WywiadyWystąpiłem w wielu rolach, najpierw jako piłkarz, potem pracownik banku, wreszcie jako......

Wystąpiłem w wielu rolach, najpierw jako piłkarz, potem pracownik banku, wreszcie jako… Dyplomata

Ambasador Izraela w Polsce Alexander Ben Zvi jest na wskroś nowoczesnym dyplomatą. W rozmowie z Andrzejem Braiterem stwierdza, że ambasador nie musi być sztywny ani nudny oraz wyjaśnia, dlaczego podczas pobytu na Słowacji założył zespół muzyczny. Mówi o kulisach dyplomatycznej kariery, swojej drodze zawodowej, a także o tym, w jakich branżach polskie firmy mogłyby bez trudu odnieść sukces w Izraelu.

Jak to jest być izraelskim dyplomatą w Warszawie?

Bywa różnie, ale ogólnie jest bardzo przyjemnie. Polska jest bardzo życzliwym krajem i dobrze jest tu mieszkać. Oczywiście, są różne wzloty i upadki, doświadczyliśmy wiele w przeszłości, ale ogólnie mamy bardzo dobre wspólne relacje i z tego względu mój pobyt tu muszę uznać za bardzo przyjemny.

Słyszałem, że Pańska poprzednia misja na Słowacji była niezwykle udana. Potrafił Pan zdobyć tam nie tylko uznanie, ale też sympatię zarówno członków administracji, jak i mieszkańców. Był Pan niezwykle aktywny nie tylko jako ambasador, ale również zdobył Pan serca Słowaków jako rockowy artysta występujący w tamtejszych mediach.

Muszę przyznać, że zacząłem się aktywnie interesować muzyką jeszcze jako dziecko, ale podczas swojego pobytu na Słowacji zorientowałem się, że kilku moich kolegów ambasadorów również uwielbia i potrafi grać, więc postanowiliśmy założyć zespół. Poza zwykłą radością z grania chcieliśmy pokazać, że bycie ambasadorem niekoniecznie musi wyglądać tak, jak to widzimy na filmach. Ambasador nie musi być wyłącznie bardzo poważnym urzędnikiem, siedzącym gdzieś wysoko na Olimpie, daleko od zwykłych ludzi. Nazwaliśmy nasz zespół Philantropy Band, ponieważ występowaliśmy przede wszystkim na koncertach dobroczynnych, a naszym celem była pomoc na przykład dla niepełnosprawnych dzieci czy dla osób cierpiących na raka, a pieniądze z występów przeznaczaliśmy na tego typu cele. Po pewnym czasie zaczęliśmy być zapraszani na różnego rodzaju festiwale, takie jak choćby przy okazji jubileuszowych uroczystości miasta Bratysława, kiedy wystąpiliśmy na rynku Starego Miasta, czy też gdy słowackie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zorganizowało dzień otwarty i wtedy również wystąpiliśmy, chcąc pokazać ludziom, że dyplomaci mogą się zachowywać jak zwyczajni ludzie. Bardzo lubię też gotować. Gotowanie jest moją pasją od czasów dzieciństwa, więc kiedy słowacka telewizja zaprosiła mnie do udziału w programie trochę podobnym do słynnego „Master Chefa”, chętnie się zgodziłem. Wystąpiłem też jako kucharz w Polsce, w porannym programie stacji TVN. Również muszę się pochwalić, że produkuję u siebie w domu filmy, prezentujące, w jaki sposób można sporządzać smaczne potrawy kuchni izraelskiej. Dziś bycie dyplomatycznym przedstawicielem danego kraju nie może się sprowadzać do tego, że tu czy tam wygłosi się wykład. W dobie nowoczesnych mediów, gdzie mamy i Twitter, i Facebook, i Instagram, a nawet TikTok, który kierowany jest do bardzo młodych osób, to i my możemy z niego korzystać: wy po to, by promować wiedzę o Polsce, a my o Izraelu. Wiele osób bardzo niewiele wie na temat Izraela, pomijając oczywiście Ziemię Świętą czy zawsze żywe konflikty zbrojne. Tymczasem jest bardzo dużo innych rzeczy, które warto wiedzieć na temat tego kraju i tu ważną rolę do spełnienia ma nowy model pracy dyplomatycznej.

Na samym początku dyplomatycznej kariery przyjechał Pan tu do nas, do Polski, następnie wyjechał do pracy w Południowej i Środkowej Ameryce, a potem znów powrócił Pan do Europy. Chciałbym zapytać o Pańskie serce zawodowe, o tę dychotomię: Ameryka Południowa i Europa Wschodnia.

Tu mam akurat dwa serca. Naprawdę kocham kraje Ameryki Łacińskiej. Pracowałem zarówno w Ameryce Południowej, jak i w Środkowej, w Kostaryce, w Argentynie, w Peru, ale moje drugie serce jest oczywiście tu, w tej części świata, która jest mi bliska w sposób zupełnie naturalny, choćby z tego względu, że urodziłem się na Ukrainie. Słowiańskie otoczenie i kultura są zatem mi bardzo bliskie i naprawdę i tę część świata bardzo kocham. Gdy chodzi o Amerykę Południową, wszystko zaczęło się przypadkiem. Po zakończeniu misji w Polsce zaproponowano mi placówkę w Peru, a ta propozycja z intelektualnego punktu widzenia była dla mnie nadzwyczaj ciekawa, więc powiedziałem: czemu nie, to będzie dla mnie wspaniałą przygoda. Wtedy po raz pierwszy udałem się do Ameryki Południowej. Nauczyłem się hiszpańskiego i polubiłem tę część świata.

Czemu, mimo Pańskich wysiłków, wielkiego zaangażowania i ciężkiej pracy, nie potrafimy dostrzec bardziej spektakularnych osiągnięć na poziomie współpracy między naszymi krajami? Czemu nie obserwujemy częstszych kontaktów między przedstawicielami władz Polski i Izraela?

Naprawdę lubię Polskę. Znam ten kraj, mówię po polsku, wciąż mam kontakt z ludźmi, których spotkałem przed laty i moje uczucia do Polski są wciąż takie same. Dziś jednak Polska jest kompletnie inna od tej, jaką zostawiłem 30 lat temu, jeszcze w czasach komunizmu. Mamy też ten niezwykły rok, gdy zaatakował nas koronawirus i bardzo trudno jest organizować wizyty, zwłaszcza z krajów niebędących członkami Unii Europejskiej. Jednak chciałbym podkreślić, że nowy minister spraw zagranicznych Izraela Gabi Aszkenazi jeden ze swoich pierwszych telefonów wykonał do Polski i odbył bardzo przyjazną rozmowę z ministrem Czaputowiczem, który zaprosił go nad Wisłę. To jednak w dobie koronawirusa jest niemożliwe, podobnie jak niemożliwe jest utrzymanie wcześniejszego poziomu wizyt ściśle turystycznych. Proszę pamiętać, że przed epidemią każdego roku z Izraela przyjeżdżało tu 300 tys. turystów, ale też do Izraela przyjeżdżało każdego roku 180 tys. turystów. Co tydzień z Polski do Izraela odlatywało
60 samolotów, cztery samoloty dziennie z Warszawy, ale też mieliśmy loty z Lublina, Poznania, Wrocławia, Katowic czy Gdańska. To wszystko musiało zostać zatrzymane z powodu epidemii. Jestem pewien, że pandemia się kiedyś skończy i wszystko wróci do normy, póki co jednak utrzymujemy bardzo ciepłe kontakty choćby przy pomocy aplikacji Zoom. Izraelski minister rolnictwa często rozmawia z ministrem Ardanowskim, nasz minister nauki ma kontakt z ministrem nauki w Polsce. Są też oczywiście sprawy trudne, ale i tak uważam, że one były istotne dwa, trzy lata temu, a dziś jest inaczej. Owe sporne kwestie dotyczyły lat już dawno minionych, a więc lat wojennych oraz powojennych. Nie wydaje mi się natomiast, by zajmowanie się przeszłością należało do obowiązków dyplomatów. Oczywiście powinniśmy pamiętać o przeszłości, powinniśmy dążyć do tego, by wiedzieć jak najwięcej o tym, co się stało przed laty, ale to jest zadanie dla historyków, reprezentujących takie ośrodki jak Yad Vashem czy Instytut im. Pileckiego i to oni powinni nas informować o tym, co się wówczas działo. Nie możemy jednak pozwolić, by przeszłość decydowała o naszych dzisiejszych stosunkach. Szczególnie zadaniem dyplomaty jest zajmować się tym, co tworzy przyszłość, a więc gospodarką, turystyką oraz różnego rodzaju kwestiami politycznymi. Na wielu poziomach polskie i izraelskie interesy są wspólne. Wystarczy wspomnieć o walce z terroryzmem, ale też warto zwrócić uwagę na europejski projekt zatytułowany „Horizon Europe”. Jest to program naukowy, w który Izrael zaangażował znaczne środki ludzkie i finansowe. To są kwestie, na których powinniśmy się koncentrować. Przeszłość jest ważna, ale dyplomaci czy w ogóle politycy mają inne cele i na nich powinni się skupiać. Rozgrzebywanie dawnych ran to błąd.

Jak Pańskim zdaniem prezentuje się dziś poziom naszych wzajemnych stosunków politycznych, gospodarczych czy kulturalnych? Czy czuje się Pan zadowolony?

Myślę, że jest dobrze. Oczywiście zawsze mogłoby być lepiej. To, co mamy dziś, nie wystarczy. Popatrzmy na naszą wymianę handlową. Dziś wynosi ona miliard dolarów rocznie i ta liczba może wydawać się duża. Jednak jeśli popatrzymy na wymianę, jaką Izrael ma dziś choćby z Czechami, jest ona znacznie wyższa, a pamiętajmy, że Czechy są dużo od Polski mniejsze. Oczywiście nie sugeruję tu, że handel z Czechami jest zbyt wysoki, chciałbym natomiast, żeby z Polską był o wiele wyższy. Jeśli chodzi o import z Polski, do Izraela sprowadzamy głównie żywność, a tę przestrzeń należałoby zdecydowanie rozszerzyć. Spójrzmy na start-upy. Aktualnie prowadzimy szereg projektów dotyczących tego właśnie typu przedsięwzięć biznesowych. W bliskiej przyszłości planujemy zainicjować serię seminariów (oczywiście na razie wyłącznie w systemie online) na temat bezpieczeństwa wewnętrznego oraz ochrony granic. Z myślą o polskich przedsiębiorcach z krajów działających w ramach Grupy Wyszehradzkiej zorganizowaliśmy specjalny system szkoleń dotyczących właśnie start-upów. Wyjaśniamy młodym biznesmenom z tych krajów, czym one są, w jaki sposób można je próbować zorganizować, na co trzeba zwracać szczególną uwagę, jak uzyskać potrzebne na poszczególne projekty fundusze itd. Nasze starania na tym polu okazały się naprawdę bardzo pożyteczne i już teraz planujemy kolejną rundę szkoleń, wciąż niestety wyłącznie w systemie online. Musimy też pamiętać o turystyce. Z powodu pandemii poziom odwiedzin z 300 tys. spadł w mijającym roku niemal do zera i dziś bardzo ważnym zadaniem jest przygotowanie się do tego, by móc bardzo szybko przywrócić dawny ruch, kiedy granice zostaną w pełni otwarte. Polska dla Izraelczyków jest bardzo interesująca jako cel turystyczny, mają oni różne powody, by odwiedzać ten kraj. Niektórzy przyjeżdżają, by przeżyć na nowo historię, odkryć miejsca, w których urodzili się i mieszkali ich rodzice, niektórzy pragną odwiedzić Mazury, polskie morze, lasy na wschodzie i góry na południu. Spójrzmy teraz na kulturę. Izraelska kultura jest naprawdę bardzo popularna w Polsce, podobnie jak polska spotyka się z dużą uwagą w Izraelu. Mamy w Tel Awiwie Instytut Polski, który działa nadzwyczaj prężnie niemal bez przerwy. Oczywiście nie ma w tej chwili takiej możliwości, byśmy sprowadzali do naszych krajów naszych piosenkarzy, zespoły jazzowe i w ogóle artystów z występami, ale jestem pewien, że gdy pandemia minie, wszystko będzie tak jak kiedyś.

Jak Pan widzi rolę Izraela w dzisiejszej polityce międzynarodowej?

Izraelska polityka zagraniczna koncentruje się głównie na sprawach regionu i tu staramy się odgrywać kluczową rolę, ale nie jest możliwe, by kwestie regionalne nie miały wpływu na sytuację na świecie. Izrael stał się w pewnym sensie miejscem starcia wielu różnych interesów. Czy to Stany Zjednoczone, czy Rosja, czy Europa, czy świat arabski – wiele interesów skupia się właśnie tutaj i nagle Izrael wpada w sam ich środek. Oczywiście są kwestie, które nas mniej interesują, jak na przykład relacje między Rosją i Japonią. Natomiast gdy chodzi o wszelkie konflikty na Bliskim Wschodzie lub o kwestie energetyczne, jesteśmy bardzo głęboko zaangażowani. Mamy podpisane umowy o współpracy z wieloma państwami na świecie. Jesteśmy na przykład bardzo dumni z faktu, że udało nam się podpisać umowę o wolnym handlu z krajami Unii Europejskiej. Izrael jest jednym z pierwszych krajów spoza Europy, który ją podpisał, a miało to miejsce jeszcze w roku 1975. Umowę o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi podpisaliśmy, zanim była popisana umowa o współpracy handlowej między Ameryką a Europą. Mamy też taką umowę z krajami stowarzyszonymi w Mercosur z  2007 roku, a obecnie negocjujemy kilka nowych, ponieważ świetnie rozumiem, że dywersyfikacja handlu na linii import – eksport jest dla każdego państwa, które dba o utrzymanie pozycji na rynkach, czymś nadzwyczaj ważnym ze względów ściśle ekonomicznych. Bez silnej gospodarki nie ma silnego państwa. Izrael jest oczywiście bardzo silny militarnie, jednak owa siła musi być połączona z silną gospodarką. Jesteśmy ważnym graczem na mapie świata, choć niekiedy nie jest to sytuacja, która nas uszczęśliwia. Wiele osób czy organizacji tylko czeka na okazję, by potępić nasz kraj za rzeczy, których w innych rejonach świata nie chcą dostrzegać; rzeczy często znacznie gorszych i zasługujących na sprzeciw. Czemu tak jest, tego nie wiemy i nikt nam tego nie chce powiedzieć.

Z jakimi problemami zmagają się izraelscy inwestorzy, którzy żyją tu w Polsce?

W Polsce dziś przebywa dość dużo inwestorów z Izraela, działających głównie w branży deweloperskiej, ale są też osoby, które prowadzą restauracje i różnego typu mniejsze biznesy. Szczerze mówiąc, nie sądzę, by oni doświadczali tu jakichś szczególnych trudności, o których można by powiedzieć, że są powodowane faktem pochodzenia z Izraela. Jeśli pojawiają się jakieś kłopoty, a to się zdarza zawsze i wszędzie, to są to kłopoty, które dotyczą inwestorów z każdego innego kraju.

Może im dokucza zbyt niska temperatura i zbyt mało słońca?

O nie! Obecnie w Izraelu są 42 stopnie Celsjusza, więc nie mają za czym tęsknić. Wręcz przeciwnie, mogą się udać na plażę w Sopocie i tam będą w pełni szczęśliwi. Natomiast gdy chodzi o kwestie biznesowe, nie sądzę, by mogli się skarżyć na jakiekolwiek większe kłopoty związane z tym, że przyjechali z Izraela. Tu nie ma różnic między jednymi a drugimi. Nie bardzo się na tym znam, ale wydaje mi się, że większość aktualnych problemów wynika z tego, że mamy tę nieszczęsną pandemię i przez nią wiele rzeczy staje się z natury trudniejsze.

A co Pan powie na temat biurokracji? Czy czuje Pan, że w Polsce ten problem jest większy niż w Izraelu?

Powiem szczerze, że my w Izraelu w biurokracji jesteśmy prawdziwymi mistrzami i, jak sądzę, mieliśmy się od kogo uczyć. Kiedy powstawało nasze państwo, przy jego budowie obecnych było wielu Polaków, a więc ich wpływy są widoczne do dziś.

Możemy liczyć, że nie zabraknie jedzenia w izraelskich restauracjach?

Nie, absolutnie. Jedzenia jest w bród. Chciałbym przy okazji zwrócić uwagę na coś interesującego: wiele polskich restauracji serwuje potrawy, które reklamuje jako potrawy żydowskie, a ja się zastanawiam, czy karp po żydowsku na przykład to żydowska potrawa? Albo taka szakszuka, która tak naprawdę pochodzi z Północnej Afryki, albo hummus czy falafel, które są przecież typowymi potrawami z rejonu Morza Śródziemnego. Mamy kuchnię Etiopii, ale też jedzenie, które przyszło tu z Ameryki Północnej, takie jak popularne hamburgery. Nie ma więc czegoś takiego jak typowe żydowskie potrawy. To wszystko jest dokładnie wymieszane.

Jak się rozwijała Pańska kariera? Czy służył Pan w wojsku, bronił Pan swego kraju przed atakami z zewnątrz? A może po skończeniu szkoły grał pan w piłkę nożną?

O tak! W piłkę nożna grałem zawsze, kiedy byłem dzieckiem i później. Wydaje mi się, że przestałem dopiero wtedy, gdy poszedłem do wojska. Służba wojskowa w Izraelu jest obowiązkowa. Każdy chłopak i każda dziewczyna po ukończeniu 18 roku życia musi pójść do wojska. Chłopcy na trzy lata, dziewczęta na dwa. Przyjechałem do Izraela z Ukrainy, kiedy miałem 14 lat, tam ukończyłem liceum, a potem od razu poszedłem do wojska, gdzie spędziłem aż cztery lata. Po skończeniu służby poszedłem na studia. Przez kilka lat pracowałem w banku, potem rozpocząłem pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Był to rok 1983 i od tego czasu jestem tam nieprzerwanie. Moja pierwsza misja była w Polsce, jednak wtedy nie wiązała się ona z pracą w ambasadzie, bo Izrael wówczas ambasady nie posiadał, ale w czymś, co nosiło nazwę Sekcja Interesów Izraela przy Ambasadzie Holenderskiej. Tak naprawdę nie byłem więc dyplomatą izraelskim, ale holenderskim. Dopiero po jakimś czasie Sekcja Interesów uzyskała pewną niezależność i w lutym 1990 roku nawiązaliśmy pełne stosunki dyplomatyczne z Polską. Później zostałem wysłany do Peru, następnie przez pewien czas pracowałem w ministerstwie, wyjechałem do Moskwy, potem do Buenos Aires, znów wróciłem do kraju, a potem zostałem powołany na dyrektora do spraw kontaktów z państwami Afryki Środkowej. Wyjechałem jako ambasador do Kostaryki, następnie przez jakiś czas pracowałem w ministerstwie jako dyrektor do spraw kontaktów z krajami Ameryki Południowej, a dziś znów jestem w Polsce i szykuję się do wyjazdu do Moskwy. Byłem w wielu miejscach i wystąpiłem w wielu rolach, najpierw jako piłkarz, potem pracownik banku, wreszcie jako dyplomata.

No i jako muzyk rockowy.

Muzyk rockowy to moja nowa zupełnie rola. Przyznam zresztą, że i tu w Polsce staramy się grać muzykę. Mamy swój zespół, bardzo dużo ćwiczymy i mam nadzieję, że może w przyszłym miesiącu damy swój pierwszy koncert.

Izraelski dyplomata posiada umiejętności wyrastające z bardzo wielu dziedzin wiedzy. Jaka jest Pańska definicja izraelskiego dyplomaty w oparciu o Pana znaczące przecież doświadczenie?

Tak się składa, że moja praca doktorska dotyczyła właśnie tego zagadnienia: czym jest bycie dyplomatą w XXI w.? Był czas, kiedy prowadziłem wykłady na ten temat i mogłem o tym opowiadać przez trzy godziny. Nasza służba jest ściśle zawodowa. 90 proc. pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych to profesjonaliści. Dokładnie rzecz biorąc, 11 proc. szefów placówek dyplomatycznych pochodzi z nadania politycznego, a obecnie na świecie mamy 104 misje dyplomatyczne. Na przełomie lat 80. i 90. Izrael posiadał na świecie jedenastu pracowników służb dyplomatycznych, którzy byli wybrani z klucza politycznego i w pewnym momencie rząd miał zamiar dołączyć do tego grona jeszcze jedną osobę. Proszę sobie wyobrazić, że dyplomatyczne służby Izraela zaprotestowały, a wsparł je Związek Zawodowy Pracowników Dyplomacji, którego tak na marginesie byłem wiceprzewodniczącym. W tej sytuacji rząd nie był w stanie nic zrobić. Jedenastu to jedenastu i ani jednego więcej. Tak to bowiem działa, gdy chodzi o system organizacji służby dyplomatycznej państwa Izrael.

Czy Pańskie życie jako dyplomaty w Polsce natrafia na jakieś większe wyzwania? Czy łatwo jest współpracować z polskimi partnerami?

Nie widzę absolutnie żadnych problemów. Między Ambasadą a ministerstwami oraz różnego rodzaju instytucjami istnieje stały kontakt, rozmawiamy również z polskim Episkopatem, ze społecznością żydowską w Polsce, współpraca przebiega wszędzie bardzo dobrze. Oczywiście pomaga tu pewnie fakt, że mówię po polsku. Jestem również stale obecny w mediach, również w mediach społecznościowych, takich jak Facebook czy Twitter, wielokrotnie miałem okazje występować w telewizji. Jesteśmy zawsze bardzo otwarci i dzięki temu otrzymujemy liczne oferty współpracy ze strony polskich partnerów czy to współpracy gospodarczej, czy kulturalnej, a więc nie widzę żadnych problemów, które mogłyby zakłócać tu moją służbę.

Chciałbym zapytać o potencjał, który powinniśmy umieć wykorzystać w przyszłości. Czy można powiedzieć, że już dziś go wykorzystujemy w stopniu wystarczającym?

To jest bardzo ważna kwestia. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że możemy robić znacznie więcej. Nie udało nam się osiągnąć odpowiedniego poziomu współpracy na polu współczesnej, nowoczesnej techniki. Mam tu na myśli medycynę, wojskowość czy przemysł samochodowy. Podam przykład. W Izraelu powstała jedna z największych na świecie firm produkujących systemy zwiększające bezpieczeństwo kierowcy o nazwie Mobileye. Ostatnio firma została wykupiona przez Google Corporation, ponieważ Google jest w posiadaniu wszystkich środków potrzebnych do wprowadzenia na rynek autonomicznego pojazdu bez kierowcy. Otóż dziś Moblieye współpracuje z polskim producentem autobusów o nazwie Solaris, ale przecież istnieje też bardzo potężny rynek produkcji samochodów ciężarowych, tramwajów czy pociągów, dla którego współpraca z Mobileye mogłaby się okazać nadzwyczaj przydatna i to na każdym możliwym polu, choćby i systemów telefonii komórkowej, o ile tylko zależy nam na poprawieniu mobilności, wewnętrznego bezpieczeństwa oraz komfortu życia i pracy. Inny przykład to bardzo znana w Polsce firma informatyczna o nazwie Asseco. Czy oni nie mogliby spróbować wejść agresywnie na rynek izraelski? Przecież pole do współpracy jest tu szalenie duże. Są też inne firmy, które mają naprawdę wielki potencjał. Moim zdaniem, gdyby udało się nam nawiązać współpracę wszędzie, gdzie ona może być nawiązana, nasza wymiana na tym polu mogłaby być przynajmniej trzykrotnie, a nawet czterokrotnie większa, niż ma to miejsce dzisiaj.

fot. Przemysław Stoppa

W Polsce regularnie organizowane są festiwale kultury żydowskiej. Czy izraelskie państwo w jakikolwiek sposób jest nimi zainteresowane? Czy bierze w nich jakikolwiek udział?

Ależ oczywiście! Wszystko, co jest organizowane w Polsce w celu promocji kultury żydowskiej, jest przez nas bardzo mocno wspierane. Obecnie w Warszawie odbywa się festiwal o nazwie „Warszawa Singera”, na którym wystąpiło wielu izraelskich artystów. Naturalnie wciąż mówimy o występach online, które ze względu na pandemię są jedynym rozwiązaniem, ale Izrael z całą pewnością się tu bardzo zaangażował. Mieliśmy też ostatnio festiwal żydowskiej kultury w Łodzi, w którym wzięła udział izraelska tancerka z Warszawy, prowadząc zajęcia z tańca współczesnego. Jesteśmy bardzo aktywni. Planujemy na przykład w niedalekiej przyszłości zorganizować w Polsce festiwal filmu izraelskiego. Chciałbym przy tym podkreślić, że nie koncentrujemy się na żydowskiej kulturze takiej, jak ona jest powszechnie widziana, czyli na tym, co istniało na przykład w czasach międzywojennych. Bardzo nam zależy, by pokazać kulturę państwa Izrael. To, co jest dla nas dzisiejsze i czym żyjemy na co dzień. Dziś również kultura stanowi prawdziwą mieszankę. Dzisiejszy Izrael to nie tylko starzy Żydzi. Do Izraela przyjeżdżają ludzie z Rosji, Uzbekistanu, Nowego Jorku, Buenos Aires, z Polski i każdy z nich przywozi cząstkę czegoś, co jest charakterystyczne dla miejsca, w którym się wychował i w ten sposób sprawia, że tak zwana kultura żydowska staje się z każdą chwilą inna i bardziej różnorodna. Nasze filmy stały się ostatnio naprawdę bardzo popularne i zyskały uznanie na całym świecie. Bardzo często jest to kino na poziomie światowym, bardzo emocjonujące filmy policyjne, thrillery. Czy można mówić, że to jest „kultura żydowska”? Pewnie tak, ale z pewnością nie w sensie, który obowiązywał przez lata.

To pytanie zadajemy każdemu z naszych gości. Które z polskich miast lubi Pan najbardziej?

Jest to bardzo trudne pytanie, ale spróbuję na nie odpowiedzieć. Bardzo lubię Kraków. To miasto ma urok, który robi wrażenie. Byłem też niedawno w Gdańsku i byłem pod naprawdę dużym wrażeniem Starego Miasta, w połączeniu z morzem. Są też jednak mniejsze miejscowości. Naprawdę dużo podróżuję i zawsze jestem pod wrażeniem. Ledwo co wczoraj, wracając z Krakowa, zatrzymałem się w Ogrodzieńcu. Jest tam zamek, który mnie wręcz zauroczył, ale takich miejsc w Polsce są setki. Lubię też Wrocław. Przez to jednak, że mieszkam w Warszawie i znam ja najlepiej, czuję się bardzo z nią związany. To jest moje miasto. Znam tu wszystkie miejsca, wiem, jak dostać się z jednego końca na drugi. Czuję się tu jak w domu.

Czy od czasu, gdy był Pan tu po raz pierwszy, Warszawa się zmieniła?

Zdecydowanie. Popatrzmy na otoczenie Pałacu Kultury. Kiedy stąd wyjeżdżałem, hotel Marriott był dopiero w budowie. Tych wszystkich wieżowców jeszcze w ogóle nie było. Pałac Kultury stał jakby w samym środku niczego. Proszę zobaczyć, ile od tego czasu powstało nowych osiedli. Spójrzmy na Wilanów. Kiedy stąd wyjeżdżałem i chciałem jeszcze zobaczyć pałac wilanowski, to miałem wrażenie, że to jest koniec miasta. Tam dookoła nie było nic, a dziś to jest wyjątkowe miejsce. Zatem Warszawa jest zupełnie inna niż kiedyś. Oczywiście domy na Marszałkowskiej się nie zmieniły i są dokładnie takie same jak kiedyś. Niektóre z nich zostały odnowione, co robi wrażenie, podobnie Stare Miasto. Ono się za bardzo nie zmieniło, ale reszta to jest już zupełnie inna historia.

Podobno Pańska misja w Polsce zbliża się do końca i, co ciekawe, przed planowanym terminem. Czy mógłby Pan zdradzić, co stoi za tą decyzją?

Zostałem poproszony o reprezentowanie Izraela w Moskwie. Zmiana została zapowiedziana w wyniku niedawnych wyborów w Izraelu i powołania nowego rządu. Nowy minister spraw zagranicznych Izraela podjął decyzję, by w obecnej sytuacji Izrael był w Moskwie reprezentowany nie przez polityka, ale przez dyplomatę zawodowego i poprosił mnie, bym się tam udał jak najszybciej. Byłem kiedyś zastępcą szefa misji w Moskwie i pełniłem też funkcję zastępcy Dyrektora Generalnego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, gdzie odpowiadałem za stosunki z krajami dawnego Związku Sowieckiego. Znam też bardzo dobrze język rosyjski, więc zgodziłem się na tę propozycję bardzo chętnie i uważam to wyzwanie z niezwykle ekscytujące.

Jakie są dziś Pana najważniejsze cele?

Moim głównym celem zawsze było doprowadzenie do tego, by między naszymi dwoma krajami doszło do prawdziwej otwartości, która spowoduje wzrost zaufania. Powinniśmy być przyjaciółmi oraz bliskimi sojusznikami z tej prostej przyczyny, że Polska i Izrael naprawdę są podobne na bardzo wielu polach. Mamy ze sobą tak dużo wspólnego, że to, co wspólne, powinniśmy wykorzystać dla dobra obu narodów. Gdyby nie ten fatalny czas, moglibyśmy naprawdę wiele osiągnąć, ale straciliśmy pełne sześć miesięcy, które można było wykorzystać na wzajemne spotkania i rozmowy. Cztery lata temu odbyło się tak zwane spotkanie G-G, gdzie doszło do rozmów między całymi naszymi rządami. To był fantastyczny pomysł, bo kiedy wszyscy ministrowie spotykają się w jednym w miejscu, można o wiele łatwiej osiągać wspólne cele. Dziś z powodu wirusa jest to niemożliwe. Była już zapowiedziana wizyta ministra Ardanowskiego w Izraelu i mieliśmy omawiać ważne sprawy rolnictwa w naszych krajach, ale to jest wciąż przed nami. Bardzo ważne jest dla mnie, by między naszymi krajami doszło do takiego poziomu wzajemnego zaufania, byśmy mogli powiedzieć, że jesteśmy naprawdę bliskimi partnerami.

Życzę sukcesów na Pańskiej kolejnej misji w Rosji, ale mam nadzieję, że w przyszłości będzie Pan odwiedzał Polskę tak często, jak to tylko możliwe.

Mam tu wielu przyjaciół, więc z pewnością się jeszcze wiele razy spotkamy, zwłaszcza że odległość nie jest aż tak duża.

fot.: Przemysław Stoppa