WywiadyZwykły chłopak, który pisze ładne piosenki

Zwykły chłopak, który pisze ładne piosenki

Z Igorem Herbutem, muzykiem, rozmawiała Katarzyna Mazur.

Czym się kierowałeś, decydując się na solową ścieżkę kariery?

Muzyka przepełnia każdy mój dzień. Bardzo dużo gram i piszę, dlatego tworzę jednocześnie materiał solowy i z grupą LemON, którą stworzyłem dziewięć lat temu. Od wielu lat solowo udzielałem się w różnych projektach, ale rok temu, nie mam pojęcia skąd, postanowiłem wyruszyć w trasę solową. Tylko ja i fortepian.

Jakie emocje towarzyszyły tej decyzji?

Bilety na solowe koncerty wyprzedały się w kilka, kilkadziesiąt minut i to dodało mi dużo wiary w siebie i w to, co robię. Było to jednak spore wyzwanie – przez dwie godziny śpiewać i grać na pianinie. W ciągu tych kilku miesięcy bardzo rozwinąłem się jako muzyk, dużo czasu spędziłem doskonaląc warsztat. Przychodziły mi do głowy nowe harmonie i brzmienia, zupełnie inne niż wcześniej z zespołem. Po prostu poczułem, że jestem wreszcie gotowy nie tylko wyruszyć w trasę solo, ale i wydać solowy album. Solowy debiut po ponad ośmiu latach na scenie.

Decyzja o zmianie to jedno, Twoja zbiegła się jednak z dodatkowymi okolicznościami – Twoja solowa płyta ukazała się, kiedy byliśmy poddani społecznej izolacji. Jak sobie poradziłeś z koniecznością zmiany planów?

Rozegrałem to tak, że… nie zmieniłem planów. Wbrew wszelkiej marketingowej logice postanowiłem w połowie kwietnia wydać album, nad którym pracowałem przez ponad rok, na którym dopieściłem każdą nutę i każdy oddech. Bartosz Węglarczyk powiedział kilka tygodni temu, że po przesłuchaniu tego albumu doskonale to rozumie. Tak właśnie miało i musiało być. Ten album miał się ukazać właśnie teraz, kiedy sytuacja, w której się niespodziewanie wszyscy znaleźliśmy, zmusiła nas do wielu refleksji i przewartościowań. Gdy obserwuję na Spotify i Tidal, w czasie rzeczywistym, ile dziesiątków tysięcy (w sumie już kilka milionów) razy odsłuchiwane są te utwory, wiem, że intuicja podpowiedziała mi dobrze. Gdy go tworzyłem, ten album był moją terapią, a teraz jest tym samym dla moich słuchaczy. Dostaję mnóstwo wiadomości od ludzi, dla których jestem debiutantem, którzy mnie wcześniej nie słuchali. Pytają: gdzie Pan się ukrywał? Fajnie tak dać się odnaleźć…

Pisząc teksty robisz to dla siebie, to rodzaj autoterapii. Zdarza Ci się pisać „pod publiczność”, z nadzieją, że trafisz w jej gust, potrzeby?

Nie wiem, czy wiesz, ale chciałem z początku, aby ten album był instrumentalny. Wspaniałe i ciężkie chwile, moje emocje wyraziłem w nutach, w aranżacjach, w tempie utworów, w harmoniach, w melodiach, w doborze instrumentów, w muzycznym klimacie, którym chciałem się podzielić. Dla mnie już muzyka zawierała to, co ludzie nazywają tekstem. Moje przesłanie, którym chciałem się podzielić. Dobranie do tej muzyki słów było więc dość proste, bo doskonale wiedziałem, o czym jest który utwór. Dużo trudniej jest takie myśli w języku polskim zredagować, aby można je było zaśpiewać, bo nie piszę sześciosylabowych utworów pod nóżkę. Wymagam wiele od siebie i wymagam wiele od słuchaczy.

Album „Chrust” jest Twój od początku do końca: słowa, aranżacja, produkcja. Dlaczego?

Moja solowa trasa zbiegła się w czasie z okresem, kiedy moja narzeczona była w ciąży. Latem ubiegłego roku na świecie pojawił się mój syn Kai. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wcześniej aż tak długo i często siedział przy pianinie… Właśnie wtedy, gdy rodził się Igor-ojciec, rodziły się też te utwory. Tak osobiste, tak moje, z takim ładunkiem mojej miłości i siły, która mi towarzyszyła, że nie mógł tego wyprodukować i zaaranżować nikt inny.

O swoim ojcostwie mówisz: „przeszedłem przez furtkę, jestem w innym świecie”. Jaki to świat?

To przejście jest dokładnie opisane w utworach „Latające słonie”, „Jasny” i „Tańczmy”. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby czytelnicy tego wywiadu, którzy nie znają tych utworów, zechcieli ich w tym momencie wysłuchać. Zajrzeć do tej furtki.

Masz swoją wizję ojcostwa?

Nie jestem ojcem wizjonerem. Po prostu chcę być każdego dnia najlepszym tatą, jakim można być.

Jak to jest z dziewiątką w Twoim życiu? Wierzysz w magię liczb, znaki, intuicję, która podpowiada kierunek?

Lubię tę cyfrę, zawsze będzie mi się kojarzyć z utworem, dzięki któremu, gdy miałem 21 lat, moją muzykę usłyszało bardzo wielu ludzi. Co do znaków i intuicji, wierzę w to, że musimy być uważni, uważnie przeżywać każdy dzień, uważnie słuchać samych siebie, nie zagłuszać swoich myśli.


Poza magią liczb dostrzegłam w Twoich inspiracjach muzycznych, filozoficznych, jeszcze jedną – Korą. Niedawno minęły dwa lata od jej śmierci. Co w sobie miała, jakie piętno w Tobie pozostawiła, że chcesz śpiewać jej utwory?

Na albumie ,,Chrust” znalazła się moja interpretacja ,,Krakowskiego spleenu”. Zagrałem ją wcześniej w tej aranżacji na wyprzedanym koncercie solowym w Teatrze Muzycznym Roma. Cisza, która zapadła po tym wykonaniu, była… Mam ciarki, gdy o tym myślę. Kilka dni później zaprosił mnie do siebie do domu Kamil Sipowicz, rozmawialiśmy o Korze, czułem, jakby nadal była z nami. Bo jest, jej energia jest. Ania Gacek zagrała ten utwór w swojej audycji i gdy usłyszałem go w radiu, pomyślałem, że bardzo bym chciał, aby znalazł się na płycie. Być może dla niektórych ten utwór odcina się od pozostałych, jest to przecież jedyny cover na tym albumie. Tak, ale musiał się na nim znaleźć. Tak czułem.

fot. Jacek Poremba

Skąd u Ciebie potrzeba podkreślenia pochodzenia? Przy nagrywaniu płyty „Tu” z LemON zamknęliście się na tydzień w łemkowskiej chacie, w jednym z utworów w na płycie „Chrust” śpiewasz po łemkowsku. Co to dla Ciebie znaczy, że jesteś Łemkiem?

Moje korzenie bardzo wzbogacają moją muzyczną wrażliwość. Łemkowie bardzo dużo śpiewają w domu i od małego uczą się w związku z tym śpiewać w harmonii. Wszyscy znają bardzo wiele pieśni, mnóstwo z nich to te same utwory, które istnieją w wersji polskiej, słowackiej, ukraińskiej. Muzyka wypełniała całe moje dzieciństwo, a piękne ludowe harmonie nastroiły moje uszy.

W show-biznesie, w którym na co dzień funkcjonujesz, nie ma za bardzo mody na Pana Boga, a ja pamiętam, że otwarcie mówiłeś jakiś czas temu o tym, że w kryzysie prosiłeś Boga o znak. Co daje Ci wiara?

Wiesz, ja tak nie za bardzo funkcjonuję w show-biznesie. Raczej jestem na uboczu. Przyjaźnię się z kilkorgiem artystów. Na Wielkanoc, w czasie pandemii, przyjechał do mnie Kuba Badach i siedzieliśmy oddzieleni od siebie o kilka metrów na korytarzu. Uwielbiam rozmawiać w garderobie z muzykami, z którymi występuję. Jednak później wracam do domu i jestem zwykłym chłopakiem. Zwykłym chłopakiem, który pisze ładne piosenki.

Z jednej strony decydując się na wydanie płyty oczekujesz zapewne jej komercyjnego sukcesu. Z drugiej jednak Twoja płyta wydaje mi się mało komercyjna – teksty zmuszające do myślenia, utwory dłuższe niż standardowe trzy minuty. Nie chciałeś prościej?

Ja się trochę złoszczę, gdy dziennikarze tak mówią, wiesz? Że to płyta ambitna, że zmusza do myślenia. Wolałbym, aby zachęcali ludzi do sięgnięcia po nią! Bo owszem, jest to mądry materiał, ale też piękny, melodyjny i relaksujący. Niedobre jest to dzielenie muzyki na łatwą i trudną. Tracimy wtedy tych słuchaczy, którzy myślą, że się do trudniejszej nie nadają. A nadają się wyśmienicie. Wystarczy, że ją włączą i dadzą jej szansę.

„Wiele dziwnych i głupich rzeczy dzieje się teraz na świecie” – powiedziałeś trzy lata temu w rozmowie z Plejadą. Jak postrzegasz rzeczywistość z dzisiejszej perspektywy?

W utworze ,,Wdzięczność”, który jest najczęściej cytowanym utworem z tego albumu i do którego uparłem się, aby nagrać klip nad moim jeziorem, śpiewam ,,nie bądź zaskoczony, jak szybko odpowiada nasz świat, gdy zaczynamy żyć prawdziwie”. To jest moja najlepsza odpowiedź na to bardzo dobre pytanie.

fot. Jacek Poremba