukcesach mojej misji w Warszawie byłoby dziwne. Ucieszyłbym się, gdyby przed jej zakończeniem sytuacja zaczęła się zmieniać na lepsze.

fot.: Przemysław Stoppa

Federacja Rosyjska, sąsiad Polski, to supermocarstwo. Państwo, które posiada miejsce stałego członka w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i jest coraz bardziej aktywne na międzynarodowej scenie politycznej, nie tylko w swoim regionie, ale i na całym świecie. Można powiedzieć, że Rosja wraca na międzynarodową scenę polityczną, wywołując czasami obawy u niektórych sąsiadów. Czy słuszne to są obawy? Jak Pan postrzega rolę swojego kraju we współczesnym świecie i w międzynarodowej polityce zagranicznej? Jako stabilizatora sytuacji międzynarodowej czy sędziego wprowadzającego równowagę w świecie pojawiających się nowych potęg polityczno-gospodarczych? Już nie tylko ChRL, Indii czy Brazylii, ale za 25 lat również Nigerii, przy jej obecnym wzroście gospodarczym i demograficznym.

Rosja nikomu nie zagraża. Nie ma wobec nikogo roszczeń terytorialnych, nie narzuca nikomu własnych porządków ani światopoglądu, tak że nie ma żadnych podstaw, aby nas się obawiać. Rosja prowadzi spokojną, odpowiedzialną, racjonalną politykę, nalega na ścisłe przestrzeganie prawa międzynarodowego przez wszystkie kraje. Jesteśmy gotowi budować przyjazne, wzajemnie korzystne i pełne szacunku relacje z tymi, którzy z kolei tego chcą. Nie lubimy i nie tolerujemy, gdy lekceważy się nasze uzasadnione interesy, gdy się nas oszukuje, gdy się nam grozi, gdy się na nas naciska – wtedy reagujemy stanowczo i twardo.
Uważamy, że nasz potencjał obronny powinien być wystarczający do zapewnienia bezpieczeństwa Rosji, naszym przyjaciołom i sojusznikom przed wszelkimi zagrożeniami z zewnątrz. Oczywiście opowiadamy się za szeroką współpracą międzynarodową w celu utrzymania międzynarodowej stabilności, pokoju i bezpieczeństwa. Nie ubiegamy się o rolę arbitra w sprawach międzynarodowych, ale jesteśmy gotowi pomagać naszym partnerom w osiągnięciu porozumienia.

Jak Pan ocenia stosunki dwustronne? Na płaszczyźnie politycznej, gospodarczej i kulturalnej? Jaka jest Pańska ocena obecnych bilateralnych relacji?

Niestety trzeba uznać, że nasze stosunki polityczne są bardzo złe, stosunki gospodarcze pozostawiają wiele do życzenia, więzi kulturowe zapadają się coraz głębiej pod wpływem niekorzystnej koniunktury politycznej.

Panie Ambasadorze, na początku Pańskiej kariery była Afryka, czyli Mozambik, Angola, Wyspy Św. Tomasza i Książęca, potem była głównie Europa i teraz Warszawa… Jakaś kolejna stolica Europy Wschodniej czy powrót do Afryki? Gdzie leży Pańskie serce? Mam na myśli serce zawodowe. Czy Pańskie misje mają coś wspólnego z jakąś specjalizacją zawodową?

Zawsze pracowałem tam, gdzie moje kierownictwo uważało, że należy mnie skierować. Teraz miejscem mojej służby jest Polska, a co będzie dalej – zobaczymy.

fot.: Przemysław Stoppa