WywiadyOd dziecka chciałem, żeby mnie słuchano

Od dziecka chciałem, żeby mnie słuchano

Zagrać u Tarantino – to jest coś. Rafałowi Zawierusze to się udalo, a Katarzynie Paskudzie opowiada, jak to jest stać się częścią hollywoodzkiej rodziny, jak się odreagowuje ten strez i przyjemność. Mówi też o „proroctwach, które zwiastowały ten sukces i o swoich najnowszych produkcjach.

Czy już zakończyły się zdjęcia do „Gierka”?
Tak. Uważam, że zrobiliśmy naprawdę kawał dobrego kina. Jestem dumny i szczęśliwy, że mogłem w tym projekcie uczestniczyć.

Michał Koterski bardzo się przygotował do roli. Czy Ty również przeszedłeś taką metamorfozę jak on?
Do roli musiałem trochę przytyć, jednak szczęśliwie zbiegło się to z początkiem pandemii, kiedy miałem mniej ruchu i przybrałem na wadze. Teraz już jestem w fazie zrzucania kilogramów – wróciłem do regularnego uprawiania sportu i lżejszych posiłków. Na szczęście mój metabolizm póki co mi w tym pomaga.

Kiedy „Gierek” wchodzi na ekrany?
Jesienią przyszłego roku. Tuż po moich urodzinach, które wypadają 12 października.


Dlaczego pozostaje tajemnicą, jaką rolę tam grasz?
Takie są założenia promocji filmu. Żeby dozować informacje. To działa na ciekawość widza. Jak wszystko wiesz od razu, nie ma zaskoczenia. To dobrze, gdy od początku działa przy filmie profesjonalny PR i jest stworzony cały plan, w jaki sposób przekazujemy informacje.

Fotograf Katarzyna Paskuda

Co dało Ci największą popularność?
Nie zastanawiam się nad tym. Jestem aktorem i pracuję. Ważne jest to, że zdałem do szkoły teatralnej, że ją skończyłem i gram w Teatrze Współczesnym, że po zdjęciach do filmu Quentina Tarantino udało mi się zagrać w kilku naprawdę dobrych filmach, że idę krok po kroku…

To sporo.
Myślę, że tak, ale na tym polega bycie aktorem. Aby się wspinać, rozwijać, poznawać nowe i przeć do przodu.
Niektórzy są aktorami i nie mają filmografii. Niestety tak jest, a wielu z nich to niezwykle utalentowani aktorzy.

Do tego trzeba mieć szczęście i zdolności.
Trzeba mieć szczęście i wydaje mi się, że je mam. Zdolności cały czas szlifuję, a o popularność nie zabiegam za wszelką cenę. Nie o to w tym chodzi. Nie chcę być celebrytą, ale zaznaczam, że nie mam tutaj nic złego na myśli, mówiąc „celebryta”.

Uzdolnionych aktorów jest dosyć dużo, więc może Twoje szczęście polega na tym, że trafiasz na odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie?
Zgadzam się. Jest mnóstwo zdolnych aktorów, operatorów, filmowców. Nie każdego zauważa się od razu. Dlatego uważam, że obowiązkiem ludzi bardziej rozpoznawalnych jest wciągnie nowych osób na pokład, dawanie im przestrzeni i możliwości do pokazania się.

Fotograf Katarzyna Paskuda

No tak, ale z drugiej strony, gdy kogoś lubisz, do kogoś się przyzwyczaisz, to przecież nie zaprosisz do współpracy zamiast niego kogoś innego?
Chodzi o szansę a nie o to, żebyś miał/miała dziesięć filmów, w których jest Zawierucha, Zawierucha, Zawierucha…

Na pewno tak, bo wtedy Zawieruchy już nigdzie nie będą chcieć.
Może być i tak.

Skąd się wzięło Twoje zamiłowanie do filmu, do ekranu? Przecież brat jest wybitnym kucharzem.
Na pewno stąd, że od dziecka było mnie wszędzie pełno. Zawsze dużo mówiłem, czasem aż za dużo. Aktorstwo wzięło się z tego, że od dziecka chciałem, żeby mnie słuchano. Mam troje starszego rodzeństwa, rodzice wzięli pod swoje skrzydła także kolejne dzieciaki – tak stworzyli rodzinny dom dziecka. Miałem chwilę buntu i to też spowodowało, że chciałem się jakoś wyrażać inaczej, działać. W czasach liceum trafiłem do koła teatralnego Lecha Sulimierskiego i tak się zaczęło. Później za trzecim razem dostałem się do szkoły teatralnej.

A Ty siebie nie męczysz swoim gadaniem?
Nie, bo ja siebie nie słyszę. Czasem się mówi: „Posłuchaj, co ty gadasz”. Ale ja bardzo lubię się dzielić tym, czego doświadczyłem, co poznałem i o czym marzę. Czy to źle, dobrze? Nie wiem. Człowiek wyznacza sobie cele i choć nie zawsze je osiąga, po drodze może się okazać, że samo dążenie do czegoś, dało już dużo satysfakcji i pomogło odnieść sukces.

Miałeś chwile zwątpienia w to, co robisz?
Nie, nie miałem.

Fotograf Katarzyna Paskuda

Czy kiedy byłeś w szkole, myślałeś o tym, by być aktorem, ale takim popularnym, takim z Hollywood? Aktor teatralny nie zawsze jest popularny.
Zabawne, że o to pytasz. Kiedy byłem dzieciakiem, moja siostra Edyta przeprowadzała ze mną wywiady. Przebierałem się za dziewczynę – kapelusze, sukienki, szminki. Edyta była moim bodyguardem albo przebierała się za dziennikarkę, brała mikrofon (mój tato jest organistą, więc zawsze mieliśmy mikrofon w domu) i przeprowadzała ze mną wywiad jako gwiazdą Hollywood.

Ile miałeś wtedy lat?
Osiem…? Kilkanaście lat później, kiedy byłem na studiach, znajoma usiadła mi na laptopie i zniszczyła go. Na zniszczonej matrycy, pastą do zębów, namalowała mnie z moją ówczesną dziewczyną i napisała: „Hollywood”. Gdy kończyłem 25 lat i wyprawiałem urodziny, serdeczna przyjaciółka podarowała mi grafikę z moją podobizną i napisała na niej: „Zawierucha w Hollywood. Coming soon only movie theatres”. I to są takie małe cuda dla mnie. Dlatego jeśli mnie pytasz, czy marzyłem o Hollywood, to mówię: „Nie”. To się samo gdzieś pojawiało i to jest niesamowite.

Co zrobiłeś w momencie, w którym dostałeś tę propozycję? Leżałeś i nie mogłeś się ruszać?
Leżałem, kwiczałem, nie oddychałem. Jak zadzwonił Maciek, mój agent, z informacją, że przyszła propozycja od Tarantino, miałem łzy w oczach i nie mogłem w to uwierzyć. Z drugiej strony powiedziałem sobie: w końcu!

W pierwszym momencie jest szok, radość, niedowierzanie, a teraz? Widzisz się już tam na dłużej, widzisz swoją hollywoodzką karierę?
Nie wiem, jak będzie, nie nastawiam się, ale też nie zwalniam i nie odpuszczam marzeń. Czasami nastawienie się na coś konkretnego paraliżuje…

Więc starałeś się o tym nie myśleć?
W tamtym momencie postanowiłem po prostu zdobyć tę rolę! Przygotować casting, nagrać to, co mi kazali, wysłać i czekać. Dostałem to, okej, radocha. Ogromna!

Długo czekałeś na decyzję?
Około trzech miesięcy. Na szczęście miałem co robić i nie myślałem o tym. Przed wyjazdem do Los Angeles zrobiłem jeszcze program telewizyjny „Europa filmowa” w Austrii, na Węgrzech w Szkocji. W tym samym czasie wysyłaliśmy do produkcji w Hollywood kolejne dokumenty związane z wyjazdem i pracą w Stanach. Nawet jak teraz o tym mówię, to ciągle nie wiem, jak to wszystko udało się zrealizować. 2 sierpnia o 12.10 lądowałem w Warszawie po zdjęciach w Szkocji, a o 15.50 wylatywałem do Kalifornii. Miałem dwie godziny na powrót do domu i przepakowanie torby. Lecąc do Warszawy zapisałem w notesie, moim kochanym pamiętniczku: co wziąć, gdzie spakować, jak ułożyć w torbie, czy brać słodycze, czy wódkę dla ekipy i tak dalej. Mama kupiła takie rzeczy, ja inne. Wszystko poukładane, kierowca zorganizowany przez produkcję filmu, podjeżdża pod mój dom. Rodzice także przyjechali, mama tylko spojrzała i powiedziała do mojej przyjaciółki: „Ale jak to? On będzie teraz takim samochodem jeździł?”. Bo szofer przyjechał pod same drzwi. Produkcja zajęła się mną od momentu wyjścia z domu.

Fotograf Katarzyna Paskuda

To oczywiście świetna przygoda, niesamowite wyróżnienie dla Ciebie. Z jakimi sławami pracowałeś?
Cały czas byłem na planie z Margot Robbie, bo ona grała Sharon Tate. Kręciłem też sceny z DiCaprio, z Bradem Pittem…

Nie zemdlałeś, kiedy zobaczyłeś ich na żywo?
Nie! Kiedy Quentin mnie przywitał i powiedział: „Witaj w mojej rodzinie, witaj w rodzinie Tarantino”, to pomyślałem: „F…, ale czad, ale jaja, ale numer!”. Chwilę później przywitała się ze mną Margot, Emile Hirsch – ten z filmów „Dziewczyna z sąsiedztwa” „Into the wild”. Jak ich wszystkich poznałem, to chodziło mi po głowie: „Okej, jestem jednym z Was po prostu i nie ma czasu na kompleksy. Robię swoje, w domu usiądę, w domu mogę przeżywać to wszystko”. I tak było przez kilka pierwszych dni.

Płakałeś z radości?
Z radości, z niedowierzania… Mieszkałem w samym centrum Hollywood, miałem piękny apartament na 14. piętrze, a na dachu basenem i pyszną kawą.


Ile czasu tam spędziłeś?
Trzy miesiące.

Nie chciałeś tam zostać?
Chciałem, ale wróciłem tu. Potem zrobiłem drugi film tam, w Minneapolis, gdzie grałem główną rolę, wcieliłem się w rosyjskiego naukowca. Film czeka na swoją premierę, na dystrybucję w Stanach. Z Evą de Dominici, która grała ze mną, przepiękną aktorką, cudowną osobą, z którą też się zaprzyjaźniliśmy. W ogóle bardzo się cieszę, że złapałem wiele wartościowych relacji. To jest taki świat, takie odległości, że jeżeli umawiasz się z kimś na kawę, to robisz to na dwa tygodnie przed. I jeszcze nie jest powiedziane, że się spotkacie, bo każdemu może coś wypaść. Miałem to szczęście, że akurat wszystkie spotkania, które ustalałem, dochodziły do skutku. Poznałem bardzo dużo ludzi, utrzymuję z nimi cały czas kontakt. Wszędzie trzeba dbać o ludzi, znajomości i przyjaźnie. W Kalifornii, wzajemne relacje przekuwa się w działanie.

Jak dzisiaj wygląda Twoja relacja z Hollywoodem?
Bardzo dobrze, po pandemii chcę tam wrócić.

Jesteś w związku?
To są moje prywatne sprawy.

Chciałam Cię podpuścić, ale martwię się: jak wyjedziesz, to co z Twoją drugą połową?
Zawsze będzie.

Ale która połówka?
Moja. Szanuję swoje prywatne życie. Są takie rzeczy, o których nie mówię. Każdy musi mieć przestrzeń na prywatność.

Czy jesteś gentlemanem?
Jestem.

Fotograf Katarzyna Paskuda

A co takiego robisz?
Otwieram kobiecie drzwi, podaję płaszcz, trzymam ją pod rękę…

A jak się upije?
Jak się upije, też. Trzymam parasol nad głową kobiety, a nie nad swoją.


A jak jest kałuża przed nią?
To rozkładam marynarkę, wiadomo 😉

Wiesz, że mało jest teraz gentlemanów?
Mam na ten temat specjalną teorię. Coraz częściej kobiety stają się silniejsze, a mężczyźni coraz bardziej nieśmiali. Może trochę się boją? A może kobiety nie pozwalają sobie na to, żeby mężczyzna je dowartościował. Nie ma przecież w tym nic złego. Nie ma nic złego w powiedzeniu komplementu, nie ma nic złego w tym, żeby trochę poflirtować. Wszystko jest chyba kwestią smaku, tak jak pisał Herbert i kwestią tego, w jaki sposób coś podamy; wszystko jest kwestią chemii i luzu między ludźmi albo też wychowania. Jest zupełnie inaczej w środowiskach bankowców czy prawników. Oni mają inny sposób komunikacji. Po pierwsze nie powinniśmy się bać bycia gentlemanem, a po drugie komplementować się nawzajem. No i kochać się. Po prostu.

Pandemia przejdzie, Ty wyjedziesz do Hollywood. Czy nie będzie Ci żal ludzi i pięknej Warszawy, Polski?
Lubię swój kraj i lubię Warszawę.

Jesteś patriotą?
Jestem, ale takim normalnym, zdrowym, nie przegiętym w żadną stronę. Nie lubię, jak ktoś komuś ogranicza prawa do wypowiedzi, do wolności i to niestety dotyczy zawsze obu stron konfliktu. Coś dziwnego się teraz dzieje między ludźmi – jeżeli masz jakieś zdanie, to boisz się je wypowiedzieć, bo ktoś myśli inaczej i od razu na ciebie może naskoczyć.

Dlaczego nie mieszasz się w politykę?
Bo uważam, że nie jest to mój zawód.

Ale oglądasz wiadomości?
Czytam, nie mam telewizora od 18 lat, od szkoły teatralnej…

Ale oglądasz filmy hollywoodzkie?
To cały czas – kino, rzutnik w domu, jak najbardziej. Natomiast wiadomości nie oglądam, bo nie lubię się faszerować negatywnymi informacjami, nawet tymi dotyczącymi covidu. Wiadomo, ludzie mają zupełnie różne zdanie na ten temat. Jasne, że musimy o siebie dbać. Jeśli trzeba, nosimy maseczkę, myjemy ręce. Zaczęliśmy bardziej zwracać uwagę na higienę i nie ma w tym nic złego.

Fotograf Katarzyna Paskuda

Wróćmy więc do miłych kwestii. Oprócz filmu „Gierek” masz w planach coś jeszcze? Można Cię zobaczyć w teatrze?
Niestety teatry mają teraz najgorzej. To też wydaje mi się dziwne. Mimo restrykcji tuż przed zamknięciem kin, film „Banksterzy” wszedł na ekrany. Niestety, na krótko, bo nastąpił wzrost zachorowań. Mam nadzieję, że w przyszłym roku „Najmro”, „Mistrz” czy „Gorzko, gorzko”, w których zagrałem, nie będą miały już takich problemów.

Czyli stałeś się teraz głównie aktorem filmowym. Nie ciągnie Cię do teatru? A może wolisz film?
Ciągnie mnie, bardzo lubię grać w teatrze, lubię też film. To są dwie różne rzeczy, w obu się spełniam.

O czym marzysz poza aktorstwem?
Marzę, żeby wyprodukować film. Ale mam też inne plany w zupełnie innych dziedzinach i bardzo się z tego cieszę.

Czyli trzeba obserwować Twój Instagram?
Myślę, że trzeba. Śledźcie koniecznie.